kawa czy herbata?

• Mike •

Postanowiłem zabrać go do kawiarni troszkę wyższych lotów. Nie mogą tam wejść zwykłe osoby z ulicy. Można powiedzieć, że kawiarnia jest ściśle powiązana z moją firmą, a że firma jest moja, to Luke bez problemu mógł wejść do środka. Przynajmniej taką miałem nadzieję.

Zaśmiałem się cicho, kiedy chłopaczek się potknął. Ja nie wiem jak on to robił. Tak często był w sytuacjach "awaryjnych", że podziwiałem go za wytrwałość. Mimo wszytko cały był uroczy, nieważne co robił, ale w momencie, w którym się zawstydził, był uroczy jeszcze bardziej. Czy to możliwe? Nie wiem. W każdym razie upadł na mnie, a ja wykorzystałem sytuację i przytuliłem go mocno do siebie.

— hej, uważaj maluchu bo nie dojdziesz cały. - zażartowałem żeby trochę rozluźnić sytuację, a jego wyprowadzić z dyskomfortu. Stanął stabilnie, dopiero wtedy go puściłem i popatrzyłem w jego oczka. Byłby przepiękne, prawdziwie niebieskie i takie... niewinne. Do tego przepraszające spojrzenie, o boże to było to co mnie kręciło.

///

Byliśmy na miejscu od kilku minut. Wskazałem mu stolik i pozwoliłem mu zająć miejsce. Kiedy to zrobił, dopiero ja, zająłem swoje na przeciw niego. Przyglądałem mu się uważnie, musiał się bardzo stresować. Nie było w tym nic dziwnego, zdawałem sobie sprawę, że to miejsce jest dużym wow dla takich jak on. Ja nie widziałem w nim już nic wyjątkowego, a szkoda. Przysunąłem mu kartę, dając tym samym znak, że może otworzyć. Zrobiłem to samo ze swoją, ale tylko dla zasady i powiedzmy estetyki. Doskonale wiedziałem co zamówię. Zawsze gorącą czekoladę i szarlotkę z bitą śmietaną.

— co dla ciebie? - uśmiechnąłem się ciepło do niego, zamknąłem menu i nachyliłem się trochę w stronę chłopaka. — kawa czy herbata? A może czekolada na gorąco?

— um... - nastolatek spuścił wzrok na stół i się zastanowił. — wszystko jest tu takie drogie, nie stać mnie na nic. - przyznał speszony.

— to nic, Luke. Mówiłem. Ja cię zaprosiłem i ja stawiam. Nie martw się. - posłałem mu pokrzepiający uśmiech.

— w takim razie, wezmę to samo co ty. - rzucił szybko. Był przeuroczy. Spoglądał na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczkami, marszcząc nosek. No nie mogłem oderwać wzroku, moje upodobania bywały dziwne, ale co ja mogłem?

W momencie kiedy przyszła kelnerka, złożyłem zamówienie. Luke cały czas nerwowo drapał się po karku, jakby się czegoś obawiał. Obserwowałam mimikę jego twarzy, ruchy także i byłem pewny, że coś leży mu na sercu.

— jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić, żeby spłacić ci dług wdzięczności? - wymamrotał, a ja poklepałem się po policzku i pomyślałem.

— w sumie może by się coś znalazło. Wiesz... - zacząłem spokojnym głosem, ale z drugiej strony bałem się reakcji chłopca. — mam w pracy kobietę, która strasznie mnie denerwuje i lepi się do mnie jak rzep do psiego ogona. Mógłbyś mi z nią pomóc?

— jasne, ale jak? - zapytał po chwili i uniósł na mnie zaciekawiony wzrok.

— mógłbyś udawać mojego chłopaka. - parsknąłem cichym śmiechem. — odmówiłem jej spotkania na rzecz fałszywej randki. Chciałbym ją utwierdzić w tym, że mam partnera, i że nie ma żadnych szans. — Luke? - zapytałem spokojnie, widząc jego przerażenie w oczach. — jeśli to ci nie odpowiada to tr... - nie zdążyłem, blondyn się odezwał.

— chcę, oczywiście, że chcę. - popatrzył na mnie, a ja się uśmiechnąłem. Sięgnąłem po jego dłoń i delikatnie ją złapałem.

— pamiętaj, nic na siłę. - zapewniłem go, że możemy pomyśleć też nad inną formą. Zdawałem sobie sprawę, że to dla niego bardzo dużo, ale byłem ciekawy czy jest gotowy posunąć się tak daleko i ku mojemu zdziwieniu się zgodził. Wow. Jestem okropny? Chyba nie.

Nasze zamówienia wreszcie dotarły. Dzięki temu emocje trochę opadły, a Luke mimo, że był zestresowany to radził sobie coraz lepiej, a to mnie naprawdę cieszyło. Mogłem z pewnością powiedzieć, że spotkanie wyszło lepiej niż dobrze. Blondyn był bardzo fajnym chłopakiem i zastanawiałem się dlaczego on brnął w to wszytko. W używki, ucieczki i naganne zachowanie. Prywatnie wcale taki nie był, to grzeczny i trochę nieśmiały chłopak.

Powiedziałem, że było lepiej niż dobrze? Odwołuje.

Wychodziliśmy oboje z kawiarni, Luke szedł przodem, a ja szybko poszedłem zapłacić i nagle coś się strzaskało, potem pisk, chwila ciszy, śmiechy i trzaśnięcie drzwiami.

Chwila co?

Odwróciłem się powoli w tamtą stronę. To co zobaczyłem... wcale nie było takie złe jak myślicie. Spotkałem się wzrokiem z kelnerem i od razu przeprosiłem. Na ziemi była rozlana kawa, pełno szkła, a reszta ludzi ciągle się śmiała i komentowała. Luke'a oczywiście nie widziałem. Rozejrzałem się, ale nie było go w środku na pewno. Jeszcze raz przeprosiłem i zostawiłem więcej napiwku, zaraz potem wybiegłem przed budynek i nawet nie musiałem się rozglądać. Na ławce siedział zapłakany blondyn, ręce mu się okropnie trzęsły. Musiał się wystraszyć, do tego wszyscy go wyśmiali. Naprawdę zrobiło mi się go szkoda. Podszedłem bliżej i wtedy zauważyłem, że poparzył się wrzątkiem i kurwa. Nie wiedziałem jak mam się zachować.

Usiadłem obok niego na ławce, położyłem mu dłoń na ramieniu i uspokajająco pogłaskałem z nadzieją, że to w jakikolwiek sposób pomoże.

— chodź, słoneczko, zajmiemy się tym. - wskazałem na jego oparzoną dłoń po czym wziąłem go na ręce i poszedłem wprost do swojego domu, który był na szczęście bardzo blisko. Czułem jak nastolatek wtula się we mnie i szlocha w mój rękaw, więc przytuliłem go bardziej do swojego torsu, żeby troszkę go uspokoić. Ochrona wpuściła nad do mieszkania, a ja pognałem z nim wprost do łazienki, sadzając go na umywalce.

— może na początku troszkę piec, ale zaufaj mi, zaraz będzie lepiej. - ująłem jego dłoń i delikatnie wsadziłem ją pod strumień zimnej wody, czując jak blondyn się spina.

Nie chciałem być nachalny, ale miałem ochotę otoczyć go swoją opieką i czułością. Bałem się, że go spłoszę. Uważałem na niego jak na lalkę z porcelany. Każdy swój ruch przemyślałem pięć razy.

— boli. - wymamrotał, hamując kolejne łzy, które zbierały się w jego zwykle błyszczących i szczęśliwych, ale teraz smutnych i przygasłych oczkach. — nie musisz mi pomagać, wiesz?

— wiem, ale chcę. - przyciągnąłem jego dłoń do swoich ust i delikatnie ją cmoknąłem, tuż obok miejsca oparzenia. — mama powiedziała, że jak boli to trzeba pocałować. Na mnie w dzieciństwie zawsze to działało i przestawałem płakać jak tak robiła, wiesz? - posłałem mu delikatny uśmiech i zagarnąłem kosmyk jego włosów za ucho. Teraz ta zasada też zadziałała, bo zamiast zalewać się łzami, chłopak wbijał we mnie zaciekawiony wzrok.

— dlaczego jesteś dla mnie taki miły i wyrozumiały? Nigdy nie będę w stanie ci się za to odwdzięczyć. - wymamrotał pod nosem, a ja zabandażowałem jego dłoń, uprzednio robiąc mu opatrunek z maści kojącej i gazy.

— lubię pomagać, staram się żyć w zgodzie z innymi, a ciebie w dodatku bardzo polubiłem. Nie pytaj czemu bo nie wiem, masz coś w sobie, co mnie do ciebie przyciąga. - moje usta znowu spotkały się z jego dłonią, a później na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech.

• Luke •

To było okropne, nawet nie sam fakt poparzenia, a to jakie pośmiewisko z siebie zrobiłem. Mało tego, stało się to w kawiarni wysokiej klasy, z ludźmi na wyższych szczeblach społecznych i... pewnie Michael będzie miał przeze mnie problemy. Fakt, oparzenie było bolesne, ale bardziej bolały śmiechy i drwiące komentarze skierowane w moja stronę. Oby tylko w moją.

Siedziałem na umywalce i nie mogłem długo mu się przyglądać. Czułem się z tym wszystkim okropnie. Chciałem tłumaczyć, ale nie wiedziałem co mówić. To stało się tak nagle, nie wiem kiedy, po prostu szedłem i... no właśnie. Mówiłem już, że ze mnie istna niezdara, a takie wypadki to codzienność. Nie potrafię wyjść raz i się nie upokorzyć. Jestem chodzącą porażką, jeszcze siedząc w jego domu było mi gorzej. Czułem się jak takie dziecko, nad którym trzeba się litować, bo zabolała go nóżka. Z tą różnicą, że moje poparzenie było dosyć poważne, od razu powstała rana, a żel ukoił ból tylko na chwilę.

Bolało jak cholera, a moje ruchy były ograniczone. Michael wziął mnie do salonu. Siedzieliśmy na dużej, skórzanej kanapie i opowiadaliśmy sobie różne historie z życia. Byłem mu bardzo wdzięczny. Nie do końca jeszcze mu ufałem, ale z czasem się przekonywałem. Jedno jest pewne - Michael Clifford był dobrym człowiekiem. W pewnym momencie bez słowa się do niego przytuliłem, chcąc w ten sposób zrekompensować swoje ślamazarne czyny. Mężczyzna był zdziwiony, ale odwzajemnił uścisk i przyjemnie głaskał mnie po włosach. Po raz pierwszy tego dnia poczułem się naprawdę dobrze i bezpiecznie. Pomimo bólu dłoni i wcześniejszych, nieprzyjemnych sytuacji, teraz było całkiem okej. Zacząłem powoli przysypiać w jego ramionach, ale jemu to nie przeszkadzało. Byłem wykończony i jednocześnie wdzięczny za wszystko.

///

Obudziłem się. Nie otwierałem przez chwilę oczu i tylko bardziej wtuliłem się w źródło ciepła. Poczułem gorący oddech w zagłębieniu swojej szyi, więc delikatnie uniosłem głowę. Spałem na jednej kanapie z Michaelem, tuląc się do niego. Boże święty, tlenu. Jak on uroczo wyglądał.

Miał delikatnie zmarszczony nosek, roztrzepane włosy, w kolorze jasnego blondu i delikatnie rozchylone, malinowe usta, którymi nieznacznie poruszał przez sen. Obejmował mnie w pasie swoimi silnymi ramionami i wtulał się we mnie jak prawdziwy miś koala. To było bardzo urocze. On cały był uroczy. On był przekurwauroczy.

Czułem się mocno niewyspany. Ręka jeszcze trochę mnie bolała, ale było zdecydowanie lepiej niż wczoraj. Zamrugałem po chwili, bo coś mi nie pasowało, nie coś, a wszystko. Rozejrzałem się i poczułem jak bicie serca momentalnie przyspieszyło. Nie byłem w swoim pokoju, to na pewno. Dlaczego dotarło to do mnie dopiero teraz?

Przetarłem oczy raz jeszcze, z myślą, że może to coś zmieni, ale nic z tego. Usiadłem na łóżku, a stres był coraz większy. Nie wiedziałem gdzie byłem i dlaczego tam byłem. Znaczy wiedziałem, ale no. Dopiero po chwili zacząłem wracać wspomnieniami do dnia wczorajszego. Pewnie zasnąłem tak, że nie dało się mnie obudzić, więc Michael postanowił mnie przetrzymać. Boże jaki wstyd. Podszedłem do okna by odsunąć zasłony. Przywitał mnie szary krajobraz i deszcz. Świetnie, gorzej już być nie mogło. A jednak.

Usłyszałem dzwoniący telefon i nawet nie zerwałem się by odebrać. Domyśliłem się, że to moja mama i naprawdę nie miałem ochoty teraz wszystkiego tłumaczyć, zwłaszcza, że sam jeszcze dobrze nie zrozumiałem sytuacji. Muzyczka ucichła i dopiero wtedy odblokowałem telefon.

142 nieodebrane od "mama"
23 nieodebrane od "Calum ❤️"
8 nieodebrane od "Ashton"

Ich chyba porypało. Nie będę nawet wspominać ile było sms i wiadomości na messengerze. Jedyne co zrobiłem, to powiadomiłem każdego z osobna, że żyje krótką wiadomością i znów odłożyłem telefon. Chciałem znaleźć Michaela i dowiedzieć się nieco więcej o tej całej sytuacji. Zaraz, chwila, przecież on leżał obok mnie.

Nagle usłyszałem głos, dochodzący z drugiego końca pomieszczenia. Mężczyzna stał z założonymi rękoma w progu drzwi. Jezus Maryja, on się chyba teleportował. W tamtym momencie czułem się jak... lekko mówiąc - najebany. Przecież... okej, nieważne.

— już nie śpisz? - spytał. — jak ręka? Dalej boli? - podszedł do mnie i złapał za poparzoną dłoń, oglądając ją dookoła.

— jest lepiej, o wiele lepiej. - zmarszczyłem brwi i posłałem mu pytające spojrzenie. - Czemu mnie nie obudziłeś? Mama myśli, że nie żyje, znajomi tak samo.

— słodko spałeś i było widać, że potrzebowałeś drzemki. - uśmiechnął się przepraszająco, odwijając mój bandaż. — wczoraj byłeś wykończony, więc przeniosłem cię do swojej sypialni, żebyś się wygodnie wyspał.

— um, dziękuję? - odezwałem się niepewnie i cicho syknąłem z bólu, kiedy Michael ściągnął gazę. Od razu cmoknął mnie obok poparzenia i zmienił opatrunek.

— nie ma za co, słońce. Możesz na mnie zawsze liczyć. - uniósł na mnie swoje błyszczące oczy i szeroko się uśmiechnął.

— na którą masz do pracy? i jak mam się ubrać? - zapytałem po chwili, bo przecież dzisiaj miałem być jego udawanym chłopakiem.

— za godzinkę będziemy się zbierać. - uśmiechnął się do mnie ciepło. — a ubierz to, co wczoraj, wyglądałeś bardzo dobrze i tak.. ubrania masz uprane i wyprasowane. - puścił mi oczko i wyszedł z pokoju zostawiając mnie w kompletnym szoku. Przecież o Jezu, nie wiedziałem nawet jak się zachować i co mu powiedzieć. Dobrze, że wyszedł, bo znowu wyszedłbym przed nim na idiotę, a zrobiłem to już wiele razy. Zagryzłem wargę, bo dopiero teraz zauważyłem wiszące na szafie ubrania. Wyglądały jak wyjęte ze sklepu, a ja aż bałem się je założyć. Ta cała sytuacja robiła się coraz bardziej dziwna, a ja chciałem ją tylko zrozumieć. Czy to tak wiele? Wygląda na to, że tak.

Byliśmy już pod biurem. Razem z Michaelem staliśmy na dole, a on udzielał mi cennych wskazówek. Dowiedziałem się co mam robić i było to dziwne, ale byłem gotowy i podekscytowany. Czułem się w tamtej chwili wyjątkowo, a mina chłopaka sprawiała, że mniej się stresowałem. Nie zaprzeczam jednak, że pomysł był mocno zwariowany, ale raz się żyje.

— jesteś gotowy?

— jestem.

— no to idziemy. - cmoknął mnie w policzek, a ja znowu doznałem szoku, ale nie narzekałem. To było naprawdę przyjemne, tylko czy stosowne?




•••
dzisiaj trochę krótszy, ale nadrobimy w następnych i chyba im za dobrze, może czas trochę popsuć?

#HiUncleff

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top