1

*Rok później*

Erwin pov

Czasem życie bywa przewrotne. Daje nam wiele zagadek, czy różnych zaskoczeń na naszej drodze.

Moje życie potoczyło się inaczej niż bym chciał. Nie ułożyło się jak w wymarzonym filmie fantasy. Mimo wszystko sie potrafiłem go zmienić na lepsze. Możliwe że ze strachu, a może z przezwyczajenia lub wstydu?

Sam do końca nie byłem przekonany z jakiego powodu.
I bardzo żałowałem wielu decyzji.

Nienawidziłem siebie.
Nienawidziłem swojego życia.
Nienawidziłem tego że to ja je takim stworzyłem.

-Erwin? Jesteś z nami?- spytał Carbonara machając mi ręką przed twarzą.

Wzdrygnąłem się i zamrugałem pare razy aby powrócić myślami do życia.

-Um.. tak przepraszam, zamyśliłem się trochę.- wymusiłem uniesienie kącika ust ku górze.

Naciągnąłem rękawy mojej bluzy na nadgarstki trochę bardziej. Było chłodno, w końcu był listopad.

-Możesz chociaż raz słuchać? Potem nie będziesz rozumiał planu i znowu coś zepsujesz.- warknął Dorian.

Skrzywiłem się lekko na jego ton głosu. Zacisnąłem ręce w pięści.

-Przepraszam..- wychrypiałem po czym odkaszlnąłem aby odgonić chrypkę z gardła.

-Nic się nie stało, okej więc powtórzę. Weźmiemy Sultana i odjedziemy nim w kanały, ewentualnie jeśli nie będzie helikoptera po prostu uliczkami.- powiedział Carbo.

Przytaknąłem kiwając głową, a reszta grupy również mruknęła twierdząco.

-Kto bierze udział w akcji?- spytał Dia.

-Ja, Dawid, Labo i Erwin.- odparł Nicollo.

-A znajdzie się jeszcze jedno miejsce?-spytał blondyn siedzący obok mnie.

-Sorki Dorek ale pass.. mamy czwórkę i jeszcze Dia w kanałach.

Dorian skrzywił się na jego słowa ale przytaknął.

Poczułem dotyk na ramieniu. Lych objął mnie i przybliżył się do mojego ucha.

-Mam nadzieję że będziesz grzeczny..- wyszeptał.

Gęsia skórka opanowała moje ciało na jego oddech na karku.
Przełknąłem ślinę kiwając twierdząco głową i uśmiechając się sztucznie.

-Dobra zakochańce, musicie się pożegnać bo zaraz zaczynamy. Podskoczymy jeszcze do mieszkania.- powiedział Dawid w naszym kierunku.

Zaczerwieniłem się lekko. Chrząknąłem znacząco podnosząc się z kanapy. Blondyn również wstał i objął mnie chwytając za biodra.

-Macie dosłownie chwilę! Minuta! Erwin pospiesz się!- usłyszałem Carbo który wraz z innymi wyszli z pomieszczenia zachrysti.

-Pośpieszcie się, nie lubię gdy nie ma cię w domu..- powiedział Dorian wydymając wargę jak małe dziecko.

-Mhm..- mruknałem cicho.

Chłopak złapał mnie za pośladki i przycisnął bliżej siebie. O ile było to możliwe. Pisnąłem cicho na jego gest.

-Bądź grzeczny.. pamiętaj żeby dobrze zhackować.- uśmiechnął się i cmoknął moje usta.

Oddałem pocałunek po chwili sie odsuwając.

-Muszę lecieć, chłopacy czekają.- powiedziałem niepewnie.

-Zawsze mi cię zabierają.- powiedział niezadowolony.

-Wrócę za godzinkę max półtorej..- uśmiechnąłem się i pocałowałem go w policzek szybko wyplątując się z jego objęć i ruszając do wyjścia.

-Trzymam cię za słowo!- krzyknął gdy byłem już daleko.

Przełknąłem ślinę i wsiadłem do samochodu ruszając wraz z chłopakami.

***

-Okej, Erwin pamiętasz wszystko? Udajesz zakładnika, my "zmuszamy" cię do otwarcia sejfu, a potem my spierdalamy. Im mniej osób ucieka tym mniej złapią. Jasne?- spytał Carbo.

-Tak, wchodzimy?

Brunet kiwnął głową i wysiadł z samochodu celując do mnie.

Mieliśmy za zadanie dojechać na miejsce z samochodem do ucieczki. Dawid i labo ogarnęli zakładników z którymi czekali w środku banku.

Weszliśmy do środka budynku widząc klęczących ludzi i chłopaków którzy do nich celowali.

-Ty! Na zaplecze już! Będziesz hackował!- warknął brunet i pchnął mnie wgłąb korytarza.

Bez słowa ruszyłem w stronę sejfu. I wyjąłem sprzęt gdy nikt nas nie widział.

Dosyć szybko udało mi się obejść system i po chwili otworzylem drzwi.

-Dobra! Teraz wypierdalasz do innych!

Podniosłem się i ruszyłem z podniosionymi rękoma do reszty zakładników. Uklęknąłem obok jakiegoś faceta i spuściłem wzrok na ziemię.

Wciąż to samo, banki, jubiler, kasyno, porwania, wyłudzenia. Miałem już tego dość. Chciałem normalnego życia. Ale nie chciałem zawieść przyjaciół.

Nie mogłem przecież powiedzieć 'hej słuchajcie u mnie jest chujowo". Przecież z jakiego powodu miałoby tak być? Inni mają gorzej. Przecież mam 'zajebiste' życie.

Z moich kolejnych zamyśleń wyciągnął mnie dotyk chyba dawida który złapał mnie za ramię podnosząc do góry.

Wstałem posłusznie wciąż trzymając ręce na widoku.

-Wychodzimy! Dziękujemy za pomoc, w końcu się jakiś zakładnik na coś przydał!- powiedział specjalnie przy policji.

Spojrzałem na niego zirytowany. Ale wyszedłem na ich celowniku z budynku.

-Wsiadamy do samochodu, cały czas do niego celuje!- mówił brunet.

W końcu odjechali, a za nimi 4 radiowozy.

-Dzień dobry, zapraszam za mną, przeszukam pana.- powiedział policjant.-kadet numer odznaki 74, John Deere. 

Przytaknąłem lekko i ustawiłem się pod ścianą. Po chwili mężczyzna zaczął jeździć rękoma po moim ciele w poszukiwaniu niebezpiecznych bądź nielegalnych przedmiotów.
Czułem się nieswojo i wzdrygnąłem się gdy dotknął kawałka nagiej skóry.

Bluza mi się podwinęła i dlatego czułem chłód gdy szukał w tamtym miejscu ziemnymi rękoma.

W końcu skończył i odsunął się trochę. Poprosił mnie o dowód osobisty.
Wyciągnąłem z kieszeni portfel i drżącymi rękoma zacząłem szukać dokumentu.

-Oj chyba nie ubrał się pan stosownie jak na pogodę.- zaśmiał się funkcjonariusz.

Wymusiłem uniesienie kącika ust i wyjąłem dowód z jednej z przegródek podając go Johnowi.

Mężczyzna go sprawdził i spisał dane do notatnika.

-Dobrze w takim razie, spytam w prost. O co chodziło napastnikom przed odjazdem? Z pomocą?- spytał.

-Kazali mi otworzyć sejf..

-Mhm.. rozumiem że się udało? W jaki sposób?- spytał.

-Znam się trochę na informatyce. Umiem co nieco.

-Dobrze, widzę że ta rozmowa zajmie nam trochę dłużej. Pojedziemy na komendę złożyć zeznania dobrze? Musi to zrobić wyższa ranga a jedyna znajduje  się na komendzie.- powiedział.

Westchnąłem i skrzywiłem się nieco na myśl że zajmie mi to dłużej niż powiedziałem dorkowi. Kiwnąłem głową i wsiedliśmy do pojazdu ruszając na mission row.

***

Usiadłem na krześle czekając na pojawienie się funkcjonariusza który miał mnie przesłuchiwać. Wyjąłem telefon z kieszeni i napisałem sms do Doriana:

"Jestem na komendzie, chcą mnie przesłuchać. Nie wiem ile mi jeszcze zejdzie. Przepraszam."

Drzwi do przesłuchaniówki otworzyły się i wszedł przez nie wysoki brązowo włosy mężczyzna. Był przystojny i ubrany w mundur oraz kamizelkę. Miał brązowe oczy które patrzyły się w tablet który trzymał w dłoniach.

Zasiadł na miejscu na przeciwko i wyrecytował swoje imię:

-Gregory Monthana, numer odznaki 105, kapitan.

***********
Jak wrażenia po pierwszym rozdziale?

Mam nadzieję że w porządku :D

Miłego dnia wam życzę misiaki <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top