Prolog

Zajechałem pod szkołę Eli. Miałem ją odebrać i pojechać z nią na pizze czy gdzieś. Po prostu mieliśmy spędzić razem czas. Było to moje ulubione zajęcie. Lubiłem nawet pomagać jej w lekcjach... co nie do końca umiałem.

Dzisiaj mieliśmy spędzić czas jeszcze z Ashtonem, Bryaną i ich synem Tobym. Tak... teraz Bryana to pani Irwin. Ich ślub był cudowny.. byłby lepszy gdyby nie Luke w rogu kościoła. W każdym razie ułożyli sobie życie, a El i ja traktowaliśmy ich jak rodzinę... co do Caluma... niby ma co jakiś czas jakąś dziewczynę ale nie umie się ustatkować. W sumie szkoda.

Wysiadłem z samochodu i podszedłem do miejsca gdzie zawsze siedziała El z koleżankami, tylko... tylko że jej tam nie było.

- Hej dziewczyny - powiedziałem do dwóch koleżanek El - wiecie może gdzie jest El?

Dziewczyny spojrzały po sobie i wzruszyły ramionami.

- Poszła do domu chyba - powiedziała jedna z dziewczynek

- Jak to do domu? - spytałem zdezorientowany

- Wsiadła do jakiegoś samochodu i pojechała. Mówiła, że jedzie do domu, więc jej nie trzymałyśmy - powiedziała druga.

Kolana się pode mną ugięły. Tyle razy jej mówiłem, żeby z nikim nigdzie nie chodziła. Ale ona jest zbyt łatwowierna. Oczywiście,  po co słuchać ojca! 

Zakręciło mi się w głowie i przyłożyłem dłoń do czoła.

- Panie Clifford... wszystko dobrze? - usłyszałem dziewczęcy głos

- Tak... pewnie... jest ok. Do widzenia - powiedziałem i wybiegłem ze szkoły.

Szybko otworzyłem drzwi od samochodu i odpaliłem silnik po czym udałem się w stronę domu Ashtona.

  Chaotycznie zapukałem do drzwi Irwinów. Wszystko się we mnie gotowało. Byłem przerażony, zły, smutny i kto wie co jeszcze mi było.

Drzwi otworzyły się, a w progu stanął Ashton.

- Ela... szkoła... pojechała gdzieś z kimś... Ashton ktoś mi porwał El! - krzyknąłem i wybuchnąłem płaczem. Przytuliłem się do chłopaka. W jednej chwili poczułem jaki stał się spięty.

- C-co? - wydukał

- Koleżanki Eli powiedziały że wsiadła do jakiegoś samochodu i pojechała z kimś - powiedziałem przez łzy.

Za nami stała Bryana. Na jej twarzy malowało się przerażenie.

- Dzwoniłeś na policje? - chyba starała się brzmieć spokojnie... no cóż... nie wyszło

- N-nie - wydukałem

- A do niej? - spytała. Teraz było widać w jej oczach złość.

- N...nie - przyznałem

Bryana westchnęła i wprowadziła mnie i Asha w głąb korytarza po czym zamknęła drzwi frontowe.

- Dzwoń - powiedziała i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej

Westchnąłem  i wyjąłem telefon z kieszeni spodni. Wybrałem numer El. Liczyłem sygnały. Pierwszy... drugi.. trzeci... odebrała

- Elizabeth, gdzie ty jesteś do cholery?! - krzyknąłem. Nie umiałem inaczej. Byłem przerażony i wkurwiony

- W galerii.. - powiedziała cicho

- Z kim? Czy ty wiesz jak ja się martwiłem?! Miałem cię dzisiaj odebrać i mieliśmy iść razem z Ashtonem, Bry i Tobym na miasto. Zapomniałaś?!

- N...nie. Przepraszam, ale... nie mogłam się powstrzymać. Ten facet... - tego już za wiele

- Jaki facet?! El, gdzie ty jesteś, która galeria?! Jadę po ciebie, a ten koleś dostanie po ryju.

Z niecierpliwością czekałem, aż powie mi kto to jest... takiej odpowiedzi się jednak nie spodziewałem. Wypuściłem telefon z ręki. Zakręciło mi się w głowie. Czemu zawsze wszystko musi się spieprzyć, kiedy już zaczyna być dobrze?!

_____

Mamy prolog 2 części! Mam nadzieję, że się w miarę podoba :)

PS: I Love You All! xoxo ~Haia_Miia


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: