Rozdział Czternasty...

Mimo dużych sprzeciwów Michaela, pojechał na odwyk. Za którymś razem kiedy El przyszła do Irwinów z płaczem, oni nie wytrzymali i siłą zmusili go do chodzenia na odwyk. Przez ten czas El pomieszkiwała u Irwinów czy u mnie i moich rodziców. Czasem nawet u Caluma, ale nie przebywała tam za często, gdyż - jak to mówiła - nie potrafiła znieść jęków i krzyków dochodzących z jego sypialni. 

Dzisiaj Michael wracał. Ashton miał po niego jechać, ale zadzwonił do mnie i powiedział, że się nie wyrobi, więc mam jechać po niego ja. Wiem, że kłamał, że 'nie wyrobi się, przez natłok pracy ' ale po co się kłócić? I tak bym z  nim nie wygrał.

Jechałem więc samochodem do miejsca, gdzie przez ostatnie parę tygodni żył mój były chłopak. Słuchałem radia. Muzyka My Chemical Romance rozbrzmiewała w całym samochodzie, a ja śpiewałem razem z wokalistą i wystukiwałem rytm, palcami na kierownicy. W sumie... trudno było to nazwać śpiewem, bardziej wyłem i darłem się jak opętany, ale cóż... nie każdy może tak dobrze śpiewać jak Gerard. Co z tego, że robiłem tą karierę muzyczną? Do Gerarda mi daleko. I to cholernie.

Dojechałem na miejsce. Wysiadłem z samochodu, uprzednio wyjmując kluczyki ze stacyjki, i zamknąłem drzwi. Spojrzałem na budynek. Ośrodek nie wyglądał źle. Ładny, zadbany 'ogród' od wejścia zapraszał by wejść do środka. Budynek miał duże okna przez które było widać coś na kształt recepcji.

Wszedłem do środka i podszedłem do pierwszej lepszej osoby, która miała na sobie coś na kształt uniformu.

- Dzień dobry - powiedziałem szybko i uśmiechnąłem się do dziewczyny, była nieco niższa ode mnie... nie bardzo, ale może o pół głowy... coś w tym stylu

- Cześć - powiedziała z uśmiechem i odgarnęła kosmyk włosów, który prawdopodobnie wypadł jej z wysokiego kucyka - w czym mogę ci pomóc?

Dziewczyna miała falowane, gęste czarne włosy, mocno podkreślone brwi, brązowe oczy, duże usta i nieco ciemniejszą karnację. Nie wyglądała jak Afrodyta, ale była niczego sobie. 

- Miałem odebrać dzisiaj mojego... - zastanowiłem się chwilę - znajomego. Mogłaby mnie pani...

- Arzaylea - przerwała mi i uśmiechnęła się

- Co? - spytałem zbity z tropu

-  Arzaylea. Nie mów do mnie 'pani', aż taka stara nie jestem - zaśmiała się na co uśmiechnąłem się lekko.

- Więc... - przerwałem na moment -  Arzaylea... czy mogłabyś zaprowadzić mnie do tego mojego znajomego? 

- Oczywiście. Podaj mi tylko imię i nazwisko, a ja sprawdzę w kartotece gdzie się znajduje i przyprowadzę go - powiedziała po czym szeroko się uśmiechnęła.

**

Siedziałem w tym głupim pokoju i czekałem, aż ktoś mnie stąd zabierze. W końcu skończył mi się ten jebany odwyk i mogę wrócić do domu. Nawet nie wiecie jak długo na to czekałem. Odkąd mnie tu przyprowadzili. Jak zostanę to jeszcze trochę dłużej to dostanę świra. Nie jestem nienormalny... no może jestem, ale nie w tym sensie. 

Chcę się normalnie spotkać z przyjaciółmi. Chcę normalnie wyjść na miasto z Irwinem, chcę iść do Caluma i śmiać się z byle czego, chcę przytulić Bry i pocałować ją w policzek po czym podziękować za wszystko. Chcę zobaczyć moją El i przeprosić ją za to całe gówno... chcę zobaczyć Luka i pocałować Willa. 

Swoją drogą... tęsknię za Lukiem... tak dawno go nie widziałem.. brak  mi go...
Nagle drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a w nich stanęła jedna z pracownic. Miała jakieś chujowe imię, którego jakoś nie mogłem zapamiętać, o wymowie już nawet nie wspomnę.

- Jesteś wolny - powiedziała z tym swoim uśmiechem.

Nie była brzydka. Była sukowata. Nie wiem czy dla każdego, ale dla mnie tak.

- Kolega po ciebie przyjechał, możesz już iść - wstałem z łóżka i wziąłem swój 'bagaż' - całkiem miły ten twój kolega, wiesz?

- Ta, wiem - rzuciłem  i ruszyłem za dziewczyną.

  Na dole, przy wejściu, ku mojemu zdziwieniu nie stał Ashton, tylko Luke. Miał być Ash. Obiecał że... pierdolony Irwin. Zrobię mu z dupy jesień średniowiecza jak do niego przyjadę.

- Luke... - powiedziałem patrząc na blondyna.

- Michael... - powiedział chłopak po czym podszedł do mnie. Był coraz bliżej, aż w końcu mocno mnie przytulił - brakowało mi cię, stary - dodał wzmacniając uścisk, który niepewnie odwzajemniłem.

