3☾
Trzymając w ręce metalową puszkę z herbatą stanęłam naprzeciwko bramki dworku. Przełknęłam ślinę patrząc na wrogo spoglądający na mnie budynek.
Nie wierzę, że naprawdę tutaj wchodzę. Aż dziwne było to w jakim stanie się zachował. Przynajmniej z zewnątrz. Tego typu budynki bardzo często zostawały po prostu zdewastowane.
Położyłam dłoń na klamce i od razu wyczułam pod palcami bardzo nieprzyjemną chropowatą teksturę. Od dawna nikt tutaj nie wchodził. Nacisnęłam więc na nią, a ona sprawiła mi lekki opór, jednak pod mocniejszym naciskiem skrzypnęła jakby niechętnie pozwalając mi na wejście. Ruszyłam przed siebie wolno. Wydawało mi się, że te ściany wyglądały dzisiaj jakoś bardziej ponuro niż zazwyczaj. Na dworze zrobiło się już całkiem ciemno. Lekki podmuch wiatru rozwiał moje włosy, a drzewa wokół zaszumiały. Przez chwilę wydawało mi się nawet jakby chciały mi coś wyszeptać.
Z bliska, brudne od deszczu i pyłu liście bluszczu okalające budynek wyglądały dzisiaj wyjątkowo przerażająco. A może to dlatego, że nigdy nie patrzyłam na niego z tej perspektywy. Do tej pory dom wydawał mi się taki odległy.. Starałam się więc jakoś szczególnie nie przyglądać, zwłaszcza tym płaskorzeźbą. To jest właśnie ten moment kiedy przypomniały mi się te wszystkie horrory, które obejrzałam w całym swoim życiu.
Ścieżka prowadzącą do drzwi wejściowych, była porośnięta mchem i zasypana grubą warstwą rozkładających się liści. Szłam nią powoli, a przede mną otworzyły się drzwi frontowe w których stanął Leo. Kiedy przechodziłam obok niego w progu podałam mu puszkę z herbatą kręcąc głową.
Znalazłam się małym przedpokoju, a pierwszą rzeczą jaka mnie tutaj uderzyła był zapach. W środku było czuć starość i drewno.
W oczy rzuciły mi się masywne schody z piękne wyrzeźbionymi balustradami prowadzące na zaciemnione teraz piętro. W domu panował to półmrok. Zwróciłam uwagę na to, że pod słabe światło rzucane przez lampy można było ujrzeć mikroskopijne pyłki kurzu unoszące się w powietrzu. Rozpięłam suwak kurtki, a chłopak wskazał dłonią w lewo więc grzecznie poszłam w wyznaczonym kierunku.
Jak się okazało zaprosił mnie do salonu gdzie stało wiele nierozpakowanych pudeł.
Jego sercem były szklane dwuskrzydłowe drzwi ułożone z małych szybek prowadzące bezpośrednio do ogródka, który w czasach swojej świetności na pewno zachwycał. Teraz co prawda zarośnięty wysoką trawą nie zachęcał do odwiedzenia. Gdzieniegdzie dostrzec można było też pomniki. Nie można było stwierdzić jednak kogo. Wyobraziłam sobie jak kiedyś w letnie popołudnia otwierano te drzwi, dzieci biegały między gruszami i jabłoniami a dworek żył pełnią życia.
W salonie znajdował się też rozpalony kominek, który cicho skwierczał rzucając na mahoniowe panele nieśmiałe smugi. Wszystko wyglądałoby przytulnie gdyby nie puste wysokie regały ułożone wzdłuż ścian.
Podeszłam do ciężkich burgundowych kotar rozsuwając je jednym ruchem. W powietrze buchnęła ogromna ilość kurzu, która od razu zaswędziała mnie w nosie przez co kichnęłam.
- Na zdrowie – usłyszałam za sobą i podziękowałam skinieniem głowy. Przez bluszcz nie wpadło do środka jednak za wiele światła.
- Więc.. Jak mogę Ci pomóc? – spytałam i ściągając z siebie kurtkę rzuciłam ją na kanapę przesuniętą teraz na środek pokoju. Zwróciłam uwagę na białe prześcieradła zwinięte w rogu salonu, którymi prawdopodobnie były wcześniej poprzykrywane meble.
Musiałam przyznać, że należały do bardzo wyszukanych.
Wykonanych z ciemnego drewna i obitych brązową skórą.
Każdy z nich. Kanapa, fotele z wysokimi oparciami miały na sobie żmudne żłobienia przypominając epokę wiktoriańską.
Leo przesunął w moją stronę karton, a ja podniosłam jego wieku i aż westchnęłam. Były w nim książki, które znalazłam rano.
- O matko –wyrwało mi się biorąc po raz kolejny do ręki egzemplarz prawa rzymskiego, a on zmarszczył brwi chyba nie do końca rozumiejąc mój zachwyt. - A to? Po kim odziedziczyłeś? – spytałam niedowierzając w to co widzę. Odłożyłam ją na mały kawowy stolik z powykręcanymi nóżkami wciągając z pudła kolejną książkę. Przejechałam dłonią po jej grzbiecie, a następnie opuszkami palców po zdobionej okładce i po raz kolejny spojrzałam na rok wydania.
-1850 – wyszeptałam w szoku kręcąc głową.
- To prezent od moich dziadków. – wyjaśnił po dłuższej chwili siadając obok mnie na kanapie, a ja pokręciłam głową – Widzę, że doceniasz zabytki - uśmiechnął się - pewnie lubisz czytać. – zauważył, a ja kiwnęłam głową kartkując strony Makbeta z przepięknymi nieco wylakłymi już ilustracjami pociągniętych grubą czarną kreską. – W takim razie mogę Ci ją pożyczyć. – zaproponował, a ja popatrzyłam na niego zdumiona.
- Jesteś pewien? To bardzo osobiste rzeczy. Boję się nawet trzymać tego w rękach, żeby tego nie zniszczyć – wyznałam, a on uniósł wysoko brwi rozbawiony.
- W razie czego wiem gdzie mieszkasz – na to uwagę wywróciłam oczami jednak uśmiechnęłam się kładąc ją na kurtce.
Wróciłam do kartonu i wyciągając z niego książki uważnie im się przyglądałam.
- No dobra, trzeba poukładać je w jakimś szczególnym porządku? – spytałam, a on pokręcił głową.
- Nie ma to żadnego znaczenia. – Przesunęłam więc karton bliżej regału i siadając na dywanie zaczęłam układać je na regale obok kominka po kolei tak jak leżały.
- Masz zamiar zmieniać gruntownie wystrój tych wnętrz? – spytałam rozglądając się po salonie, a chłopak pokręcił głową. Kominek wydawał z siebie naprawdę przyjemne ciepło.
Leo krzątał się po pokoju gdzieś za mną układając na regałach jakieś wazony. Naprawdę.. Jak na chłopaka w tym wieku miał naprawdę wysublimowany gust.
- Nie.. Może odświeżę tylko kolor ścian a tak poza tym.. Wszystko jest w idealnym stanie. Aż dziwne, że nie zniszczyło się pod wpływem lat. – powiedział zamyślony przejeżdżając dłonią po ścianie i uśmiechając się pod nosem.
- Tak, masz rację! – przyznałam - Wydaje się jakby ktoś opuścił to miejsce przed miesiącem. Nie licząc tego bluszczu i zarośniętego ogródka – wskazałam dłonią na drzwi balkonowe.
- Ostatni lokator pojawił się tutaj latem 19 lat temu. – mówiąc to podszedł do drzwi na które wskazałam patrząc z sentymentem na zewnątrz.
- Naprawdę? – spytałam. – To mniej więcej wtedy kiedy się urodziłam – zauważyłam i zamyśliłam się - Aż dziwne, że nikt nie wprowadził się tutaj przez 19 lat! – zdziwiłam się. W gruncie rzeczy to był.. Bardzo ładny dom. Może trochę straszny jednak bardzo klimatyczny. Zdecydowanie bardzo zaniedbany.
- Mieszkałem tutaj z rodzicami gdy byłem mały, ale przez ich rozwód się stąd wyprowadziliśmy – powiedział to tak szybko, że aż zrobiło mi się głupio.
- Oh.. – urwałam tylko, a on odwrócił się od drzwi i wzruszył ramionami.
- Takie rodzinne konflikty – w jego głosie słychać było ogromny żal. Na chwilę zamilkł, a potem całkowicie zmienił temat. – Więc masz 19 lat? – Leo z powrotem stał się pogodny. Jego nagła zmiana humoru była zaskakująca.
- Tak. Mieszkam tutaj przez całe swoje życie. – uśmiechnęłam się.
- Ja mam 24 – powiedział, a ja kiwnęłam głową.
- Wyglądasz młodziej!- powiedziałam, a on uniósł brwi śmiejąc się.
- Naprawdę? A czuję się jak staruszek! – zaśmiałam się kręcąc głową.
- W dzisiejszych czasach to bardzo normalne. Nie różnisz się niczym od reszty – Leo musiał się ze mną zgodzić. – Wiesz.. Jeśli mam być szczera to ludzie, a szczególnie dzieciaki kiedy sama byłam mała uważali ten dom za nawiedzony – Leo aż przystanął.
- Naprawdę?
- Tak.. Wiesz. To pewnie dlatego, że nikt tutaj nie mieszkał. Nie odwiedzał tego miejsca przez wakacje. Ludzie lubię legendy. – machnęłam ręką, a on usiadł na oparciu kanapy.
- A co takiego mówili? – podchwycił temat, a ja pokręciłam głową.
- Aa, wiesz już nie pamiętam. To było lata temu – skłamałam. Tak naprawdę nie chciałam mu tego opowiadać. Sama nie chciałabym słuchać takich historii zaraz po wprowadzeniu się do nowego mieszkania, jednak Leo wcale nie dał się nabrać.
- Na pewno pamiętasz. – zaczął drążyć temat. – Nie bądź taka. Umieram z ciekawości.
- Kiedy naprawdę nie pamiętam. Wiesz jako dzieci naprawdę co chwilę dopisywaliśmy do każdej historii swoje dwa zdania. Ale jeśli koniecznie chcesz wiedzieć to czasem do babci przyjeżdżał tu taki mały chłopiec Johny. I on zawsze upierał się, że któregoś dnia zobaczył jak w oknie świeci się światło. Myślę jednak, że to kłamstwo. Ten sam chłopiec opowiadał kiedyś, że przechytrzył świętego Mikołaja i złapał go w sieć kiedy chciał zjeść jego ciasteczka, dlatego Mikołaj zawarł z nim umowę i teraz raz na jakiś czas przyjeżdża po niego saniami i zabiera do swojej fabryki zabawek. – mówiąc to zmarszczyłam brwi. Naprawdę nie chciałam o tym teraz myśleć. Nie chciałam się przed nim przyznać, ale ta historia ze światłem dalej mnie przerażała. I tak opowiedziałam mu tą najłagodniejszą z wersji.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie wierzysz w świętego Mikołaja? – spytał Leo, a ja zaśmiałam się.
- Ja? – pokręciłam głową – wierzyłam dopóki nie zauważyłam wymykającego się w nocy z mojego pokoju taty, który potknął się o moje porozrzucane na podłodze ciuchy i narobił takiego huku, że się obudziłam. – odwróciłam się w jego stronę i wzruszyłam ramionami. Leo zaśmiał się kręcąc głową i chwilę nad czymś pomyślał.
- Wiesz co..
- Co? – spytałam wracając do układania książek na jego półce.
- Tak sobie myślę o tych legendach.. I jeśli nie wierzysz.. To chciałbym pokazać Ci, że ten dom naprawdę jest zaczarowany.– popatrzyłam na niego nie za bardzo rozumiejąc co ma na myśli. - Chodź. Pokażę Ci coś za co najbardziej kocham to miejsce. – podszedł do mnie i odłożył na regał książkę, którą trzymałam w rękach. Ruszył przodem w stronę tych wysokich schodów na które od razu po wejściu tutaj zwróciłam uwagę. Wstałam więc z kolan i odruchowo przejechałam dłońmi po kolanach chcąc pozbyć się z nich ewentualnych śmieci. Nie chciałam zostawać tutaj sama dlatego szybko za nim pobiegłam odwracając się jeszcze za siebie i przyglądając się cicho skwierczącemu kominkowi. Kiedy wskoczyłam na pierwszy schodek drewno cicho skrzypnęło. Przez chwilę wystraszyłam się nawet, że wpadnę do środka, dlatego kolejne w porównaniu do Leo pokonałam bardzo powoli trzymając się kurczowo śliskiej od pokrywającej ją lakieru balustrady.
- Nie widać tego z zewnątrz – powiedział podekscytowany wychodząc po dwa schody na raz – i poza domownikami wiedzą, wiedzieli o tym tylko nieliczni.
- Mhm – mruknęłam odpowiedzi stając u szczytu schodów. Leo zniknął gdzieś na korytarzu, a ja czułam serce gdzieś w okolicy szyi. Nie wiedziałam przed sobą nic oprócz ciemności i silnego zapachu staroci. Po chwili korytarz rozświetliło ciepłe, żółte światło z lampki nocnej która zaświecił Leo. Przyjrzałam się dokładniej korytarzowi. Był wyścielony zielonym dywanem, a na ścianach wisiało wiele obrazów oprawionych w mosiężne drewniane ramy. Większość z nich przedstawiała jakieś portrety. Barwy były jednak na nich bardzo wyblakłe, a ja poczułam się dodatkowo nieswojo czując na sobie ich spojrzenia. Chłopak ruszył na koniec długiego korytarza, więc poszłam za nim. Zaczął szukać w pęku kluczy tego odpowiedniego. Na korytarzu nie było wielu drzwi dlatego kiedy stanęłam za nim przełknęłam ślinę.
- No.. Tutaj jest! – powiedział chwytając za długi srebrny klucz. Włożył go do zamka i przekręcił napotykając na początku mały opór. – Jesteś gotowa? – spytał patrząc na mnie, a ja wzięłam głębszy wdech.
- Już się boję co zobaczę w środku – powiedziałam szczerze, a on zaśmiał się i nacisnął na klamkę otwierając podwójne drzwi.
- Zapraszam. Wejdź przodem.. – powiedział i zrobił mi miejsce w drzwiach. Przeszłam więc przez nie stając na kolorowych kafelkach ułożonych w jakąś żmudną mozaikę. Leo wszedł zaraz za mną i z powrotem zamknął drzwi tak, aby do środka czasem przez przypadek nie wpadło światło z korytarza.
- Nie zapalasz światła? – spytałam bardzo cicho. Czułam się tak jakby to miejsce było natchnione jakąś specjalna energią.
- Bez mroku nie jesteś w stanie dostrzec światła gwiazd – powiedział opierając się o drzwi, a ja weszłam głębiej i mimowolnie unosząc głowę do góry westchnęłam.
Nie byłam nawet w stanie nic powiedzieć.
Leo zamknął drzwi do pokoju a ja przeszłam na środek pustego pokoju obracając się dookoła własnej osi wciąż nie odrywając spojrzenia z sufitu.
- Robi wrażenie co? – spytał, a ja kiwnęłam głową.
Miał rację. Robiło wrażenie.
Sufit w pomieszczeniu był szklany. Ułożony z małych kwadratowych szybek przez które było widać księżyc i rozgwieżdżone niebo.
- przepięknie – wyszeptałam, a moje spojrzenie przykuła jasna gwiazda pod księżycem i mimowolnie przyłożyłam dłoń do swojego serca. Poczułam jak do moich oczu mimowolnie napływają łzy dlatego zacisnęłam drżące wargi. Oderwałam wzrok od Leo i odruchowo wytarłam nos. Chłopak w ogólne na mnie nie patrzył. Oparł głowę o drzwi i tak jak ja przyglądał się wieczornemu niebu.
✩✩✩
23:28
Siedziałam na brzegu łóżka bawiąc się palcami i co chwilę spoglądając na telefon. Jeszcze dwie minuty.. Raz jeszcze spojrzałam na swoje odbicie w małym lusterku obok łóżka. Moje długie ciemne włosy opadały mi aż do bioder. Po lewej stronie głowy wpięłam dwie płaskie kolorowe spinki, a na ramiona zarzuciłam ulubioną nieco za dużą jeansową kurtkę Josha. Lato tego roku w Anglii było wyjątkowo ciepłe. Zmarszczyłam brwi i wstając podciągnęłam wyżej swoje spodnie z wysokim stanem. Pod kurtkę założyłam za to biało pomarańczowy golfik z krótkim rękawem i białe sportowe buty na grubej podeszwie. Zagryzłam dolną wargę i podeszłam do okna otwierając je na oścież. Wychyliłam się nieco do przodu podpierając się dłońmi na parapecie ponieważ klomb przed moim oknem zasłaniał mi widok na drogę. Poczułam jak serce mocniej mi bije, gdy zauważyłam zaparkowany na końcu ulicy bladoniebieski samochód z przyczepą. Wzięłam z łóżka telefon wkładając go do małej białej torebeczki którą przełożyłam przez głowę na lewy bok i spojrzałam raz jeszcze na łóżko w którym poukładałam ubrania.
To coś miało imitować moje ciało w wypadku, gdyby któryś z rodziców zajrzał do pokoju, a kiedy upewniłam się, że wszystko jest w porządku zagryzłam dolną wargę i biorąc głębszy wdech wzięłam duży krok siadając okrakiem w framudze okna.
-Dobra.. Teraz druga – szepnęłam sama do siebie i przełożyłam drugą nogę starając nie patrzeć się w dół. Przymknęłam okno zostawiając jak najmniejszą szparę i trzymając się kurczowo framugi odwróciłam się szukając nogami drabinki, którą dla bezpieczeństwa mój tata tutaj kiedyś zamontował i pokrył bluszczem. Z zewnątrz była więc niezauważalna. Kiedy po omacku jakimś cudem znalazłam pierwszy szczebel stając na nim spokojnie odetchnęłam z ulgą.
- No to w górę serca – szepnęłam. Jest szansa, że się nie zabiję.
Ostrożnie domknęłam więc okno i zeszłam na dół. Najgorsze było to, że czułam się jakbym robiła coś naprawdę nielegalnego. Rozejrzałam się jeszcze raz dookoła i wymknęłam się po cichu w stronę bramki. Miałam wrażenie, że chodzenie po trawie jest teraz najgłośniejszą czynnością jaką można kiedykolwiek zrobić. Zwłaszcza, że całe osiedle dookoła było pogrążone we śnie.
Kiedy wyszłam za bramkę prostą dzielącą mnie między domem, a Joshem dosłownie przebiegłam.
Na tym osiedlu jest wystarczająco życzliwych, którzy mogliby poinformować moich rodziców o moich nocnych wycieczkach.
Kiedy usiadłam na siedzeniu pasażera od razu zapięłam pas, a następnie nachyliłam się w jego kierunku i pocałowałam go w usta. Dopiero teraz zaczęłam się uspokajać.
- Hej – wyszeptałam kładąc dłoń na jego policzku i lekko gładząc go kciukiem.
- Hej – odpowiedział i po chwili odsunął się opierając głowę o zagłówek - Udało się? – spytał, a ja zauważyłam że zerka we wsteczne lusterko. W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową.
Ostatnimi czasy naprawdę zaczynałam opanowywać do perfekcji wymykanie się z domu. Za każdym razem czułam z tego powodu dziwne wyrzuty sumienia. I tak właściwie to wydawało mi się, że nikt oprócz wścibskiej starszej sąsiadki z naprzeciwka nigdy nic nie zauważył. Niemniej jednak do tej pory nie wydała mnie rodzicom. Przynajmniej jeszcze.
A może miała jeszcze jakie hobby poza prowadzeniem 24 godzinnego monitoringu osiedla?
- Gdzie jedziemy? – spytałam, a on zaśmiał się kręcąc głową.
- To niespodzianka. – powiedział i spuścił ręczny powoli zjeżdżając z krawężnika.
- Niespodzianka? – zaskoczył mnie. Nie wiedziałam jednak czy tak do końca pozytywnie. – Może jednak mi powiesz? Nie jestem pewna czy lubię niespodzianki. – odparłam niechętnie, a on wywrócił oczami kręcąc głową.
- Nie marudź – skarcił mnie, a ja otworzyłam okno na oścież czując jak ciepły wiatr rozwiewa moje włosy i oparłam łokieć na szybie wyglądając za okno.
Dojazd na miejsce zajął nam jakieś półgodziny. Prawie wyjechaliśmy z Londynu. A właściwie tak mi się wydawało bo wjechaliśmy do jakiegoś lasu. Tak szczególnie to na środek polany.
- Co my tutaj robimy? –spytałam Josha, kiedy wysiadł z auta. Nie czekając na jego pozwolenie zrobiłam to samo. Wcale go to nie zdziwiło dlatego kiedy podszedł do mnie zaśmiał się.
- No dalej! Wskakuj! – powiedział i dwoma ruchami wszedł na przyczepę z tyłu auta. Nie miał z tym większego problemu ponieważ był bardzo wysportowany.
- Serio? – spytałam patrząc na niego jak na wariata i wzdychając.
- Serio – wywrócił oczami i wyciągnął w moją stronę rękę. Nie mówiąc więc już nic więcej chwyciłam ją i z jego pomocą weszłam do środka. No dobra.. Z trochę mniejszą gracją niż on ale weszłam!
Jakie było moje zdziwienie gdy pod kolanami zamiast twardego podłoża poczułam miękki kocyk.
Josh położył się wygodnie i poklepał miejsce obok siebie więc zrobiłam to o co poprosił i dopiero wtedy zrozumiałam o co mu chodziło. Ułożyłam głowę na jego wyciągniętym ramieniu i wzięłam głębszy wdech.
Miałam nad sobą rozgwieżdżone niebo i piękny księżyc w kształcie sierpu.
Czyste, piękne niebo na którym nie było ani jednej chmurki.
Dopiero teraz zrozumiałam dlaczego mnie tutaj przywiózł.
Dookoła nas panowała kompletna cisza nie licząc cykad które cicho wokół nas cykały. Byliśmy przecież z daleka od zgiełku miasta. Żadnych odgłosów ulicy, ludzkiego życia..
Nie było też żadnej latarni dzięki czemu można było doskonale oglądać gwiazdozbiory.
Josh uniósł się na łokciu i nachylił się nad moja twarzą całując mnie w usta.
- Odkryłem tą polanę, kiedy jako dzieciak zgubiłem się na spacerze z ojcem. Siedziałem tutaj przez wiele godzin dopóki mnie nie znalazł. – zaczął odpowiadać, a ja patrząc w jego ciemne, czekoladowe oczy w ciszy słuchałam tego co ma mi do powiedzenia. – Od tamtej pory co jakiś czas tutaj wracałem. Zwłaszcza wtedy kiedy potrzebowałem chwili ciszy. Kiedy potrzebowałem coś przemyśleć. Nikt mi wtedy nie przeszkadzał. Czułem, że należę do gwiazd. – na chwilę przerwał a potem unosząc wzrok przyjrzał się niebu nad nami - Jesteś pierwszą osobą której pokazuję to miejsce. To będzie nasza tajemnica.
- Tylko nasza – zapewniłam go, a on uśmiechnął się i położył z powrotem obok mnie.
Naprawdę doceniałam to, że podzielił się ze mną tak ważnym miejscem.. Fragmentem swojego życia.
- Widzisz tą gwiazdę pod księżycem? – spytał i wskazał ją palcem, a ja skinęłam głową.
- Ta jasna? – upewniłam się.
- Dokładnie ta. – potwierdził.
- I co z nią? – spytałam nieco rozbawiona.
- Niech to będzie nasza gwiazda – stwierdził, a ja poczułam jak serce mocniej mi zabiło. Zaśmiałam się czując jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy i wzięłam go za rękę splatając nasze palce.
✩✩✩
Zamrugałam i ponownie patrząc na gwiazdę nade mną wzięłam głębszy wdech. Następnie rozejrzałam się dookoła jednak nigdzie nie zobaczyłam Josha. W pokoju znajdował się tylko Leo, który opierał się o drzwi i tak jak ja uprzednio patrzył w przeszklony sufit. Poczułam się w tym momencie samotna. Naprawdę samotna dlatego objęłam się ramionami. Nie było jednak tutaj nikogo kto mógłby mnie przytulić.
- Ja.. – zaczęłam nieco bardziej płaczliwie niż chciałam – Ja już pójdę. – powiedziałam, a zaskoczony Leo oderwał wzrok od gwiazd patrząc wprost na mnie. Pomieszczenie oświetlał tylko blask księżyca rzucając na nas srebrną poświatę. – A ten pokój. – kontynuowałam bardzo nieudolnie starając się nie rozkleić – On naprawdę zrobił na mnie duże wrażenie. – zapewniłam go zgodnie z prawdą.
- Och... - odchrząknął nie za bardzo wiedząc co powiedzieć. Na pewno nie chciał wywołać we mnie takich emocji. Nie mógł o niczym wiedzieć. - Jasne – powiedział nie udając zaskoczenia i nacisnął klamkę otwierając drzwi. Bez zastanowienia wyszłam więc przodem z pokoju nie oglądając się za siebie. Leo zamknął drzwi, a ja przeszłam przez korytarz czekając na niego u szczytu schodów. Zeszliśmy na dół, gdzie ubrałam na siebie kurtkę i zabrałam książkę drżącymi dłońmi trzymając jej brzeg. Pozwoliłam się odprowadzić do drzwi, a kiedy je przede mną otworzył odwzajemniłam jego uśmiech.
- To.. Do zobaczenia? – spytał Leo uśmiechając się do mnie ciepło, a ja skinęłam głową.
- Do zobaczenia – odpowiedziałam i wyszłam z powrotem na ścieżkę prowadzącą do bramki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top