✔VI

- Gratulacje, panno Meadowes. Kolejne pięć punktów dla Gryffindoru.

Skinęłam głową, dziękując.

- Jak ty to robisz? – szepnęła Lily.

- Normalnie – machnęłam różdżką, wyobrażając sobie lądowanie pióra na ławce, a pióro przestało się unosić.

- Mnie się nie udało.

- Nie wszystkim wychodzi za pierwszym razsię Chodzi o to, że musisz chcieć, żeby coś się wydarzyło, musisz w to uwierzyć – zacytowałam własną ciocię, kiedy uczyła mnie magii niewerbalnej. – chwyciłam jej prawą dłoń. – Musisz wykonać taki ruch – pokierowałem jej dłonią. – Formułkę zaakcentuj na drugą sylabę od końca czyli „vio” a nie „sa” jak robi to większość osób – poradziłam jej. – Dawaj.

Rudowłosa wzięła głęboki wdech po czym zrobiła wszystko jak jej kazałam. Dzięki temu pióro się uniosło.

- Świetnie, dziewczyno – pochwaliłam ją.

- To dzięki tobie, dziękuję.

- Ja ci po prostu pokazałam co i jak, ty sama czarujesz.

Cała lekcja zaklęć minęła na ćwiczeniu zaklęcia swobodnego zwisu. Pod koniec zajęć wszystkie osoby umiały już unieść pióro dzięki leviosie. Po dzwonku pożegnałyśmy się z Tonks i ruszyłyśmy w kierunku lochów. Na miejscu stali już ślizgoni. Po krótkiej chwili pod salę podeszła dość młoda czarnowłosa nauczycielka. Otworzyła nam drzwi, wszyscy weszliśmy i zajęliśmy miejsca.

- Może wam się wydawać, że mój przedmiot jest bezużyteczny, możecie nienawidzić go z całego serca. A ja powiem wam, że bez moich lekcji nic w przyszłości nie osiągniecie. Każdy zawód opiera się na przynajmniej podstawowej znajomości właściwości i zastosowaniu eliksirów. Aurorzy, zielarze, uzdrowiciele a nawet gracze Quidditcha muszą mieć świadomość jakie eliksiry mogą, a jakich nie mogą zażywać. Moim nieszczęsnym zadaniem jest nauczenie was podstawowego minimum. Nazywam się Emma Carter i do powrotu poprzedniego nauczyciela to ja zajmuję się waszym edukowaniem. Na początek niech ktoś mi poda jakikolwiek eliksir i wymieni jeden z jego składników.

Uniosłam rękę, zgłaszając się do odpowiedzi, byłam jedyną zgłaszającą się uczennicą z domu Godryka Gryffindora. Nie zdziwiłam się gdy nauczycielka wybrała mnie.

- Proszę panno?

- Meadowes, pani profesor.

- Zatem proszę panno Meadowes.

- Eliksir wielosokowy, waży się go miesiąc, jednym ze składników jest skórka boomslanga. Służy do przyjęcia postaci osoby w którą chcemy się przemienić.

- Bardzo dobrze panno Meadowes, z racji, że to był bardzo zaawansowany eliksir przyznaję Gryffindorowi pięć punktów. Od naszej następnej lekcji będziecie podzieleni na pary i to ja was podzielę. Pary będą mieszane, i ze względu na płeć i dom. Poza moimi lekcjami możecie się nienawidzić, ale na lekcjach ma być spokój, jestem przeciwna między domowej nienawiści – profesorka podeszła do swojego biurka i wzięła jakąś kartkę. – Na przykład panna Meadowes usiądzie z panem Blackiem.

Jak na zawołanie poczułam dreszcz na plecach, w duchu się przeżegnałam. Resztę lekcji przesiedziałam, próbując zignorować nieprzyjemne uczucie ciągłego obserwowania. Kiedy rozbrzmiał dzwon chciałam opuścić salę jak najszybciej, ale zatrzymała mnie profesor Carter.

- Panno Meadowes, proszę aby panna została.

