♣ viginti unum
Jeśli ktoś tu lubi Azama, to będzie go lubił jeszcze bardziej. :D Postarajcie się nakaszl kaszl 69 komentarzy, to viginti duo będzie 18-19. Nie no, żart, po prostu pokażcie, że chcecie ten rozdział, bo będzie w nim coś fajnego. XDD
Ups? Nie. No przecież nie zaliczyłam żadnej wpadki.
Nie miałam zamiaru ukrywać przed nim tych ran. Po prostu nie chciałam mu pokazywać ich teraz. Miałam zamiar pokazać mu je w odpowiednim momencie. Wiadomo, opowiadam o inkwizytorze, jego torturach i spektakularne podwinięcie rękawów. Wiedziałam, że kariera teatralna nie jest mi przeznaczona. Skrzywiłam się.
- Daj mi dokończyć jedzenie, jestem cały dzień bez posiłku i aktywności fizycznej.
- Marsali... - zawarczał groźnie, ale położyłam mu palec na ustach przez kraty. Środkowy, haha.
- Jem teraz. Nie wiem nawet, jaki mamy dzień.
Wróciłam do batona, a Zayn przewrócił oczami. Następnie utkwił je w moich ranach. Widziałam w jego wzroku zdenerwowanie i troskę. Oparzenia nawet mnie nie bolały. Szczypały przy dotknięciu, ale najwidoczniej inkwizytor postanowił być litościwy i oszczędzić mi nadmiernego bólu. Drażniło mnie przy okazji to, że nie mogłam ich sama wyleczyć. Bo zostały zadane czymś, co w pewnym sensie było moim przeciwieństwem. A dokładniej chodziło o to, że moc demona nie była w stanie wyleczyć ran zadanych przez anioła. I na odwrót.
- Jest wieczór - mruknął Zayn, nawiązując do mojej wypowiedzi.
- Czyli straciłyśmy niecały dzień, w końcu rano miałyśmy to zapoznanie z Ruthvenem - powiedziała Eve. Taak. - Dobrze, że tylko tyle. Mamy więcej czasu na kilka rzeczy.
- Ok. - Zmięłam papierek w ręce. - Powiedzmy, że względnie żyję.
- Nie ma za co - prychnął Zayn. Nachyliłam się i uścisnęłam jego rękę.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się do niego.
Oczy mu zalśniły, ale nie odwzajemnił uśmiechu. Zamiast tego pokazał głową na moje przedramiona i uniósł brwi z pytaniem w oczach. Usiadłam wygodniej, opierając się o ścianę i owijając się dokładniej jego bluzą. Lubiłam fiołki, ale zapach Zayna był jedyny w swoim rodzaju.
- Byłam dziś rano na rozmowie z egzorcystą. Wiesz, głupie wypytywanie o lokatora i w ogóle... No i nagle wszedł inkwizytor. Nie mam zielonego pojęcia, o co w tym chodzi, ale patrzył na mnie tak... dziwnie. - Zmarszczyłam brwi, a Zayn wykrzywił nieco usta, zastanawiając się nad tym. - Jakby mnie rozpoznawał.
- Wiesz coś o nim? - zapytał mnie, a ja pokręciłam głową.
- Praktycznie nic. Wiem tyle, ile odkryła moja lokatorka. Jest ze Szkocji, dwadzieścia lat temu kogoś stracił i przez to zaczął polować na opętanych. Tyle.
- Dwadzieścia - wymamrotał Zayn. - A jak cię traktuje?
- Wypytywał mnie o moją przeszłość. O moich rodziców, miejsce dorastania...
- Mówisz, że pytał cię o rodzinę. Ile masz teraz lat? Dziewiętnaście. A on stracił kogoś dwadzieścia lat temu.
Otworzyłam szerzej oczy. Nie pomyślałam o... czymś takim.
- Czy ty uważasz, że to mój... że to... NIE. - Pokręciłam głową. - Ja nie chcę.
- Geny nie wybierają, Wasza Wysokość. To bardzo możliwe. Uroczy byłby z niego ojciec. Który zrobił to. - Pokazał na moje ręce. - Co to jest, do kurwy?
- Chlapnął na mnie wodą święconą. Poświęcona przez samego anioła. - Skrzywiłam się. Zayn wyciągnął rękę przez kraty, a ja włożyłam w nią swoją. Delikatnie dotknął oparzonej skóry i westchnął ciężko.
- Co ty zrobiłaś, że tak ci ręce skatował?
- Byłam sobą. - Uśmiechnęłam się krzywo. - A on miał zepsuty humor. To były tylko kropelki.
- Kropelki? - Zayn gwałtownie puścił moją rękę i nerwowo przeczesał palcami włosy. - Marsali, twoje ręce wyglądają, jakby ktoś je poprzecinał, zalał wrzątkiem i podpiekł! A ty mówisz, że to efekt kilku kropelek?!
- Co tam się dzieje? - usłyszeliśmy pytanie. Strażnik patrzył na nas podejrzliwie. - Co wy robicie? - Zaczął otwierać drzwi do celi Zayna.
Kurwa. Skrzywiliśmy się i usiedliśmy wygodniej. Dyskretnie schowałam papierek i resztę jedzenia. Czyli tu mi się nożyk nie przyda. Ale w następnym momencie stało się coś, czego się nie spodziewałam. I Zayn także raczej się nie spodziewał.
Dobiegł nas dźwięk uderzenia, a po sekundzie wielki strażnik padł na ziemię. Za nim stał zadowolony Azam, nieco brudny na twarzy, jakby od ziemi. Wrzucił szybko ciało do celi. Potem pomasował pięść i pomachał nam.
- Żyjecie? Szybko, idźcie stąd, przeszkadzacie mi w zadaniu - szepnął. Otworzył moją celę, a ja wstałam powoli. Nogi mi zdrętwiały. Azam wszedł do środka i pomógł mi się podnieść. Nie omieszkał przy tym przejechać ręką po moich szacownych czterech literach, ale darowałam mu to za pomoc, jakiej nam udzielił. Podeszliśmy do Zayna, który nadal stał w celi, byleby nie być na widoku. Owinął mnie ciepłym tartanem. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością i oparłam o jego ramię.
- I ty się kłócisz, że nic do niego nie czujesz - wymamrotała Eve.
- Hej, a ja? - zapytał Azam. - Uratowałem wasze dupy!
- Dzięki - rzucił wymijająco Zayn. Kiedy jego kuzyn utkwił spojrzenie we mnie, wzniosłam oczy do góry i podeszłam do niego.
Nie miałam ochoty tego robić, ale byliśmy w takim momencie, że nie mogliśmy sobie grabić u siebie nawzajem. Dualna Pełnia była dniem, kiedy wszyscy musieliśmy być zgrani i dogadani, więc nie powinniśmy wywoływać między sobą jakichś głupich kłótni.
Złapałam Azama za bluzę i niechętnie złożyłam krótki pocałunek na jego lekko drapiącym policzku. Blisko ust, co mu się spodobało, ale mi nie. I Zaynowi chyba też nie, co wywnioskowałam z cichego warkotu za sobą.
- Dlaczego ty tu jeszcze jesteś? - spytałam go.
- Udaję wrednego i podłego, więc nie chcą mnie wypuścić od razu. A ja, zamiast harować, po prostu patrzę sobie, jak pracownicy inkwizytora kopią i szukają sacrum. Sama przyjemność. - Uśmiechnął się cwaniacko.
Zayn delikatnie odsunął mnie od swojego kuzyna i złapał go za kołnierz. Był niezadowolony z jego postawy. Ale której, haha. Z tego, że próbuje mi się przypodobać, czy jawnego olewania zadania?
- Nie jesteś tu na wakacjach - warknął na niego. Zmrużył oczy. Jeju, jego piękne rzęsy.
- No co ty - powiedział sarkastycznie Azam, próbując odczepić palce Zayna od swojego ubrania.
- Miałeś szukać sacrum, żeby znaleźć je przed inkwizytorem. Jeśli on będzie miał je pierwszy, mamy wszyscy przejebane. Widziałeś, jakie mogą być efekty dla nas wszystkich. Rozumiałeś to. Zgłosiłeś się, że zrobisz wszystko, co będzie trzeba, byśmy nie zostali wykończeni.
- Wiem, debilu. - Azam zebrał energię i z łatwością odepchnął Zayna. - Robię, co mogę. A mogę więcej niż ty teraz. Strażnik Marsali już idzie. Dorzucę wam jakąś iluzję i przerobię widoki na kamerach. Będzie to wyglądało tak, jakbyście zostali stąd wypuszczeni. Wiecie, dlaczego inkwizytora nie ma? Bo wyjechał.
- Pojechał do... gdzieś - mruknęłam, nagle stłamszona wszystkim. - Będzie grzebał w mojej przeszłości. Kutas.
Azam zmarszczył brwi, robiąc do tego minę, jakby się pogubił.
- A jaki ma w tym interes? Wszystkich będzie osobiście sprawdzał? Życzę mu powodzenia, nasze rodziny zjechały więcej krajów niż jakikolwiek podróżnik, nie? - Wymienili porozumiewawcze uśmiechy z Zaynem. - Jedna z tych wypraw okazała się być bardzo... udana. - Jak na dowód tych słów jego oczy na chwilę stały się czarne z małymi płomykami.
- Jest pewne podejrzenie - zaczął ostrożnie Zayn. Spojrzał na mnie pytająco, a ja kiwnęłam niechętnie głową, pozwalając mu na to, aby powiedział Azamowi o naszej teorii. Czy raczej jego. Ale nie wierzyłam w to zbytnio. Chociaż można powiedzieć, że nie chciałam w to wierzyć. - Inkwizytor... może być ojcem Marsali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top