14
Hej misie kolorowe,
Zapomniałam wrzucić wczoraj rozdział xD zasnęłam wieczorem.
Ale w zamian za to dzisiaj będą dwa rozdziały <3
Podziękujcie Zyczliwy za poświęcony czas :D
Erwin pov
Patrzyłem na przedmiot przed sobą. Nie byłem pewny czy powinienem, jednak chciałem dać upust emocjom. Chciałem zapomnieć.
Zapomnieć o ciągłych kłótniach z Dorianem, o tym jakim chujowym chłopakiem i przyjacielem jestem. Zapomnieć, że w ogóle istnieję.
Wziąłem drżący oddech i zacząłem rozdrabniać niebieskie kawałki. Robiłem to niezgrabnie, ale w miarę mi się udało.
Wysypałem trochę substancji na stolik i ją wciągnąłem. Po chwili poczułem się nieco lepiej.
Potrzebowałem więcej. Więcej, aby móc czuć się lepiej, albo chociaż przestać czuć cokolwiek.
Chwyciłem woreczek i wysypałem resztę zawartości. Wciągnąłem ją drugą dziurką nosa.
Poczułem nieprzyjemne uczucie pieczenia, lecz nie zwróciłem na nie uwagi, bo po chwili ból zniknął.
***
Nie wiem ile tam siedziałem. I ile woreczków zażyłem. Ile wypiłem schowanych butelek whisky Davida. Nie wiedziałem już nic. Za to, gdy usłyszałem dźwięk wiadomości, musiałem ją odczytać.
"Ale nie odpowiedziałeś co do samopoczucia, czy wszystko u ciebie w porządku? :/"
Po paru minutach męczenia się z odpisaniem na wiadomość Montanhy, w końcu mi się udało coś skleić.
"jsyt dobrxe, przecuez mysi byx :)"
No trochę nie do końca dało mnie się zrozumieć, ale miałem nadzieję, że przeczyta poprawnie.
Leżałem na ziemi, opierając się o jakiś worek. Czułem się błogo, a obraz wokół wydawał się bardziej kolorowy.
Chwyciłem telefon, aby odczytać wiadomość, która właśnie przyszła.
"Co? Co masz na myśli? Dziwnie piszesz, na pewno wszystko ok?"
Zlałem tą wiadomość, tak jak i wiadomości od Doriana o tym, abym wrócił do domu. Byłem w magazynie od 2-3 godzin?
Postanowiłem się trochę przewietrzyć, więc zabrałem ze sobą jeszcze kilka woreczków metamfetaminy i chwiejnym krokiem, podpierając się ścian, wyszedłem z budynku.
***
Leżałem na trawie, oddychając głęboko. Poszedłem do jakiegoś parku. Nie wiedziałem, gdzie jestem. Mój mózg chyba nie do końca się orientował, co się dzieje po zbyt dużej dawce narkotyku, który co chwilę zażywałem.
Czułem, że z nosa leciała mi krew, która zabrudziła moją szarą bluzę. Zbyt słabo rozdrobniłem kryształki.
Dzwonił do mnie telefon, więc postanowiłem go w końcu odebrać, bo od paru godzin dzwonił non stop. Miałem już dość. Chciałem po prostu popatrzeć na te kolorowe gwiazdki na fioletowo–różowym niebie.
— Taaak? — spytałem przeciągle.
— Um… Cześć, to ja, Montanha. Nie odpisywałeś na wiadomości dość długo, więc postanowiłem się upewnić, że wszystko w porządku. — usłyszałem głos bruneta.
— U mnie? Jest super duper! — zaśmiałem się.
— Piłeś coś? — spytał zmieszany.
— Może odrobinkę! Tak tyci tyci?— parsknąłem.
— Jesteś sam? — spytał.
— Z gwiazdami! Wiedziałeś że mają różne kolory? — mruknąłem.
— Erwin, czy jest ktoś z tobą?
— Nieee, nikt nie chce mnie znać. Jestem chujowy. — prychnąłem.
— Gdzie jesteś?
— Na trawie, a ty?
— Gdzie dokładnie? — spytał, zapewne przewracając oczami.
— Pod gołym niebem! Jezuu, nie sądziłem że można zobaczyć kolorową galaktykę gołym okiem. Wiedziałeś, że 99% układu słonecznego stanowi Słońce? — mruknąłem.
— Erwin! Skup się. Gdzie jesteś? —powiedział poważnym tonem.
Skuliłem się na ton jego głosu. Przypomniało mi to głos zawiedzionego Carbonary lub wkurwionego Doriana.
Ani jedno ani drugie nie było fajne.
— Nie wiem.. pierwszy raz tu jestem. — mruknąłem.
— Dobrze, opisz mi to miejscem. To jakaś polana? Plaża? Park? Ulica? Gdzie jesteś?
— Chyba w parku, jest tu taka dużaaa rampa! Ciekawe czy wyleciałbym nią w kosmos… — zaciekawiłem się.
— Okej, idziemy w dobrą stronę, teraz powiedz mi, czy jest tam takie duże dębowe drzewo, czy może nie ma tam drzew?
— Nie ma… muszę kończyć, spadająca gwiazda! — zaśmiałem się i rozłączyłem.
Byłem zadowolony z używki. Trochę kręciło mi się w głowie i nie widziałem zbyt dużo, nie licząc kolorowych plam, ale nie czułem ciągłego smutku.
Przetarłem twarz ręką, zamazując trochę krwi, która mi leciała.
Przymknąłem oczy i myślami wciąż byłem przy dzisiejszych zdarzeniach. Chciałem, aby inni byli ze mnie dumni. Przecież wszyscy myśleli, że moje życie jest idealne.
Przystojny dobry chłopak, brak problemów, żyć nie umierać!
No jednak w rzeczywistości było inaczej. A to przeze mnie to wszystko.
Monthana pov
W końcu zajechałem do parku, który wydawał mi się, że opisał siwowłosy. Nie odbierał już ode mnie. Miałem nadzieję, że nic mu nie jest.
Wybiegłem z samochodu, zamykając go szybko i wbiegłem na obiekt. Rozglądałem się za siwą czupryną. Chodziłem szybkim krokiem, wypatrując chłopaka. W końcu go zauważyłem.
Leżał na trawniku niedaleko rampy. Podbiegłem do niego. Miał zamknięte oczy, czuć było od niego alkohol. Obok leżał jakiś woreczek z resztkami niebieskiego proszku.
Siwowłosy wyglądał jak siedem nieszczęść. Miał wory pod oczami, a na jego twarzy znajdowała się rozmazana krew, która leciała mu z nosa. Miał ją na twarzy dłoniach i ubraniach.
Przestraszyłem się jego stanu. Szybko przy nim ukucnąłem i potrząsnąłem jego ramionami, próbując go obudzić.
Spanikowany sprawdziłem jego puls. Był szybki, oddech miał powolny.
Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer alarmowy.
— Dzień dobry, pogotowie ratunkowe, operator numer 34, w czym mogę pomóc?
— Potrzebuję pomocy, do parku na ulicy Avenue. Mężczyzna prawdopodobnie przedawkował narkotyki i łączył je z alkoholem. Jest nieprzytomny i ma wysoki puls.
— Dobrze, wysłałam karetkę, proszę powiedzieć jakie ma jeszcze objawy.
— Jest mokry, chyba się poci, leci mu krew z nosa, przynajmniej leciała. Jest gorący i ma płytki oddech. — mówiłem pośpiesznie.
— Dobrze, proszę monitorować jego stan w oczekiwaniu na pogotowie.
Patrzyłem na siwowłosego, obserwując jego klatkę piersiową, czy się unosi oraz trzymając jego nadgarstek, aby sprawdzać puls.
Po chwili jednak chłopak zaczął się trząść.
— On chyba ma drgawki! Co mam robić? — powiedziałem do operatorki na linii.
— Spokojnie, proszę go ułożyć na płasko i uchylić mu głowę, trzymając ją mocno.
Wykonałem polecenie i po ułożeniu chłopaka trzymałem jego głowę, udrażniając drogi oddechowe.
Po chwili usłyszałem sygnały karetki. Przyjechali ratownicy.
Rozłączyłem się z operatorem i powiedziałem co się stało lekarzom.
Oni pomogli mu, opanowali drgawki i założyli kołnierz, by zabrać go do pojazdu.
Pociągnąłem się za włosy i ruszyłem do mojego pojazdu, aby pojechać na szpital.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top