19

Hejka misie kolorowe <3

Rozdział poprawiony przez Zyczliwy bardzo dziękuję za pomoc :3

Miłego dnia kochani :D

Montanha pov

— Montanha? — Usłyszałem obok siebie głos Capeli.

— Tak? — Zapytałem, zatrzymując się.

— Bo znowu jest wezwanie do tego mieszkania w którym byliście z Thomasem i zostało mi przydzielone, ale ja nie znam sytuacji, pojechalibyśmy razem? — Zapytał.

Zmarszczyłem brwi, lekko się niepokojąc. Martwiłem się o ostatnie zachowanie siwowłosego. Był dziwnie przestraszony i smutny. Dlatego powiadomiłem Carbo. Myślałem, że coś z tym zrobi…

— Tak, chodź, pojedziemy moją radiolką. — Mruknąłem i ruszyliśmy do samochodu.

Całą drogę zastanawiałem się, jak mogę się zbliżyć do złotookiego. Był strasznie zamknięty w sobie. Chciałem się dowiedzieć dlaczego.

Gdy stałem, pukając w drzwi, stresowałem się. Nie wiedziałem co pomyśli chłopak widząc mnie. Czy dalej będzie taki smutny? 

— Czego? — Usłyszeliśmy.

Spojrzałem na blondyna, który wyglądał na nietrzeźwego. Śmierdziało od niego wódą. Ledwo stał na nogach, przytrzymując się futryny drzwi.

— Dobry wieczór, dostaliśmy już drugie zgłoszenie o zakłócaniu spokoju. — Odezwał się Capela.

Zajrzałem przez uchylone drzwi do środka, ale nie widziałem nigdzie siwowłosego. Zmartwiło mnie to trochę.

— Chcielibyśmy rozmawiać z panem Knucklesem, to on wcześniej nam otworzył drzwi. — Wtrąciłem się.

— Ale teraz jestem ja! — Warknął Lych.

— Niech się pan uspokoi, jest w środku pan Erwin? — Dopytywał Dante, który podłapał o co mi chodzi.

— Może jest, a może nie. Jeśli nic więcej nie chcecie, to proszę stąd odejść.

— Możemy wejść do środka i się rozejrzeć? — Spytałem.

— A bo co? Macie nakaz? — Fuknął facet.

— Nie, nie mamy. Ale chcemy tylko zerknąć czy wszystko w porządku. — Odpowiedział Capela.

— Nie, nie możecie. Żegnam! — Warknął blondyn i chciał zamknąć drzwi.

Przytrzymałem je ręką. Spojrzałem na niego ostro.

— W takim razie będzie mandat za zakłócanie spokoju, proszę dowód osobisty. — Powiedziałem.

Chłopak zacisnął szczękę, ale ruszył do środka po dokument.

Gdy zniknął z mojego pola widzenia, otworzyłem drzwi szerzej, by zajrzeć do środka.

W salonie były puste potłuczone butelki po alkoholu, natomiast na ziemi zauważyłem krew. Zmarszczyłem brwi i kiwnąłem głową w jej stronę, aby Dante również spojrzał.

Blondyn przyszedł z dowodem. Chciałem go wziąć, lecz chłopak złapał mnie za rękę dosyć mocno.

— Niech sobie pan nie pozwala na zbyt wiele. — Wyrwałem rękę.

— Spierdalaj psie.

— To nie ja warczę jak pies… — Powiedziałem cicho, ale blondyn to usłyszał i złapał mnie za mundur, szarpiąc mną.

Sprawnym ruchem go obezwładniłem i skułem kajdankami.

— Jest pan agresywny, zawieziemy pana na izbę wytrzeźwień. — Powiedziałem, ignorując jego krzyki. — Dantuś, zaprowadź pana do radiowozu, ja zaraz przyjdę.

Mój przyjaciel wziął skutego blondyna i zaczął go wyprowadzać.

Wszedłem ostrożnie do mieszkania, rozglądając się. Były tam potłuczone butelki i porozrzucane rzeczy. Na ziemi obok kanapy widziałem trochę krwi.

Zacząłem przeglądać mieszkanie w poszukiwaniu siwowłosego. Po sprawdzeniu kuchni i sypialni podeszłem do łazienki, ale została zamknięta.

Zmarszczyłem brwi i zapukałem, nasłuchując jakiś dźwięków.

— Policja, jest ktoś w środku? — Spytałem, pukając po raz kolejny.

