mój mały mężczyzna
• Mike •
Złapałem blondyna za rękę i dumnie wprowadziłem do firmy. Byłem pewny, że pójdzie mu gorzej i od samego początku będzie się sprzeciwiał, ale ku mojemu zdziwieniu, poszło gładko. Minęliśmy pierwszy korytarz, a gdy ujrzałem na horyzoncie sekretarkę, złapałem go mocniej i przyciągnąłem do siebie.
Luke się cały czas rumienił i wtulał w mój bok, uśmiechając się szeroko. Pochyliłem się w jego stronę i sprzedałem mu buziaka w czoło. Był bardzo dobrym aktorem. Aby być bardziej przekonującym, złapał mnie za dłoń i włożył ją w swoją tylną kieszeń, tak, że czułem jego pośladek przez materiał czarnych jeansów. Kobieta mordowała nas wzrokiem do samej windy, w której zniknęliśmy za metalowymi drzwiami. No i super.
— byłeś genialny, mój mały mężczyzno. - zaśmiałem się cicho i w żartach pstryknąłem go w nosek.
— nie mów tak. - wymamrotał pod nosem, będąc całym czerwonym na twarzy.
— niby dlaczego? - zmarszczyłem na niego brwi i oparłem się o ścianę windy.
— bo... - chłopak na chwilę zamilkł i niechętnie przyznał, bardziej pytając. — kręci mnie to?
On był cholernie uroczy, zwłaszcza gdy zawstydzał się podczas rozmowy ze mną. Podobało mi się to i nie chciałem nawet tego ukrywać. Wprowadziłem go do dużego gabinetu. Tak naprawdę za wiele tam nie miałem. Biurko, krzesło, laptop, kilka drzewek i to byłby na tyle. Mało, ale lubię minimalistyczne wystroje czegokolwiek. Pozwoliłem mu się trochę rozejrzeć, widziałem jego zainteresowanie w oczach. Cieszyłem się, że mimo wszytko on też był zadowolony. Postanowiłem mu nie przeszkadzać, usiadłem za biurkiem i telefonicznie poinformowałem czarnowłosą żeby zrobiła mi latte z karmelem i podwójnym mlekiem. Kawa miała mieć półtora łyżeczki cukru i poprosiłem by mieszała zgodnie z ruchem wskazówek zegara, przez trzy minuty. Tak naprawdę to nie miało żadnego znaczenia, ale im dłużej jej nie było tym lepiej. Luke mógł odsapnąć i przemyśleć nowy scenariusz do swojej roli.
Wklepałem w komputer kilka danych, co chwile zerkając na chłopaka i to nie dlatego, że bałem się o to, w jakim stanie będzie gabinet po jego wizycie. On miał w sobie coś, co sprawiało, że z trudem przerywałem wpatrywanie się w niego. Uśmiech zagościł na mojej twarzy, a ja poprosiłem go by usiadł mi na kolanach.
Patrzyłem na jego niewinną buźkę i na to jak się zarumienił. Wyciągnąłem w stronę chłopaka dłoń, a kiedy ją złapał, pociągnąłem go delikatnie w moją stronę. Wyglądał na wyluzowanego, ale zawstydzonego, a ten stan mnie akurat nie martwił. Może nawet cieszył, bo to zupełnie prawidłowa reakcja.
Miałem go na kolanach. Twarz miał skierowaną w moją stronę, a dodatkowo usadowił się niemal na moim kroczu. Cudowne uczucie, a przede wszystkim takie... miłe? Pocierałem dłonią po jego udzie co miało chyba odwrotny efekt do tego, że miało go to odstresować. Zaśmiałem się cicho na jego wielkie oczy, jakie zrobił i pocałowałem go w czoło.
— spokojnie, nic ci nie zrobię maluchu. - zapewniłem patrząc mu w oczy, a drugą ręką przejechałem po jego policzku. — mój mały mężczyzna. - uśmiechnąłem się kiedy on się uśmiechnął i nawet nie myślałem o tym by odwracać wzrok.
Siedzieliśmy i patrzyliśmy na siebie nawzajem. Każdy z nas milczał, ale nie była to niezręczna cisza. Raczej chwila na komunikację niewerbalną. Wywnioskowałem, że Luke mi zaufał i odprężył się na tyle, by bez problemu kontynuować swoją najważniejszą - jak do tej pory, rolę w życiu.
Chłopak niepewnie zarzucił mi ręce za kark, a ja umiejscowiłem swoje na jego talii, delikatnie gładząc ją palcami. Przytulił się policzkiem do mojego obojczyka, a ja schowałem twarz w jego włosach. Pachniały jak świeże truskawki, z czego wywnioskowałem jakiego szamponu używa. Delikatnie włożyłem czubki palców pod jego koszulkę, powodując u niego przyjemny dreszcz, kiedy moje opuszki jeździły po jego nagrzanej skórze.
Rozkoszowałem się jego obecnością. Drobne ciało chłopaka zdawało się idealnie wpasowywać w moje ramiona, którymi go otaczałem. Wiedziałem, że blondyn czuł się ze mną bezpiecznie. Pragnąłem otaczać go tym uczuciem zawsze i wszędzie. Operacja „wujek Michael" nabrała dla mnie nowego sensu. Zdałem sobie sprawę, że od teraz moim zadaniem nie jest tylko ratowanie go z opresji, ale także opiekowanie się nim. Uświadomiłem sobie, jak bardzo zależało mi na tym ślamazarnym, uroczym i zagubionym chłopczyku.
Usłyszałem dźwięk charakterystyczny dla szpilek. Któż to taki mógłby być? Oczywiście, że ta jędza. Westchnąłem cicho i usadowiłem się wygodniej.
— Luke. Czas start. - szepnąłem mu na ucho, a ręce zacisnąłem na jego pośladkach. W zamian otrzymałem cichy jęk, na co moje usta zareagowały uśmiechem. Bardzo szerokim uśmiechem.
W tym samym momencie drzwi otworzyły się i wkroczyła nasza ulubienica Kay. Zlustrowałem ją wzrokiem, ale postanowiłem milczeć. Czekałem z niecierpliwością na rozwój akcji.
Nasze spojrzenia się spotkały i już wtedy mogłem wywnioskować, że jest wyraźnie niepocieszona tym co ujrzała. No ups. Jej morderczy wzrok z każdą sekundą stawał się bardziej przerażający. Przyznam szczerze, że w takiej odsłonie jej jeszcze nie widziałem.
— przyniosłam kawę, mam nadzieje, że będzie smakować. - z trudem powstrzymywałem śmiech, ale muszę przyznać, że dosyć dobrze kamuflowała zazdrość.
— dziękuję. - odpowiedziałem i czekałem aż postawi herbatę, którą zamówiłem dla Luke'a. Możemy klaskać, wszystko poszło gładko i tym razem nie rozlała.
Poczułem jak chłopak mocniej mnie obejmuje, a moja uwaga znowu została przekierowana na niego. Oczywiście przepięknej tfu tfu pani Kay nie spuszczałem z oka.
Złożyłem pocałunek na jego bladej szyi, robiąc to na oczach kobiety. Luke cicho mruknął i przelotnie cmoknął mnie w skroń.
— jesteście obrzydliwi, jak można robić coś... coś takiego w miejscu publicznym? - wymamrotała kobieta z nienawiścią bijącą z jej oczu. — nie możecie robić takich rzeczy w domu?
— praca jest dla mnie jak dom, poza tym mogę robić z moim mężczyzną co chcę i kiedy chcę. - odparłem jej atak z uśmiechem na ustach, a ona obróciła się na pięcie, zarzuciła włosami i odeszła ze skrzywioną miną, uderzając złowrogo swoimi kilkunastocentymetrowymi obcasami o podłogę. Porażka.
• Luke •
— to było genialne. - zaśmiałem się cicho w jego szyję, a następnie musnąłem ustami. — tyle czy coś jeszcze? - zapytałem z nadzieją, że ma dla mnie jeszcze jakieś zadanie. Zabawa w związek naprawdę mi się spodobała, poza tym Michael robił wszytko to, o czym marzyłem, by robił mój potencjalny partner. Nie liczyłem na nic z jego strony, zwłaszcza, że był kilka lat starszy, wysoko postawiony, a ja byłem zwykłym zbuntowanym nastolatkiem.
— a na co masz ochotę?
— ja... nie wiem. - wtuliłem się w niego zawstydzony. Chciałem więcej, ale nie do końca wiedziałem czego.
Michael zaśmiał się cicho, a ja miałem nadzieję, że nie jestem już czerwony. Odchyliłem głowę by spojrzeć na niego i nie wiem co mnie podkusiło. Tak naprawdę to nawet nie przemyślałem pytania i stało się.
— całowałeś się kiedyś? - głupie pytanie, przecież oczywistym było to, że ktoś taki jak Clifford ma ten typ czułości z pewnością za sobą.
— owszem, a ty, Luke? - usłyszałem po chwili i nie wiedziałem czy skłamać czy może przyznać, że robiłem to, ale w nieco innej formie.
Po chwili namysłu zdecydowałem się skłamać, ale tylko dlatego, że bałem się w jaki sposób zareaguje, kiedy powiem mu dlaczego i na jakich relacjach miało to miejsce.
— tak, wiele razy. - wzruszyłem ramionami i starałem się nie wygadać. Czułem, jak pieką mnie policzki i to mnie chyba zdradzało.
— wierzę ci tak samo jak w to, że zostanę za dziesieć lat baletnicą. - mężczyzna cicho się zaśmiał i tucknął mnie palcem w bok. — mogę ci pokazać jak to jest. Chcesz?
Na chwilę zamilkłem i spuściłem wzrok. Co mnie podkusiło, żeby zadać to pytanie? Albo jeszcze lepiej. Co mnie podkusiło żeby udawać, że umiem się całować? No, ale halo, to nie jest raczej takie trudne, nie? To tylko plucie sobie z gęby do gęby przez dziurawe zęby.
— całowałem się już. - upierałem się przy swoim. — ale nigdy z facetem. - wymamrotałem pod nosem.
— w takim razie możesz pierwszy raz pocałować mężczyznę. - posłał mi pewny siebie uśmiech. — chcesz?
Ogarnęła mnie chwila zastanowienia, a serce zaczęło mi łomotać. Nie wiedziałem jak powinienem się zachować w tamtym momencie. Wziąłem głęboki oddech i zbliżyłem się do mężczyzny, ustawiając usta w dzióbek. Ja pierdziele, Luke, co ty robisz?! Mężczyzna cicho się zaśmiał, ale nie zrobił tego tak, jakby się ze mnie nabijał. Zbliżył się tak, że nasze nosy się stykały, a ja przez przypadek poruszyłem niespokojnie biodrami, dociskając się do jego krocza. Clifford cicho jęknął i wpił się w moje usta, a ja otworzyłem szeroko oczy. Pieprzony miliarder.
To było coś innego niż niewinne pocałunki z Calumem. Michael był tak spokojny i delikatny, że po chwili się uspokoiłem. Zamknąłem oczy i starałem się nadążyć nad jego ruchami, a przede wszystkim skupiałem się na tym by wyszło jak najlepiej. Czułem minimalne podniecenie, a po chwili zażenowanie samym sobą. Przecież jak on się zorientuje to nie będę miał życia. Luke, debilu niewyżyty!
Wziąłem głęboki wdech i dokładałem wszelkich starań, uśmiechnąłem się po chwili na nagły przypływ mojej odwagi. Spojrzałem na niego niewinnie, a mój język subtelnie rozchylił wargi starszego. Nie wiedziałem po co to robię i dlatego to robię. Nie wiedziałem nawet jak wygląda pełny pocałunek, a jednak coś mnie podkusiło. Jak szaleć to szaleć, prawda?
Zamknąłem oczy i postanowiłem iść za swoim instynktem. Przygryzłem jego dolną wargę i pociągnąłem ją w swoją stronę, powodując tym ciche pomrukiwanie ze strony starszego. Zassałem się na jego ustach i pieściłem je swoimi. To była jedna wielka metoda prób i błędów. Odkrywałem to, co podoba się Michaelowi. Po kilkunastu sekundach delikatnie zaczepiłem język mężczyzny swoim, pieszcząc go w ten sposób. Poczułem jego ręce na swojej talii, a potem na pośladkach. Co jakiś czas cicho wzdychałem z zadowolenia. Nasze języki biły się o dominację, a my coraz bardziej przyspieszaliśmy nasze pieszczoty. Zanim się obejrzałem siedziałem już na biurku, a Mike stał pomiędzy moimi udami, napierając bardziej na moje usta i podtrzymując mnie, żebym nie przechylił się do tyłu i nie wywrócił.
Nie wiedziałem już co robimy, ale to było tak cholernie przyjemne, że nie chciałem tego przerywać. Serce waliło mi jak dzwon, oddech miałem nierówny i było mi niesamowicie gorąco.
I czar prysł. Michael odsunął się niespodziewanie, na co zareagowałem niemałym zdziwieniem. Chciałem więcej, dużo więcej. Czułem, że dopiero się rozkręcam, a on co? Najwidoczniej nie robiłem tego dobrze, więc postanowiłem przemilczeć sytuację. Wlepiałem w niego swój wzrok, a on nieprzerwanie się uśmiechał. Okej, on był dziwny, a jego reakcje nijak miały się do tego co robił.
— spokojnie, to tylko przerwa na złapanie oddechu. Bardzo dobrze, ci idzie wiesz? - przerwał moje milczenie, a ja z wrażenia zacisnąłem palce na brzegu biurka. Następnie zagryzłem zawstydzony wargę i odwróciłem wzrok. — mówię poważnie młody. - kontynuował, a mi było coraz bardziej słabo. Nie sądziłem, że zadowolę kogoś takiego, nie sądziłem, że zadowolę kogokolwiek.
Zakończyłem jego wypowiedź tak, jak ją zapowiedziałem. Milczeniem. To nie tak, że nie chciałem mówić, oczywiście, że chciałem, ale jakby zaschło mi w gardle. Powoli docierało do mnie co się stało i co jeszcze może się stać. Wiedziałem, że on chce kontynuować, a co lepsze ja też tego chciałem. Tylko jak mogłem to zacząć skoro zrobiłem teraz niezręczną ciszę i wytraciłem nas obu z sytuacji. Takim idiotą to jestem tylko ja. No nic, czekałem na jego ruch, aż niespodziewanie poczułem dłoń mężczyzny na moim udzie. Lepiej. Niebezpiecznie blisko mojego krocza. Nie miałem zamiaru podnosić wzroku, ani robić jakiegokolwiek ruchu. Sparaliżowało mnie, a moje już widoczne podniecenie upokarzało na tyle, że sam od siebie nie musiałem nic dokładać.
— jesteś uroczy. - aż się wzdrygnąłem, kiedy szepnął mi na ucho. On się teleportuje. Przysięgam. — a tym... - przesunął palcem po moim kroczu, co spowodowało u mnie dreszcze. — tym się nie martw, to zupełnie normalne.
Czułem jak moje policzki robią się czerwone. Z każdą chwilą piekły coraz bardziej, a mnie zbierało się na płacz. Prawdopodobnie za dużo emocji i w ten sposób musiałem odreagować. Miałem nadzieje, że jeszcze mnie pocałuje, a ja w ten sposób będę mógł zapomnieć o reszcie.
— lubisz chłopców? - wydusiłem. Choć odpowiedz miałem jak na tacy, chciałem usłyszeć to od niego i być pewnym, że w tym momencie się mną nie bawi.
— innych chłopców? Nie lubię. - przyznał otwarcie i zbliżył się jeszcze bardziej. — lubię ciebie, Luke.
Głos uwiązł mi w gardle i spojrzałem mu w oczy lekko zdziwionym, w pewnym sensie przerażonym wzrokiem. A co jak on chce mnie tylko wykorzytać? A co jak on robi to wszystko tylko dlatego, żeby mnie zaliczyć? Przez głowę przebiegały mi tego typu myśli. Spuściłem wzrok i odsunąłem się, schodząc z biurka.
— to miłe. - wymamrotałem pod nosem i podszedłem do automatu z wodą, nalewając sobie kubek. Mężczyzna wertował mnie wzrokiem z zaciśniętymi ustami.
— o czym teraz myślisz? - zbliżył się i lekko pochylił się nade mną, patrząc mi w oczy.
— skąd wiesz, że myślę o czymś konkretnym? - uniosłem na niego brwi w zdziwieniu.
— zawsze jak się nad czymś głęboko zastanawiasz to marszczysz nosek i się zawieszasz. - odpowiedział z chrypką w głosie. — jeżeli to przeze mnie to przepraszam, nie chciałem cię spłoszyć ani wystraszyć. - odpowiedział szczerze.
— co jeśli chcesz mnie wykorzystać? - zapytałem naprawdę szczerze. Skoro temat się zaczął, to trzeba go było skończyć. — nie wiem co masz na myśli, czym się zajmujesz poza pracą i... wszytko było okej, ale jak przesunąłeś po moim kroczu to wszystkie te złe myśli przyszły. Ja naprawdę nie chcę tak myśleć, ale pierwszy raz jestem z kimś w takiej relacji. W dodatku jesteś starszy, znalazłeś mnie przypadkiem. Dziś udawałem twojego chłopaka, a tak naprawdę mogłeś wziąć jakąś dziewczynę. - przetarłem twarz bo mówiłem tak szybko, że sam nad sobą nie nadążałem. Nakręciłem się niepotrzebnie i z każdym zdaniem było tylko gorzej. — co jak pewnego dnia się spotkamy, a ty mnie zgwałcisz, a może teraz mnie zgwałcisz? Co jak mnie nie wypuścisz? Przymiliłeś się policji żeby cię nie szukali tak? Ja pierdole. - no i poszły pierwsze łzy.
Naprawdę nie wiem co mi odbiło i dlaczego to wszystko nakręcało się samo. Nie potrafiłem zatrzymać wylewu moich emocji i miałem tylko nadzieje, że nie zepsułem zbyt wiele w naszej relacji. A co jak się okaże, że miałem racje i to wcale nie był zwykły atak paniki, a prawda?
Michael spojrzał na mnie zawiedzionym spojrzeniem, a oczy lekko mu się zaszkliły, ale cicho westchnął i stanął obok mnie, trzymając ręce przy sobie i nie robiąc żadnych gwałtownych ruchów w moją stronę.
— przepraszam jeżeli zrobiłem coś, czego nie chciałeś. - przetarł twarz dłonią. — przepraszam, po prostu kurwa przepraszam, nie chcę żebyś się mnie bał, nie chcę żebyś uważał mnie za jakiegoś... zboczeńca. - wymamrotał to z takim prawdziwym bólem w głosie, odszedł, usiadł na krześle i zajął się dokumentami. — odejdź, Luke. Nie chcę żebyś się bał, rozumiesz? Już nie będę zatruwał ci życia, wybacz. To był ostatni raz.
Spojrzałem na niego zszokowany i otarłem swoje łzy, stojąc tam jak taki słup soli.
Nie wiedziałem co mam zrobić. Łatwiej było zostać czy odejść? Nie wiedziałem tego. Z jednej strony bolało mnie serce z powodu Michaela. Widać było, że to sprawiło mu prawdziwą przykrość. Jednak musiałem zachować pewien dystans, nie znałem go tak dobrze jak powinienem. Dalej był dla mnie tylko obcym człowiekiem. Ale czy na pewno? Nie wiedziałem już sam co czułem.
— chcesz, żebym odszedł? - zapytałem po krótkiej chwili, jeszcze lekko łamiącym się głosem, ale już nie z powodu strachu.
Mężczyzna uniósł na mnie smutne spojrzenie i wpatrywał się we mnie. Po chwili westchnął i schował twarz w dłoniach, obkręcając się na biurowym krześle.
— cholernie nie chcę, ale jeżeli serio mi nie ufasz to to wszystko nie ma sensu. Nie chcę być w twoich oczach kimś... kimś takim.
- ufam ci Mike, naprawdę ci ufam. - przełknąłem ślinę i podszedłem do niego. Uznałem, że w tamtym momencie powinienem postawić na prawdę i tak też zrobiłem.
Nie usłyszałem odpowiedzi, a to znaczyło tylko jedno. Pozwolił mi dokończyć wypowiedz, nieważne jak krzywdząca lub budująca by była.
— to było pół roku temu. Była impreza, a ja byłem lekko wstawiony. I tak, była to gejowska impreza. - wziąłem
głęboki wdech, bo wszystkie wspomnienia wróciły, a ja poczułem jak bardzo wpływają one na moje relacje. — jeden chłopak chciał się ze mną przespać, a że ze mnie taka cnotka, to nie zgodziłem się. Zwykły strach. Posprzeczaliśmy się trochę i doszło do tego, że wsadził rękę w moje spodnie i zaczął mnie dotykać. Nie zdążyłem nawet zareagować, to wszytko działo się tak szybko. Zanim odsunąłem go od siebie usłyszałem, że mam tak małego, że nikogo nie znajdę, że powinienem nazywać się babą bo cycki mam większe niż to co w spodniach. - stałem już naprawdę blisko niego i wtedy uświadomiłem sobie, że Mike taki nie jest, i że nie dał mi nawet powodu do zmartwień. Przecież tyle razy mnie ratował. Boże Luke, tępy idioto. — przez tę sytuację zacząłem stawiać wszystkich na tej samej pozycji, bałem się kontaktu z kimkolwiek. Między innymi przez to pogłębiły się moje uzależnienia, a ja wpadałem w panikę za każdym razem gdy dochodziło do podobnych sytuacji. - usiadłem ponownie na jego kolanach żeby pokazać jak bardzo ufam mu, mimo tego, że przed chwilą odstawiłem jakąś chorą szopkę. Nie kontrolowałem tego, przysięgam.
— Luke... - zaczął, ale szybko go uciszyłem. Nasze usta znowu się spotkały, a ja szukałem w nich ukojenia. W całym nim tego szukałem.
Michael oddał pocałunek, robiąc to bardzo delikatnie. Splótł nasze palce i skupił się na tym, żeby otoczyć mnie poczuciem bezpieczeństwa i czułością. Byłem mu za to cholernie wdzięczny, bo rozluźniłem się trochę w jego ramionach. Po chwili mężczyzna oderwał się od moich ust, uniósł dłonią mój podbródek i cmoknął mnie w nos.
— nie mam zamiaru cię skrzywdzić, Lukey. Nie krzywdzi się osób, na których ci zależy. - poczułem jak delikatnie głaszcze mnie dłonią po policzku, więc przymknąłem oczy i wtuliłem się w nią, cicho wzdychając. — umów się ze mną, słoneczko. Obiecuje, że nic ci się nie stanie i nie zrobię niczego, czego byś nie chciał. Będę o ciebie dbał, jak o swój najdroższy skarb. - otworzyłem oczy i spojrzałem na niego lekko zdziwiony. — pójdziesz ze mną na randkę? Nie na taką udawaną, jak to spotkanie. Na taką prawdziwą.
— um... - odjęło mi mowę. Wpatrywałem się w jego zielone oczy, jak oniemiały. — tak, tak. Pójdę z tobą na randkę. - odpowiedziałem dopiero po dłuższej chwili i schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi, zaciągając się zapachem perfum starszego. Nareszcie.
Poczułem się komfortowo i swobodnie. Chciałem, żeby tak było już zawsze. Szkoda tylko, że nie wszystko kończy się tak, jakbyśmy tego chcieli.
•••
#HiUncleff
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top