8

Hejka misie kolorowe :3

Wrzucam rozdział  poprawiony  przez Asalia_, bardzo dziękuję  za pomoc <3

Mam nadzieję  że  chociaż wam minął miło  dzionek :)

Erwin pov

Obudziłem się rano i zerknąłem na zegarek, była piąta trzydzieści osiem. Super, nie ma to jak się wyspać. 

Westchnąłem i podniosłem się z kanapy. Rozciągnąłem się trochę z powodu bólu kręgosłupa. Dlaczego ja nie poszedłem do sypialni? 

Zaparzyłem herbatę i usiadłem przy oknie obserwując widoki. 

Cóż, czeka mnie kolejny dzień w domu. Może trochę posprzątam? 

***

Minęło dobre parę godzin. Posprzątałem chyba wszystko, co możliwe w naszym mieszkaniu. Wstawiłem nawet pranie. 

Obejrzałem kolejny nudny film i znowu miałem dość. Na szczęście było późne popołudnie co znaczyłoby, że niedługo zrobi się ciemno, a ja będę mógł wyjść.

Mam nadzieję, że tym razem uda mi się być niezauważonym. 

Wzdrygnąłem się na dźwięk dzwonka telefonu. Odebrałem go nie patrząc na ekran.

- Halo?

- Hej, Erwin! Jak się czujesz? Wszystko w porządku? - usłyszałem głos Carbonary. 

- Um.. tak, lepiej mi. - mruknąłem. 

- To dobrze, bo nudno bez ciebie. Może przyjdę do ciebie co? Pewnie się nudzisz.. Dorian wraca dopiero jutro.

- Carbo, nie jestem małym dzieckiem umiem sobie poradzić. Nie chcę żebyś się zaraził. Jest okej naprawdę.- powiedziałem próbując go przekonać. 

- Wiem, wiem, martwię się po prostu. Wziąłeś leki? 

- Tak.

- A pijesz wodę? To ważne, żeby się nie odwodnić!

- Tak piję wodę..

- Mam nadzieję że leżysz pod kołdrą i masz pozamykane okna i że się nie przemęczasz?

- Tak Carbo! Uspokój się, zachowujesz się jak matka..- wymamrotałem. 

- Oj no dobra.. Powiedziałem chłopakom, żeby cię nie męczyli i że jesteś chory. Heidi pytała czy wpaść i cię nie zbadać, może to coś poważnego? 

- Carbo! To tylko przeziębienie! Nic mi nie jest.. 

- Okej, no już nie denerwuj się, złość piękności szkodzi, a tobie za wiele nie zostało. Odpoczywaj dużo! Zadzwonię jutro, dobranoc! 

- Dziękuję, dobranoc, kocham cię! 

- Ja ciebie też, pa pa! Dawid zostaw mojego burgera! Masz swojeg...

Parsknąłem śmiechem rozłączając się zanim skończył krzyczeć na Dawida. 

Zawsze poprawiają mi humor.. 

***

Po godzinie zadzwonił również Dorian, pogadałem z nim chwilę.

W końcu nadszedł mój moment, godzina dwudziesta trzecia, czas na wyjście na papierosa i spacer. 

Gdy tylko poczułem powiew świeżego powietrza, zaciągnąłem się nim. 

Najlepsze uczucie na świecie. Uczucie wolności.

Postanowiłem przejść się ulicami Los Santos i trochę się porozglądać. Dawno tego nie robiłem. 

Przechadzając się praktycznie nikogo nie mijałem. Na całe szczęście, o tej porze mało kto chodził po mieście. 

Jednak ja to zawsze mam szczęście i musiałem usłyszeć ten głos za sobą..

- Cześć! 

- Śledzisz mnie?- mruknąłem niewyraźnie. 

- Niedoczekanie! Nie można chodzić po ulicach? - spytał brunet. 

Obróciłem się powoli w jego kierunku. Dziś również wyglądał dobrze w czarnych dresach i białej bluzie. 

Naciągnąłem kaptur mocniej na głowę i ponownie zacząłem iść. 

- Actually, to jest chodnik.- odparłem. 

- Przed kim się tak chowasz? - spytał podbiegając i dorównując mi kroku. 

Westchnąłem i włożyłem ręce do kieszeni wyciągając papierosy. 