***

Długo jechaliśmy w ciszy. Podróż dłużyła nam się, przez korki - oczywiście musieliśmy trafić na godziny szczytu. Cały czas myślałem czemu go przytuliłem? Czemu tak zareagowałem? Chociaż w sumie... bardziej zastanawiało mnie czemu dałem numer tej lasce. Dobra... muszę się odezwać. Nie będę siedział jak ostatni idiota i udawał, że nikogo obok nie ma.

- Ładna była ta dziewczyna no nie? - ta... nieźle Hemmings

- Ta... może - powiedział obojętnie wzruszając ramionami i dalej patrzył w szybę

- Może? Stary... była świetna.. jak myślisz, zadzwoni? - chłopak spojrzał na mnie i westchnął

- Nie byłeś przypadkiem gejem? - spytał wpatrując się we mnie

- Widocznie jestem bi - wzruszyłem ramionami

Zapanowała niezręczna cisza

- Czekaj! - krzyknął na co ostro zahamowałem 

- Co? - spytałem ze strachem w oczach

- Dałeś jej swój numer?! - krzyknął, a na jego twarzy wymalowane było przerżnie.. może zabrzmi to strasznie, ale ucieszyło mnie to.

- Tak, a bo co? - zapytałem dalej przemierzając ulicę

- Nic - powiedział i zaburczał coś pod nosem ale nie chciałem już wypytywać co autor miał na myśli. Chciałem go tylko dostarczyć do Irwinów.

  Kiedy już dojechaliśmy, Michael niemal od razu wyskoczył z samochodu. Nie wziął nawet swojego bagażu tylko podbiegł do drzwi domu, po czym je otworzył i wbiegł do środka. Wszedłem za nim do środka po czym zamknąłem drzwi. Wszedłem do salonu gdzie Michael przytulał się do Ashtona jakby nie widział go co najmniej pięć lat. Później rzucił się na Bry, którą przytulił po czym pocałował w policzek.

- A gdzie mały Irwin? - spytał i rozejrzał się po mieszkaniu

- Który? - spytał Ashton z uśmiechem na co Michaelowi zrzedła mina. Wyglądał komicznie

- Jak to 'który'? - spytał z tępą miną po czym spojrzał na Bry, która uśmiechała się szeroko - O Boże... znowu?! Ale.. Jezu, Gratuluję! - po tych słowach znowu przytulił Bryanę, teraz jednak delikatniej, jakby bał się, że zrobi jej krzywdę - a gdzie Toby? 

- U mojej mamy - powiedział Ashton - a El powinna lada moment przyjść

Na dziewczynę nie trzeba było długo czekać. Przyszła do domu Irwinów jakieś dziesięć minut po wypowiedzi Ashtona. Kiedy tylko Michael usłyszał, że drzwi otwierają się, ruszył biegiem do wejścia.

- Kurwa! - usłyszałem jego krzyk - to tylko Calum - powiedział zawiedzionym głosem wchodząc razem z brunetem do salonu

- Ciebie też miło widzieć, kochanie - powiedział Hood po czym prychnął - El już idzie, spokojnie. Nie podwiozłem jej bo... - urwał - nie chciało mi się zatrzymywać - wzruszył ramionami - przywitasz się w końcu ze mną? - 'rozłożył' ramiona w które po chwili 'wpadł' Clifford.

- Cześć Cal - powiedział wtulając się w bruneta - to dziwne ale.. tęskniłem - powiedział półszeptem.

   Z mojej kieszeni zaczął wydobywać się dźwięk rozpoczynający utwór Bad Religion ' American Jezus '. Przeprosiłem towarzystwo i wyszedłem na korytarz aby odebrać.

- Tak? - spytałem nie znając osoby do której należał ten numer.

- Hej, tu Arzaylea - usłyszałem głos nowo poznanej dziewczyny - tak się zastanawiałam... nie chciałbyś może iść ze mną na koncert?

- Ela! - usłyszałem krzyk Michaela

- Wiesz... brzmi fajnie ale... - powiedziałem niepewnie i podrapałem się po karku

- Co?! Will będzie?! Kocham Was! - ponownie usłyszałem krzyk Clifforda

- Ale..? - usłyszałem, że głos dziewczyny zmienia się z pozytywnego w nieco zasmucony

- Nie ma ale - powiedziałem teraz już pewnie - kiedy koncert?

- Pojutrze - powiedziała z wyraźną ekscytacją w głosie - nie mogę się doczekać.. zdzwonimy się, prawda?

- Ja.. oczywiście - powiedziałem starając się brzmieć choć w połowie tak podekscytowany jak moja rozmówczyni - przepraszam cię Arzaylea, ale muszę już kończyć. Do zobaczenia - zakończyłem połączenie i wszedłem z powrotem do salonu.

- Liz dzwoniła? - zapytał Calum śmiejąc się

- Nie. Arzaylea. Chyba idziemy na randkę - powiedziałem z sztucznym uśmiechem, a każdy w pomieszczeniu zamarł.

Spojrzałem na Michaela, któremu wypadł widelec z ręki na kafelki w kuchni w wyniku czego, po pomieszczeniu rozległ się głośny dźwięk. Na twarzy chłopaka było widać złość, pomieszaną z szokiem i lekkim smutkiem. Zamrugał szybko parę razy po czym odwrócił wzrok.

Coś ty najlepszego dojebał Hemmings?

___________

Nowy rozdział! YEY! Tak Szybko! YEEEEY!
PS: I Love You All xx ~Haia_Miia

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: