Rozdział Trzynasty!

Jechałem szybko samochodem kierując jedną ręką, w drugiej trzymając telefon i rozmawiając z Ashtonem. W sumie... trudno było mi to nazwać rozmową. Ja ledwo co potrafiłem coś wykrztusić, bo dławiłem się łzami. Miałem się z nim spotkać u niego w domu, bo miał dzisiaj wolne. Bry była w pracy, a Toby w szkole.

- Luke. Uspokój się i powiedz mi dokładnie co się stało - mówił starszy chłopak uspokajająco do telefonu.

- Jak mam się do cholery uspokoić Ashton?! - wychlipałem - czy ty się w ogóle siebie słyszy... cholera!

Gwałtownie skręciłem unikając nadjeżdżającego z naprzeciwka samochodu i wypuszczając komórkę z rąk. Spadła gdzieś na podłogę, więc olałem sprawę i przyspieszyłem po czym otarłem z policzka spływającą po nim łzę. Po chwili kolejną, i kolejną. Nie mogłem się uspokoić. Czułem się jak dziecko które dostało karę czy zostało porządnie skarcone przez rodzica. Tym dzieckiem byłem ja, a 'rodzicem' był los. ' Karma Wraca Luke ' - odezwało się sumienie.

- Spierdalaj - powiedziałem sam do siebie.

Kolejny ostry zakręt z piskiem opon. Kiedy masz załzawione oczy, z których błyszczące krople lecą strumieniami... nie powinieneś prowadzić. Bo... nie wygląda to jak w filmach czy teledyskach... niestety. Uderzyłem głową o kierownicę. Już kolejny raz. Ile jeszcze razy prawię spowoduję wypadek tego dnia?!

   W końcu. Dom Irwinów. Już żadnych nieprzemyślanych driftów. Odetchnąłem głęboko. Wyjąłem kluczyk ze stacyjki i wyszedłem z samochodu po czym zatrzasnąłem jego drzwi. Podszedłem do progu domu mojego przyjaciela i zadzwoniłem dzwonkiem przy drzwiach wejściowych.

*

- Ale skąd wiesz? Może tylko... - po raz kolejny to pytanie. Przecież mu tłumaczyłem!

- Ashton! On miał w ustach jego penisa! Co ty myślisz? że jestem ślepy? - chłopak otworzył usta ale nie pozwoliłem mu się odezwał - Nie, nie jestem. To było pytanie retoryczne

- Ale... może tylko ci się zdawało... to nie musiało być tak, że od razu mu... przecież nie w pracy, Michael nie jest aż taki głupi - przetarł twarz swoimi dużymi dłońmi - to pewnie było coś innego..

- Tak. Masz rację. Pewnie tylko wiązał mu buty, ale Will nie umie panować nad swoim chujem, i ten sam wszedł Michaelowi do ust. Bo to jest cholernie logiczne! - krzyknąłem i uderzyłem pięścią w stół.

- Spokojnie Luke... - chłopak przysunął się do mnie i rozłożył ramiona, w które od razu 'wpadłem' - będzie dobrze... na pewno wszystko się ułoży. Wszystko się ułoży i będzie jak dawniej. Obiecuję - pogłaskał mnie uspokajająco po plecach i pocałował w czubek głowy - na pewno się ułoży. Jak nie z Michaelem... to z kim innym

- Tylko, że ja nie chcę kogoś innego - zaszlochałem - chcę mojego Michaela - pociągnąłem nosem - tylko Michaela... jebana karma.

    Obudziłem się na kanapie Irwinów. Z tego co już skontaktowałem to Toby jest w domu, bo lecą bajki w telewizji, Bry też na pewno jest bo słyszę jej cudowny głos, który jest podobny do głosu anioła... prawdopodobnie... zawsze jak sobie wyobrażam anioła to widzę Bry. Dziwne co nie?  

Przetarłem oczy  i ziewnąłem po czym usiadłem na kanapie i przeciągnąłem się. Bolał mnie krzyż. Spałem w cholerę niewygodnie i już chyba lepiej byłoby spać w kojcu czy budzie psa.Spojrzałem na telewizor. Żółwie Ninja w akcji. Kto by się spodziewał? No tak.. każdy. 

Zapatrzony w ekran telewizora całkowicie straciłem kontakt ze światem. Jakikolwiek kontakt z otaczającą mnie rzeczywistością. 'Ocknąłem' się dopiero kiedy zobaczyłem czyjąś dłoń przed oczami. Pokręciłem głową i spojrzałem na osobę stojącą nade mną. Blondynka uśmiechała się do mnie ciepło, jednak w jej oczach widziałem smutek i współczucie. No tak. Ashton, jak smarkata nastolatka musiał komuś to powiedzieć, bo by nie wytrzymał. Uśmiechnąłem się smutno do blondynki.