Brunet wyciągnął w moją stronę rękę z zapalniczką. Chwyciłem ją ostrożnie i podpaliłem swojego papierosa. Wyciągnąłem paczkę w jego kierunku, wziął jednego. Oddałem mu zapalniczkę, którą użył i schował do kieszeni, tak samo jak ja papierosy.

- Nie jesteś zbyt rozmowny, co? - spytał wypuszczając dym w moim kierunku. 

Skrzywiłem się i odgoniłem go ręką. Przez dłuższą chwilę milczeliśmy idąc w nieznanym mi kierunku. 

Po jakimś czasie zacząłem kierować się w stronę mieszkania. 

- Idziesz już do domu? - spytał. 

- Tak. - mruknąłem cicho. 

Teraz to brunet zamilkł, ale szedł ze mną. Nie wiem dlaczego, ale mnie intrygował, a zarazem irytował tym zadawaniem pytań. 

Po parunastu minutach dotarliśmy do mojego budynku mieszkalnego. Obróciłem się w stronę bruneta patrząc na niego. Nie wiem co mnie podkusiło, ale spojrzałem mu w oczy. Były czekoladowo brązowe. 

Przez chwilę nic nie mówiłem zahipnotyzowany jego oczami. Dopóki brunet nie zmarszczył brwi i nie dotknął mojej twarzy. Zadrżałem i się odsunąłem gwałtownie przymykając oczy.

- Co ci się stało w policzek?- spytał. 

Oblał mnie zimny pot, nie wiedziałem co zrobić. Postanowiłem udawać debila. Jak to ja zwykle.

- Przecież przewróciłem się pod prysznicem, słyszałeś Carbo wam mówił.- mruknąłem odsuwając się lekko. 

- Nie, nie chodzi o ten policzek, o ten drugi..- powiedział zirytowany moją postawą.

Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknąłem nie mając niczego sensownego na myśli. 

Obróciłem się chcąc uciąć temat, lecz brunet chwycił mnie za rękę zwracając w swoim kierunku. 

Jego dotyk był delikatny, ale wciąż zbyt gwałtowny. Dlatego zadrżałem, gdy to zrobił, a ciarki przebiegły moje ciało na jego ciepła dłoń. 

- Przepraszam, nie uciekaj proszę..- powiedział cicho. 

Przełknąłem głośno ślinę, gdy zamiast puścić moją dłoń on powolnym ruchem dotknął mojego policzka. Pogładził go lekko. Zamknąłem oczy na przyjemny dotyk. 

Nie zorientowałem się, w którym momencie chłopak zdjął mi kaptur. Otworzyłem szybko oczy i spojrzałem na niego spanikowany. 

Żołądek mi się zacisnął i nie wiedziałem czy to ze strachu czy z głodu. 

Brunet patrzył na mnie marszcząc brwi. 

Zacząłem panikować, co jeśli ktoś się dowie, przecież ja nie mam wymówki. Wyglądam jakby ktoś mnie pobił, co w sumie jest prawdą. Przecież jak Dorian się dowie, że ktoś wie. 

Przecież on mnie zabije, zabije mnie. Będzie zły, nie on będzie wkurwiony. 

Rozglądałem się niespokojnie panikując coraz bardziej. Wyrwałem drżącą rękę z uścisku bruneta. 

Wyjąłem klucze z kieszeni otwierając drzwi. Jak zwykle ten sam problem. 

- Ej, spokojnie.. przepraszam.. nie powinienem. - mruknął chłopak łapiąc mnie za ramię. 

Jego dotyk zaczął mnie parzyć. Co jeśli Dorek się dowie? Pomyśli, że go zdradzam. Przecież..

Brunet widząc, że jeszcze bardziej panikuję zabrał rękę odsuwając się trochę. 

- Przepraszam.. wszystko w porządku? - spytał. 

Nie panowałem nad swoimi uczuciami po prostu byłem tak spanikowany, że prawię płakałem. W końcu udało mi się otworzyć drzwi i ostatni raz zerknąłem zaszklonymi oczami na chłopaka. Po czym szybko wszedłem do budynku. 

Gdy tylko zatrzasnąłem drzwi, zamknąłem je na klucz i osunąłem się po nich zaczynając szlochać. 

Przecież Dorian mnie zabije.. Jak tylko ktokolwiek się dowie, on mnie zabije. 

Skuliłem się kładąc głowę na kolanach.. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top