27☾

Kiedy się ściemniło poszłam wprost pod adres który wskazał mi Arrie. Trafiłam na krętą klatkę schodową prowadzącą do drewnianych drzwi. Stając u szczytu schodów pchnęłam je, a one ze skrzypnięciem się przede mną otworzyły. Weszłam do środka przestępując próg i ku mojemu zaskoczeniu znalazłam się w.. Szklarni.
W środku mieściło się mnóstwo różnorakich kwiatów. W powietrzu unosił się mocny kwiatowy zapach, a ja obróciłam się dookoła mojej osi zauważając na jej końcu postać mężczyzny, który mnie tutaj zaprosił.
- Więc jestem - powiedziałam i patrząc na jego twarz uśmiechnęłam się z obrzydzeniem. Ruszyłam wolno w jego kierunku uważnie patrząc na jego twarz. - Wydaje mi się jednak, że jeszcze mi się nie przedstawiłeś - dodałam, jednak nie doczekałam odpowiedzi. Dopiero teraz zbliżając się do niego zauważyłam drugą postać. Klęczącą przy nim z opuszczoną głową i związanymi cierniami dłońmi. Widząc ją poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy, a na mojej twarzy pojawia się bolesny grymas. - Kim jesteś.. - wyszeptałam, a kiedy mrugnęłam oczami pomieszczenie rozświetlił blask księżyca a ja ujrzałam ich prawdziwe oblicze.
Zobaczyłam piękne białe skrzydła na ich ramionach.
Zacisnęłam wargi, a po moich policzkach popłynęły łzy. Poczułam się naprawdę zmęczona. Najgorsze było jednak to, że Leo nie patrzył w moje oczy. Po prostu patrzył w ziemię, za to Arrie stając dumnie obok swego brata przyglądał mi się zaciekawiony.
- Wiem czego pragniesz - zaczął przyglądając mi się, a ja cały czas patrząc na Leo nie mogłam uwierzyć w to jak słabo wyglądał. Dopiero teraz dostrzegłam, że mój anioł płacze srebrzystymi łzami. Arrie wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja przełknęłam ślinę.
- Chcę tylko prawdy - wyszeptałam, a on uśmiechnął się do mnie.
- Zatem ją dostaniesz. - zapewnił mnie, a ja podchodząc do niego bliżej położyłam swoje opuszki palców na jego opuszkach i poczułam przeszywający ból w mojej głowie który odebrał mi świadomość. Poczułam jak wszystko osuwa się spod moich stóp, a kiedy znów otworzyłam oczy
tym razem obserwowałam wszystko z punktu widzenia osoby trzeciej.
Stałam pod drewnianym mostem i dopiero teraz zrozumiałam gdzie jestem. Postanowiłam podejść więc bliżej. Woda nie sprawiała na mnie żadnego wrażenia, a moje ciało było półprzezroczyste. Dopiero teraz zauważyłam postać stojącą między drzewami. To był Arrie. Spoglądał w stronę mostu i zdawał się mnie wcale nie widzieć.
Pokręciłam głową rozglądając się dookoła. Nie to niemożliwe! To nie może być prawda. Zauważyłam, że podniósł dłoń na wysokość swojej twarzy i.. Po prostu pstryknął palcami po czym założył na głowę kaptur chowając się w cieniu drzew. W tym samym momencie za mną rozległ się ogromny huk. Odwróciłam się i zobaczyłam wszystko w zwolnionym tempie. Zobaczyłam to jak barierki mostu pękają niczym zapałki. Zobaczyłam to, jak samochód wpada do wody. Zobaczyłam.. Swoją śmierć.
Dlaczego nikogo tutaj nie ma!
- Pomocy! - zawołałam jednak nikt zdawał się nie słyszeć mojego krzyku. Podbiegłam więc do samochodu po stronie Josha i z trudem otworzyłam drzwi.
Mogę mu pomóc! Mogę go uratować!
Moje ręce z łatwością przeniknęły przez drzwi, jednak kiedy chciałam złapać jego ciało moje ręce i tym razem się przez nie prześlizgnęły. Zauważyłam, że wszyscy oprócz Josha zaczęli wychodzić z auta. Ja wpadłam do wody na plecy i próbowałam się podnieść jednak Louis siedzący za Joshem wpadł do wody twarzą prześlizgując się przez moje przezroczyste ciało.
- NIE! NIE! NIE! - zaczęłam krzyczeć. - To nie może być prawda! - próbowałam go podnieść jednak i tym razem nic się nie stało.
Nagle zauważyłam postać biegnącą do wody z okolicy lasu. Chłopak w czarnym garniturze trzymał w rękach klucz, który zawieszał na szyi i o mój Boże. Na plecach miał rozpostarte piękne białe skrzydła. Bez namysłu wbiegł do wody i podbiegł w moim kierunku. To był Leo.
Nachylił się nad moim ciałem i wyciągnął mnie na brzeg wody układając tam na plecach. W tej chwili usłyszałam nad sobą huk. Cos się zbliżało. Leo spojrzał w niebo i szybko wybiegł z wody chowając się z powrotem między drzewami. Coś nade mną muciło powietrze i dopiero teraz zauważyłam, że wokół mnie znikąd zaczęło pojawiać się wiele postaci. Wszystkie miały tak samo piękne skrzydła. Zaczęli pochylać się nad naszymi ciałami i kręcić głowami. I wtedy moje ciało owiał nieprzyjemny wiatr. Zauważyłam postać Leo zbliżającą się do miejsca wypadku tym razem jednak z nieba. Kiedy wylądował obok mojego ciała spojrzał na mnie i nachylił nade mną coś szeptając.
- Moja żyje! - krzyknął w stronę aniołów, a oni popatrzyli po sobie.
- Louis nie. - czarnowłosy anioł ubrany w złotą zbroję pokręcił głową.
- Josh też nie! - krzyknął jakiś anioł w blond loczkach ubrany w biały podkoszulek. Białe lniane spodnie, sandały i.. Skarpetki. Zauważyłam na jego twarzy smutek.
- Mark też nie - odpowiedział w końcu trzeci anioł w jakimś gotyckim kostiumie. - Czas na nas. Będą potrzebowali nas teraz tam na górze. - powiedział patrząc na ciało swojego podopiecznego.
- Jak to mogło się stać! - krzyknął blondwłosy - Przecież to nie było zaplanowane!
- Nie puszczę tego płazem! - krzyknął ten w zbroi, a ja spojrzałam w stronę lasu gdzie dostrzegłam uśmiechniętą twarz Arriego schowaną między drzewami.

Kiedy otworzyłam oczy i patrzyłam na Arriego z powrotem znajdując się w szklarni pokręciłam głową.
- To nie może być prawda. Nie zrobiłeś tego.. - wyszeptałam.
- Zrobiłem. - powiedział to tak obojętnie. Tak obojętnie, że nie byłam w stanietego zrozumieć.
- Pozbawiłeś życia trzy osoby! Pozbawiłeś mnie miłości mojego życia! -krzyknęłam.
- Ucierpiałaś rykoszetem. Celem był Leo. - powiedział chodząc po pomieszczeniu.- Sam kiedyś byłem aniołem stróżem, ale pokochałem tą dziewczynę. Tak jak Leo zaangażowałem się w jej życie. Leo został wtedy wyznaczony na kata. Zabił ją.. Nawetbsię nie wahał. A mnie osadzono w anielskim więzieniu. Czekałem tam przez lata. Przez lata planowałem zemstę, a kiedy w końcu dowiedziałem się o tym, że dostał nowego podopiecznego.. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszyłem. Nie masz pojęcia jak przez te lata był zaangażowany w twoje życie, a kiedy straciłaś Josha chciał tylko trochę ci pomóc. Sam jednak z czasem się wkręcił. Każdy znas kiedyś to przeszedł. A ja? Ja zgłosiłem się na ochotnika. Leo dostał tylko jeden warunek. Miał się od Ciebie odsunąć. Mógł tylko patrzeć, być obserwatorem, ale nie mógł uczestniczyć w twoim życiu. I tak naruszył zasady wyciągając Cię wtedy w tedy z wody. Powinnaś zginąć razem z nimi. Wiedziałem jednak, że na to nie pozwoli dlatego jako pierwszy dostał wiadomość o wypadku samochodowym.
- Nie wierzę Ci. - powiedziałam śmiejąc się. - To wszystko to jakaś pokręcona paranoja! Ty jesteś chory. - powiedziałam patrząc na niego i za wszelką cenę wypierając z siebie to co mi powiedział. - Leo odebrał mi wszystko. I teraz tak jak on kiedyś odebrał mi Arianę, tak ja odebrałem mu Ciebie. Nie ominą go konsekwencje.
Zmroziło mnie. Nie wyobrażam sobie tego, aby Leo mógł odebrać komuś życie. Popatrzyłam na niego, a on dalej nie unosił wzroku znad ziemi - On nie jest taki piękny jak myślisz. Żyje od tysiącleci. Dla niego jesteś tylko.. Ludzkim istnieniem. Krótkotrwałym. Kruchym. Nic nieznaczącym. - wyliczał chodząc wokółmnie i już miałam coś powiedzieć kiedy w końcu odezwał się mój anioł kręcąc głową - Dosyć tego - powiedział patrząc na niego całkowicie ignorując moje istnienie w tym pokoju.
Arrie patrzył na niego wzrokiem pełnym pogardy.
- Powiedziałem dosyć - powtórzył i z trudem podniósł się z ziemi.
- Wiesz co teraz powinienem zrobić bracie.. - mówiąc to popatrzył na mnie, a Leo z trudem zakrył mnie swoim ciałem. - Wyobrażałem sobie tą chwilę.. Wszystko dokładnie zaplanowałem ale teraz gdy na nią patrzę to jest mi jej nawet trochę żal. Bo przecież ona wszystkiego zaraz zapomni prawda?
Leo trochę drgnął.
- To twoja cena? - spytał, a ja czułam tak wielkie przerażenie, że nawet nie wiedziałam co zrobić. Stałam po prostu pomiędzy nimi nic nie mówiąc.
- To będzie lepsza kara niż zabicie. Co z tego, że poderżnę jej gardło. To zajmie mi tylko chwilę. Będziesz cierpiał, ale w końcu zapomnisz. Za to kiedy to ona o tobie zapomni żyjąc dalej będziesz musiał po prostu przyglądać się jej do śmierci aż łaskawie jej je zabierzesz. - mówiąc to na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Powiedzmy, że z mojej strony to swego rodzaju łaska.
Leo prychnął, ale ku mojemu zaskoczeniu skłonił w jego kierunku głowę.
- Pozwól jej odejść. - powiedział patrząc na niego, i wtedy to Arrie skłonił ku niemu głowę. Ciernie na dłoniach Leo zniknęły, a on wyprostował się po czym odwrócił się w moją stronę
- Idziemy - mówiąc to popchnął mnie w stronę wyjścia, a kiedy tylko znaleźliśmy się na schodach pokręciłam głową.
- Leo! - powiedziałam ciągnąc go za rękaw, jednak on nie zwracał na mnie uwagi.- Leo! - powtórzyłam, ale kiedy i tym razem nie odpowiedział gwałtownie się zatrzymałam tak że nim szarpnęło. Odwrócił się więc w moją stronę.
Dopiero teraz zauważyłam, że jego oczy wyglądają zupełnie tak jak wtedy kiedy siedzieliśmy na moim łóżku.
- Proszę Cię. Nic nie mów. - słyszałam w jego głosie ogromny żal, a wtedy znów wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia na ulicę.
Potem poprowadził mnie w wąską uliczkę między budynki.
- chwyć mnie za szyję - powiedział, a ja zrobiłam to o co mnie poprosił. -trzymaj się mocno i mi zaufaj- mówiąc to podniósł mnie bez najmniejszego oporui przytulił do swojej klatki piersiowej. Zauważyłam jeszcze jak na jego plecach pojawiły się skrzydła po czym wzniósł się w powietrze, a ja schowałam twarz w jego klatce piersiowej.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top