✔IX
Szłam korytarzem szóstego piętra w celu dojścia do gabinetu dyrektora.
- Lukrowe szyszki - powiedziałam do posągu chimery, a ta zaczęła ukazywać schody. Weszłam po nich, a przed bezpośrednimi drzwiami wygładziłam sukienkę, którą miałam na sobie. Zapukałam do drzwi, a po usłyszeniu pozwolenia, weszłam. W środku był dyrektor i mój ojciec.
- Dzień dobry – powiedziałam.
- Dzień dobry, panienko Meadowes – odpowiedział dyrektor. – Może cytrynowego dropsa?
Zerknęłam na mojego tatę. Ledwo zauważalnie kręcił głową.
- Nie, dziękuję panie dyrektorze – grzecznie odmówiłam. – Nie jem słodyczy przed śniadaniem.
- No dobrze, w takim razie niech panienka już się uda na głosowanie. Życzę powodzenia panie Meadowes.
Podeszłam do ojca i chwyciłam jego wyciągnięte w moim kierunku ramię. Poczułam charakterystyczne uczucie towarzyszące teleportacji. Gabinet dyrektora był jedynym miejscem gdzie można było się teleportować. Wylądowaliśmy w jasnym pomieszczeniu z szerokim i długim stołem, czyli naszej domowej jadalni.
- Zanim zacznie się głosowanie, usiądźmy i zjedzmy.
Usiadłam na jednym z krzeseł i czekałam.
- Poranku, Mroku, Krysztale proszę żebyście podali do stołu – powiedział mój ojciec.
Niemal od razu na stole pojawiły się moje ulubione potrawy. Była to zasługa skrzatów domowych. Na talerz prawie od razu nałożyłam sobie omlet z pieczarkami, bagietkę czosnkową i gofra z dżemem jagodowo-malinowym a do szklanki nalałam soku grejpfrutowego.
- Nie karmią cię w tej szkole? – usłyszałam lekko rozbawiony głos mojego taty.
- Nie tak jak w Beauxbatons – odpowiedziałam krótko.
Posiłki w Beauxbatons były jedną z niewielu rzeczy, które tam lubiłam. Chodziło tam wiele wil i pół-wil, więc na wszystkich posiłkach można było zjeść takie danie jakie się chciało, bo mieli potrawy wegańskie, wegetariańskie i te normalne.
- Krysztale, zostań proszę – powiedział tata w kierunku skrzatów.
Skrzaty kiwnęły głowami, a potem jeden z nich został.
- Dor – zwrócił się do mnie tata. – Rozmawiałem z twoją matką i zadecydowałem, że potrzebujesz kogoś, kto pomoże nam utrzymać kontakt. I dlatego od teraz Kryształ jest twoim skrzatem.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Przez chwilę po prostu gapiłam się na niego, ale szybko się zreflektowałam.
- Dziękuję. A tak zmieniając temat, to gdzie jest mama i Lucy?
- Organizują wybiegi na październik i listopad. Będą we Francji, Hiszpanii i paru innych krajów. Sama wiesz, że nigdy zbytnio nie interesowałem się światem mody. Jak tam u ciebie, w Hogwarcie?
- W porządku, poznałam cztery dziewczyny, z którymi jestem w świetnych relacjach i dwóch fajnych chłopaków.
- Będziesz zapraszać ich na przyjęcie?
- Raczej tak.
- Mogę wiedzieć do kogo powinienem wysłać zaproszenia? – machnął różdżką i przywołał do siebie pióro i pergamin.
- Alice Kingsley, Nimfadora Tonks, Lilyanne Evans, Maryanne Macdonald, Frank Longbottom i Remus Lupin – podałam imiona i nazwiska moich przyjaciółek i kolegów.
- Ta Evans, to z tych Evansów?
- Chyba nie, jak pytałam w pociągu o domy to powiedziała, że się na tym nie zna i nie wiedziała, że jest czarownicą.
- Rozumiem, dużo jest czarodziei o tym nazwisku i różnym statusie krwi dlatego pytam – spojrzał na mnie znad pergaminu. – Uważaj na tego chłopaka od Lupinów. Nie mogę powiedzieć dlaczego, ministerialne tajemnice – dodał, zanim zdążyłam zapytać „dlaczego?”.
- Jasne. Rozumiem.
Resztę śniadania przemilczeliśmy.
/* /* /*
Podczas liczenia głosów, siedziałam u boku taty, dopingując go z całych sił. Jak się okazało aż sześćdziesiąt procent głosów uzyskał właśnie on, dzięki czemu wygrał już w pierwszej turze.
Dziennikarze robili zdjęcia i zadawali różne pytania, jednocześnie pstrykając zdjęcia.
Tata odebrał gratulacje od dwóch swoich rywali: Karla Orlondo i Oriona Blacka, po czym teleportował nas do domu.
- Głodna?
- Możliwe – uśmiechnęłam się lekko.
- Zapraszam do stołu –odsunął mi krzesło, na którym usiadłam.
- Mroku, Poranku podajcie do stołu.
Kiedy wszystkie potrawy były już na stole nalałam sobie zupy brokułowo-serowej.
- Jeśli chcesz powiem ci jak dostać się do kuchni w Hogwarcie.
- To w Hogwarcie jest w ogóle kuchnia? – nie dowierzałam.
- Jest, i żeby się tam dostać musisz w lochach znaleźć obraz przedstawiający różne owoce i połaskotać gruszkę. Wtedy kuchnia stanie przed tobą otworem.
- Lu nigdy nie mówiła mi o kuchni.
- Pewnie w niej nie była. Przejdziemy się później?
- Z przyjemnością. A co ze szkołą?
- Porozmawiałem z dyrektorem abyś wróciła jutro w czasie śniadania.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Idziemy?
- Tylko się przebiorę.
Wstałam od stołu i poszłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi do garderoby aby znaleźć w niej odpowiedni strój. Wybrałam biało czarną sukienkę w kratkę sięgającą za kolana. Włosy, dotychczas splecione w warkocza, rozpuściłam i spięłam srebrną spinką z czarnym kamyczkiem.
Po przebraniu się zeszłam do salonu. Razem z ojcem spacerowałam po Dolinie Godryka, przeszliśmy się po pobliskim parku. Znowu poczułam się jak wtedy, gdy tata jeszcze nie był tak znanym politykiem i spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę.
Całe popołudnie chodziliśmy tam gdzie nas nogi poniosą. Pod wieczór wróciliśmy do domu, zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. Przespałam całą noc bez wstawania, aby rozładować nadmiar energii.
Zostałam obudzona rano, koło ósmej, aby wrócić do Hogwartu na śniadanie. Tata teleportował mnie do gabinetu dyrektora, a potem sam teleportował się do Ministerstwa aby rozpocząć pierwszy, oficjalny dzień pracy. Po wyjściu od dyrektora poszłam do Wielkiej Sali na śniadanie. Byłam tam jedną z pierwszych osób. Niedługo po mnie przy stole Gryffindoru usiadł Remus.
- Gdzie wczoraj zniknęłaś? – powitał mnie pytaniem.
- Ciebie też miło widzieć. Niedługo się dowiesz, czekam aż ojciec przyśle mi pierwszy egzemplarz dzisiejszego Proroka Codziennego.
- W porządku, wiesz może czy u Lily wszystko w porządku? Wczoraj widziałem ją tylko na posiłkach.
- Wczoraj mnie nie było, ale podejrzewam, że unika Pottera.
- To możliwe, nawet bardzo.
- Właśnie idzie, więc się jej zapytasz – powiedziałam, gdy zobaczyłam dziewczyny.
- Cześć Dor! Jak wczorajsze głosowanie? – zapytała Alice, która jako pierwsza dosiadła się do nas.
- Cześć Dorcas! Hej Remus! – powiedziała Lily.
- Cześć wam! – przywitała się Mary zanim usiadła.
- Zaraz zobaczysz Alice – powiedziałam, gdy zobaczyłam sowę należącą do mojego taty.
Gazeta wylądowała na moim pustym talerzu a puszczyk odleciał. Od razu podałam ją dziewczyną.
- Ładnie wyglądasz na okładce – stwierdziła Lilka.
- I nie widać, że siedziałam cztery godziny nudząc się.
Dziewczyny otworzyły gazetę i zagłębiły się w wywiad.
- Hej wszystkim! Gdzie wczoraj zniknęłaś Dor? – zapytał Frank siadając naprzeciw mnie.
Bez słowa wskazałam na gazetę, która dziewczyny przekazały Remusowi.
- Gratuluje Dor – powiedział chłopak, gdy tylko skończył przeglądać Proroka i przekazał go Frankowi.
- Dzięki.
- Twój ojciec został Ministrem? – wyraził zdumienie Frank.
- Nie tak głośno! – skarciłam go. – Nie chcę, żeby wszyscy się o tym dowiedzieli przed czasem.
- Dorcas nie lubi być w centrum uwagi – wtrąciła się Lil.
- Tonks idzie! – zmieniła temat Alice. – Cześć Tonks!
- Wczoraj w ogóle cię nie widziałam. Gdzie byłaś?
- Mam deja vu – jęknęłam.
Wcisnęłam dziewczynie gazetę do rąk.
- No tak. Zapomniałam już o tym – powiedziała, gdy tylko zerknęła na Proroka.
- Pójdziemy później do dormitorium? Nie chcę aby wszyscy się zbiegli i zadawali mi pytania odnośnie rodziców.
- Jasne – jako pierwsza odezwała się Ali.
- Nie ma problemu – powiedziała Lily, a Mary jej zawtórowała.
- Oczywiście – dodała od siebie Tonks.
- A wy chłopaki? – zapytałam.
- Nie chcę skończyć jak James – powiedział Frank, a Alice parsknęła śmiechem.
- James nie mógł wejść bo nikt go nie chciał w dormitorium dziewcząt. Chłopacy nie mogą wejść nawet na schody bez dobrowolnego towarzystwa dziewczyn – powiedziałam, cytując Vanessę.
- Skąd wiesz? – zapytała blondynka.
- Nessie o tym mówiła.
- To ja w takim razie skorzystam – powiedział Frank.
- W takim razie ja też – dodał Remus.
Całą siódemką poszliśmy w kierunku siódmego piętra. Kiedy staliśmy już pod schodami do dormitorium dziewcząt chłopcy nieco się spięli. Alice chwyciła Franka za rękaw i wprowadziła go bez problemu na schody, tak samo zrobiła Lilka z Remusem.
Do obiadu siedzieliśmy w naszym dormitorium, grając w Eksplodującego Durnia po wyjaśnieniu Lilce zasad.
Na obiedzie nie tknęłam niczego oprócz sałatki. Po obiedzie razem z Evans i Tonks udałam się do biblioteki w celu towarzyszenia gryfonce przy wypożyczeniu „Historii Hogwartu”.
Po powrocie do pokoju walnęłam się na łóżko i zabrałam za napisanie krótkiego listu do matki. Napisałam w nim, że wszystko u mnie w porządku i poznałam świetnych ludzi. Ponarzekałam trochę na tutejsze jedzenie i skończyłam pisząc, że za nią tęsknie i stosuję się do jej zaleceń.
Na kolację nie poszłam tylko zostałam w dormitorium. Wezwałam swojego skrzata i poprosiłam go aby przyniósł mi owsiankę z dżemem malinowym.
W pewnym momencie między łóżkiem moim, a Lily zmaterializowało się kolejne łóżko, a razem z nim kufer. Na posłaniu pojawiła się złota zakryta klatka przez co nie mogłam dostrzec zwierzęcia w środku.
Postanowiłam zejść do Pokoju Wspólnego. Usiadłam na jednej z sof najbliżej kominka. Nie wiem ile czasu czekałam na dziewczyny, ale kiedy już przyszły były mocno rozemocjonowane, a przynajmniej Alice.
- Dor, nie zgadniesz co się stało! – zaczęła blondynka.
- Mów, bo widzę, że nie możesz się doczekać aż mi opowiesz.
- Mamy nową uczennicę! I to w Gryffindorze!
- I jeszcze na naszym roku – dodałam od siebie.
- Co? Skąd wiesz?
- W naszym dormitorium pojawiło się nowe łóżko – zakomunikowałam.
- No to nieźle – powiedziała Lily.
- Wiecie może jak się nazywa? – zapytałam
- Niestety. Nie uważałyśmy zbytnio. Poza tym usiadłyśmy dość daleko, a ta dziewczyna przysiadła się do chłopaków na początku.
- Rozumiem – kiwnęłam głową. - Czyli nie wiecie też dlaczego przyjechała dopiero teraz, racja?
Dziewczyny zgodnie pokręciły głowami. Jakiś czas później przyszli chłopcy, ale bez tajemniczej dziewczyny. Ani Remus, ani Frank nie podeszli aby z nami porozmawiać. Zaczęłyśmy rozmawiać i się co jakiś czas chichrać. Po jakiś piętnastu minutach postanowiłam pokazać dziewczynom, że rzeczywiście w naszym dormitorium stoi nowe łóżko. Gdy przechodziłyśmy między pufami, a wejściem do Pokoju Wspólnego usłyszałam cichy trzask.
- Dori! – rozległ się pisk, a niedługo później poczułam, że coś – albo ktoś – zarzuciło mi się na szyję, o mały włos mnie nie wywracając.
W zasięgu mojego wzroku pojawiła się burza żółto-złotych loków. Chwilę później zobaczyłam roześmianą twarz mojej byłej współlokatorki – Marlene Mckinnon, czyli Marly.
- Merlinie! Skąd ty się tu wzięłaś Marly?
- Rodzice mnie tu przepisali.
- Ekhem – usłyszałam ze strony moich przyjaciółek.
- Przepraszam dziewczyny. Marly to moje przyjaciółki Lily, Alice i Mary. Dziewczyny to Marlene moja przyjaciółka z poprzedniej szkoły.
- Jestem Marly.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top