30

Hejka misie kolorowe!

Witam was w nowym roku! Wczoraj nie było rozdziału bo trochę sobie pospałam no sylwestrze :D

Ale dzisiaj już wrzucam, miłego wieczoru <3

Erwin pov

Blondyn po jakimś czasie się podniósł i stał teraz na przeciwko mnie w niedużej odległości. Zaczął gładzić delikatnie moje rany na twarzy.

- Przepraszam.. naprawdę nie chciałem. -  powiedział.

- Dorian.. to nie wyjdzie. - rzekłem cicho spuszczając wzrok.

- Co? Czemu? Czemu tak mówisz? Nie kochasz mnie już? - zaczął pytać.

- Nie, nie o to chodzi, ale to co mi zrobiłeś.. Dorek ja prawie umarłem. Błagałem cię abyś przestał. - mówiłem i spojrzałem w jego zielone oczy.

Blondyn patrzył na mnie smutno, wciąż trzymał rękę na mojej twarzy gładząc ją.

- Wiesz że nie chciałem, byłem jak w jakimś trasnie.. Ja.. ja zacznę się leczyć objecuje. - powiedział.

- Mowisz to już któryś raz z kolei.. Dobrze wiesz że tego nie zrobisz. A za tydzień będzie jak dawniej. - odparłem.

Blondyn patrzył na mnie ze łzami w oczach. Objął mnie gwałtownie rękoma przez co się wzdrygnąłem.

Gdy zorientowałem się że nie chcę zrobić nic złego oprócz przytulenia mnie, uspokoiłem się trochę. Westchnąłem i również go objąłem.

Mężczyzna zaczął płakać w moje ramię, a ja głaskałem go po plecach.

Nie wiedziałem co mam zrobić, bo mimo iż takich sytuacji było kiedyś dużo, to tym razem nie chciałem dawać mu szansy. Nie chcę już tak żyć..

Ale może on serio mówił prawdę? Może w końcu zrozumiał swój błąd?

Usłyszałem trzask drzwi a do środka wszedł silny. Spojrzał na nas i trochę się zbliżył.

- I co z tego wyszło? Nic ci nie zrobił? - spytał od razu.

Zaprzeczyłem kiwnięciem głowy i ponownie westchnąłem. Chciałem się odsunąć od blondyna ale on nie chciał mnie puścić wciąż mnie przytulając.

- Dorian puść mnie.. Chcę już jechać. Muszę jeszcze do szpitala na zdjęcie szwów podjeść, a już jest pewnie 15. - mruknąłem.

- Proszę nie zostawiaj mnie, błagam.. - mówił w moją szyję wciąż płacząc.

- Dorek, wiesz że to nie ma sensu. - odparłem.

- Objecaj mi że chociaż się zastanowisz.. proszę. Jeśli się zdecydujesz porozmawiasz z silnym i on cię do mnie przywiezie. - powiedział odsuwając się lekko ode mnie i patrząc mi w oczy.

Kiwnąłem głową przełykając głośno ślinę. Dorian położył dłoń na moim policzku i delikatnie musnął moje wargi swoimi.

Stałem jak sparaliżowany, nie wiedziałem co zrobić. Z jednej strony tak bardzo mi brakowało takiego chłopaka, a z drugiej chciałem już żyć bezpiecznie..

W końcu postanowiłem nie przerywać pocałunku, lecz również go nie oddałem. Po chwili odsunąłem się od Doriana na bezpieczną odległość.

- Dziękuję.. - powiedział lekko się uśmiechając.

Przytaknąłem i ruszyłem do wyjścia, a za mną Gebbels. Wsiadłem do samochodu i po zapięciu pasów oparłem głowę o szybę. Zamaskowany usiadł za kierownicą i ruszył odjeżdżając z tego miejsca.

- Erwin.. jak się czujesz? - spytał.

Nie odezwałem się do niego. Byłem wściekły. Nie miał prawa tego zrobić, a już tym bardziej zmuszać mnie do spotkania z Dorianem. Chciałem już się położyć i zasnąć aby o niczym nie myśleć.

Chłopak westchnął i zerknął na mnie.

- Gdzie cię zwieść? Na szpital? - spytał po chwili.

Kiwnąłem tylko głową i patrzyłem na widoki za oknem. Nie spodziewałem się tego po Gebbelsie.

***

- I jak? Już ci zdjęli szwy? - spytał chłopak który stał przed budynkiem.

- Tak. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby i ruszyłem chodnikiem.

- Gdzie idziesz? Chodź odwiozę cię na Burgershota. - odparł.

- Nie, daj mi już spokój, poradzę sobie sam. - mruknąłem i ruszyłem spacerkiem w stronę mission row zostawiając zamaskowanego przy samochodzie.

Po kilkunastu minutach byłem już przed budynkiem, weszłem do środka i zerknąłem na zegarek, była 16.30. Nie szkodzi, poczekam te pół godziny.

Przeglądałem tweetera na telefonię gdy usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Podniosłem głowę patrząc na osobę która to spowodowała.

- Hej, czekasz na grzesia? - spytał Dante.

- Tak.. - mruknąłem.

- Jak się czujesz? Monthana powiedział mi się musiałeś mieć operację, z powodu złamanych żeber. - odparł.

- Tak, ale już jest w porządku..- rzekłem.

- Zawołać go? Wydaję mi się że teraz i tak tylko siedzi i czeka do 17. - parsknął.

Uśmiechnąłem się lekko i kiwnąłem głową. Siwowłosy oddal uśmiech i zgłosił na radiu grzesiowi aby skończył już służbę i przebrał się po czym ma przyjść do lobby.

- Dziękuję, za wszystko. - powiedziałem nieśmiało do Capeli.

- Nie masz za co, ja będę już leciał muszę jechać na patrol z kadetem. - odparł i westchnął.

Pożegnał się ze mną i wyszedł z komendy. Długo jednak nie byłem sam gdyż po chwili w lobby pojawił się Monthana.

- Erwin? A co ty tu robisz? Przecież to ja miałem po ciebie podjechać. - odparł i podszedł do mnie.

- Byłem w szpitalu na zdjęciu szwów i stwierdziłem że to blisko więc Jestem. - uśmiechnąłem się lekko.

Brunet uniósł kącik ust i objął mnie na przywitanie. Oddałem uścisk wtulając się w niego. Nie chciałem go puszczać, czułem się bezpiecznie po całym tym dniu.

Zacisnąłem pięści aby nie pokazać mu słabości jaką są łzy. Odetchnąłem głęboko i po chwili się odsunęliśmy.

- Chodź pojedziemy do domu, ale najpierw może jakaś obiadokolacja? - spytał szczerząc się.

Uśmiechnąłem się i kiwnąłem głową w zgodzie. Ruszyliśmy na parking gdzie wsiedliśmy do jego samochodu odjeżdżając z przed komendy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top