15

Hejka misie kolorowe :3

Objecałam jeszcze jeden więc wrzucam :D

Miłego wieczoru kochani <3

Erwin pov

Obudziłem się z okropnym bólem głowy. Widziałem zbyt wiele jasnego światła, do którego moje oczy nie były przyzwyczajone.

Zamrugałem parę razy, wyostrzając wzrok i rozejrzałem się naokoło. Leżałem w szpitalu podłączony do kroplówki.

Na krześle obok siedział Carbonara patrząc na mnie wyczekująco.

Gdy tylko zobaczyłem jego pełne zmartwienia i zawiedzenia spojrzenie, odwróciłem wzrok na sufit.

Przełknąłem głośno ślinę próbując nawilżyć suche gardło. Czułem się chujowo. Wiedziałem, że zażyłem metę. Nie pamiętałem co się dalej działo.

Kojarzyłem urywki. Jak znalazłem się w szpitalu i skąd dowiedział się o tym brunet, który siedział obok.

— Erwin… — Usłyszałem smutny głos chłopaka.

Przymknąłem oczy, nie wiedząc, co mam powiedzieć.

— Przepraszam… — Wychrypiałem cicho.

— Dlaczego? Czemu to zrobiłeś? Przecież wiesz, że to nie był powód, aby tyle ćpać. Jesteś moim bratem i wiesz, że zawsze ci wybaczę. — Mówił.

— Nie wiem... Ja po prostu chciałem zapomnieć. O wszystkim… — Mruknąłem, bawiąc się swoimi palcami. — Jak się tu znalazłem?

— Montanha cię znalazł. Uratował ci życie… Gdyby przyjechał trochę później, prawdopodobnie byś już nie żył powiedział.

Zmarszczyłem brwi, nie kojarząc mężczyzny we wczorajszych wspomnieniach. Skąd on się tam wziął?

— Czy... czy Dorian wie? — Zapytałem cicho, bojąc się odpowiedzi.

— Dzwonił do ciebie, ale nie odbierałeś, więc dzwonił do mnie. Ode mnie też nie odbierałeś. Dopiero gdy zadzwonił Grzesiu, dowiedziałem się, co się stało. Przyjechałem jak najszybciej i chwilę temu zadzwoniłem do Dorka. Powiedział, że już jedzie.

Kurwa. Co ja mu powiem? Co on powie? Przecież jak dowie się, że to Montanha mnie uratował, to mnie i tak zajebie.

— Czy Montanha tu jest? — Zapytałem.

— Tak, zawołać go?

— Nie! — Od razu zaprzeczyłem.

Brunet westchnął, ale przytaknął. Złapał mnie za rękę i pogładził ją po grzbiecie,

— Braciszku, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć? Nie ważne co się między nami stało, zawsze możesz do mnie przyjść. Rozumiesz?

Kiwnąłem głową, unosząc lekko kącik ust. Oparłem głowę o poduszkę i spojrzałem w sufit, czekając.

Aż w końcu drzwi do sali się otworzyły i wszedł przez nie Dorian. Podszedł do łóżka i usiadł obok.

Carbo uśmiechnął się i wyszedł z sali, zostawiając nas samych. Proszę, Carbo, wróć…

— Co ty odjebałeś?! — Warknął blondyn. — Chciałeś się zabić?

— Nie, przepraszam…. — Pisnąłem, wciąż patrząc na ręce.

Blondyn dosyć mocno złapał moją głowę i nakierował na siebie, abym patrzył mu w oczy. Skrzywiłem się lekko na ból.

— Po chuj brałeś metę? Ile razy ci mówiłem, żebyś nie ćpał i nie pił! Wiesz, że sobie tego nie życzę! — Uniósł głos.

Przełknąłem ślinę i kiwnąłem szybko głową.

— Nie wiem, więcej tego nie zrobię przepraszam.

— Słyszałem że znalazł cię pan Gregory Montanha, co za zbieg okoliczności. — Warknął. — Zaproszę go i porozmawiamy o jego bohaterskich czynach? Podziękujemy mu ładnie.

Przerażony patrzyłem na niego, gdy wstał i wyszedł na korytarz, zapewne po policjanta. Przecież ja mam przejebane.

— No chcieliśmy podziękować panu i dowiedzieć się o pańskim bohaterskim czynie. — Usłyszałem, gdy mężczyźni weszli i podeszli do mojego łóżka.

— Nie ma za co, każdy by tak postąpił. —  Brunet wydawał się zmieszany i niepewnie drapał się po głowie.

— To jak pan znalazł Erwina? Nie pochwalił mi się… — Mruknął blondyn.

Rozszerzyłem oczy, patrząc wyczekująco na policjanta. Sam nie wiedziałem jak to się stało, ale bałem się dowiedzieć. Bałem się, co pomyśli Dorian i jaka jest historia.

— No w sumie to było tak że… — Brunet spojrzał na mnie, lustrował moje przerażone oczy. — Dostałem wiadomość od Erwina, była trochę niezoruzmiała, więc postanowiłem dowiedzieć się, czy wszystko w porządku. Nie odpowiadał, więc dzwoniłem, za którymś razem odebrał i po chwilowej rozmowy udało mi się dowiedzieć, gdzie się znajduje. Pojechałem na miejsce i gdy go znalazłem, wezwałem pomoc. — Wytłumaczył.

Zamknąłem oczy, nie chcąc widzieć miny Doriana. Przecież on mnie zabije. Jak ja mu wytłumaczę, skąd mam numer Montanhy i dlaczego z nim pisałem?

— Wszystko w porządku? — Zapytał brunet po chwili ciszy.

Spojrzałem na blondyna, który był wkurwiony, ale starał się tego nie okazywać przed policjantem.

— Tak, jest okej. W takim razie dziękujemy bardzo za pańską pomoc. Podziękuj ładnie, Erwin, panu Montanhie.. — Mruknął.

— Dziękuję… — Wychrypiałem cicho, nawet nie patrząc na policjanta.

Drżałem ze strachu, ale starałem się opanować. W końcu jeszcze nie wszystko stracone, co nie?

— Dobrze, w takim razie ja będę już szedł, gdybyście czegoś potrzebowali, to… Jestem do dyspozycji na komendzie. — Powiedział niepewnie policjant i wyszedł z sali.

Blondyn podszedł do mnie i chwycił mnie za ramię, podnosząc do siadu. Zacisnął na nim place, co bolało. Zaczął mi coś tłumaczyć, ale go nie słuchałem. Za bardzo skupiłem się na czekoladowych oczach, które bacznie się mi przyglądały przez szybę drzwi.

Gdy tylko policjant zobaczył, że go widzę, odszedł. A ja siedziałem, myśląc o śmierci…

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top