♣ viginti octo
Żyję jak na prąd - siedzę przy laptopie, w uszach słuchawki podłączone do telefonu, telefon podłączony do ładowarki, ona sama włożona w przedłużacz, gdzie jest również ładowarka do laptopa. Jajebie. XDDD
Lel, pierwszy (i chyba ostatni raz) są tu ładne dywizy. A ten rozdział jest wręcz perfekto pod względem ortografii i interpunkcji, bo sprawdzałam z pewną stronką. Hihi.
*trzy tygodnie później*
Został nieco ponad miesiąc do Dualnej Pełni, a my wciąż siedzieliśmy w lochach. Codziennie brali nas pod prysznic, ale na bardzo krótko. Siedziałam tam dłużej niż piętnaście minut, ale mówiłam, że na umycie i wysuszenie moich długich i gęstych włosów potrzeba więcej czasu. Owszem, trochę mi z nimi schodziło, ale prawda była taka, że w lochach było chłodno. Miałam tartan Fiony, swojej matki, jednak nawet on nie był w stanie chronić mnie przed zimnem. Także obecność sacrum źle działała na mnie psychicznie i fizycznie. Gorący prysznic miał naprawdę pozytywne skutki - poza byciem czystym, odzyskiwałam pełną kontrolę nad swoją psychiką. Siedzenie w lochach sprawiało, że czułam się, jakbym wariowała. Do tego aż po drugiej stronie miałam Zayna. Rozmawialiśmy ze sobą jedynie przez kraty, dopóki ktoś nas nie uciszył. Nie mogłam go dotknąć ani przyjrzeć mu się z bliska. Wiedziałam, że w celi niedaleko nas "przebywał" Azam. Umieszczał tam swoją iluzję, a sam niewidzialny krążył po innej części lochów, gdzie nie było cel, ale przebywali tam robotnicy. Brał od nich energię i szukał sacrum. Poinformował nas (dyskretnie), że kiedy je znajdzie, zwieje z Centro habebant i wróci po nas wszystkich, jak je schowa. Wierzyłam, że ma odpowiednią do tego siłę.
Owinęłam się tartanem i oparłam o ścianę. Zapach fiołków już niemal zniknął, czego szczerze żałowałam. Delikatnie gładziłam kraciasty materiał i dotykałam wyszytych w samym rogu inicjałów. FR. Fiona Ruthven. Przez wiele lat zastanawiałam się, kim była moja matka. Jaka była. Poznałam jej imię i odrobinę historii. Za mało. Stanowczo za mało. Chciałam spytać inkwizytora o tak wiele rzeczy dotyczących jej. Jednak nie miałam szans na dowiedzenie się czegokolwiek, bądź zwykłą pogadankę przy herbatce, dopóki byłam opętana. Ruthven był skupiony na jednej rzeczy - pozbyciu się demonów. A przez nasze pokrewieństwo byłam jego priorytetem. Cholera.
Kątem oka zobaczyłam ruch w celi Zayna. Wstał i podszedł do krat, po czym złapał je dłońmi. Posłał mi krzywy uśmiech, kiedy mierzyłam go podejrzliwym spojrzeniem. A potem zaczął śpiewać.
— When the outside temperature rises... — zaczął niskim głosem. Zmarszczyłam brwi, słysząc znajomą piosenkę. — And the meaning is, oh, so clear...
— Cicho tam — zawołał strażnik.
Zayn nie robił sobie nic z jego słów i śpiewał dalej. Roześmiałam się, kiedy oparł się o kraty i udawał, że mdleje. Strażnik podszedł do niego, a chłopak wtedy wycelował w niego palca.
— You're simply not in the pink, my dear! — zaśpiewał. Wybuchnęłam śmiechem, kiedy Zayn kontynuował przedstawienie.
— Mam wodę święconą — ostrzegł go strażnik.
— I'm going slightly mad! — Głos Zayna potoczył się echem przez cały korytarz.
— I'm going slightly mad! — dołączył do niego Azam ze swojej celi.
— Co tam się dzieje? — zapytał ktoś z innej części korytarza.
— To miejsce miało działać na nich uzdrawiająco, a nie powodować szaleństwo — burknął strażnik, kiedy obaj kuzyni kontynuowali śpiewanie razem.
— Patrz, jakie masz ciężkie życie — zadrwiłam.
— Dobra zabawa tu się odbywa.
No proszę, kolejny gość. Sam inkwizytor. Przeszedł przez korytarz i stanął obok naszych cel. Zayn przestał śpiewać i utkwił w nim lodowate spojrzenie. Ruthven prychnął.
— Nie będę tu siedział tylko po to, żeby was uciszyć — skomentował zachowanie Zayna i Azama.
— Powinieneś, poznasz skandaliczne warunki, w jakich przebywamy — odezwał się ostro Azam. - Nie czujemy się tu ludźmi.
— Ponieważ nie do końca jesteście ludźmi — odparł inkwizytor. — Wasze dusze są splugawione. Owszem, duża część waszej osoby składa się z człowieczeństwa, jednak obecność demona sprawia, że nie jesteście w pełni ludźmi. Czujecie się tu źle przez tę część, która człowiekiem nie jest.
— Dlaczego nie usuniesz demonów siłą? — spytałam zaczepnie.
— A chciałabyś umrzeć? Niektóre demony niszczą człowieka. — Inkwizytor spojrzał na mnie z powagą. - Słabsze demony można usunąć siłą. Jednak mogą zostawić w swoim dawnym... hmmm, ciele, pewną bombę. Chorobę, której nie można uleczyć, myśli samobójcze, na które nie pomoże najlepszy terapeuta. To w którymś momencie wybuchnie i można już kopać grób. Dlatego najlepiej osłabiać demona, a do tego współpracować z nosicielem, by usunąć zło ostrożniej i bezpieczniej.
— Co robisz z demonem? — zadał pytanie Zayn. — Kiedy go wyciągniesz z ciała...
— Likwiduję. Jest słaby, skierowanie jego esencji do fiolki z wodą święconą powinno wystarczyć. Spalenie... wasze demony niejedno musiały poznać, na pewno wam opowiedzą.
— Nic nie wiem — rzuciła Eve. — Nie przypominam sobie sytuacji, w której byłabym okrutnie wywalana z ciała.
— A jeśli demon ucieka?
— Żaden z waszych nie ucieknie — stwierdził spokojnie inkwizytor. — Nie cieszcie się. Za pół godziny dostaniecie kolację, dlatego siedźcie cicho.
Podszedł do mojej celi, a ja wstałam i stanęłam tuż przy kratach. Ściągnęłam z ramion tartan i podałam mu. Uniósł brwi.
— Jest twój. A tu nie ma wysokich temperatur.
— Niszczy się — mruknęłam. — I nie czuć fiołków. Możesz go wyprać.
Inkwizytor wzniósł oczy do góry i zabrał tartan. Widziałam w nim smutek, kiedy delikatnie musnął materiał palcami. Potem zwrócił się do swojego strażnika.
— Przynieś wszystkim po dużym kocu.
Cóż za miłosierdzie. Nie spodziewałam się po nim czegoś takiego.
— Jaki uprzejmy — skomentowałam.— Ale i tak nikt nie życzy ci tu długiego życia.
— Nie oczekiwałem po was niczego innego.
Inkwizytor skierował swoje kroki w stronę wyjścia z lochów, ale wtedy z naprzeciwka ktoś zaczął biec.
— Proszę pana! — Młody ksiądz zatrzymał się przy nim. Zniżył głos. — Kierownik robotników powiedział, że przeszukali już połowę lochów i ziemi pod nimi. Chcą zająć się tą częścią.
— Kiedy mogą zacząć?
— Mogą nawet dziś wieczorem, tylko muszą przenieść sprzęt.
Przysłuchiwałam się uważnie rozmowie, wymieniając szybkie spojrzenie z Zaynem. Azam miał szansę. Gdyby znaleźli sacrum, mógłby wypaść z celi, zabrać i zniknąć. My najwyżej moglibyśmy go osłaniać. Kary możemy przeżyć.
— W takim razie przekaż im, żeby się szykowali na dzisiejszy wieczór— powiedział inkwizytor.— Opętani na ten czas wylądują z powrotem w swoich pokojach. Już kilka osób udało się oczyścić, są w drodze do domów. Będzie tylko lepiej.
Co?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top