37
Hejka misie kolorowe!
Dzisiaj też troszkę wcześniej bo się rozchorowałam i mi się nudziło.
Miłego dnia, kc <3
Carbonara pov
*Kilka godzin wcześniej*
- No Carbuś, nie gniewaj się, przecież nic się nie stało. Uciekliśmy psom.. - mówił David patrząc na mnie przepraszająco.
- Na szczęście nic się nie stało. Nie sądzisz że Erwin ma już dosyć wrażeń? Myślę że nie chciałby spędzić kolejnych miesięcy w więzieniu za postrzelenie cywila. - mruknąłem.
- Ale dobrze się bawił.. Nawet się śmiał z nami. - powiedział Vasquez.
Przewróciłem oczami na jego słowa. Odwróciłem się chcąc iść spakować Vegeburgery, ale zauważyłem kurtkę należącą do Erwina. Wziąłem ją do ręki.
- Może jeszcze nie odjechali, zaraz przyjdę.. - odparłem wskazując chłopakom ubranie siwego.
Oni kiwnęli głowami, a ja wyszedłem na zewnątrz budynku. Zauważyłem jugulara Grzesia.
- Erwin! - krzyknąłem ruszając powoli w kierunku samochodu.
- Pomocy! - krzyknął siwy.
Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc co się dzieje. Zerknąłem w lusterko pojazdu i zauważyłem że na miejscu kierowcy siedzi zamaskowany mężczyzna.
Samochód odjechał, a ja w szoku nie wiedziałem co się właśnie wydarzyło.
Gdy tylko się Otrząsnąłem wyjąłem telefon i zacząłem dzwonić do Erwina mając nadzieję że to jakiś głupi żart.
- Kurwa! - warknąłem gdy poraz kolejny nie odebrał.
Biegiem ruszyłem na zaplecze burgera.
- A tobie co? Oddałeś mu kurtkę? - spytał David.
- Chyba porwali Erwina.. - powiedziałem poważnie.
- Jaja sobie robisz? - spytał Vasquez unosząc brew ku górze.
- Nie, nie wiem co się odjebało. Myślałem że to Grzesiek po niego przyjechał i on chyba też. Ale w środku był jakiś zamaskowany typ, a Siwy wolał o pomoc. - mówiłem zaczynając krążyć w kółko.
- Kurwa. Dzwoń do Kuia i landrynek niech go szukają, ja pójdę na policję. - powiedział Vasquez do Davida.
Wyciągnąłem komórkę i wybrałem numer Gregorego. Po kilku razach Westchnąłem zrezygnowany.
- Grzesiek też nie odbiera. Możliwe że jego też porwali, skoro mieli jego samochód. - rzekłem.
- Trzeba się rozdzielić i ich szukać, dzwońcie jak coś znajdziecie. - odparł Vasquez i wyszedł z budynku.
*kilka godzin później*
Nie spałem od ponad doby szukając jakiegokolwiek śladu po Erwinie i Monthanie. Wciąż nic nie znalazłem. Ale na szczęście dobre wiadomości do mnie doszły gdy odebrałem telefon od Dii.
- Halo? Macie coś? - spytałem od razu.
- Cześć, tak znaleźliśmy miejsce gdzie prawdopodobnie są. Policja i Swat są na miejscu i szykują się do wjazdu. - powiedział szybko.
- Gdzie? Wyślij GPS już jadę. - rzekłem rozłączając się i zakładając kurtkę.
Zgarnąłem kluczyki i wyszedłem z Burgera wsiadając do samochodu. Gdy tylko otrzymałem sms od Dii ruszyłem na podane miejsce.
Erwin pov
Głaskałem brązowookiego po włosach mając nadzieję że trochę odpocznie i zajmie się czymś innym niż ból.
Jednak nasz spokój zakłóciły otwierane drzwi do pomieszczenia.
- Widzę, że już mu wystarczająco pomogłeś. Teraz zapraszam, idziemy. - warknął blondyn.
Zerknąłem na Grzesia smutnym wzrokiem. Pogładziłem go po policzku uśmiechając się smutno.
- Erwin.. nie idź z nim nigdzie.. - wychrypiał.
- Będzie dobrze Monte.. - rzekłem niepewnie.
Ostrożnie położyłem jego głowę na ziemi i wstałem z podłogi. Puściłem jego dłoń i Odsunąłem się lekko. Brunet próbował się podnieść lecz z powodu bólu nie miał na to siły.
Przymknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech.
- Ile mam jeszcze czekać?! - warknął Dorian.
Po jego słowach usłyszałem huk, a w uszach mi zapiszczało. Do pomieszczenia wlciało dużo dymu, przez Flash.
Wszystko jakby działo się w zwolnionym tempie. Słyszałem strzały i stłumione krzyki.
Poczułem ból w prawym ramieniu, prawdopodobnie ktoś mnie w nie trafił. Lekko skołowany po wybuchu podeszłem do Gregorego. Przykucnałem przy nim i objąłem go rękoma.
Po kilku minutach w końcu dym opadł, a ja zauważyłem na ziemi ciało postrzelonego Doriana, oraz jego współpracownika.
Do pomieszczenia wbiegli policjanci krzycząc i świecąc latarkami i celując do nas z broni. Podniosłem głowę patrząc na nich.
- To porwani, zostawcie ich. Niech ktoś wezwie EMS. - odezwał się jakiś policjant.
Złapałem Grzesia pod rękę i pomogłem mu wstać. Funkcjonariusze wyprowadzili nas na zewnątrz budynku gdzie stały radiowozy z czerwono niebieskimi sygnalizacjami.
Odeszliśmy na bok, gdzie oparłem Monthanę o ścianę.
- Poczekaj chwilę, zaraz przyjdę.. - mruknąłem i odeszłem do jednego z policjantów. - Czy mógłbym prosić apteczkę i wodę? - spytałem.
- Tak, już daję. Ems za chwilę powinien się pojawić. Potrzebujesz pomocy z opatrzeniem?
- Nie, dam sobie rade. Dziękuję. - rzekłem i wziąłem rzeczy od mężczyzny z powrotem wracając do bruneta.
Uklęknąłem przy nim i odkręciłem butelkę z wodą przykładając ją do jego ust aby się napił.
- Dziękuję.. - powiedział gdy skończył pić.
- Nie masz za co dziękować.. - rzekłem i wyjąłem z apteczki gazy aby zatamować krwawienie jego niektórych ran..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top