♣ viginti duo
Ja jebie, szaleństwo! W życiu nie widziałam u siebie takiej aktywności! Ponad 300 powiadomień, poczułam się doceniona :D Na zakończenie nieco dłuższy niż tamte. Dziękuję Wam bardzo. ♥♥♥ Ale se będę czytać. XD
+18 pod sam koniec ;)
Azam skierował na mnie pełne zaskoczenia spojrzenie. Widać było, że ta nowina sprawiła mu niemałą niespodziankę.
- Pierdolicie.
Siebie? Owszem. Kaszl kaszl.
Zayn chyba pomyślał o tym samym, co ja, bo zobaczyłam na ułamek sekundy szeroki uśmiech na jego twarzy. Azam nie zauważył nic. Na szczęście.
- Jest dużo szczegółów, które na to wskazują.
- O kurwa - jęknął Azam i oparł się o ścianę. Uniósł rękę. Gest przeczesywania włosów miał taki sam, jak Zayn. Wzruszyłam ramionami okrytymi bluzą i tartanem. - O kurwa, Marsali! - Azam nagle podniósł głowę z błyskiem w oku. Jakby nagle sobie coś uświadomił. Coś ważnego. - Wiesz, co przez to masz?
- Przejebane na amen?
Zayn parsknął mimowolnie cichym śmiechem. Uśmiechnęłam się beztrosko. Eve prychnęła. Nie rozumiałam jej. Jedne żarty kochała, inne budziły jej obrzydzenie. Takie o śmierci były jej ulubionymi. Ale coś typu "Diabeł spotyka trójkę ludzi..." sprawiały, że planowała wysadzenie mojego mózgu. A przez to, że mogła tam wchodzić, mogła też to zrobić.
- Korzyści, dziewczyno! Same bonusy! - Azam złapał mnie za ramiona, a ja napięłam całe ciało.
- Noli me tangere, koleżko.
Azam od razu puścił moje ramiona. Usłyszeliśmy kroki w korytarzu. Skupiłam się przez chwilę.
- To Hallam - poinformowała mnie Eve, a ja odetchnęłam cicho z ulgą.
Poprawiłam tartan i stanęłam obok Zayna. Kiedy Hallam wszedł szybko do środka, prawie rzuciłam się na niego. Złapał mnie, żebym go nie przewróciła.
- Spokojnie, dziecino - powiedział rozbawiony. - Streszczamy się, szybko - rzucił do reszty.
Odwróciłam się i spojrzałam na Azama. Stał niedbale oparty o ścianę.
- Dzięki. Serio.
On jedynie uśmiechnął się lekko i machnął ręką. Obok nas pojawił się dziwny strażnik. Czy raczej jego iluzja. Dalej mnie ciekawiło, jaki demon z jego legionu umiał zrobić iluzję. Eve nie była tego pewna.
- Zjeżdżać stąd, szybko.
Prędko wyszliśmy z celi. I bez problemów dotarliśmy na górę. Serio, nikt nas nie zaczepiał, nikt nic nie podejrzewał. Czułam ogromną ulgę, wchodząc do tej normalnej części Centro habebant. Kamień z serca spadł.
Przestronne, kremowe korytarze, pokryte malowidłami świętych. Całkiem dobre oświetlenie. Znacznie lepsze miejsce niż zimne, cuchnące lochy. Był już późny wieczór, ale nachyliłam się do Hallama i zaczęłam szeptać:
- Hallam... możemy iść do ogrodu?
- Nie.
Jęknęłam cicho. Musiałam to zrobić.
- Błagam. Krótki spacer.
- Nie, dziecino. Idziesz spać do swojego pokoju, Malik także. Rano się zobaczycie.
- Malik? - zapytałam zaskoczona. Że co? Jaki Malik? Co to?
- To moje nazwisko - odezwał się Zayn. O kurczę. Czy ja kiedykolwiek je usłyszałam?
- Och.
- Miła jesteś, że je pamiętasz i kojarzysz.
- Nie znałam go, kretynie.
- A ja nie znam twojego i co?
Hallam zrobił zbolałą minę, słysząc naszą rozmowę. Zacisnęłam zęby. Tymi słowami Zayn mnie zdenerwował niesamowicie. I trochę zabolało. Też miałam jakieś uczucia, chociaż starałam się ich pozbywać. Opowiadałam mu swoją historię. Wiedział, że dorastałam bez rodziny. Wiedział, że nie mam nazwiska, bo po kim. A mimo to... powiedział mi tych kilka słów, które były dla mnie jak bolesny policzek. Chyba nigdy nie czułam się tak źle.
Nie odgryzłam się. Po prostu odwróciłam wzrok i poszłam dalej korytarzem. Po chwili zobaczyłam kątem oka, jak Zayn MALIK podchodzi do mnie i dotyka mojej ręki.
- Wybacz - szepnął. - Nie pomyślałem. - Wzruszyłam obojętnie ramionami. - Marsali, odezwij się. - Zacisnęłam zęby. Mój ulubiony od niedawna gest. Wypracowany dla kogo? No dla niego, kurwa! - No kurwa mać z nią - syknął.
- Ty wulgarny gnojku - syknęłam na niego. Dwie żmije.
- Czyli mam przeklinać, żebyś się odezwała? Jakie szczęście, że znam tyle języków! Jaka różnorodność!
