17
Hejka misie kolorowe <3
Rozdział poprawiony przez Zyczliwy dziękuję za pomoc :3
Miłego Dnia wszystkim :D
Erwin pov
Po dwóch godzinach sprzątania w końcu skończyłem. Zdążyłem nawet opatrzyć ranę na ręce. Szkło musiało mnie drasnąć, gdy rozbiło się obok.
Siedziałem na kanapie z podkulonymi nogami. Łzy swobodnie kąpały mi po twarzy, a ja siedząc w ciszy i ciemności, pociągnąłem tylko nosem co jakiś czas.
Czekałem na blondyna, który nie odbierał ode mnie telefonu. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić.
Był późny wieczór, a Dorian wyszedł po południu. Nie dawał znaku życia i to mnie martwiło najbardziej.
Podskoczyłem na dźwięk telefonu. Podniosłem go szybko ze stolika myśląc, że to może Dorek. Myliłem się, na wyświetlaczu pojawił się napis „Carbonara”.
Westchnąłem i przetarłem twarz z łez. Odebrałem połączenie i przyłożyłem urządzenie do ucha.
— Halo? — Mruknąłem cicho, kolejny raz pociągając nosem.
— Hej, chciałem spytać czy wszystko w porządku… Dzwonił do mnie Grzesiu. Mówił, że martwi się, że coś się stało. Podobno źle wyglądałeś, a z mieszkania od was dochodziły hałasy, które zgłosili sąsiedzi. — Powiedział zaniepokojony.
Zagryzłem wargę, powstrzymując się od kolejnego wybuchu płaczem. Nie wytrzymałem i zacząłem szlochać.
— Przepraszam… po prostu… — Chciałem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem do końca co. Zamilkłem i dalej cicho szlochałem.
— Ej... Co się dzieje misiu kolorowy?— spytał Nicollo. — Zaraz przyjadę, będę za 10 minut, dobra? Nie rób niczego głupiego…
— Mhm… — Mruknąłem tylko.
Chłopak się rozłączył, a ja odłożyłem telefon na stolik.
Montanha się o mnie martwił. Martwił się o mnie. Czemu? Czemu zadzwonił do Carbonary?
Objąłem kolana rękoma, kuląc się lekko. Przymknąłem oczy, czekając na przyjazd przyjaciela.
Usłyszałem pukanie do drzwi po paru minutach, ale nie miałem nawet siły wstać. Drzwi były otwarte, co zapewne osoba za nimi zauważyła, gdyż pociągnęła za klamkę po chwilowym braku odzewu.
Poczułem jak kanapa obok się ugina i ktoś na niej siada. Uchyliłem powieki i spojrzałem w niebieskie oczy białowłosego. Widoczne zmienił swój naturalny brąz, lecz w białym wyglądał dobrze. Patrzył na mnie z troską.
Widząc go, rozpłakałem się bardziej. Chłopak objął mnie rękoma przytulając do siebie. Wtuliłem się w niego, cicho płacząc.
— Co się dzieje misiu? — Spytał, gdy się trochę uspokoiłem.
— Pokłóciliśmy się.. wyszedł, nie odbiera. Nie wiem co z nim. Przefarbowałeś się? — Powiedziałem niepewnie.
— Tak, to teraz nieważne. Wiesz, czasem w związkach zdarzają się kłótnie. To nic złego... Myślę, że Dorian po prostu wyszedł, żeby ochłonąć. Na pewno niedługo wróci i z tobą porozmawia.
Tylko czy tak często? Czy wyglądają tak zawsze? Co Carbo by powiedział, gdyby zobaczył mieszkanie po wyjściu blondyna?
— Wiem… ale nie wiem czy nic mu się nie stało… — Mruknąłem, spoglądając na niego.
— A dzwoniłeś do silnego? Może z nim jest? — Zapytał.
— Nie... nie pomyślałem…
Białowłosy wyciągnął telefon i wybrał numer Gebbelsa. Po chwili chłopak odebrał i zaczął z nim rozmawiać. Gdy skończył, spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
— Jest z silnym. Siedzą w barze i gadają.
Kiwnąłem głową, przegryzając wargę. Znowu się upije... będzie agresywny. Chyba że zaliczy zgona.
— Przepraszam, że musiałeś tu przyjeżdżać... jak zwykle zajmuje niepotrzebnie czas. — Wychrypiałem.
— Nie mów tak, Erwin. Wiesz, że zawsze możesz do mnie zadzwonić lub przyjechać. Jesteś moim młodszym braciszkiem, zawsze ci pomogę. O co się właściwe pokłóciliście?
— O Montanhę...
— Co? Co on ma z tym wspólnego? — Zapytał, marszcząc brwi.
— Dorek jest zazdrosny o niego... bo Gregory najpierw dał mi się przespać u siebie w biurze, gdy przesłuchiwali Doriana, a później dał mi swój numer. A gdy Dorian dowiedział się, że to on mnie znalazł ,po prostu się zdenerwował, że Montanha się mną „zaopiekował”. — Wytłumaczyłem, trochę pomijając szczegóły.
— O taką głupotę? Przecież to nic złego, że się o ciebie zatroszczył… Może chcę się po prostu zaprzyjaźnić? — Odparł.
Taa.. głupotę. Dla Doriana to jest koniec świata i największy problem na ziemi. Na każdym kroku sądzi, że go zdradzam lub okłamuję. Nic nowego.
— Mówiłem mu to.. — Mruknąłem.
Aktualnie białowłosy siedział, a ja na nim leżałem, wtulając się w jego szyje. On obejmował mnie i gładził po plecach. Potrzebowałem tego.
Aby ktoś pokazał, że jest przy mnie i mu zależy. Aby mnie przytulił i się mną zaopiekował.
— Nie martw się, na pewno mu przejdzie, wiesz jaki jest Dorek… — Rzekł.
Właśnie wiem jaki jest Dorian. Nie zapomni. A wręcz będzie mi to ciągle wypominał. Będzie szukał bezsensownych gestów, aby móc się do czegoś doczepić.
Kiwnąłem lekko głową. Byłem zmęczony ciągłym płaczem. Siedzieliśmy w ciszy, a ja, słuchając bicia serca brata, zacząłem zasypiać.
Gdy byłem już na skraju snu, białowłosy się podniósł, biorąc mnie na ręce. Wtuliłem się, a on zaniósł mnie do sypialni. Przykrył mnie kołdrą i pogłaskał po głowie.
— Zostaniesz? Proszę… — Wychrypiałem, łapiąc go za rękę, gdy chciał wyjść.
— Jasne… — Powiedział i położył się obok, głaszcząc moje włosy.
Zasnąłem, myśląc co będzie, gdy wróci Dorian…
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top