33
Hejka misie kolorowe!
Wrzucam kolejny rozdział :3
Miłego wieczoru <3
Erwin pov
Po zjedzonym śniadaniu brunet musiał jechać na komendę, obiecał że wróci jak najszybciej będzie mógł. Ja natomiast zostałem w jego mieszkaniu siedząc na kanapie.
Monthana nalegał aby ktoś przyjechał ze mną posiedzieć ale wolałem zostać sam. Chciałem wszystko przemyśleć.
Nie byłem pewny co mam zrobić z zaistniałą sytuacją. Nie chciałem aby Gebbels miał problemy, w końcu chciał dobrze.
Usłyszałem dźwięk telefonu, wziąłem go do ręki i zerknąłem na wyświetlacz widząc napis 'silny' nie byłem przekonany czy odbierać. W końcu jednak się przełamałem, to tylko rozmowa telefoniczna.
- Halo? - Westchnąłem.
- Cześć Erwin.. Chciałem porozmawiać o tym co się Wczoraj stało. Wiem że nie powinienem był cię wyciągać bez twojej zgody ale zrozum mnie.. Dorek to mój przyjaciel. - mówił.
- Okej, powiedzmy że zapomnijmy o sprawie. - mruknąłem.
- Czekaj, czyli już zdecydowałeś? - spytał.
- Tak. Nie chcę się z nim już więcej spotkać, nie powiem też nikomu gdzie on jest, ani że go widziałem, ale niech da mi spokój. - odparłem pewnie.
- Jesteś pewny? Gadałem z nim on naprawdę cię kocha.. Chcę się zmienić..
- Silny, proszę przestań się w to mieszać. Jestem pewny, przekaż mu to i zapomnijmy o tym. - powiedziałem wzdychając.
- To przez Monthanę prawda? - spytał.
Przez chwilę mnie sparaliżowało. On wie o policjancie? Że z nim mieszkam? Czy powiedział dorianowi?
- Co? O czym ty mówisz? - wykrztusiłem.
- Widzialem jak poszłeś do niego na komendę, jak go Przytulałeś i że pojechaliście do niego. To dlatego nie chcesz dać szansy dorianowi?
- Nie. Nie chce mu dać szansy bo mnie do cholery bił. Nie wiesz ile razy obiecywał że się zmieni. Ile razy płakałem i błagałem go o litość! Tu nie chodzi o Monthanę, on jest moim przyjacielem i mi pomaga, a ja chcę po prostu zacząć żyć normalnie. - powiedziałem i się rozłączyłem.
Wypuściłem drżący oddech odkładając telefon na stolik. Byłem zdenerwowany rozmową z gebbelsem.
Mam nadzieję że nie powie nic Dorianowi o Gregorym. Gdyby blondyn dowiedział się że z nim mieszkam, mógłby wysnuć różne głupie teorię.
Zresztą już kiedyś takie miał gdy podejrzewał że go z nim zdradzam bo mam jego numer.
Usłyszałem poraz kolejny dźwięk dzwonka telefonu, warknałem pod nosem zirytowany ale nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Czego jeszcze chcesz Gebbels? - spytałem dosyć nie miło.
- Słyszałem całą waszą rozmowę.. - usłyszałem głos blondyna, zerknąłem na ekran lecz był to numer Silnego.
- Dorian? - zająknąłem się.
- Czyli to prawda? Miałeś i masz z nim romans? - warknął.
- Nie. Nie miałem z nikim romasu, nigdy cię nie zdradziłem. Proszę cię, daj mi odejść.. - mruknąłem drżącym głosem.
- Wiesz byłem naiwny wierząc ci. - odparł.
- Dorian nie chcę dla ciebie źle, nikomu nie powiem gdzie jesteś, objecuje tylko zostaw mnie w spokoju.
Usłyszałem jego parskniecie. Przymknąłem oczy i zacisnąłem pięści powstrzymując drżenie dłoni.
- Ty myślisz że ja boje się że komuś powiesz? Chciałem być miły, postarać się dla ciebie, a ty tak po prostu wszystko rujnujesz! Jesteś pewny swojej decyzji?
- Dorek.. - mruknąłem cicho unikając odpowiedzi.
- Spytałem o coś! - krzyknął.
- Tak. - odparłem niepewnie.
- Dobrze więc, przekonamy się niedługo czy nie będziesz żałował. - powiedział i się rozłączył.
Siedziałem jeszcze kilkanaście minut nie ruszając się o milimetr. Strach zawładnął moim ciałem. Po Dorianie można się spodziewać wszystkiego.
Gdy w końcu się Otrząsnąłem postanowiłem się ubrać i dotrzeć na Burgershota, po prostu przestraszyłem się informacji że on wie gdzie jestem. Na dodatek sam nic bym nie zrobił gdyby tu przyszedł.
***
Otworzyłem niepewnie drzwi restauracji wchodząc na zaplecze. Zauważyłem Kui'a, Heidi, Davidka i Vasquez'a.
- Cześć.. - mruknąłem cicho przerywając im rozmowę.
Wszystkie pary oczu zwróciły się na mnie uśmiechając się przyjaźnie. Chińczyk podszedł do mnie obejmując moje ciało swoim ramieniem i prowadząc wgłąb pomieszczenia.
- Hej misiu kolorowy, miło cię widzieć! - rzekł szczerząc się.
- Hejka Erwin! Carbo cię przywiózł? - spytał Vasquez.
- Um.. nie, przyjechałem sam. Właśnie chciałem spytać gdzie on jest. - odparłem rozglądając się.
- Sam? - spytała Heidi a ja kiwnąłem głową na potwierdzenie. Ona tylko westchnęła. - Mogłeś zadzwonić ktoś by po ciebie podjechał, miałeś nigdzie sam nie chodzić. - dodała patrząc na mnie troskliwe.
- Wiem, nie chciałem nikomu zawracać głowy, a nudziło mi się w domu i postanowiłem spędzić z wami trochę czasu. - powiedziałem uśmiechając się przepraszająco.
- Chodź tu siwy chuju! - zaśmiał się Dawidek i mnie przytulił czochrając po włosach. - Czasem potrafisz być słodki. - dodał.
Przewróciłem oczami wyrywając się od niego i poprawiając fryzurę. Jęknąłem niezadowolony wiedząc że to i tak nic nie da.
- Ty zjebie! Siedziałem ponad pół godziny nad tą fryzurą!- mruknąłem.
- Nie widać! - parsknął, a ja sprzedałem mu kuksańca w bok.
- Debil.. - Powiedziałem cicho.
- Witam debil, mam na imię David. - powiedział zachowując poważną minę.
Zmarszczyłem na niego brwi mrużąc gniewnie oczy.
- Ale ty jesteś zjebany! - rzekłem.
- Ej! Co to to nie! - krzyknął.
- No dobra, przepraszam. - odparłem.
Oboje się zaśmialiśmy ze swoich przekomarzań. A reszta patrzyła na nas z politowaniem. Vasquez tylko westchnął, a Kui złapał się za głowę.
- Debile.. - mruknął chińczyk.
-Ale wasi!- powiedział Gilkenly szczerząc się a ja tylko parsknąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top