Usłyszałem szelest w środku, a po chwili też przekręcenie zamka w drzwiach.

Drzwi się uchyliły, a ja zauważyłem złotookiego. Miał czerwone oczy z sińcami pod nimi. Był zapłakany, jego włosy były w totalnymi nieładzie, a na części twarzy miał krew, która leciała z rany głowy.

Patrzyłem na niego w szoku, nie wiedząc co powiedzieć. Wyglądał na zagubionego. Nie wiedział co ze sobą zrobić bo patrzył na mnie tymi ślicznymi złotymi zaszklonymi oczami. Był przestraszony i zakłopotany.

— Co ci się stało? — Przerwałem ciszę.

— Um… wywróciłem się i uderzyłem o stolik. — Mruknął, spuszczając wzrok.

Ostrożnie dotknąłem jego policzka, który był chłodny. Wzdrygnął się i lekko przestraszył. Uniósł na mnie niepewne spojrzenie.

— Trzeba to opatrzyć. Wezwę EMS... — Chwyciłem za radio.

Poczułem jak chłopak szybko, ale delikatnie łapie mnie za dłoń, w której trzymałem komunikator.

— Nie! Proszę... nie trzeba. — powiedział szybko. — Czy... to chodzi o hałas? — spytał.

— Nie przejmuj się tym teraz. — powiedziałem.

Złapałem za czystą chustę, która leżała na pralce. Delikatnie przyłożyłem ją do rany chłopaka. Złotooki syknął cicho, zapewne na ból. Przeprosiłem go i delikatnie podniosłem jego podbródek, chcąc przyjrzeć się ranie.

Stałem blisko niego. Nie sądziłem, że kiedykolwiek pozwoli mi się dotknąć albo stać w takiej odległości.

— Gdzie Dorian? — spytał.

— Nie martw się, zabierzemy go na izbę wytrzeźwień. — powiedziałem.

Chłopak odsunął się gwałtownie ode mnie i patrzył panicznie na mnie.

— Nie, nie ty nie rozumiesz… — mówił, chwytając się za włosy.

— Spokojnie, jutro na pewno wróci. — powiedziałem, patrząc się mu w oczy.

Chłopak patrzył na mnie przestraszony. Ostrożnie się do niego zbliżyłem. Dotknąłem jego ramienia.

— Nie możecie go zabrać… — wychrypiał ze strachem w oczach.

— Erwin, dlaczego? Co się stało? —spytałem, marszcząc brwi.

Chłopak przetarł twarz rękoma i lekko się skulił.

— Ty nie rozumiesz… — mruknął.

— Spokojnie, obiecuje że nic się nie stanie. — powiedziałem cicho.

Erwin spojrzał na mnie ze łzami w oczach. Jego warga drżała, tak jak on cały.

Złapałem ostrożnie jego rękę, gładząc ją lekko. Pozwolił mi na to. Więc postanowiłem w jakikolwiek sposób spróbować go trochę uspokoić. Dlatego powolnymi ruchami zbliżyłem się do niego i go objąłem.

Nie chciałem go wystraszyć. Wszystko robiłem delikatnie i powoli.

Chłopak cały się spiął, lecz nie chciał uciec z mojego uścisku. Poczułem, że zaczął się trząść, prawdopodobnie płacząc.

Po chwili siwowłosy objął mnie rękoma, wtulając się we mnie. Był zmarznięty, wyjątkowo drobny. Zacząłem gładzić go po włosach, czekając aż się uspokoi.

Po paru minutach chłopak się ode mnie odsunął, pociągając nosem i przecierając oczy od łez.

— Przepraszam… — mruknął cicho.

— Nie masz za co mnie przepraszać… — powiedziałem ciepłym głosem. — Chodź, zejdziemy na dół i pojedziemy do lekarza. Powinien obejrzeć tę ranę, chyba nadaje się na szycie.

Erwin spojrzał na mnie niepewnie. Zagryzł wargę, zastanawiając się nad czymś. W końcu kiwnął lekko głową.

Zgłosiłem na radiu Capeli, aby zabrał się z innym patrolem. Co zrobił, więc na szczęście siwowłosy nie będzie musiał jechać w jednym samochodzie z blondynem.

Objąłem go ramieniem, prowadząc go do samochodu. Otworzyłem mu drzwi od strony pasażera, a sam usiadłem na miejscu kierowcy. Ruszyłem na szpital.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top