- O nie - mruknął Hallam.
- Nie tylko ty je znasz, mądralo, też jestem opętana - prawie krzyknęłam na Zayna.
- Opętana byłabyś i bez demona!
- Odezwał się ten, który bez lokatora nie ma mózgu. Dziwię się, że on jeszcze w tobie siedzi!
Nawet nie wiedząc kiedy znaleźliśmy się w ogrodzie. Hallam i fałszywy strażnik skinęli głowami do innych, którzy łazili po ogrodzie. Skierowaliśmy się przez ogród w stronę dawnej kapliczki. Hallam ze zmarniałą miną chyba wiedział, że nasze kłótnie nie powinny widzieć światła ani dnia, ani nocy.
Kłóciliśmy się z Zaynem przez całą drogę. Hallam i iluzja, która już znikała, teoretycznie nas prowadzili, ale to my szliśmy z samego przodu, warcząc na siebie.
- Siedzi, bo mam w sobie coś poza jadem!
- A co, zgniliznę? - zaśmiałam się szyderczo. Hallam otworzył drzwi i wepchnął nas do kaplicy. Padliśmy na posadzkę z jękiem.
- Błagam, zróbcie tam cokolwiek, bylebyście zachowali się jak w miarę normalne osoby. - I zamknął drzwi.
Zayn podniósł się niemalże od razu i stanął nade mną.
- Jesteś ode mnie słabsza.
- Silniejsza - poprawiłam go. - A przy okazji dojrzalsza. Gówniaku.
Złapałam go za nogę i pociągnęłam. W ostatniej chwili się odsunęłam, dlatego Zayn boleśnie walnął o podłogę. Skoczyłam i usiadłam na jego brzuchu. Można powiedzieć, że kolano w jego żebra wbiłam całkowitym przypadkiem.
- Drażni mnie to, że uważasz się za lepszego.
- Opętanie ulepszyło wielu. Ale mi nie było trzeba za dużo.
- Tak, jasne - prychnęłam. - Obecność demona w końcu sprawiła, że między twoimi nogami coś się pojawiło. NARESZCIE.
- Tylko centymetr - warknął. Podniósł się i nas przetoczył. Próbowałam go kopnąć w jaja, ale nie dosięgłam. - Reszta była zadowalająca.
- Tak się tłumacz. I tak masz z tego mały pożytek.
- Ach tak? - Zayn błyskawicznie wstał i pociągnął mnie za sobą. - Chcesz się przekonać? Jasne. Chętnie.
Nie położył mnie na ruinach ołtarza. Prawie mnie na niego rzucił. Potem sam padł na mnie, klękając okrakiem na moich biodrach i złapał moją twarz w dłonie. Nie miałam ani chwili na myślenie, co tu jest grane, bo od razu mnie pocałował, a ja nie wahałam się tego odwzajemnić. Wbiłam palce w jego policzki i przyciągnęłam go jeszcze bliżej. Tartan i bluza wylądowały jakimś cudem pod nami. Reszta moich ubrań stopniowo lądowała na ziemi. Wyglądało to tak, że Zayn pozbywał się jednej części mojej garderoby, całował ciało, zostawiając kilka malinek, a potem brał się za następne. Nie mogłam mu się odwzajemnić, bo w którymś momencie, kiedy byłam zajęta jęczeniem przez jego usta, on sam szybko pozbył się swoich ciuchów.
Zawisł nade mną z oszalałym błyskiem w oku. Całował mnie tak mocno, że moje wargi z pewnością były całe napuchnięte i ciemne. Trącał językiem mój język, a w tym samym czasie jego ręce krążyły po moim ciele, wywołując we mnie dreszcze.
- Zayn! - jęknęłam, kiedy nagle poczułam go w sobie.
- Marsali.
Wygięłam się w łuk, kiedy zaczął się gwałtownie poruszać. Zero delikatności. Mocne pchnięcia. Wychodził powoli, wracał brutalnie. Ale mi się to podobało. Jak cholera. Zostawiałam na jego plecach długie, głębokie zadrapania, wbijałam zęby w jego szyję i oplatałam nogami jego biodra, unosząc swoje dla lepszych doznań.
Prawie zawyłam, kiedy poczułam, że zaczynam dochodzić. Wyginałam się w łuk, próbując złapać oddech w czasie, gdy Zayn pchał i pchał. Widziałam w jego oczach, że sam jest już blisko. Kiedy nachylił się i pocałował mnie mocno, z jego imieniem na ustach doszłam. Zaciskałam się wokół niego, przez co on także zadygotał jak w konwulsjach i wyjęczał moje imię. Opadł potem czarną głową na mój mokry od potu obojczyk, dysząc ciężko.
- Gdyby nie ten centymetr, nic bym nie czuła - odezwałam się słabo. Marny żart. I z, i bez tego centymetra seks z Zaynem był niesamowicie intensywny.
- Gdybyś nie była taka rozepchana, może poczułabyś coś bez niego. - Zayn uniósł się na łokciach i pocałował mnie czule. Przejechałam palcami po jego policzku, a on przymknął oczy. Miałam idealny widok na jego piękną twarz.
- Jeśli inkwizytor zrobi ci coś jeszcze raz, zabiję go - wyszeptał Zayn. - Obiecuję.
Uśmiechnęłam się słabo i przytuliłam do niego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top