5☾
Jesień w tym roku srebrzyła się czerwienią i złotem. Po wczorajszej podłej pogodzie nie pozostał nawet cień. Kiedy po nocy uchyliłam okno poczułam przyjemnie ciepłe powietrze wdzierające się do środka sypialni i przynoszące przyjemne orzeźwienie. Aż nabierało się ochoty do życia.
Założyłam więc na ręce puszysty ciemny sweter i zeszłam na dół do kuchni skąd unosił się poranny zapach kawy. W przedpokoju dostrzegłam już spakowane walizki rodziców i przez chwilę zrobiło mi się nawet przykro dlatego, że wyjeżdżają. Co prawda proponowali mi, abym z nimi pojechała ale odmówiłam, Mama siedziała tak jak wczoraj przy wyspie kuchennej tym razem przeglądając jednak gazetę z rannymi wiadomościami.
- Hej – przywitałam się z nią, a ona uśmiechnęła się do mnie pogodnie.
-Hej – odpowiedziała i przesunęła w moją stronę swój talerzyk z kanapkami. – Zostawiłam Ci trochę – powiedziała, a ja zaśmiałam się siadając naprzeciwko niej.
- Przyznaj się, że po prostu nie możesz dojeść – zwróciłam uwagę, a ona zgodziła się ze mną skinieniem głowy.
- Nie zaprzeczę – zaśmiała się, a ja wzięłam kanapkę bez gadania. Nie będę przecież narzekać. – Nie mogę nic przełknąć. Denerwuję się tym wyjazdem –wyznała, a ja pokręciłam głowa.
- Niepotrzebnie. Na pewno wszystko się uda. Mamo, zawsze dramatyzujesz na zapas. – westchnęłam.
- Za mnie i za tatę – poprawiła mnie. Trudno było się nie zgodzić. Mój tata podchodził do wszystkiego raczej na luzaku. To mama tworzyła w głowie czarne scenariusze.
- Zawsze o tym marzyłam, twoi dziadkowie o tym marzyli, a teraz kiedy mam to na wyciągnięcie ręki no nie wiem.. Sama nie wiem.. – zaczęła, a ja zdziwiłam się, że wspomniała o dziadkach. Od kilku lat w naszym domu to temat zakazany. Przerwałam jej jednak kręcąc głową.
- Nie myśl na zapas. Na razie zobacz na to, jak sprawy wyglądają tam na miejscu. – poprosiłam ją, a ona zagryzła policzek od środka. Od kilku miesięcy planowali z tatą ten wyjazd. Pojawiła się opcja odkupienia jakiegoś starego budynku w Edynburgu, który udałoby się przearanżować na teatr. Nie chciałam jednak się tym martwić, czy myśleć o tym jak to wszystko będzie wyglądać. O tym jak mama poradziłaby sobie z zarządzaniem. Kogo wyznaczyłaby jako swoją prawą rękę w Szkocji. Niemniej jednak przyłapałam się na tym, że zaczyna przerażać mnie myśl o tym, że spędzę tutaj sama tak wiele czasu bez nich. To był pierwszy raz od dawna kiedy zdecydowali się mnie zostawić samą w Londynie. Nie byłam co prawda małym dzieckiem, ale od kwietnia właśnie tak mnie traktowali. Zdążyłam się więc chyba.. Przyzwyczaić?
- Tata zostawił u nas w sypialni na łóżku scenariusze. Powinnaś na nie zerknąć i zacząć uczyć się powoli tekstów.. Wymyśliłam, że w przyszłym roku wystąpisz w premierze. Co ty na to? – w odpowiedzi tylko kiwnęłam głową przegryzając kanapkę, jednak wcale nie miałam ochoty a naukę czegokolwiek nie mówiąc o występie. Chcąc jednak sprawić jej przyjemność musiałam się zgodzić.
- Spojrzę – zapewniłam więc ją, a ona jakby się uspokoiła.
- Na pewno dasz sobie radę? – spytała, a ja przełknęłam ślinę.
- Na pewno. – zapewniłam ją.
- Wiem.. Ale.. – zaczęła, ale spojrzała na mnie po czym nie dokończyła zmieniając całkowicie temat. Chyba chodziło jej o to, że jestem jej zdaniem niestabilna. Niemniej jednak przemilczała temat. - Zamroziłam Ci obiad w zamrażarce. Starczy na jakiś czas. – uśmiechnęłam się do niej. To naprawdę miło z jej strony. Ja umiem tylko ugotować makaron i sos z torebki. Niemniej jednak ich wyjazd zmusi mnie w tym sensie do nauki. Są więc jakieś plusy.
Wzięłam gryz kanapki, ale szybko tego pożałowałam. – Poza tym rozmawiałam z panią Smith – wybałuszałam oczy niemal nie zakrztuszając się kanapką.
- Ale po co? – powiedziałam nieco zirytowana jej nadopiekuńczością. Na myśl o naszej sąsiadce wcale się nie ucieszyłam,
- Będzie Cię doglądać. No nie gniewaj się. Po prostu się martwię – nie skomentowałam już tego. Przecież nie zrobię nic głupiego! Poza tym na pewno będzie do mnie ciągle dzwonić. Wiedziałam jednak, że żadna kłótnia nie pomoże.
Po południu tata zapakował bagaże do ich samochodu. Zbliżała się godzina ich wylotu. Mama jak zwykle jeszcze z 10 razy upewniła się „czy aby na pewno dam sobie radę " i w końcu odjechali.
Kiedy światła samochodu rodziców zniknęły na końcu ulicy objęłam się ramionami stojąc jeszcze przez chwilę na werandzie. Rozejrzałam się dookoła. Spojrzałam na dom Leo, a potem na dom naprzeciwko. Tak.. Z panią Smith z pewnością będę mogła czuć się bezpiecznie. Tego mogę być pewna.
Chłodny powiew wiatru przywiał mnie z powrotem do rzeczywistości. Wróciłam do domu i zamknęłam drzwi przekręcając w zamku klucz, a potem raz jeszcze nacisnęłam na klamkę, żeby upewnić się że są zamknięte i kiedy nie ustąpiły poczułam się trochę pewniej.
Oparłam się o drzwi w przedpokoju patrząc na pusty dom. Słychać było tylko tykający zegar w salonie i lodówkę w kuchni. A tak poza tym? Nie było tutaj nikogo więcej. Wzięłam więc głębszy wdech. Miałam ochotę wyjść na werandę i zawołać "Hej wracajcie!". Teraz było już jednak za późno.
- I co ja mam tutaj sama robić? – spytałam sama siebie wspinając się po schodach z powrotem na piętro. Spojrzałam na drzwi od gabinetu taty i westchnęłam zaglądając do ich sypialni. Na łóżku faktycznie leżał stos jakiś papierów, jednak nie miałam teraz najmniejszej ochoty do nich zaglądać. Tak. Nie mam co robić, ale żeby wziąć się za to co należy to tym bardziej mi się nie chce. Cała ja.
W moim pokoju położyłam się na łóżku i wzięłam z półki jakoś mniej wymagającą książkę.
Czasami fajnie jest zatopić się w cudze problemy prawda?
Poza tym, fajnie jest sobie powyobrażać i dosięgnąć czegoś na co w moim życiu raczej na 100 procent nie ma szans.
Wskazówki zegara na półce ściennej przesuwały się powoli do przodu.
Z godziny 14 na 15.. Potem na 16.. Na dworze zaczęła się więc szarówka.
O 19 było już całkowicie ciemno.
Na niebie po raz kolejny zaświeciły gwiazdy, a miasto okryło się ciemną płachtą nocy.
I kiedy przerzucałam na następną stronę książki pochłonięta całkowicie historią Julii coś uderzyło w moją szybę. Jakiś mały pojedynczy dźwięk. Przez chwilę pomyślałam więc, że to wiatr, który się nasilił przyniósł ze sobą jakiś paproch.
Kiedy jednak uderzenie powtórzyło się po raz drugi niespokojnie poruszyłam się na łóżku aż bojąc odwrócić się do tyłu w stronę okna. Oczywiście moja wyobraźnia zaczęła już tworzyć w głowie sceny rodem z "piły". Nie było też nikogo w domu, co dodatkowo przysparzało mi strachu.
Wszystkie dźwięki, które kiedyś uznałabym za normalne przyprawiały mnie teraz o nieprzyjemne motyle w okolicy żołądka. Teraz pomysł z Panią Smith nie wydawał mi się wcale taki oburzający. Jestem pewna, że gdyby coś teraz tutaj głośniej strzeliło, na przykład podłoga jak czasem w każdym domu to wyskoczyłabym do niej z poduszką pod pachą i piżamą nawet się za siebie nie odwracając.
Kiedy jednak uderzenie powtórzyło się po raz trzeci tym razem z mocniejszą siłą zmarszczyłam brwi i podniosłam się do pozycji siedzącej. Poczułam drżenie nóg.
Wstałam z łóżka i podchodząc do okna dyskretnie przez nie wyjrzałam. Nic jednak nie zobaczyłam. Mimowolnie spojrzałam więc na okno sypialni Leo, jednak nie paliło się w nim światło. Pięknie. Po prostu super. Już miałam odejść od okna, kiedy tuż przede mną.. Właściwie gdyby nie dzieląca mnie z dworem szyba uderzający w nią kamyk wpadłby mi prosto do oka.
- Co do.. – powiedziałam i otwierając okno wyjrzałam przez nie. Dopiero teraz zobaczyłam jakąś postać stojącą tuż pod moim oknem. Wystraszyłam się nie na żarty, mając wrażenie że moje serce zaraz wypadnie mi z piersi jednak zanim powiedziałam cokolwiek zobaczyłam jej twarz ponieważ postać uniosła ją w stronę mojego okna przez co oświetla ją lekkie światło.
Leo uśmiechał się do mnie szeroko podrzucając w dłoni kamyk.
- Co ty robisz?! – spytałam przyglądając się teraz dokładniej szybie, a on wzruszył ramionami mówiąc głośnym szeptem.
- Mam jedzenie! - dopiero teraz zwróciłam uwagę na siatkę, którą trzymał w drugiej ręce. – Sójki mi doniosły, że twoi rodzice wyjechali dlatego pomyślałem, że będziesz głodna!
Miałam wrażenie, że moje nogi zaraz się pode mną ugną, a ja zaśmiałam się nie wiem czy z niego, czy bardziej ze swojej głupoty. Naprawdę wszystko jest w stanie ostatnio mnie wystarczyć..
Poczułam, że naprawdę zrobiło mi się miło.
- Więc dlaczego mówisz szeptem? – spytałam, a on zaśmiał się tym razem kręcąc głową.
- Nie chcę, żeby ktoś nas podsłuchiwał! – mówiąc to rozejrzał się dookoła, a ja zrobiłam to samo jednak na ulicy z tego co widziałam ani jednego żywego ducha.
- Aha.. – podsumowałam tylko, a on uniósł siatkę na wysokość twarzy tak żebym lepiej się jej przyjrzała i uśmiechnął się delikatnie.
- To co wpuścisz mnie do środka? – spytał, a ja uniosłam brwi.
- Tylko dlatego, że masz jedzenie – zastrzegłam wskazując palcem na siatkę i zamknęłam okno. Spojrzałam po pokoju i biorąc głębszy wdech podrapałam się po czole. Ale burdel..
Zebrałam ubrania wrzucając je do szafy. Stare kubki po herbacie włożyłam do umywalki w łazience zamykając jej drzwi. Poprawiłam koc i na szybko ułożyłam poduszki biorąc z łóżka mojego niebieskiego słonia Harolda i wrzucając go tak jak ubrania do szafy. Dobra w miarę porządek. Stopą wyrównałam jeszcze biały dywanik na środku pokoju i zeszłam na dół po schodach do przedpokoju. Oczywiście musiałam się też poszarpać trochę z kluczami w drzwiach, tak dla samej zasady i gdy w końcu je otworzyłam za drzwiami czekał już Leo.
- Zapraszam – zrobiłam mu miejsce w progu, a on przestępując go rozejrzał się dookoła i wręczył mi siatkę z jedzeniem ściągając z siebie płaszcz. Dzisiaj był w nieco mniej ekstrawaganckiej wersji. Miał na sobie ciepły karmelowy golf sięgający mu gdzieś zaraz przed udo i tak jak znów zauważyłam czarne spodnie. Tym razem jednak z przetarciami. Jego włosy miały też dzisiaj nieco mocniejsze skręty niż poprzednio.
- Napijesz się czegoś? – spytałam, a on uniósł brwi.
- Herbaty. – poprosił, a ja uśmiechnęłam się.
- Prawdziwy Brytyjczyk – zaśmiałam się idąc do kuchni. Gdy zapaliłam światło Leo usiadł przy wyspie kuchennej kręcąc się na obrotowym krzesełku, które przy nim stało.
- Jakaś smakowa? – spytałam pokazując dłonią na kolorowe puszki. – Mam na przykład.. Mango, jakąś tropikalną.. Zieloną.. – zaczęłam wyliczać, a on westchnął.
- Nie mieszaj mi w głowie bo nie będę mógł się zdecydować. Może Mango – poprosił, a ja skinęłam głowa biorąc do ręki żółtą puszkę ze słoniem.
- W takim razie mango – powtórzyłam wsypując liście do wysokiej szklanki.
- Co przyniosłeś? – spytałam siadając naprzeciw niego i wyciągając z siatki styropianowe pudełko. Leo wziął też jedno dla siebie i podał mi plastikowy widelczyk.
- Włoszczyznę. – Na myśl o makaronie uśmiechnęłam się mimowolnie.
Po skończonej kolacji postanowiliśmy iść do mojego pokoju. Wychodząc po schodach Leo zarzucił jakiś luźny temat.
- Więc mówisz, że twoi starsi wyjechali i zostawili Ci wolną chatę co? – uniósł brew, a ja wzruszyłam ramionami wchodząc po nich powoli.
- Taaa – mruknęłam tylko w odpowiedzi.
- I chcesz mi powiedzieć, że nie robisz żadnej szalonej imprezy z alkoholem i policją? – spytał widocznie mając ze mnie ubaw, a ja pokręciłam głową.
- To nie w moim stylu – dodałam. Nie chciałam jednak przyznać przed nim, że nie miałabym nawet kogo na taką imprezę zaprosić. Postanowiłam więc zmienić temat.
- Mój dom nie jest aż tak wspaniały jak twój – wzruszyłam ramionami wchodząc do niego przodem i siadając na łóżku, a Leo wszedł za mną rozglądając się od progu dookoła.
- Każdy dom jest niesamowity. – poprawił mnie – każdy z nich ma swoją duszę.
- W takim razie witaj w moim królestwie – mówiąc do sięgnęłam po drewnianą tackę kładąc ją na pościeli, a Leo usiadł po drugiej stronie łóżka.
Zauważyłam, że chłopak widocznie lustrował moją sypialnię. Ja jednak nie widziałam w niej nic nadzwyczajnego. Wyglądała jak pokój każdej przeciętnej nastolatki. Szare ściany, stara wykonana z ciemnego drewna szafa.. Do tego komoda z mnóstwem bibelotów ogromne łóżko z pledem w czerwoną kratę. Okej.. Jedyne czym mogłam się pochwalić to ta ściana za łóżkiem na której teraz delikatnie skrzyły się lampki choinkowe. No i oczywiście to słynne okno z parapetem na którym stał kaktus. Jedyna roślina, której nie byłam w stanie ukatrupić. Chociaż.. Nawet co do tego nie byłabym taka pewna.
- A teraz? Co czytasz? – Kiedy Leo oderwał spojrzenie od komody w rogu pokoju sięgnął po książkę z której mnie wyrwał i spomiędzy jej stron wyciągnął skrawek gazety.
Przeczytał parę zdań, a na jego twarzy pojawiło się widoczne rozbawienie. Ja za to zmarszczyłam brwi. - O co Ci chodzi?! – spytałam, a on spojrzał na mnie znad książki. Po raz kolejny przyjrzałam się jego niesamowitym oczom czując się nimi onieśmielona. Po chwili zaczął na głos czytać.
- Jack spojrzał na nią, a ona poczuła motyle w okolicy brzucha – przeczytał na głos widocznie rozbawiony - Julia spojrzała na Jacka i poczuła szybsze bicie serca – Leo przyłożył dłoń do swojego serca udając poruszonego, a ja zwróciłam uwagę na sygnet na jego serdecznym palcu. Był złoty, jednak wzrok przykuwał bordowy kamień. Wydawało mi się pod światło, że coś jest na nim wygrawerowane jakiś symbol, jednak nie mogłam się mu bliżej przyjrzeć bo wyciągnął w moją stronę dłoń i marszcząc brwi wyrecytował – Jack.. Proszę.. Nie odchodź – wyszeptał, z powrotem patrząc w tekst, a ja się oburzyłam kładąc dłonie na biodrach.
- Hej! Nie nabijaj się z tego! – obruszyłam się, a w jego niesamowitych szarych oczach pojawiły się wymuszone łzy.
- Jack.. Co mam zrobić, abyś został – dodał z dramaturgią, a ja pokręciłam głową i jednym ruchem wyrwałam książkę z jego rąk tym samym lądując na brzuchu. Usłyszałam śmiech Leo, a ja sama przekręciłam się na plecy i zamknęłam książkę wcześniej wkładając w nią świstek gazety.
- Kurde no... To poważna sprawa! – udawałam urażoną jego uwagami. Ja nie komentuję jego wyborów literackich!
- No dobra.. – zgodził się i tak jak ja położył się na plecach. Leo pokręcił głową patrząc w sufit. - Dlaczego czytasz taki chłam? – spytał zażenowany, a ja wzięłam głębszy wdech.
- Kto powiedział, że to chłam?! – tym razem to ja się oburzyłam.
- Powiedzmy, że moje skromne wieloletnie doświadczenie – pokręciłam głową.
- Skromność najważniejsza – mruknęłam pod nosem, a Leo postanowił puścić tą uwagę mimo uszu. Oparłam się więc o poduszki biorąc łyka herbaty. – Na Internecie miała bardzo dobre opinie – zauważyłam, a on podrapał się po głowie.
- O i właśnie to jest jeden z powodów, dlaczego nie dam się namówić do tego „wynalazku" – poruszał palcami w powietrzu.
- Do jakiego wynalazku? – zdziwiłam się, a on spojrzał na mnie w taki sposób, że aż zrobiło mi się głupio.
- Do Internetu – powtórzył, a ja uniosłam wysoko brwi. Spojrzałam na niego po czym poczułam się naprawdę dziwnie. Przez chwilę pomyślałam nawet o tym, że coś z nim jest naprawdę nie tak.
- Nie korzystasz z Internetu? - spytałam, a Leo usiadł po czym przełknął herbatę odkładając swój kubek na tackę.
- Nie.. Z telefonu także. – zmarszczyłam brwi, jednak nic nie odpowiedziałam. To był naprawdę pierwszy taki przypadek jaki spotkałam w swoim życiu. Wydawało mi się do tej pory, ze życie bez telefonu.. Bez Internetu jest w dzisiejszych czasach naprawdę niemożliwe. Ludzie zabierają je teraz ze sobą nawet do toalety. Przestają ze sobą rozmawiać. W tramwaju zamiast rozmawiać ze sobą wiszą nad tymi małymi ekranikami, które oświetlają ich twarze i rozmawiają ze sobą przez.. Internet. – Uważam, że bycie offline jest teraz nowym luksusem – dodał, a ja chyba zrozumiałam o co mu chodzi. Naprawdę.. Sama nie byłam pewna, czy byłabym w stanie na takie wyrzeczenie.
- A jak pracujesz? – spytałam, a on wzruszył ramionami.
- W mojej pracy nie potrzebny jest Internet tylko doświadczenie i umysł. – skinęłam głową, a Leo przełknął ślinę rozglądając się po pokoju.
- Więc czym się zajmujesz? – słysząc to pytanie zatrzymał swój wzrok w przypadkowym przedmiocie któremu się przyglądał i po chwili zastanowienia odpowiedział.
- Pomocą ludziom – uśmiechnął się sam do siebie po czym popatrzył na mnie. Zauważyłam w jego spojrzeniu przyjazny błysk.
- Pomocą ludziom? – upewniłam się –jakim?
- Zagubionym – dodał, a mi dalej nic to nie mówiło – Co robisz jutro? – jego pytanie zawisło w powietrzu, a ja wzruszyłam ramionami.
- Jeszcze nie wiem. – przyznałam szczerze, a on uśmiechnął się lekko.
- Może dasz się wyciągnąć w takim razie na miasto? – na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Na miasto? – westchnęłam zagryzając policzek od środka – Sama nie wiem..
- Ale ja wiem – klasnął w ręce – jutro o 14 na Regent Street 16?
- A co tam jest? – zainteresowałam się, a on wzruszył ramionami.
- Musisz sama zobaczyć. Ja Ci nie powiem, bo inaczej zepsuję całą niespodziankę. Mogę jedynie Ci podpowiedzieć żebyś wzięła jakieś sportowe cuchy. – słysząc „sportowe" na mojej twarzy pojawił się grymas jednak nie skomentowałam tego. Nie chciałam wyjść na totalnego sztywniaka. Już i tak zdołałam sobie dzisiaj uświadomić, że mam naprawdę nudne życie.
- Dobra – zgodziłam się, a on uśmiechnął się do mnie wstając z łóżka i podchodząc do regału za mną zaczął wzrokiem przeglądać tytuły
- Zobaczmy co tutaj jeszcze masz. Może znajdę coś.. – nie dokończył, ponieważ spotkał się z moim ostrym spojrzeniem. – Oryginalnego – dodał, a ja zaśmiałam się.
- Tym razem to ty możesz wybrać coś z mojej biblioteczki. – zaproponowałam, a on wzruszył ramionami.
- W sumie czemu nie. Tylko nie wiem, czy znajdę tutaj coś no wiesz.. Nie babskiego – zaśmiał się, a ja pokręciłam głową. – Nie zaproponujesz mi herbaty? – spytał, a ja zauważyłam że jego kubek jest pusty.
- Chciałam Ci przypomnieć, że ja wciąż czekam na swoją. – uniósł dłonie w geście obronnym, a ja wskazałam mu jedną z szafek na regale.
- Sprawdź tutaj- podpowiedziałam, a on kiwnął głową posłusznie przenosząc się w jej kierunku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top