znowu jestem sam

• Mike •

Ale przecież robiłem to wszystko dla niego, tak? Chciałem zapewnić mu godną przyszłość u mojego boku, a jedynym sposobem na to była praca. Może zbyt gwałtownie na to zareagowałem i dobrałem nieodpowiednie słowa, ale miałem dobre intencje mimo wszytko.

Wstałem z kanapy i zacząłem nerwowo chodzić po salonie. Dlaczego powiedziałem to na głos? Przecież nie chciałem zasugerować mu, że praca jest ważniejsza niż on. Ja nawet tak nie myślałem, halo. Przebłyski z wczorajszego wieczoru i dzisiejsze myśli sprawiały, że co chwilę ścierałem kolejne łzy z policzków.

Nie pobiegłem za nim, nie chciałby teraz mnie nawet widzieć. Oboje musieliśmy wszystko sobie przemyśleć i ochłonąć.

Byłem załamany. Z jednej strony bardzo chciałem znowu mieć go w swoich objęciach i szeptać mu, jak bardzo mocno mi na nim zależy, a z drugiej strony rozum podpowiadał mi, że nie powinniśmy rozmawiać pod wpływem emocji.

Zrezygnowany usiadłem przy blacie w kuchni, uprzednio wyciągając z barku randomową butelkę trunku. Nie piłem nigdy alkoholu. Nigdy, aż do tej pory. Kieliszek za kieliszkiem, aż w końcu zapomniałem o nim i piłem z gwinta. Wszystko zaczynało mi się rozmazywać przed oczami, a mózg odmawiał racjonalnego myślenia. Wtedy skupiałem się na tym, żeby tylko nie zlecieć ze stołka i nie wybić zębów. W końcu były mi jeszcze potrzebne na kolejne lata.

Po kilku godzinach obudziłem się na podłodze, oprócz bólu głowy nic mi nie dolegało. Dziwne. Powinienem był powiedzieć, że kwestia mojego picia wcale nie wyglądała tak, jak wam ją przedstawiłem. Owszem, w ostatnich latach nie ruszałem używek. Wyjątkiem było okazjonalne wino, ale za dzieciaka czasami się piło, jednak zawsze miałem mocną głowę i szybko odzyskiwałem przytomność. Tak też było dzisiaj. Jeszcze niedawno naprany w trzy dupy, a teraz jakby nic się nie stało.

W każdym razie podniosłem się z ziemi, przypominając sobie o tym, że nie warto uciekać w alkohol. Wcale nie było mi lepiej, powiedziałbym, że nawet gorzej. Niestety tak to już jest, że całe to pocieszenie w alkoholu to jedynie nasze wyobrażenia.

Teraz za cel obrałem sobie mojego chłopca, przecież musiałem go przeprosić tylko jeszcze nie wiedziałem jak. Może telefon? Nie, to był zły pomysł, z resztą i tak by nie odebrał. Zakładałem, że był wściekły i smutny jednocześnie, a najbardziej martwiło mnie to, że mógł wrócić w swój stosunkowo niedawny nałóg.

Usłyszałem dźwięk mojego smartfona. Momentalnie go namierzyłem i odblokowałem by zobaczyć kto napisał. Westchnąłem ciężko i nie wiedziałem czy bardziej jest mi smutno czy rodzi się we mnie ogromna wściekłość. Chociaż nie, wściekły to powinienem być, ale tylko i wyłącznie na siebie.

Pewnie jesteście ciekawi co takiego napisał Luke, tak więc oto wiadomość.

"używki są dla mnie najważniejsze, zrozum to"
"najpierw używki, Mike"

Tak, to zdecydowanie do mnie przemówiło. Nie wiedziałem co robić, byłem w rozsypce. W bardzo dużej rozsypce.

Złość.

Smutek.

Żal.

Niechęć do samego siebie.

Wściekłość.

Obrzydzenie do siebie.

Załamanie.

