✔V
Obudziłam się w środku nocy. Gwałtownie usiadłam i rozejrzałam się wokół siebie. Za oknem zobaczyłam księżyc w ostatniej kwadrze. Sięgnęłam ręką pod poduszkę muskając różdżkę koniuszkami palców. Zsunęłam nogi z łóżka i wstałam, boso podchodząc do okna. Tą ręką którą dotknęłam różdżki dotknęłam także szyby. Skupiłam się i po chwili poczułam jak szkło znika. Ot, jedna ze sztuczek magii bezróżdżkowej.
Stanęłam na parapecie i znowu się skupiłam. Po chwili poczułam jak cała moja sylwetka się zmniejsza. Kiedy je otworzyłam patrzyłam na świat oczami mojej postaci animagicznej - sokoła.
Rozwinęłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Zatoczyłam parę kół wokół wyższych wieży. Cudownie było poczuć znów wiatr w skrzydłach. Animagiem byłam od zawsze. W rodzinie ojca dar ten przechodzi z pokolenia na pokolenie, objawiając się tylko u kobiet. Poza animagią dziedziczyło się także zdolności do magii bezróżdżkowej i niewerbalnej. Właśnie to było elementem mojego planu.
Przycupnęłam na dachu jednej z wież. Jako sokół miałam wyostrzony wzrok, co przenosiło się także na moją normalną postać. Dzięki temu zdołałam zauważyć inny kolor włosów Tonks. Jeszcze przez moment posiedziałam na dachu, a następnie ponownie wzbiłam się w powietrze i pofrunęłam do dormitorium. Lądując wewnątrz pokoju zmieniłam się z powrotem i po cichu weszłam do łóżka.
Rano obudziłam się przed budzikiem. Zgarnęłam z kufra białą koszulę, krawat, spódniczkę i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a następnie ubrałam się w przyniesione ubrania. Splotłam włosy w warkocz i wyszłam. Zaraz po moim wyjściu, do łazienki wtargnęła Alice. Odłożyłam piżamę - koszulę nocną - na łóżko, zgarnęłam torbę do której dzięki Zaklęciu Zmniejszająco-Zwiększającemu zapakowane były wszystkie książki do wszystkich przedmiotów. Zarzuciłam na siebie szatę, założyłam buty i włożyłam różdżkę do „schowka" w rękawie szaty.
- Wychodzisz? - zapytała Lily stojąca w kolejce do łazienki.
- Tak, idę na śniadanie i wezmę od razu plany od profesora Claya.
- Nam też?
- Aha - przytaknęłam.
- Tylko żeby nikt Cię nie uprowadził - zażartowała Alice wychodząca z łazienki.
- Spokojna twoja głowa - powiedziałam i wyszłam.
Wyszłam z pokoju wspólnego i skierowałam się do Wielkiej Sali. Usiadłam przy stole Gryffindoru.
- Dzień dobry! - usłyszałam
- Dzień dobry profesorze! - powiedziałam.
- Twoje współlokatorki są jeszcze w dormitorium tak?
- Tak, profesorze.
- Tutaj masz wasze plany - podał mi cztery kartki. - A chłopców widziałaś?
- Niestety nie, profesorze.
- Dzień dobry! - usłyszałam głos.
„o wilku mowa a wilk tuż, tuż" - pomyślałam.
Stanął przed nami blondyn z pociągu.
- Dzień dobry, chłopce. Tutaj masz plany lekcji dla ciebie i chłopców.
- Dziękuję, profesorze.
- Smacznego życzę - powiedział i odszedł.
- Cześć - zwrócił się do mnie chłopak.
- Hej - odezwałam się.
- Remus, wczoraj nie miałem okazji się przedstawić.
- Dorcas, dla przyjaciół Dor.
- Witam - usłyszałam Alice.
Blondynka usiadła koło mnie.
- Alice - przedstawiła się.
- Remus.
- Brzmi jak imię z rzymskiej mitologii - powiedziała Lily, która usiadła naprzeciwko mnie koło Remusa.
- To jest to imię, moja matka fascynuje się historią starożytną, między innymi Rzymem i Grecją.
- Lily - rudowłosa się przedstawiła. - Widziałyście Tonks?
- Nie - odpowiedziała Alice nakładając sobie na talerz świeże bułki.
Zerknęłam na plany lekcji.
- Spotkamy się z nią na pierwszej lekcji, mamy zaklęcia z krukonami - rozdałam dziewczynom plany.
- Później mamy eliksiry ze Slytherinem - zauważył Remus.
- Hejka! - dosiadła się do nas Mary. - Jestem Mary.
- Remus.
Podałam Mary plan i sięgnęłam po bułkę i dżem.
- Jaki to? - spytała Alice.
Przekroiłam bułkę, posmarowałam kawałek i ugryzłam go.
- Jagodowy - oznajmiłam po przełknięciu.
- Jak skończysz to dasz, co nie?
- Aha - powiedziałam i posmarowałam resztę bułki, a następnie podałam dżem blondynce.
Zjadłam oba kawałki bułki, popiłam sokiem jabłkowym i rozejrzałam się po Sali. Nigdzie nie dostrzegałam chłopaka z wczoraj. Zobaczyłam natomiast Jamesa wchodzącego na śniadanie. Poczułam, że muszę się ulotnić.
- Idę poszukać Sali od zaklęć - powiedziałam, wstając od stołu i poszłam do wyjścia z Wielkiej Sali.
- Dorcas! - usłyszałam głos.
- Hej! - obróciłam się i zobaczyłam Tonks.