- Luke... - usłyszałem cichy głosik Tobyego - dlaczego jesteś smutny? - spytał i wskoczył na miejsce na kanapie obok mnie.

- Wujek Luke nie radzi sobie z uzależnieniem - powiedział Ashton z kuchni

- Jesteś uzależniony? Twoja mama cię nie uczyła, że nie wolno się zadawać z złymi ludźmi, którzy chcą dać ci jakieś złe rzeczy? - chłopiec wlepił we mnie swoje duże brązowo-zielone oczy i przechylił główkę.

- Uczyła... ale nie wspominała, że od ludzi... - urwałem  i przypomniałem sobie Michaela, a w moich oczach znów pojawiły się łzy - ale nie wspominała, że od ludzi też można się uzależnić.. - zagryzłem policzek od środka po czym wziąłem duży haust powietrza.

- Co to znaczy? - spytał wyłączając telewizor

- Toby, to był najlepszy moment! - wykrzyknąłem

- To jest ważniejsze - powiedział poważnie

- To znaczy że... - przerwałem aby dobrać odpowiednie słowa - to znaczy, że... zależy ci na kimś tak mocno, że myślisz o nim cały czas, że ta osoba jest przy tobie zawsze, mimo że nie ma jej fizycznie, ty czujesz jakby cały czas była z tobą. Nie potrafisz jej zapomnieć chociaż bardzo tego chcesz i cały czas chciałbyś z nią przebywać. To... to jest gorsze niż miłość... chociaż to podobno jej część. Jednak kiedy miłość jest nieodwzajemniona, a ty jesteś uzależniony... to największa męczarnia w jakiej siedzisz.

Chłopiec bawił się swoimi małymi palcami i wpatrywał się w swoje dłonie. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka.

- Rozumiem... zostajesz u nas na odwyk? - spytał a ja zaśmiałem się cicho.

- Z takim uzależnieniem nie idzie się na odwyk - poczochrałem jego włosy.

Dzwonek rozległ się po domu ponownie. Tym razem jednak było to chaotyczne i natarczywe dzwonienie. Zdenerwowana pani Irwin ruszyła do drzwi, a ja spojrzałem na zegar. Wpół do ósmej wieczorem. Kto o tej godzinie przychodzi w odwiedziny? Jeśli to Michael to obiecuję, że wyskoczę przez okno, a jak Calum... to w sumie też, bo poziom intelektualny panujący w tym domu diametralnie spadnie.

Tym czasem... do salonu, w objęciach Bryany , weszła zapłakana dziewczyna z plecakiem powieszonym niechlujnie na jednym ramieniu. Cały czas ciągnęła nosem. Miała na sobie czarą bluzę spod której wystawał zielonkawy materiał, który sięgał jej do połowy uda ( może trochę dalej ), które osłaniały czarne rurki. Obudził się we mnie 'instynkt macierzyński'. Zerwałem się z kanapy i podszedłem do nastolatki. Ukucnąłem przed nią i spojrzałem w jej przepełnione bólem oczy.

- Co się stało? - spytałem najspokojniej jak umiałem

- Tata się stał! - krzyknęła i wybuchała jeszcze większym płaczem - z-znowu - wydukała i wtuliła się w ciało blondynki, która ją obejmowała.

- Chodź... pójdziemy do pokoju. Musisz odpocząć - powiedziała Bryana prowadząc El do sypialni swojej i Ashtona.

Spojrzałem na przyjaciela, który wpatrywał się zszokowany w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stała El. Ashton dobrze rozumiał mój wzrok więc zamknął oczy i kiwnął głową w kierunku kuchni po czym westchnął. Wyprostowałem nogi i poszedłem za przyjacielem.

- O co chodzi? - spytałem spanikowany

- Michael... znowu się pewnie upił... a sądząc po zachowaniu El... albo coś jej zrobił, albo sie mocno pokłócili

- Cz-często to się zdarza? - spytałem, a moje oczy znów się zaszkliły

- Zdarzało się coraz rzadziej... ale jak to się nie zmieni... zapisujemy go na odwyk. I on dobrze o tym wie.

Spojrzałem w dół. Co się dzieje z tym człowiekiem?!

_____

HEJ HEJ! xx
Chciałam przeprosić za długą przerwę w rozdziałach, ale już jest!
Mam nadzieję, że Wam się podobał.
Długo nie miałam weny, aż nagle... mam iść spać, jest wpół do pierwszej.. i BAM! WENA!
Tak więc.. standardowo, swoje opinie możenie tam pisać ↓↓↓↓↓ :)
PS: I Love You All xx ~ Haia_Miia xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: