✓ I
Stałam na peronie dziewięć i trzy czwarte, razem z opiekunką, matką i ojcem w błękitnej dopasowanej sukience i z zaplecionym warkoczem. Ubrałam się tak na wyraźne życzenie mojej matki, która jak zwykle ingerowała w kwestie mojego ubioru.
Moja opiekunka a zarazem jedyna przyjaciółka Lucy stała z moim wózkiem z kufrem, innymi szkolnymi rzeczami i moją sową. Byłam jej za to niesamowicie wdzięczna, Lu była dla mnie jak starsza siostra.
Słuchałam ostatnich porad ojca dotyczących domu w Hogwarcie i matki o odpowiednim zachowaniu. W skrócie: najlepiej jak trafię do Ravenclawu (ewentualnie Slytherin) a także mam się pilnować, zachowywać i nie garbić. Liczyłam, że chociaż w szkole będę miała odrobinę spokoju.
Jakiś czas po przyjeździe pociągu, do mojego taty podeszła czarownica, którą znałam z sąsiedztwa: Euphemia Potter. Wysoka, jasnowłosa czarownica pracująca w Ministerstwie, w departamencie przestrzegania prawa.
- Dzień dobry George - powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Euphemio - powitał ją mój ojciec. - Twój syn także wybiera się w tym roku do Hogwartu prawda?
- Naturalnie. To jego pierwszy rok. Mam tylko nadzieję, że nie wdał się za bardzo w ojca i będzie potrafił zachować się adekwatnie do sytuacji. To także twój pierwszy rok w Hogwarcie tak? - na końcu zwróciła do mnie.
Przywołałam na twarz delikatny uśmiech i powiedziałam:
- Tak. Rok temu uczęszczałam do Akademii Magii Beauxbatons.
- Do jakiego domu chciałabyś trafić?
- Wszystkie domy są tak samo dobre i nie ważne gdzie trafię mam nadzieję, że szybko się zaaklimatyzuję.
- Ach tak... mój syn postanowił sobie, że musi trafić do Gryffindoru. Ja sama do Gryffindoru nic nie mam, ale byłam w Ravenclaw i uważam, że twoje podejście jest bardzo rozsądne. Szkoda, że James też taki nie jest.
- Euphemio - usłyszeliśmy głos a później podszedł do nas mężczyzna o ciemnobrązowych włosach i błękitnych oczach wraz ze swoją młodszą kopią w okularach. - Euphemio - zwrócił się do kobiety - za dziesięć minut odjeżdża Express do Hogwartu, mieliśmy razem pożegnać Jamesa. George, Adéle - zwrócił się do moich rodziców.
- Fleamount - odpowiedział mój ojciec. - Dziękuję za informację o pociągu.
- Proszę bardzo - spojrzał w moim kierunku. - Panienko Meadowes.
Skinęłam głową i powiedziałam:
- Panie Potter.
Przyjrzałam się chłopakowi. Miał na sobie zwyczajny sweter i brązowe spodnie, a na ręce przewieszoną szatę Hogwartu. Choć bardzo chciałam do niego zagadać, gdzieś z tyłu głowy słyszałam głos matki, która mówiła, że dziewczynie nie wypada wyciągać pierwszej ręki na zgodę. Matka miała dość staromodne widzenia na temat relacji damsko-męskich, ale nie umiałam się przemóc, żeby przestać jej słuchać.
- Dorcas - usłyszałam głos matki, który wyrwał mnie z moich przemyśleń.
- Tak, matko?
- Razem z twoim ojcem już idziemy. Poradzisz sobie, mam rację?
- Oczywiście.
- W takim razie, Lucy?
- Tak pani Meadowes? - zapytała milcząca dotąd Lu.
- Zajmij się proszę wózkiem, a kiedy skończysz wróć proszę do domu.
- Dobrze pani Meadowes.
- Pamiętaj kochana, pisz często - powiedziała moja mama i cmoknęła mnie w czoło. - George, chodźmy.
- Powodzenia Dor - zdrobnił moje imię tata, a następnie razem z mamą udali się do wyjścia z peronu.
- Miło było mi państwo poznać - powiedziałam i lekko dygnęłam, tak jak uczyła mnie matka, a następnie ruszyłam w kierunku pociągu. - Jak mi poszło Lu?
- Świetnie, byli z ciebie dumni, widziałam to. Dalej poradzisz sobie sama, no nie?
- Przecież nie jestem już małym dzieckiem - odparłam od razu.
- Nigdy w to nie wątpiłam. Pamiętam swój pierwszy rok i swoich przyjaciół - Lucy oddała się wspomnieniom.
- Którzy zostawili cię kiedy najbardziej ich potrzebowałaś - pomogłam jej się otrząsnąć i wrócić do rzeczywistości.
- Ty jak zawsze jesteś okropnie wredna, nie zdziwię się jeśli Tiara przydzieli cię do Slytherinu.
- Będę idealnie pasować do aroganckiej bandy kretynów.
- A żebyś wiedziała - narzekała, pakując mój kufer do specjalnego przedziału - córka prawie, że Ministra i wili-modelki w dodatku czystej krwi i zachowująca się jak rasowa arystokratka. Brakowało tylko żebyś gościowi rękę pod twarz podsunęła i kazała ją pocałować.
- Wiesz, że i tak cię kocham? - spytałam retorycznie, kiedy skończyła.
- Tak, tak - machnęła lekceważąco ręką. - Jesteś moją siostrą z wyboru.
- Więc jak by co będziesz miała siostrę ślizgonkę.
- Wskakuj do pociągu bo ci odjedzie.
- Do zobaczenia w październiku - powiedziałam i wsiadłam do pociągu z podręcznym kuferkiem.
Lucy posłała mi całusa i pomachała. Zrobiłam to samo, bo wiedziałam, że w szkole będę za nią strasznie tęsknić.
W tamtym momencie pociąg ruszył, a ja wyruszyłam do miejsca, które miało nieodwracalnie zmienić moje życie.
Do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Do Hogwartu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top