25

Hejka misie kolorowe!

Dzisiaj rozdział z pov Monthany :3

Miłego wieczoru <3

Monthana pov

Siedziałem tuląc do siebie roztrzęsionego siwowłosego. Było mi przykro, że nie zauważyłem tych wszystkich rzeczy, miałem z tyłu głowy myśl że coś nie grało w jego zachowaniu.

Był ciągle przestraszony, widziałem go dwa razy rannego. Raz miał wytłumaczenie wyrwóceniem pod prysznicem, a drugi nie chciał nic powiedzieć. Uciekł wtedy do mieszkania.

Blondyn zachowywał się agresywnie w stosunku do Erwina.

Jaki ja byłem głupi, jak mogłem nie połączyć faktów?

Westchnąłem zerkając na siwowłosego. Miał zamknięte oczy i uchylone usta. Co znaczyłoby że zasnął.

Pogładziłem go po głowie. Wyglądał ślicznie, nawet gdy był poobijany.

Przerażał mnie fakt ile on musiał wycierpieć skoro bał się dotyku.

Musiałem go do siebie przezwyczajać aby mi zaufał w jakimkolwiek stopniu.

Słysząc na radiu komunikat o przyjściu Carbonary, ostrożnie położyłem chłopaka na kanapie.

Przykryłem go kocem i odgarnalem włosy z twarzy. Zbliżyłem się i delikatnie pocałowałem go w czoło. Uśmiechnął się przez sen na co mój kącik ust samoistnie również się podniósł.

Wyszedłem po cichu z gabinetu zostawiając śpiącego chłopaka. Wszedłem do pomieszczenia zebrań gdzie miał czekać Nicollo.

- Cześć, przyjechałem najszybciej jak umiałem, ale wiesz jak jest.. czerwone światła, ciągle telefony. - rzekł przytulając mnie na przywitanie.

- Nie szkodzi.. - uśmiechnąłem się lekko.

- Więc o co chodzi? Przez telefon powiedziałeś tylko że ma to związek z Erwinem. - spytał unosząc brew.

Westchnąłem i wskazałem na krzesła abyśmy usiedli. Po chwili ciszy w końcu zacząłem mówić.

- Nie wiem jak ci to powiedzieć i sądzę że nie ja powinienem ci to mówić, a sam Erwin. Ale zasnął i nie chciałem go budzić ze względu na jego stan..

- Jego stan? Coś mu się stało? Jest tutaj? - zaczął pytać zmartwiony.

- Tak jest tu, przyszedł z godzinę temu. - westchnąłem głośno. - Okej powiem wprost..

- Grzegorz no mów bo zaraz nie wysiedzę. Zaczynam się bać. - mruknął.

- Najpierw powiem jak się tu znalazł i w jakim stanie. Przyszedł, a właściwe to prawie się doczołgał na komendę i zadzwonił dzwonkiem. Capela poszedł sprawdzić kto to i zobaczył go pierwszy. Zawołał mnie na radiu, a ja jak najszybciej przyjechałem nie wiedząc o co chodzi. Poprosił mnie abym zajął się Erwinem. Ma rany na twarzy, jest cały pobijany i we krwi która leciała mu z nosa, ust, brwi.. Ma sińce na szyji i mnóstwo siniaków na ciele, niepokoją mnie te na żebrach mogą być złamane..

- Czekaj.. ktoś go pobił? - przerwał mi patrząc przyjęty na mnie.

- Daj mi skończyć. Opatrzyłem mu rany, przez dobre pół godziny nie odezwał się słowem tylko kiwał głową. Nie chciał lekarzy ani jechać do szpitala. Dopiero gdy zostałem z nim sam zaczął mi mówić co się stało. Nicollo.. wiem że możesz się trochę zdziwić ale Erwin został pobity przez Doriana. - powiedziałem niepewnie.

Czekałem na reakcję białowłosego. Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. Nie odzywał się dłuższą chwilę otwierając co jakiś czas usta.

- Ty.. ty mówisz poważnie? - spytał cicho.

- Wiem że to ciężkie do przetrawienia ale tak mówię poważnie.

- Czemu.. Czemu Dorian go pobił? - spytał chowając twarz w dłoniach.

- To nie był pierwszy raz Carbonara.. - mruknąłem cicho.

- Co? - spytał podnosząc na mnie gwałtownie wzrok.

- Erwin powiedział mi że to trwało od kilku miesięcy.. Powiedział że zaczęło się od jednego razu, później go przepraszał. I tak non stop. Dzisiaj nie wytrzymał stwierdził, że pierwszy raz nie umiał się opanować. - odparłem lekko drżącym głosem.

- Dlaczego nikomu nie powiedział.. - spytał ze łzami w oczach.

- Bał się, że nikt mu nie uwierzy. - westchnąłem.

- Przecież jest moim braciszkiem.. zawsze mu wierzę, jest dla mnie na pierwszym miejscu. - rzekł załamującym głosem.

- Wiem Carbo.. Po prostu się bał. Nie cofniesz teraz czasu. Myślę że powinieneś z nim pogadać, ale to jak wstanie.. - odparłem.

- Czemu ja nic nie zauważyłem? Przecież tyle razy miał siniaki albo rany, nosił długie bluzy, stał się cichy.. Czemu wcześniej tego nie widziałem? - spytał z zaszklonymi oczami.

- Carbo, nie obwiniaj się, ja też nie połączyłem faktów. Po prostu trzeba go teraz wspierać i sprawić aby Dorian za to odpowiedział. - powiedziałem.

- Zapierdole go! - warknął zaciskając pięści. - Przecież Erwin nie jest aż taką niezdarą aby sobie coś co chwilę zrobić..

- Wysłałem już policjantów do ich mieszkania aby go aresztowali.

- I co?- spytał.

- Czekaj zapytam o status. - rzekłem i wziąłem radio. - 105 do 238 jak wygląda sytuacja? Aresztowaliście go?

- Mamy lekki problem.. Lych poddał funkcjonariusza i uciekł. - usłyszałem odpowiedź.

- Kurwa. - przeklnąłem uderzając ręką o stół. - Uciekł im.. - powiedziałem do Carbo.

- Jebany chuj! Niech ja go tylko znajdę, odpierdole go własnymi rękami! - warknął.

- Carbo, uspokój się. Teraz trzeba się zastanowić co z Erwinem? Nie jest bezpieczny.. - westchnąłem. - Przetraszy się jeszcze bardziej gdy dowie się że Dorian jest na wolności.

- Kurwa masz rację.. - białowłosy wstał i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. - Nie może wrócić do mieszkania, ani zamieszkać u żadnego z nas. Dorian wie gdzie mieszkamy. - odparł.

- Właściwie.. może zostać u mnie. Już raz u mnie był. Do puki nie złapiemy Lycha będzie bezpieczny ze mną. W końcu jestem policjantem, a Dorian nie wie gdzie mieszkam. - powiedziałem nieśmiało.

- Genialne! Nie pomyśli że jest u ciebie, w końcu jesteś psem.. Bez urazy. - odparł uśmiechając się przepraszająco.

- Tylko co on na to? - spytałem.

- Przekonam go, powinien się zgodzić, chociaż nie wiem czy będzie w stanie mi zaufać po tym wsystkim.. - Westchnął.

- Carbo, nie mart się jestem pewny że nie ma ci nic za złe.

Białowłosy wziął głęboki oddech ale uśmiechnął się lekko kiwając głową..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top