To wszystko zlewało się w jedną całość, tworząc przy tym rozemocjowaną kulkę nieszczęścia, znaną jako Michael Clifford. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak płakałem. Bałem się o to, jakie głupoty przeze mnie popełni Luke. Co powinienem zrobić, żeby mu to wynagrodzić?

Usiadłem na podłodze i starłem swoje łzy. Wziąłem kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić i poskładać myśli w sensowną całość. No, może nie na tyle sensowną co zazwyczaj, ale całość.

Randka? Nie będzie chciał mnie teraz widzieć. Kwiaty? Przereklamowane. Kotek albo piesek? Liz mnie zabije. Jedynym sensownym pomysłem było napisanie piosenki. Wiedziałem, iż Luke był bardzo wrażliwy na muzykę. Potrafiłem grać na gitarze i pianinie, ale nigdy nie komponowałem czegoś, co byłoby na tyle dobre, żeby nazwać to piosenką.

Zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda?

Wstałem, poszedłem do sypialni i ściągnąłem starą gitarę ze ściany. Kiedyś dużo grałem, teraz instrument się tylko kurzył. Nie miałem dla niego czasu. Z trudem przypomniałem sobie niektóre akordy, które wyleciały mi z głowy. Starałem się wymyślić jakąś prostą melodię, co wyszło mi dopiero po godzinie czasu. Od razu zapisałem chwyty i zabrałem się za tekst. Co w ogóle chciałem mu powiedzieć? Na pewno to, że jestem debilem i przepraszam. Co jeszcze? Na pewno to, że jest moim szczęściem.

Skreślałem kolejne linijki tekstu i zapisywałem je na nowo. To był według mnie gniot, ale przynajmniej szczery gniot. Wszystko czego nigdy mu nie powiedziałem w twarz. Tekst prezentował się tak.

Zaczekaj, nie mów mi
Niebo to miejsce na ziemi
Chciałbym móc przewinąć te wszystkie chwile,
w których nie pokazałem ci,
co naprawdę jesteś wart

Sposób, w jaki mnie trzymałeś
Chciałbym móc postawić cię na pierwszym miejscu
Myliłem się, przyznaję
Odrętwiały przez twój pocałunek
Kiedy ty wymykałeś się przez moje palce

Zabierasz każdy oddech
Z wszystkimi błędami, które popełniłem
Ze wszystkich listów, które zachowałem
To wszystko, czego nie powiedziałem
Chciałbym móc cię zatrzymać
I jestem jedynym winnym
Wiem, że to trochę za późno
To wszystko, czego nie powiedziałem

Obudź mnie teraz
I powiedz, że to wszystko to zły sen
Wszystkie piosenki, które napisałem
Wszystkie błędy, które mam nadzieję usunę z twojej pamięci

Trzymając złamane i puste serce
Kwiaty, które powinienem kupić
Wszystkie te godziny, które straciłem
Chciałbym móc przywrócić do początku

Mam nadzieję, że wiesz
Że dla ciebie chciałbym się poświęcić
Żeby to naprawić
Pewnego dnia jestem pewny
Że będziemy się mijać
Do tego czasu

To chyba wszystko, czego nie powiedziałem. Poczułem się troszkę lepiej, kiedy wylałem swój żal na papier. Pozostało mi wysłać do Luke'a tylko krótką wiadomość.

"Możemy porozmawiać? Proszę. Za godzinę w parku obok twojego domu, jutro też tam przyjdę, o tej samej godzine. Masz więc dwie szanse. Jeżeli się nie zjawisz, to będę wiedział, że po prostu nie chcesz mnie widzieć. Jeżeli natomiast przyjdziesz, to proszę, nie odchodź od razu. Powiem ci wszystko, czego nie powiedziałem ci wcześniej"

Odłożyłem urządzenie na bok i spojrzałem w lustro, wiszące przede mną. Patrzyłem w nie nieprzerwanie, ale jednocześnie nie mogłem tego robić. Moja niechęć do samego siebie rosła, a łzy znów napłynęły do oczu, by potem spłynąć po policzkach. Przetarłem twarz dłońmi zmieniając pozycję na leżącą. Ciągle myślałem o tym co robi Luke, co już zrobił i czy zgodzi się na spotkanie ze mną. Ale wiecie co? Wcale bym się nie zdziwił gdyby odmówił, to co powiedziałem było tak absurdalne, że nie potrafiłem tego racjonalnie wytłumaczyć.

Mijały kolejne minuty, potem godziny, a ja zaczynałem tracić nadzieje na jakikolwiek odzew ze strony młodszego. Było już południe, a ja naprawdę zaczynałem się martwic. Istniały tylko dwie opcje - albo Luke się naćpał, ale jest tak wściekły i smutny, że ignoruje mnie celowo. Nie wiem która wersja bardziej by mi odpowiadała. Najgorsze w tym wszystkim było to, że następnego dnia, pod wieczór miałem już samolot i naprawdę chciałbym go zobaczyć zanim wylecę na tak długi czas.

Żeby nie zginąć od natłoku myśli, w moje recę znowu trafiła gitara. Rozłożyłem przed sobą tekst i przez chwilę bawiłem się strunami, myśląc o tym czy to co robiłem było odpowiednią formą przeprosin. Miałem nie myśleć, no cóż, nie wyszło.

Powoli i ostrożnie starałem się odtworzyć, stworzoną wcześniej melodię. Dodałem kilka nowych przejść i mogłem być z siebie dumny, bo to wyszło lepiej niż się spodziewałem. Kolejnym krokiem było dodanie słów i tak jakoś już poszło. Za czwartym, może piątym razem, wszytko było dopięte na ostatni guzik. Tekst idealnie współgrał z melodią, a ja mogłem w końcu cieszyć się z pierwszej poważniej piosenki, którą od początku do końca stworzyłem ja.

Telefon zadzwonił, a ja o mało co nie spadłem z łóżka. W pośpiechu szukałem tego jebanego urządzenia, ale jak na złość nigdzie go nie było. Czy mogło być gorzej? Miałem nadzieję, że nie.

Pierwszy sygnał, potem drugi, trzeci no i czwarty raz już nie zadzwonił. Ja pierdole. Nie było go nigdzie, no wyparował, ale muzyczka została. Chciało mi się płakać, wiedziałem, że to Luke, bo kto inny? Tylko on tak wydzwania.

ZNALAZŁEM!

Leżał frajer pod łóżkiem, ja nie wiem jak to się stało, naprawdę. Oddzwoniłem natychmiast do niego i na szczęście odebrał. W słuchawce jednak była cisza.

— Luke... kotku. - zacząłem już łamiącym się głosem. — tak bardzo cię przepraszam.

Cisza, ale okej, Mike się nie poddaje.

— zgubiłem telefon i dlatego nie odbierałem, znalazłem go teraz i...

— możemy spotkać się jutro, na razie chcę być sam, o 15 w parku. - przerwał mi i nic więcej już nie zdążyłem powiedzieć.

Rozłączył się, a ja uszanowałem jego decyzję. Ważne, że rozmawialiśmy, to już trochę podniosło mnie na duchu. No i fakt, że chciał się jeszcze ze mną zobaczyć.

• Luke •

Czułem się okropnie. Wbrew pozorom nie tknąłem ani alkoholu, ani papierosów, ani narkotyków. Nie mogłem tego zrobić. Czułem jak nieprzyjemne uczucie ściska moje serce, miażdżąc je od środka. Siedziałem sam w domu, zamknięty wśród ścian swojej sypialni, ściskając poduszkę pomiędzy torsem, a nogami jednocześnie wylewając hektolitry łez.

Czy dla Michaela naprawdę ważniejsza była ta jego praca niż ja? Jebany miliarder od siedmiu boleści. Przecież mogłem dać mu od siebie coś lepszego niż pieniądze. Banknoty go nie pocałują, nie przytulą i nie powiedzą mu, ile dla nich znaczy, a ja jestem w stanie to zrobić.

Jeszcze do wszystkiego dochodził jego wyjazd. Jak miałem wytrzymać tyle czasu bez jego delikatnych całusów, czułych słówek, bez jego ciepła i skomplikowanego poczucia humoru? Nie chciałem się z nim rozstawać na tak długo.

Spojrzałem na zegar. Czas nam uciekał, a my dalej byliśmy pokłóceni. Z każdym poruszeniem się wskazówki coraz bardziej czułem, jak szloch opanowuje moje ciało. Nie byłem w stanie zobaczyć się z nim w tym momencie, ale chciałem chociaż się z nim pożegnać.

Sięgnąłem po telefon i zobaczyłem, że mam wiadomość. Przygryzłem wargę niemal do krwi i przeczytałem to co otrzymałem. Była od mojego zasranego dupka. Odpisałem mu, że jutro chcę się z nim zobaczyć. Jutro. Nie dzisiaj. Dzisiaj nie miałem na to siły. Michael też musiał to przemyśleć i ochłonąć. Oboje potrzebowaliśmy czasu, który wydawał się coraz szybciej umykać nam przez palce.

Czym właściwie był czas? Wykorzystywałem go z Michaelem czy tylko marnowałem? Może i dla mnie i dla niego oznaczał dwie różne sprawy. Wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał się z nim pożegnać, bo nie chciałem go puścić w świat bez jakiegokolwiek słowa. On chyba też by tego nie chciał, prawda? Czułem, że mamy sobie bardzo dużo do wyjaśnienia.

Tykanie zegara w pewnym momencie było tak wkurzające, że zdjąłem go ze ściany i pozbawiłem baterii. Od razu przyjemniej jakoś było.

Męczyła mnie jeszcze jedna rzecz. A mianowicie to, kto miał kogo przepraszać. Ja za mój nagły wybuch, który doprowadził do tego wszystkiego czy on, przez to, że powiedział co powiedział? Swoją drogą byłem ciekawy ile prawdy niosły wtedy jego słowa, kto tak naprawdę lub co, stało u niego na pierwszym miejscu? A może odpowiedź była zupełnie gdzie indziej, może to moja mama miała rację, że tacy ludzie nie zwracają uwagi na małolatów? Może to ja miałem rację, mówiąc mu, że chce mnie tylko wykorzystać? Może ten pieprzony iPhone ma założone podsłuchy i chuj wie co jeszcze? Może nie powinienem go wziąć? Co jeśli on się mną bawił, a ja nie miałem o tym zielonego pojęcia? Tak dużo pytań, a zero odpowiedzi. Nie chciałem wracać do punktu wyjścia i oczerniać go przy tym, ale moja psychika mocno się zachwiała po ostatnim spotkaniu, a to z kolei przyczyniło się do powrotu moich myśli.

Do samego wieczora nie wyszedłem nawet na siku. W tym czasie mama już wróciła, a ja nie miałem ochoty spotkać kogokolwiek i odpowiadać na pytania, które by się pewnie pojawiły. Najpierw potrzebowałem odpowiedzi na moje, a ewentualnie później ja mogłem ich udzielać. Dopiero gdy kroki ucichły, a światła zgasły, wynurzyłem się z pokoju i podreptałem do łazienki, by opróżnić biedny pęcherz. No co? Od rana nie miałem tej możliwości. Znaczy miałem, ale nie chciałem z niej skorzystać.

Umyłem się jeszcze, bo rano by mi się nie chciało i wróciłem do łóżka. Ciężko jednak było mi zasnąć z myślą, że między nami jest coś złego. Bałem się ze nasz związek rozpadnie się zaraz przed jego wyjazdem. Okropnie się tego bałem.


•••
wyszło jakoś tak meh, do tego z opóźnieniem, ale nie miałam weny żeby poprawiać rozdział :c

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top