Dziewczyny rzuciły mi pocieszające spojrzenia i wyszły, wkrótce zostałam w sali razem z nauczycielką.

- Mam do ciebie tylko jedno pytanie – kobieta zasiadła przed swoim biurkiem. – Zauważyłam, że masz wielkie predyspozycje do eliksirów. Czy jesteś zainteresowana pogłębieniem swojej wiedzy i umiejętności na ten temat? – zapytała nauczycielka.

- W jakim sensie?

- Za dwa tygodnie w weekend odbędzie się spotkanie i na nim zaczynam tegoroczne lekcje dodatkowe, mam nadzieję, że się na nim pojawisz. Taki talent trzeba rozwijać.

- Postaram się, pani profesor.

Wyszłam z sali i od razu zostałam ”zaatakowana” przez moje przyjaciółki.

- Co chciała? – zapytała Alice.

- Zaprosiła mnie na jakieś spotkanie za dwa tygodnie i wypadałoby żebym się pojawiła.

- Ciekawie dlaczego akurat ciebie? – tym razem była to Lily.

Wzruszyłam ramionami, a następnie zaczęłam iść ku wyjściu z lochów. Weszłyśmy po schodach na drugie piętro żeby poszukać sali, w której miałyśmy mieć historie. Potem na trzecie gdzie dostrzegłam Remusa rozmawiającego z ciemnowłosym chłopakiem.

- Cześć Remus! – zawołałam.

- O, hej! – wszystkie podeszłyśmy do chłopaków. – To jest Frank – przedstawił nam chłopaka, z którym rozmawiał.

- Miło mi was wszystkie poznać, chciałem podejść na śniadaniu, ale szybko się zmyłyście, a potem cały czas chodziłyście w swoim gronie.

- Rozumiemy – powiedziała Lily. – Jestem Lily.

- Alice.

- Mary, miło mi.

- Dorcas, dla przyjaciół Dor – wyciągnęłam rękę przed siebie, chłopak ją uścisnął.

- Jeszcze raz miło mi was poznać, tak oficjalnie.

- Nam też – odpowiedziała mu Kingsley.

Kiedy rozbrzmiał dzwon nie czekaliśmy długo na nauczyciela, bo przyszedł niemal od razu. Po wejściu do środka usiadłam z Mary. Tak jak mówiła Nessie większość osób, które były na lekcji zasnęły już po pierwszych słowach nauczyciela. Byłam jedną z niewielu osób, które jakoś się trzymały. Ostrożnie rozejrzałam się po Sali. Remus siedział z jakimś śpiącym jasnowłosym chłopakiem. Lily w przeciwieństwie do Alice uważnie notowała słowa nauczyciela. Większość puchonów także spała za wyjątkiem dwóch dziewczyn, z których jedna spoglądała za okno a druga coś pisała. Z nudów wyjęłam z torby podręcznik do Historii Magii i zaczęłam go wertować. Zanim dostałam list z Hogwartu matka starannie dbała o moje wykształcenie, więc znałam praktycznie wszystkie tematy omawiane  w  podręczniku. Po krótkiej chwili odłożyłam podręcznik z powrotem do torby. Cała lekcja dłużyła mi się niemiłosiernie. Kiedy w końcu się skończyła dziękowałam założycielom Hogwartu za ten cud. Obudziłam śpiącą Mary i zaczekałam aż się spakowała. W tym czasie Alice została zbudzona przez rudowłosą. Wszystkie razem wyszłyśmy z sali. Rozejrzałyśmy się po trzecim piętrze a potem po drugim gdzie, jak się okazało, była Tonks.

- Cześć, dziewczyny.

- Hej – odpowiedziałyśmy jej.

- Po raz kolejny dzisiejszego dnia – dodałam od siebie.

- Drobny szczegół, jak wasze lekcje?

- Historia Magii to totalna porażka – odpowiedziała blondynka.

- A nauczycielka Eliksirów ma lekkiego fioła – powiedziała Lily ściszonym głosem.

- I chyba uwzięła się na Dor – dokończyła szatynka.

- Nie nazwałabym tego uwzięciem się – sprostowałam. – Profesor Carter uważa, że mam talent, którego nie należy zmarnować. Zaprosiła mnie na spotkanie za dwa tygodnie.

- I kazała ci siedzieć z Blackiem – dodała Evans.

- Was też rozsadzi – odgryzłam się.

Po dźwięku dzwonu weszłyśmy do klasy i zajęłyśmy miejsca. Ja z Tonks, Alice z Mary, a Lily przysiadła się do Franka.

- Witam na pierwszej lekcji Transmutacji. Zakładam, że wszyscy mnie znają, więc nie będę się przedstawiał. Przez pierwszy miesiąc zajmiemy się samą teorią. Może ktoś zechciałby wyjaśnić nam czym jest transmutacja.

Zgłosiłam się, unosząc rękę.

- Jak rozumiem panna Meadowes? – nauczyciel zapytał, a ja skinęłam głową. – Zatem proszę.

- Najprościej mówiąc jest to zamiana jednego przedmiotu w drugi.

- Świetnie! Pięć punktów dla Gryffindoru.

Na lekcji zarobiłam jeszcze z piętnaście punktów. Po skończonej lekcji wyszłyśmy kierując się na parter do Wielkiej Sali.

- Przyjdziesz do nas po obiedzie? – zapytałam Tonks.

- Jasne, jestem ciekawa co wymyśliłyście.

- My też chcemy wiedzieć co takiego Dor wymyśliła – powiedziała blondynka. – Jeszcze nam dokładnie nie wyjaśniła.

- Wiemy, że chce zostać zapamiętana ale nie jako córka Ministra i modelki – dodała od siebie Evans.

Wywróciłam oczami.

- Hej dziewczyny! Zaczekajcie! – zawołał ktoś, sądząc po głosie chłopak.

Odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy Franka biegnącego w naszą stronę.

- Cześć – wysapał, kiedy do nas dobiegł. – Pomyślałem, że do was dołączę. Oczywiście jeśli się zgodzicie.

- Jasne – zgodziła się Kingsley.

Lily, Mary i Tonks tylko kiwnęły głowami.

- Dzięki dziewczyny. Robicie coś po obiedzie?

Poczułam szturchnięcie w bok jakby ktoś chciał abym to wyjaśniła.

- Teoretycznie tak, ale podejrzewam, że nie zajmie na to długo. A co chciałeś?

- Jest ładna pogoda i możnaby było iść na spacer po błoniach albo po prostu się przejść.

- Świetny pomysł, nie wiem jak wy, ale ja się zgadzam – powiedziała Alice.

- Pewnie, trzeba skorzystać z ładnej pogody – oznajmiła rudowłosa.

Rozmawialiśmy aż do momentu w którym doszliśmy do Wielkiej Sali i zajęliśmy miejsca. Bo potem każdy zajął się swoim talerzem. Po namyśle nałożyłam na swój talerz kopiastą łyżkę ziemniaków z koperkiem i sadzone jajko. A także sałatkę warzywną. Nie tknęłam niczego co było mięsem bo byłam wegetarianką uwarunkowaną przez geny wil. Wile były wegankami a pół-wile wegetariankami. Po skończonym posiłku niemal natychmiast poczułam dreszcz przebiegający mi po plecach. Nie musiałam długo przeczesywać wzrokiem Sali aby znaleźć osobę, która tak namolnie się na mnie gapiła. Siedział przy stole Slytherinu jakby naprzeciwko mnie, wpatrując się centralnie we mnie. Zdołałam zauważyć, że ma czarne włosy tak jak i jego domniemany przeze mnie brat, kiedy poczułam szturchnięcie w lewy bok.

- Nie żeby coś, ale ktoś się na ciebie gapi – zauważyła Lily.

- A ja gapię się na niego – odszepnęłam jej.

Kiedy wróciłam do poprzedniego zajęcia chłopaka nie było już przy stole. Szybko i ostrożnie rozejrzałam się po Sali. Zauważyłam tylko grupę wychodzących chłopaków.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top