9☾
Następnego dnia punktualnie o 16 pod moją bramką czekał Leo. Pojechaliśmy komunikacją miejską na obrzeża Londynu i wysiedliśmy na mało uczęszczanej uliczce.
- Aż się boję wiedzieć gdzie mnie wywiozłaś – powiedział jednak poszedł za mną na koniec kamienicy gdzie przez wysokie drewniane drzwi weszliśmy do antykwariatu.
To pomieszczenie wywierało na odwiedzających piorunujące wrażenie. Nie tylko za pierwszym, ale też za każdym kolejnym razem.
Ściany pokryte zostały ciemnozieloną farbą z wymalowanymi na nich złotymi ornamentami. W strzelistych wąskich oknach widniały piękne kolorowe witraże przedstawiające różnorakie postaci z książek. Dla przykładu nad pięknym szerokim dębowym biurkiem za którym siedziała kobieta w średnim wieku z kocimi okularami na nosie i rudymi krętami włosami dumnie stał czerwony kapturek z wilkiem. Przez kolorowe szkiełka do pomieszczenia wpadały miękkie wiązki światła, w których tańczyły drobinki kurzu. To wszystko zdecydowanie nie przypominało sklepu, a wnętrze jakiegoś zabytkowego klasztoru. Regały pięły się od ciemnej drewnianej podłogi aż do sufitu i były poukładane w długie rzędy przy których ustawiono równie zabytkowe drabinki umożliwiające dosięgnięcie do ostatnich półek. Charakterystyczny był tutaj również zapach. Mieszał się ze starością i papierem.
Złote zdobienia na płaszczu Leo wpasowywały się idealnie w to pomieszczenie. Chłopak wyglądał teraz jak swego rodzaju książę w zamku. Spojrzał na mnie tylko krótko uśmiechając się od ucha do ucha i podszedł do pierwszego regału. Przyglądał się książką których grzbiet ktoś niesfornie zalepił taśmą klejącą.
Mój tata przyprowadził mnie tutaj kiedy byłam dzieckiem i zaraził mnie tym samym miłością do książek. Właśnie dlatego zaczęłam je zbierać.
Leo skręcił w kolejną uliczkę, a ja poprawiłam torebkę na ramieniu patrząc na regały po czym podążyłam za nim. Wydawał się naprawdę zafascynowany tym miejscem. Sposób w jaki chodził między regałami, jak dotykał brzegów książek. Co jakiś czas nawet wyciągał jedną, otwierał ją i przejeżdżał opuszkami palców po jej stronach. Naprawdę cieszyłam się, że udało mi się go tym zainteresować.
Chwilę potem przesunęliśmy się pod regał z literaturą obcojęzyczną, a ja wyciągnęłam książkę z czerwonym grzbietem.
- Czytałam. Jest świetna – powiedziałam, a on zerknął na mnie zaciekawiony po czym wziął ją do rąk przeglądając jej strony.
- Szeptucha? – spytał, a ja kiwnęłam głową.
- Dokładnie. Mam ją w domu więc jeśli będziesz chciał to kiedyś Ci ją podrzucę. No wiesz. Mitologia słowiańska i tak dalej. – w odpowiedzi uniósł zaciekawiony brwi.
- Z miłą przyjemnością zajrzę. Jeszcze nie miałem z czymś takim do czynienia, ale na razie mam ochotę na znalezienie jakiegoś dobrego kryminału.
- W takim razie chodź za mną – powiedziałam i wyprzedziłam go skręcając w kolejną uliczkę. – Tutaj powinieneś znaleźć coś interesującego. – mówiąc to zaczęłam sama przeszukiwać wzrokiem półkę.
- Naprawdę dobrze znasz to miejsce – zauważył, a ja w odpowiedzi skinęłam głową – Może zamiast czytać w końcu sama coś napiszesz? – podsunął mi pomysł, a ja zaśmiałam się melodyjnie.
- Proszę Cię. – zakpiłam - Komu by się chciało czytać moje wypociny? – spytałam kręcąc rozbawiona głową. – Wiesz ilu jest innych świetnych autorów na świecie. Zdecydowanie nie wpisuję się w ich wybitność.
- Dlaczego uważasz, że jesteś gorsza? W sztuce nie chodzi o ciągłe powielanie tych samych schematów. A tak poza tym.. To masz jakiś ciekawszy plan na życie? – jego pytanie zbiło mnie z tropu. Tak naprawdę odkąd straciłam Josha nie zastanawiałam się nad tym. Miałam miejsce w teatrze. Tego się trzymałam. Na chwilę obecną wydawało mi się, że straciłam swoją przyszłość wraz z jego niespodziewanym odejściem.
- Nie, jeszcze nie. Na razie od października zaczynam studia aktorskie. – powiedziałam wyciągając z regału jakąś pierwszą lepszą książkę, aby zająć czymś myśli. – Mam jeszcze czas..
- Naprawdę? – spytał, a ja wzięłam głębszy wdech. Okej. Może nie miałam go jakoś za dużo, ale nie miałam ochoty na razie o tym myśleć. – Myślałem, że takie decyzje są zobowiązujące – zmarszczył brwi - Powinnaś ruszyć w końcu do przodu Hayley. Obawiam się, że zatrzymałaś się w miejscu.
- Doprawdy? – uniosłam brew patrząc na niego lekko zirytowana. – Aż tak dobrze mnie znasz? – dodałam kąśliwie, a tym razem on westchnął.
- Choć znamy się niedługo to zdążyłem poznać Cię już lepiej niż możesz zakładać. – zaśmiał się, a ja nie podzieliłam jego żartu dlatego nerwowo odłożyłam książkę na swoje miejsce. – Mam swego rodzaju dar do poznawania ludzi – mówiąc to jakby mimowolnie się wyprostował stając się tym samym bardzo dumnym. Niemniej jednak przekonanie z jakim to powiedział nie śmiało wątpić w jego zapewnienia.
- Dar?- pociągnęłam temat – A kto Ci niby go podarował? I skąd taka pewność, że go masz– zakpiłam, a tym razem to on wydał się oburzony.
- Jak to kto? – obruszył się – Bóg.
Cmoknęłam tylko lekceważąco i odwróciłam się do niego plecami podchodząc do regału za nim.
- Nie wierzysz w Boga? – spytał, a ja nie odpowiedziałam tylko przeglądałam niby od niechcenia książki. Ta rozmowa przestawała sprawiać mi przyjemność. – W takim razie gdzie twoim zdaniem trafił Josh? – to pytanie zawisło w powietrzu. Znieruchomiałam patrząc przed siebie.
Zdecydowanie uderzył w mój czuły punkt. Odłożyłam książkę którą akurat wyciągnęłam do połowy na swoje miejsce i odchrząknęłam.
- Wybrałeś już ten kryminał? – spytałam chcąc zakończyć ten temat. Nie chciałam wdawać się z nim w dyskusję na temat mojej wiary. Poczułam w sobie złość. Złość na niego, złość na Boga. Gdzie w takim razie do cholery był gdy mieliśmy wypadek?! Pozwolił nam tonąć?! Dlaczego odebrał Joshowi życie?! Nie rozumiem dlaczego.. Co takiego zrobiliśmy, że nie zasłużyliśmy na szansę?! Dlaczego po prostu się temu przyglądał?!
Zamiast odpowiedzi poczułam na ramieniu długie palce Leo. Nachylił się w stronę mojego ucha i powiedział bardzo spokojnie.
- Nie powinnaś nigdy w niego wątpić. – po czym odsunął się i diametralnie zmienił temat. – Wybrane. To co, idziemy? – spytał, a ja znieruchomiałam. Po prostu stałam i patrzyłam przed siebie pusto. Gdyby nie to, że zaczęłam karcić się w myślach z pewnością bym się rozpłakała. Kim oni wszyscy są? Kim są żeby mnie oceniać? Mam wrażenie, że nikt mnie nie rozumie. Że ta bezradność zaczyna mnie przytłaczać. A może to ze mną coś jest nie tak? Może to ja nie potrafię z pokorą przyjąć tego co mnie spotkało? Może to ja jestem za głupia, aby zrozumieć sens tego wszystkiego?
Odwróciłam w jego stronę głową i patrząc mu w oczy uśmiechnęłam się cierpko. Na mojej twarzy pojawił się prawdziwy grymas.
- Tak idziemy – podsumowałam i poszłam za nim w stronę kasy, gdzie Leo zapłacił za książkę którą wybrał. Wyciągnął ją w moją stronę, a ja włożyłam ją do torebki zgodnie z tym o co mnie poprosił, a gdy wyszliśmy z powrotem na chłodne rześkie powietrze poczułam jak złość powoli mnie opuszcza.
Oczywiście, nadal ją czułam, jednak nie w takim stopniu jak przedtem. Ruszyliśmy więc zgodnie w stronę domu. Na szczęście na dworze nie padało, dlatego włożyłam dłonie do kieszeni płaszcza.
- Więc.. Skoro ja nie mam takiego daru jak ty, to może opowiesz mi więcej o sobie. – zaproponowałam, a on spojrzał na mnie zaciekawiony.
- A co konkretniej chciałabyś wiedzieć? – jego twarz wydawała się bardzo spokojna. Wydawał się odprężony w przeciwieństwie do mnie.
- Wiesz.. – spojrzałam w niebo i podrapałam się po głowie - Czasem zastanawiam się czy.. Leo to skrót od Leonardo ? – wydusiłam to w końcu z siebie. Ta kwestia od pewnego czasu nie dawała mi spokoju.
Mina chłopaka naprawdę mnie rozbawiła. Po chwili jednak jego ramiona zaczęły delikatnie drżeć, a on sam bezgłośnie się zaśmiał.
- Serio? Oczekiwałem naprawdę poważnych pytań w stylu wykształcenia? Rodziny? Sam nie wiem? Zdolności kredytowej? A ty pytasz czy moje imię do skrót od imienia Leonardo? – mówiąc to śmiał się. Ja prawdę mówiąc nie widziałam w tym nic zabawnego. To było przecież cholernie poważne pytanie, a ja czekałam na cholernie poważną odpowiedź.
- A więc nie, muszę Cię rozczarować. Moje imię to po prostu Leo. – wyjaśnił, a ja trochę rozczarowana nieco się skrzywiłam. A jednak.
- Naprawdę? To szkoda. – mruknęłam zawiedziona.
- Czy ja wiem.. – wzruszył ramionami zamyślony – Tak naprawdę to moje imię ma ukryte znaczenie.
Jego odpowiedź bardzo mnie zaciekawiła, więc kiedy skręcaliśmy w róg ulicy aby dojść na przystanek postanowiłam pociągnąć go nieco za język. Skoro on podobno tak wiele o mnie wiedział to dlaczego ja mam być gorsza.
- To znaczy? – spytałam. – Co masz na myśli? – chłopak spojrzał na mnie kantem oka wkładając dłonie do rozpiętego płaszcza.
- Tak konkretniej to moje imię oznacza gwiazdozbiór lwa. To jego łacińska nazwa. – wyjaśnił, a ja zamrugałam oczami zaskoczona.
- Dlaczego twoi rodzice nadali Ci imię od gwiazdozbioru? – spytałam, a on westchnął kiwając głową na boki.
- A to już nieco dłuższa historia. – widziałam na jego twarzy, że to nie do końca wygodny temat, dlatego postanowiłam go nie kontynuować. Przynajmniej na razie.
- Opowiesz mi o tym kiedyś? – spytałam, a on kiwnął głową.
- Kiedyś na pewno. – zapewnił mnie, a ja się uśmiechnęłam. - Teraz moja kolej. – powiedział zadowolony, a ja prawdę mówiąc byłam ciekawa co wymyślił. – Zastanawia mnie czym zajmują się twoi rodzice. Wspomniałaś coś o teatrze. To twój pomysł?
- Nie do końca – przyznałam – Mój tata jest aktorem, a mama dyrektorem teatru w którym pracuje tata – wyjaśniłam. Zabrzmiało to naprawdę słabo dlatego dodałam – oczywiście nie zawsze pracował u mojej mamy.
- Tak myślałem. – wyznał, a ja przechyliłam nieco głowę.
- Czemu?
- Tak myślałem, że to nie do końca twój pomysł, bo mówiłaś o tym bez większego entuzjazmu. Zazwyczaj ludzie dostając się na takie kierunki są bardzo podekscytowani. A poza tym domyśliłem się, że będziesz miała coś wspólnego z jakąś formą sztuki właściwie kiedy tylko przekroczyłem próg twojego domu. Musisz przyznać, że jest fascynujący.
Ja prawdę mówiąc nigdy nie spojrzałam na to w ten sposób. Nie zwracałam już uwagi na te wszystkie bibeloty w domu. Byłam do nich po prostu przyzwyczajona, ale faktycznie. Dla kogoś z zewnątrz to mogło wyglądać naprawdę.. Ciekawie. A szczególnie te maski powieszone na ścianie przy schodach.
- Nie ciągnęło Cię nigdy w tym kierunku? – wydawał się być zdziwiony, ale ja pokręciłam głową.
- Nie, chociaż moi rodzice naprawdę tego ode mnie oczekują. – Leo nie odpowiedział. Zaczął się nad czymś zastanawiać.
- Macie w domu garderobę? – wypalił nagle. Wydawał się tym tak podekscytowany, że aż się zaśmiałam.
- Tak mamy. – wywróciłam oczami. Naprawdę nie rozumiałam fascynacji ludzi kiedy dowiadywali się o zawodach moich rodziców – Chcesz zobaczyć? – dodałam po jakimś czasie kompletnie bez entuzjazmu, a on aż klasnął w dłonie.
-No! Myślałem że nie zapytasz, a wtedy musiałbym się wprosić – roześmialiśmy się razem, a ja całkowicie zapomniałam o tej wcześniejszej przykrej wymianie zdań.
Przez całą drogę powrotną rozmawialiśmy więc głównie o teatrze i mojej szkole. Udało mi się dowiedzieć, że przez całą swoją edukację uczęszczał do szkoły prywatnej co wydawało mi się kompletnym absurdem. Owszem, nie znosiłam swojej starej szkoły, a może bardziej ludzi z mojej szkoły, ale nie wyobrażałam sobie przyjmować u siebie w domu lekcji bez wychodzenia do ludzi. Nie, nie mogę tak powiedzieć. Mimo wszystko do kwietnia było naprawdę.. Fajnie. Nie mogę żywić w sobie samych negatywnych emocji i wspomnień związanych z tym miejscem. Przez większość drogi pytałam go jednak o szczegóły związane z takim indywidualnym tokiem nauczania więc droga na nasze osiedle minęła bardzo szybko.
W przedpokoju ściągnęliśmy z siebie płaszcze i buty, a ja związałam włosy w kucyka i nałożyłam na nos swoje okrągłe okulary. Wzięłam z haczyka w kuchni długi klucz i kiwnęłam głową aby szedł za mną. Ruszyłam więc na schody i minęłam piętro na którym mieściła się moja sypialnia. Leo szedł za mną uważnie przyglądając się każdemu szczegółowi, a kiedy wąskie kręte schody zaprowadziły nas centralnie przed stare drewniane drzwi przekręciłam w nich kluczyk i nacisnęłam na klamkę. Cicho skrzypnęły jednak gładko ustąpiły. Weszliśmy do ciemnego pomieszczenia w którym okna dachowe były pozasłaniane ciemnymi kotarami, a w pomieszczeniu, które ze strychu było przearanżowane na przechowalnię teatralną panował nieprzyjemny zaduch. Mimowolnie popatrzyłam w lewy róg pokoju gdzie stał niepozorny karton w którym schowałam rzeczy Josha, które miał u mnie w domu, a których nigdy nie odebrał.
Na strychu stały przede wszystkim wysokie szafy, które przez nadmiar rzeczy w środku nie były do końca domknięte przez co wystawały z nich kawałki ubrań. Każda z nich była też tradycyjnie z zupełnie innej parafii i nie miała określonego narzuconego odgórnego stylu. Były prawdopodobnie tym, co ludzie wyrzucali ze swoich domów, a co moi rodzice przygarnęli z myślą o teatrze. Gdzieniegdzie stały również kufry powypełniane po brzegi bibelotami. Jakimiś maskami, perukami, wachlarzami i przeróżnymi rekwizytami.
Leo poruszał się wolno po pomieszczeniu i z uwagą zaglądał do każdej szafy przyglądając ostrożnie jej zawartość.
- To niesamowite. Naprawdę.. Twoi rodzice mają naprawdę niezłą kolekcję. Musieli zbierać to bardzo długo. – zauważył wyciągając z szafy czerwony cyrkowy surdut. Zachęciłam go gestem dłoni, aby go założył, a ja sama podeszłam do jednego z kufrów nachylając się nad nim.
- Tak.. To ich pasja. Potrafią godzinami przesiadywać na targach staroci – Odszukałam w nim plastikową koronę. Podeszłam więc do Leo i stając na palcach nałożyłam mu ją na głowę. Surdut zdobiony złotymi nićmi pasował do niego idealnie, a korona nadawała mu tylko dodatkowej szlachetności i nagle z cyrkowca zamienił się w prawdziwego króla. Chłopak podszedł więc do najbliższego lustra. Przetarł je dłonią ściągając z niego kurz i przejrzał się w nim uważnie bardzo zafascynowany. Z jego twarzy udało mi się odczytać prawdziwą ekscytację, której nie chciał jednak uzewnętrznić. Stanęłam w jego cieniu i przyglądałam mu się uważnie. Ten kostium dodał mu pewności siebie, która teraz wręcz z niego emanowała. Uśmiechnął się do mnie w odbiciu, a ja się zawstydziłam, dlatego szybko odwróciłam wzrok.
Leo jednak z powrotem wrócił do szafy przeglądając wieszaki. Wyciągnął z niej bordową sukienkę całą pokrytą błyszczącymi frędzlami i rzucił ją w moim kierunku.
- Ubierz – polecił mi, a ja zdziwiłam się kręcąc głową
– Nie ma mowy. To nie w moim stylu!
– Masz być aktorką czy nie? – obruszył się - No ubierz – wywrócił oczami – Nie będę patrzył – zapewnił mnie, a ja westchnęłam. W sumie miał rację.
- No dobra, odwróć się – powiedziałam, a on zgodnie z tym o co poprosiłam odwrócił się do mnie plecami przeszukując kufer. Ściągnęłam z siebie bluzkę i spódnicę, a następnie naciągnęłam na siebie sukienkę i wtedy coś mnie olśniło. W lusterku obok mnie wszystko dobrze mi się odbijało. -Ej!- krzyknęłam oburzona kiedy zauważyłam jak przygląda mi się patrząc w lustro w którym odbijała się moja sylwetka, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
- Dobra masz mnie – uniósł dłonie w geście obronnym, a kiedy założyłam ramiączka na ramiona podszedł do mnie chowając coś za plecami. – odwróć się. Zapnę Ci sukienkę. – powiedział i stanął za moimi plecami tak, że tym razem ja przyglądałam się naszemu odbiciu w lustrze. Poczułam jego ciepłą dłoń na moich plecach. Drugą położył nad moimi pośladkami i delikatnie pociągnął za suwak nie spiesząc się wcale. Następnie chwycił za gumkę na moich włosach i rozpuścił je pozwalając opaść im na moje ramiona. Popatrzył na mnie w odbiciu wcale się nie uśmiechając i dopiero wtedy zauważyłam co skutecznie schował za swoimi plecami.
Uniósł dłonie i wolno nałożył na moją głowę koronę po czym uśmiechnął się do nas, a ja sama przyłapałam się na tym jak kąciki moich ust lekko drgnęły.
Patrzyliśmy na swoje odbicia w lustrze, a on po chwili wyciągnął w moim kierunku dłoń.
- Czy mogę prosić Panią do tańca? – spytał, a moje serce mimowolnie przyspieszyło.
Położyłam dłoń na jego dłoni, a on odwrócił mnie w swoją stronę zdecydowanym ruchem. Frędzle wraz z moim obrotem zatańczyły w powietrzu, a on uniósł dłonią mój podbródek.
- Patrz mi w oczy – polecił, więc ani na chwilę nie oderwałam od niego wzroku. Zrobił pierwszy krok, a ja podążyłam za nim całkowicie dając mu prowadzić. W gruncie rzeczy podejrzewałam go o to, że może być tak świetnym tancerzem, jednak nie wiedziałam, że aż takim. Poprowadził mnie w rytm głuchej muzyki w ten sposób, że ani razu nie pomyliłam kroku dlatego tańczyliśmy tak, jakbyśmy robili to od tysiąca lat. Sama byłam zaskoczona tym, że nie popełniłam żadnego błędu w tej skomplikowanej choreografii którą narzucił. Wydawało mi się jakbym znała jego każdy kolejny ruch. Prawdę mówiąc chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie więc gdy obrócił mnie po raz ostatni i znieruchomiał położyłam dłonie na jego przedramionach nieco zawiedziona oddychając tak niespokojnie tak jak on. W końcu jednak się odsunęłam i położyłam dłonie na biodrach, a on skinął w moją stronę głową dziękując za taniec, więc zrobiłam to samo co on po czym odchrząknęłam rozglądając się po pomieszczeniu.
- Chodźmy na dół – poprosiłam, a on skinął głową.
Szybko przebraliśmy się w swoje rzeczy i zaczęliśmy schodzić po schodach na dół.
- Chodźmy do mojego pokoju – zaproponowałam, a on ruszył w kierunku drzwi jednak nie tych co ostatnio, a drzwi do gabinetu mojego ojca który znajdował się obok.
- Nie tam! To te obok! – jednak Leo nacisnął na klamkę i otworzył drzwi.
Aż przystanęłam na schodzie.
- Jak ty to zrobiłeś – wyszeptałam, a on patrzył na mnie wyraźnie zakłopotany.
- Przepraszam.. Pomyliłem drzwi – zaczął się tłumaczyć, ale ja machnęłam ręka.
- Leo. Te drzwi były zamknięte. Nie mogłam ich ostatnio otworzyć. – mówiłam to całkiem na poważnie.
- Przecież były otwarte – zaprzeczył stanowczo, a ja pokręciłam głową.
- Nie.. Były zamknięte. Jestem tego pewna.
Tym razem to on się zaśmiał.
- Nie rób ze mnie wariata przecież otworzyły się bez problemu. Nie wiem.. Może otwierałaś w drugą stronę? Albo kręciłaś w odwrotnym kierunku? – w tym momencie miałam wątpliwości. Może faktycznie?
- Nie ważne. Następnym razem gdy nie będę mogła otworzyć drzwi to po prostu zadzwonię okej? – spytałam i prawie od razu się poprawiłam – przyjdę. - On zaśmiał się w odpowiedzi zamykając drzwi do gabinetu z powrotem. – Nie, poczekaj. Wejdź do środka – poprosiłam schodząc po schodach.
Chłopak wszedł więc do środka. – Zostawiłam tutaj opowiadanie – westchnęłam wchodząc do środka zaraz za nim. Okazało się jednak, że tata zostawił gabinet w dużym rozgardiaszu. Na biurku było mnóstwo różnych dokumentów. – Pomóż mi szukać pliku spiętego różowym spinaczem.
- Jasne.. – mruknął pod nosem zaczynając przeglądać półki.
Ja podeszłam do biurka przeszukując dokumenty z jego blatu jednak nie znalazłam w nich nic ciekawego dlatego kucnęłam przy szafeczkach po jego lewej stronie próbując je otworzyć.
- Ej Leo – pociągnęłam go za nogę. – A spróbuj otworzyć to – powiedziałam, a on śmiejąc się pociągnął za półkę jednak tym razem w żaden magiczny sposób się nie otworzyła. - Jednak nie masz nadprzyrodzonych zdolności – westchnęłam zawiedziona, a on śmiejąc się dalej przeglądał półki za biurkiem. – a szkoda – dodałam nieco ciszej jednak on nie odpowiedział. Miałam cichą nadzieję, że je otworzy.
Zdecydowałam się podejść więc do komody w której moja mama upychała całą papierkową robotę i w ciszy ją przeszukiwałam, ale nagle Leo przerwał cisze.
- A może spróbujesz tym? – spytał trzymając w dłoni pęk kluczy zawieszony na jakiejś starej smyczy.
- O – ucieszyłam się z powrotem wracając do biurka. – Gdzie to znalazłaś? – spytałam. Jeszcze nigdy ich nie widziałam.
- Były schowane między książkami –powiedział, a ja zaczęłam po kolei dopasowywać klucz do pierwszej szufladki. Jak się okazało udało się dopiero za trzecim podejściem jednak nie było tam nic nadzwyczajnego. W drugiej tak samo, jednak zawartość trzeciej bardzo mnie zainteresowała. Było w niej mnóstwo kopert zaadresowanych do mojego taty od nijakiej „Lucy"
Wyciągnęłam więc jej zawartość i usiadłam na obrotowym krześle czytając uważnie list. Z każdym słowem mina rzedła mi jednak coraz bardziej i aby upewnić się w swoich podejrzeniach sięgnęłam po kolejny, a potem kolejny. Leo był zajęty szukaniem mojego opowiadania, dlatego nie zwrócił na mnie uwagi.
- Chyba mam problem – powiedziałam, a on przerwał poszukiwania przysiadając zaciekawiony na biurku mojego taty. – Sam spójrz. To wygląda jednoznacznie – podałam mu kopertę.
Chłopak prześledził wzrokiem zawartość listu i popatrzył na mnie przełykając ślinę.
- Może to pomyłka.
- Mam nadzieję..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top