- Idziesz na naszą pierwszą lekcję?
- Tak, szukam Sali od zaklęć.
- Trzecie piętro.
- Okej, dzięki - powiedziałam i już chciałam iść.
- Czekaj, idę z tobą.
- Aha. Jak tam u Ciebie? - zapytałam, podtrzymując konwersację.
- Może być, w Ravenclaw jest fajnie ale nie ma tam was, sama rozumiesz - pożaliła się, a ja wpadłam na pomysł.
- Wiesz co? Alice wczoraj pytała naszej prefekt czy możemy zapraszać gości i odpowiedź była twierdząca.
- Czyli mogę do was przychodzić?
- Owszem, poza tym mamy pewien ciekawy pomysł na ten rok - zniżyłam głos do szeptu.
- Możesz powiedzieć teraz czy lepiej u was? - dziewczyna wyraźnie się zainteresowała.
- Lepiej u nas - odpowiedziałam.
Uważając na ruchome schody dotarłyśmy na trzecie piętro.
- Co masz oprócz zaklęć?
- Zielarstwo z puchonami, obronę ze ślizgonami no i transmutację z wami. A wy?
- Eliksiry ze ślizgonami, historię magii z Hufflepuffem no i Transmutację.
- Nawet ciekawie.
- Nasza prefekt powiedziała, że wszyscy zasypiają na historii.
- A mówiła coś o zielarstwie i obronie?
- Nauczyciel obrony jest strasznie wymagający a nauczycielka zielarstwa jedną z najmilszych nauczycielek w szkole.
- A co z nauczycielem od eliksirów?
- Vanessa wyrażała się na jej temat niezbyt przyjemnie. Wyraźnie widać, że nie przepada za tymi lekcjami. Jeszcze nie miałam okazji się przekonać na własnej skórze i wolę nie oceniać przedwcześnie.
- Całkiem rozsądnie, może się okazać, że wcale nie jest aż tak źle.
- Dokładnie tak samo pomyślałam.
- O czym tak żywo dyskutujecie? - wtrąciła się blondynka, wyskakując dosłownie z nikąd.
- Alice! Nie strasz nas tak więcej! Przez ciebie zawału kiedyś dostanę!
- Trudno jest się dziwić Alice, kiedy we dwie stoicie i do siebie szepczecie - powiedziała Lily. - To o czym plotkujecie?
- Gadałyśmy o nauczycielach i o nieobiektywnym podejściu Nessie do opiekunki domu Salazara Slytherina.
- O czym?
- O tym, że Vanessa opowiadała o nauczycielach na podstawie własnych doświadczeń i nauczycielka eliksirów może się okazać nie tak zła jak zostało to opisane. Gdzie zgubiłyście Mary? - zmieniłam temat.
- Mówiła, że chce się spotkać z koleżanką - wyjaśniła blondynka.
- Właśnie, Dor mam pytanie, będę mogła z tobą usiąść na zaklęciach? - zapytała Evans. - Sama nic o żadnych zaklęciach nie mam pojęcia, no i...
- Okej Lil, nie musisz mi nic tłumaczyć, rozumiem - przerwałam jej wywód. - Jeśli będzie ci lżej to spoko, podejrzewam, że po jakimś czasie przywykniesz - posłałam jej pokrzepiający uśmiech.
- Dzięki, serio.
- Nie mam za co.
- W takim razie ja chcę siedzieć z tobą na eliksirach - wyrwała się Alice.
- Niech będzie, Tonks mam nadzieję, że zgodzisz się ze mną siedzieć na transmutacji - zaproponowałam brunetce.
- Okej - zgodziła się krukonka.
- A jeśli Mary się zgodzi to usiądę z nią na historii magii.
- Co ja? - usłyszałyśmy i stanęła przed nami Mary.
- Właśnie ustalałyśmy kto z kim siedzi na dzisiejszych lekcjach. - powiedziała Lil.
- I? Co w związku z tym?
- Jeśli się zgadzasz możemy razem usiąść na historii.
- A, okej - Mary się zgodziła.
Kiedy zadzwonił dzwon na lekcje wszystkie weszłyśmy do sali i zajęłyśmy miejsca. Ja z Lily, Alice i Tonks a Mary ze swoją koleżanką - Caroliną. Po paru minutach do sali wszedł nauczyciel, na moje oko koło pięćdziesiątki.
- Witam, jestem profesor Baker będę uczyła was zaklęć. Zajmiemy się od razu praktyką więc czy ktoś umie mi podać formułę zaklęcia swobodnego zwisu?
Uniosłam rękę zgłaszając się do odpowiedzi.
-Proszę panno...? - wyczekująco zapytał nauczyciel.
- Meadowes, panie profesorze - podałam swoje nazwisko.
- Zatem proszę panno Meadowes.
- Wingardium Leviosa - wypowiedziałam formułkę.
- Bardzo dobrze, pięć punktów dla Gryffindoru. Teraz dostaniecie pióra i każdy z was spróbuje rzucić ten czar - machnął różdżką i przed każdym wylądowało długie białe pióro.
Niezauważalnie wysunęłam różdżkę ze schowka.
- Znacie już formułę, a teraz poznacie odpowiedni ruch. W uproszczeniu jest to zatoczenie koła różdżką i wskazanie na przedmiot, który chcecie unieść. Nie martwcie się jak nie wyjdzie wam za pierwszym razem. Zaczynajcie.
Zatoczyłam koło i wskazałam różdżką na pióro.
- Wingardium Leviosa - powiedziałam, a pióro się uniosło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top