Rozdział 21
-Nie mogę w to uwierzyć! Spodziewałam się, że będziecie razem, jednak nie wiedziałam, że załatwicie to tak szybko- powiedziała z uśmiechem Agnes
No tak. Po powrocie do domu musiałam opowiedzieć jej o wszystkich zmianach, które zaszły w moim życiu. A dość dużo się działo. Wszystko to jednak kręci się wokół jednej rzeczy. Styles zapytał czy chcę, żebyśmy spróbowali jako para. P a r a. Muszę jednak przyznać, że moja wewnętrzna, niepoprawna romantyczka oczekiwała kwiatów, czekoladek, typowego efektu wow. Ale potem brunet pokazał swoją romantyczną stronę.
Kiedy oderwaliśmy się po pocałunku, nadal siedząc na łożku, Styles spojrzał mi głęboko w oczy i zadał owe pytanie. Bez namysłu zgodziłam się. Jego zielone oczy zahipnotyzowały mnie, nie byłam w stanie odmówić.
[...]
Wieczorem podjechaliśmy pod pewne miejsce, gdzie Harry przywiązał mi oczy chustką, tym samym odcinając mi możliwość zobaczenia scenerii, w której się znaleźliśmy. Po paru krokach za zgodą Stylesa pozbyłam się materiału i rozejrzałam się dookoła. Miejsce to przypominało pole golfowe. Nieliczne lampiony nadawały przyjemny klimat. Pośrodku rozłożony był ogromny koc w kratę.
-I jak ci się podoba?- zapytał
-Jest idealnie- wyszeptałam
-Nie mogę uwierzyć, że zorganizował ci randkę na polu golfowym!-Agnes wyraziła swoje niedowierzanie po raz kolejny tego dnia
-Agnes, uwierz, ja też nie mogę wyjść z podziwu.
-Przecież to takie romantyczne-zrzekła, po chwili dodając- Max powinien uczyć się romantyczności od Stylesa
-Romantyczności?- zaśmiałam się- a co ci się nie podoba?
-Nie no, oświadczyny Maxa to było istne mistrzostwo. To takie niezmiernie przyjemnie uczucie, kiedy beszamel skapuje ci z włosów, makaron zatrzymuje się na twarzy, a w staniku masz kawałki...
-Dobra, skończ! Załapałam! Może i nie wyglądałaś nieziemsko w tamtej chwili, ale twój chłopak się postarał, weź go wreszcie doceń
-Przecież go doceniam! Ale Maxi to już nieważny temat- zaśmiała się- teraz lepiej opowiedz mi jak widzisz tą sytuacje ze Stylesem
-Co masz na myśli?
-Jezu znam Cię na tyle, że ogarniam jak wyglądasz gdy coś cię gryzie. Masz wtedy bardziej niezadowoloną minę niż zazwyczaj...
-wydaje ci się i jesteś okropna- powiedziałam po czym zamachnęłam się poduszka i wycelowałam w przyjaciółkę. Chyba mam jakieś problemy z rzucaniem różnymi przedmiotami w innych...
Prawda jest taka, że Agnes ma racje. Cholernie boję się związku z Harrym. Nie dość, że mam raczej większe doświadczenie w byciu singielką, to na dodatek trafił mi się niezwykle trudny egzemplarz- idol nastolatek, które na jego widok zalewają się łzami, a zapewne na mój, będą chciały wydrapał mi oczy. Super!
To nie tak, że mi to przeszkadza. Chociaż...
Nie! Wiem, jak debilne z mojej strony byłoby myślenie, że jego praca może nam w czymkolwiek przeszkodzić. Przecież związek budowany na wzajemnym zaufaniu i akceptacji przetrwa wszystkie próby.
Wzięłam łyka soku i spojrzałam się prosto w oczy Agnes. Jej wzrok miał w sobie tyle miłości, niewinny uśmiech dodawał mi otuchy. Niestety w jej spojrzeniu dało się wyczytać niepokojący mnie ból. Może ją tez coś gryzie...?
Chyba niepokój musiał bić ode mnie na kilometr, ponieważ dziewczyna podchwyciła mnie w ramiona i mocno przytuliła.
-Moja malutka, nie martw się, nie ma czym- rzekła, a z moich oczu popłynęła jedna, samotna łza- Dlaczego płaczesz?
-No jakoś tak siadłam, że noga mnie zabolała- odpowiedziałam, zdając sobie sprawę z tego jak słabo i mało wiarygodnie musiało to zabrzmieć
-Mhm, jasne. Weź wreszcie powiedz o co ci chodzi, bo z mojego punktu widzenia wyglada to tak, że księżniczce Jasmine wreszcie się zaczęło układać, znalazła super faceta, ale jak zwykle coś musi jej nie pasować- w jej głosie dało się słyszeć irytację- wyjątkowo dobry powód żeby ryczeć! Chłopak marzeń zaproponował ci związek, dziewczyno!-jej monolog został wzbogacony o krzyk- zachowujesz się jak stara, wiecznie niezadowolona, zrzędząca baba!
-O nie! Nie masz prawa mnie tak nazywać nie znając sytuacji. Nawet nie wiesz, jak potwornie się boje tego związku! Będę przecież wystawiona na wieczne, nie zbyt przychylne komentarze na mój temat. Nie wiem po prostu jak sobie miałabym z tym poradzić
-Boisz się komentarzy? Serio?! Z kim ja się przyjaźnie? Przecież to takie infantylne myślenie! Myślałam, że masz trochę inną hierarchię wartości! NO POWIEDZ CO JEST DLA CIEBIE WAŻNIEJSZE! MIŁOŚĆ CZY OPINIA INNYCH?
Co się stało, że tak nagle zmienił się jej humor? Co spowodowało ten nagły wybuch? Najpierw było milutko, pytała się co się dzieje, a nagle jej zachowanie spektakularnie odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
-O co ci chodzi? Masz jakiś problem ze sobą, że tak na mnie naskakujesz?
-Gdybyś choć trochę rozejrzała się dookoła i przestała myśleć o sobie, zauważyłabyś, że mam problem z Maxem!- ostatnią część zdania wypowiedziała ściszając głos
-Jak niby miałam to zrobić, skoro przed chwila stwierdziłaś, że Max to nieważny temat!
-Nieważny temat, bo do cholery z nim zerwałam! Zdradził mnie!- rzekła i wybuchła płaczem
Nie byłam w stanie uwierzyć w jej słowa. Zdradził ją? Przecież oni od zawsze byli wzorem do naśladowania, idealną parą, wszyscy dookoła byli przekonani, że to już na zawsze. Jak to możliwe?
Moim pierwszym odruchem było pochwycenie przyjaciółki w ramiona i danie jej chwili na ochłonięcie. A może to ja potrzebowałam tej chwili, aby zrozumieć co się stało i przetrawić tą informacje.
-Dasz radę mi opowiedzieć co się stało?- zapytałam po kilku chwilach, które przez rozpaczliwy szloch Agnes zdawały się wiecznością
Usłyszałam ciche przytakniecie, a po tym jak Collins wzięła głęboki wdech poznałam prawdę. Niezwykle szokująca prawdę...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top