Rozdział Dziewiąty

Umówiłem się z Lukiem w jednej z naszych ulubionych kawiarni. Wybrałem miejsce publiczne na wypadek kiedy mielibyśmy zacząć się kłócić czy coś w tym stylu. Zadzwoniłem do niego od razu po obiecaniu tego Tobyemu. Ten dzieciak jest straszny.. ale kto wie, może ma racje i wszystko będzie prostsze. Zanim wyszedłem z domu Irwinów, na spotkanie z Lukiem ( nie, nie szedłem dzisiaj do pracy ) spojrzałem na Tobyego siedzącego na kanapie i oglądającego bajkę. Kiedy mały wyczuł mój wzrok, odłożył kubeczek na blat stolika do kawy i podszedł do mnie.

- Wszystko będzie dobrze - powiedział i uśmiechnął się do mnie, unosząc głowę do góry - tylko się nie denerwuj. To w niczym nie pomoże. Bądź dla niego wyrozumiały - dodał po chwili

- Ale to idiota - powiedziałem kucając, tak aby być twarzą w twarz z Tobym

- Dla wujka Caluma jesteś wyrozumiały, a też uważacie, że jest idiotą

- Bo to wyższy poziom debilizmu, i jemu już nic nie pomoże, więc trzeba być miłym i wyrozumiałym, Toby. - powiedziałem z uśmiechem

- Idź już! - krzyknął

- Idę już, idę - powiedziałem z uśmiechem - dzięki chłopie, jesteś mądrym dzieckiem - przytuliłem młodego Irwina i wyszedłem z ich domu.

    Usiadłem przy stoliku, który mieścił się w rogu kawiarni. Na środku stolika stała cukiernica i koszyczek z różnymi przyprawami. Pomiędzy koszyczkiem a cukiernicą stał wazon z obumierającym kwiatem. Kiedy podeszła dziewczyna, przyjmująca zamówienie zamówiłem kawy i czekałem dalej na Luka.

- Hej, przepraszam za spóźnienie. Odwoziłem mamę i El do szkoły i wpadłem w godziny szczytu - powiedział Luke i usiadł na miejscu na przeciw mnie. - o czym chciałeś pogadać?

- Chciałem z tobą szczerze i poważnie pogadać... - powiedziałem pół szeptem. Blondyn uniósł brwi ku górze.

- O czym?

- O tym co było i o uczuciach... oh, no wiesz o co mi chodzi.

- Teraz już wiem... więc...

Przyjrzałem się twarzy blondyna. Pierwszy raz od jego powrotu przyjrzałem mu się tak uważnie. Skanowałem każdy de tal na jego twarzy. Każdy szczegół. Jego włosy były lekko oklapnięte, nie tak jak kiedyś. Miał kilkudniowy zarost, jego oczy wyglądały na zmęczone i były podkrążone. Nie wiem jakim cudem, ale jego nos był mniej zadarty niż kiedyś i nie przypomniał mi już nosa jeża. Jego dolnej wargi nie zdobił już czarny kolczyk w kształcie pierścienia. Mężczyzna przede mną wcale nie przypominał mi mojego dawnego Luka. Wyglądał jak drwal, który ma wredną żonę, która zmusza go do pacy i wydaje jego ciężko zarobione pieniądze na siebie i swoje głupie potrzeby.

- Michael... - powiedział pochylając się

- A tak, właśnie... wyjaśnisz mi dlaczego przestałeś się odzywać? Dlaczego mówiłeś że jesteś singlem?

Chłopak westchnął i przetarł twarz dłońmi. Odwrócił głowę i zaczął obserwować ludzi, jakby któreś z osób w lokalu miało być jego spikerem i podpowiedzieć mu kwestię.

- Nie chciałem zrywać kontaktu. Na prawdę. Tęskniłem za tobą i Elą z dnia na dzień coraz bardziej. Połowa moich piosenek jest o tobie. Przestałem się odzywać ze względu na strefy czasowe i czas jakim dysponowaliśmy oboje. Kiedy u mnie był wieczór u ciebie był świt i kolejny dzień. Biegłeś wtedy do pracy i ogarniałeś Elę oraz czekałeś na opiekunkę. Nie chciałem przeszkadzać i zajmować ci dodatkowo czasu. Kiedy u ciebie był wieczór i kładłeś się spać, u mnie był świt i musiałem zapieprzać do pracy, na wywiady,koncerty, próby czy inne gówna.

- Mogłeś pisać SMSy - wtrąciłem

- Masz racje, też po jakimś czasie do tego doszedłem, ale jak już sam zauważyłeś... jestem idiotą

- Dobra.. zamknij się Luke - zaśmiałem się cicho - a co do tego że jesteś singlem?

- Wiesz co to marketing, prawda? - spytał i upił łyk kawy, a ja skinąłem potwierdzająco głową - no właśnie. Mój.. menadżer doszedł do wniosku że żebym miał więcej rozwrzeszczanych fanek, które mają morko na mój widok, muszę mówić że jestem singlem, bo inaczej one się spłoszą. Nawet nie wiesz jak bolało mnie serce kiedy mówiłem, że nikogo nie mam...

- A... pamiętasz ślub Ashtona i Bry? - spytałem, na co chłopak skinął głową - dlaczego do mnie nie podszedłeś?

- Myślałem, że mnie nie zauważysz, dlatego stałem z tyłu kościoła i przyglądałem się temu ze wzruszeniem, z daleka. Nie chciałem psuć ceremonii, a wiedziałem że jak tylko zaczniemy gadać dojdzie co najmniej do kłótni.

- Dobrze mnie znasz, co nie? - uśmiechnąłem się.

- Znam cię lepiej niż myślisz, Mikey

Uśmiech zszedł mi z twarzy. ' Mikey', 'Mikey'... dawno tak do mnie nie mówiono. Will mówi do mnie tylko 'Michael'. Nic więcej. To... to ' Mikey ' z ust Luka jakoś mnie rozgrzało od środka.

- Mike.... wszystko ok?

Skinąłem głową, wyjąłem portfel, położyłem pieniądze za napoje na stole, wstałem z krzesła i wyszedłem.

   Szedłem szybko przez miasto. Szerze mówiąc, to prawie biegłem. Wszedłem do parku i widząc że moja ulubiona ławka jest wolna, prawie się na nią rzuciłem. Schowałem twarz w dłoniach i zacząłem myśleć.

Po dłuższych przemyśleniach doszedłem do wniosku, że całe moje życie, cała moja krew.. składa się z błędów. Prawie każdy szczegół mojego życia składał się z błędu który popełniłem. Poczułem jak ktoś siada obok mnie i obejmuje mnie ramieniem.

-  Jesteś złamany i tak. wiem o tym.Jesteś złapany w tej cholernej chwili i rzeczywistości.  - usłyszałem głos blondyna

- widzisz co jest w środku? - spytałem

- Widzę Michael, ale pamiętaj że każdy posiada swoje własne demony. Będąc na jawie, czy śniąc. Ty chcesz wszystko skończyć i odejść, myślisz że wtedy będzie okej, ale... Ty widzisz wojnę i chcesz walczyć. Widzisz grę i chcesz to wygrać. Nie jesteś typem który się poddaje, Mikey

- Każdy ogień który rozpaliłem znika w szarości... może to zabrzmi chujowo ale chcę żeby było jak dawniej. Kiedy ani ty, ani ja nie byliśmy bogaci... - urwałem - w sumie to ja nadal nie jestem... ale wracając.. chciałbym być znowu z tobą i Elą... chociaż nadal cię nienawidzę i mówię że nie będziemy razem.

- Teraz trzymam się drogiego życia. Nie ma mowy byśmy mogli to pominąć.Może po prostu nie ma we mnie nic,co sprawiłoby żebyś wrócił i żeby było jak dawniej.

- Chcę zapomnieć kim jestem i zanurkować w szarości i ciemności, a kiedy dopłynę do końca się rozbić się o dno i rozbłysnąć kolorami, po czym wrócić do życia.

- Z tej naszej rozmowy powstałaby świetna piosenka...bez refrenu ale coś się wymyśli... a między nami... ok?

- Ok

***

- Hej! - krzyknąłem wpadając do domu Irwinów i wbiegając do salonu - ja tylko na chwilę

- Jak było? - spytała Bry

- Świetnie. Wasz syn to pieprzony geniusz!

- Wiem o tym - powiedziała z uśmiechem blondynka - pocałowałeś go?

- Nie...

- Dlaczego! Będziesz przeklęty jak tego nie zrobisz! - krzyknął Toby

- Przeklęty jeśli to zrobię, przeklęty jeśli nie, co to za różnica? 

Toby tupnął i spojrzał na mnie marszcząc czoło

- Nie umiesz okazywać uczuć. Bądź mężczyzną i nie bój się ich okazywać! To żałosne! - krzyknął chłopczyk

- Toby... - zaczął Ashton

- Nie! - krzyknął - to głupie! Michael nie umie przyznać się do tego że kocha wujka Luka, byli na spotkaniu, widać że było dobrze. Spójrzcie na niego! W jego oczach widać samą miłość i radość! Sami mówiliście: ' Jeśli kogoś kochasz, powiedz to. Nawet jeśli boisz się, że to nie jest dobrze, nawet jeśli boisz się że to przyniesie dużo problemów. Nawet jeśli boisz się że przez to Twoje życie runie w gruzach. Powiedz to, i powiedz to głośno, a później idź za ciosem!'. Michael, nie bądź tchórzem! Tylko głupcy się boją!

Ashton, Bry i ja wpatrywaliśmy się w Tobyego z podziwem i z opadniętymi szczękami. Ten dzieciak jest strasznie mądry... jednak z jego poczęciem nie ma nic wspólnego Calum.

____

W tym rozdziale jest dużo tekstów z piosenek w dialogach i cytatów. Mam nadzieję  że to, jak i to że są tu głównie dialogi Wam nie przeszkadza.

PS: I Love You All xx ~Haia_Miia


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: