four.

Louis zacisnął dłoń na kierownicy, patrząc się na drogę przed nimi. Był pewien, że jeszcze przed zmierzchem dojadą do Jackson i znowu będą mieli szansę na to, aby przespać się w przydrożnym motelu. Szatyn poprawił się na siedzeniu i zerknął na blondynkę, która siedziała znudzona i wyglądała przez szybę na samochody, które mijali. Mimowolnie sięgnął po jej dłoń i splótł ją razem ze swoją. 

— Wszystko w porządku, mała? — spytał troskliwie, zerkając na nią, co kilka sekund. Chciał, aby cały czas miała świadomość tego, że była dla niego najważniejsza i zależało mu na jej szczęściu jak na niczym i nikim innym. — Jesteś jakaś markotna od rana.

— Sama nie wiem, o co chodzi — przyznała, wzdychając ciężko i zacisnęła swoje drobne palce na dłoni szatyna, która była o wiele większa od jej. — Przepraszam. Nie chciałam, aby to tak wyglądało, ale naprawdę nie mam dzisiaj na nic ochoty — dodała, zaczynając marudzić jak pięciolatka. Louis pokręcił głową, chichocząc pod nosem i spojrzał na nią. Uniósł jej dłoń do swoich ust, muskając nimi gładką skórę blondynki, a potem westchnął cicho.

— Co ja z tobą mam — mruknął żartobliwie, przez co dała mu kuksańca w bok. - No co? Przecież wiesz, że cię kocham — dodał, śmiejąc się głośniej. 

— Wiem, ja ciebie też — Odwzajemniła uśmiech, zakładając później kosmyk włosów za ucho. — Daleko jeszcze? — dodała, unosząc w zaciekawieniu brew. Nigdy nie znała się dobrze na mapie czy innych takich, a Louis nie korzystał na autostradzie z GPSa, bo nie było to potrzebne, skoro droga i tak prowadziła w jednym kierunku. 

— Kilka godzin, ale na pewno przed nocą będziemy na miejscu. Spokojnie, mała — przyznał i zmienił bieg, wymijając po chwili jakiś samochód, który zawadzał mu swobodną jazdę. Alex doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie dało się z nim jeździć powoli, ale wbrew pozorom jej chłopak był odpowiedzialnym kierowcą i wiedziała, że nie stanie jej się z nim krzywda. — Jeśli chcesz, to możemy się gdzieś zatrzymać. Co ty na to, hm? - dodał troskliwie.

— Nie, jest całkiem w porządku — powiedziała, uśmiechając się do niego pokrzepiająco, aby nie martwił się za bardzo, bo nie było takiej potrzeby. Blondynka założyła kosmyk włosów za ucho, a później rozsiadła się wygodniej, otulając się przy okazji jeansową kurtką szatyna, którą ubrała na siebie jeszcze zanim wyruszyli w drogę tamtego dnia. — Gdy będę potrzebowała się zatrzymać, to ci powiem. Może tak być? — dodała, uśmiechając się czule. 

///

Louis ściszył radio, widząc, że Alex nie miała ochoty na piosenkę, którą aktualnie nadawano i zerknął na nią troskliwie. Naprawdę się martwił, że coś mogło jej być, a co starała się za wszelką cenę ukryć, byleby tylko kontynuowali swoją podróż. Szatyn nie chciał robić niczego wbrew Alex i naprawdę zależało mu na tym, aby była szczęśliwa, zdrowa i żeby czuła się przy nim bezpiecznie. Każdy zakochany facet chciał tego dla swojej kobiety, czyż nie?

— Hej, marudo — zaczął i szturchnął ją lekko w bok, przez co mruknęła coś pod nosem, a później odwróciła głowę i spojrzała na niego. — Co jest?

— Nic, chyba potrzebuje się przewietrzyć. Zatrzymamy się za niedługo? — spytała, biorąc jego dłoń w swoje dwie i zaczęła gładzić jego skórę swoimi kciukami. Blondynka westchnęła po chwili cicho i spojrzała na szatyna, mając nadzieje, że się zgodzi.

— Jasne, że tak — Pokiwał głową i mimowolnie przyśpieszył. Chwilę temu widział znak informujący o parkingu na autostradzie, więc zamierzał znaleźć się na nim jak najszybciej. Poza tym sam czuł jak jego mięśnie były nieprzyjemnie spięte i potrzebował rozprostowania kości. — Na pewno wszystko z tobą w porządku? Może pojedziemy do jakiegoś lekarza, co? Naprawdę się martwię. 

— Jesteś bardzo kochany — przyznała, chichocząc, a później uśmiechnęła się szeroko. — Wszystko jest w porządku. Jestem po prostu przed okresem i mam swoje humorki. Powinieneś to wiedzieć — dodała, wzruszając ramionami jakby to nie było nic takiego.

— Muszę w takim razie wybudować jakiś schron, bo jak cię czymś wkurzę i nie będę wiedział, co to było, to nie pożyje za długo — zażartował, przez co Alex uderzyła go z otwartej dłoni w ramię. — No co? — dodał, chichocząc. Spojrzał na nią z szerokim uśmiechem, bo zawsze, gdy blondynka się denerwowała, marszczyła uroczo swój nosek. Uwielbiał to. 

Po chwili znaleźli się już na miejscu i Louis wysiadł pierwszy z samochodu, aby móc otworzyć drzwi blondynce. Uśmiechnął się do niej przy tym i upewnił się, że była ciepło ubrana na jakiś spacer, bo nie chciał, aby zmarzła. Później zamknął samochód i podał jej swoją dłoń, aby była blisko niego i udali się na spacer wzdłuż chodnika, ciesząc się swoją obecnością obok. Na parkingu było cicho i tylko gdzieś w oddali zatrzymało się kilka innych samochód, których kierowcy również wyszli rozprostować swoje kości.

— Kocham cię, wiesz? - Louis spojrzał na Alex i uśmiechnął się.

— Wiem, ja ciebie bardziej — przyznała, odwzajemniając jego uśmiech i westchnęła cicho. 

///

za niedługo muszę się zabrać za to short story i je skończyć:/

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top