26☾
Następnego dnia wracając z uczelni z której zabrałam swoje papiery postanowiłam raz jeszcze sprawdzić dom Leo. Łudziłam się, że tak naprawdę tam będzie. Przecież tego teraz potrzebowałam.
Nacisnęłam na klamkę bramki, ale i tym razem nie ustąpiła dlatego wściekła kopnęłam w ogrodzenie.
- Hayley – usłyszałam za sobą kobiecy głos dlatego odwróciłam się za siebie i ku mojemu zaskoczeniu zauważyłam Panią Smith, która uważnie mi się przyglądała.
Zagryzłam wargi, a ona wzięła głębszy wdech patrząc na mnie.
- Chodź. Porozmawiamy – powiedziała i poszła w kierunku swojego domu, a widząc że nie ruszam się z miejsca ponagliła mnie. – No chodź! –powiedziała nieco ostrzej, dlatego poszłam za nią bez słowa.
Weszłyśmy do jej domu. Byłam w środku po raz pierwszy i z zaskoczeniem zwróciłam uwagę na to jak przytulnie było w środku.
- Usiądź – powiedziała i sama poszła jak myślałam do kuchni dlatego zajęłam miejsce na pluszowej kanapie na przeciwko kominka w którym paliły się szczapy drewna.
Pani Smith usiadła po chwili obok mnie kładąc na stoliku dwie filiżanki herbaty.
- O czym chciała Pani ze mną porozmawiać? – spytałam patrząc na nią, a ona zmarszczyła brwi patrząc na mnie.
- Właściwie to chciałam Cię ostrzec – zaskoczona uniosłam brwi.
- Ostrzec? A przed czym? – zdziwiłam się nie rozumiejąc o co może jej chodzić.
- Chodzi mi o to, że ja już ich tutaj kiedyś widziałam – mówiąc to złapała mnie za dłonie.
- Ich? – pociągnęłam temat.
- Leo i Arriego. – patrzyłam na nią milcząc. – Kiedy byłam bardzo młoda.
- Co to znaczy? – spytałam zbita z pantałyku. O czym ona mówiła.
O co w tym wszystkim do cholery jasnej chodzi?!
- Jestem tego pewna. Mieszkam tutaj od urodzenia i jestem pewna, że ten chłopak mieszkał w tym domu kiedy byłam w twoim wieku.
Zaśmiałam się kręcąc głową.
- Ale jak to Pani Smith? Musiało się pani coś pomylić. Przecież Leo ma 24 lata. – Nie chciałam wypominać jej wieku, ale z pewnością Leo nie przypominał jej rówieśnika.
- Nie.. Nie – przerwała mi. Patrzyła mi w oczy z takim uporem i zawziętością.. Była pewna tego co mówiła. – Oni są braćmi.
- Leo i Arrie?! – zdziwiłam się. – Nie wyglądają nawet podobnie. – upierałam się.
- Oni nie są tymi za których się podają. – wypaliła w końcu, a w kominku zaskwierczało.
- O czym Pani mówi.. Nic z tego nie rozumiem. – pokręciłam głową czując się zażenowana tą sytuacją. Cała to opowieść.. przyprawia mnie teraz o śmiech. Naprawdę już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
Śmiało powiedzcie zaraz, że w moim ogródku żyją skrzaty domowe o których nie miałam pojęcia przez całe swoje życie.
- Widziałam ich jako młoda dziewczyna, kiedy zakradłam się do jego ogrodu i dostrzegłam ich przez drzwi ogrodowe. – zaczęła – Musisz mi uwierzyć.. Ale widziałam ogromne skrzydła na ich ramionach. – Powiedziała to na jednym tchu, a ja przez moment miałam wrażenie, jakbym miała zsunąć się na ziemię. Potem jednak zaczęłam się śmiać kręcąc głową i patrząc w sufit.
- Jestem tego pewna Hayley.. Kiedy zobaczyłam go tutaj ponownie po tych wszystkich latach.. Nie miałam wątpliwości. On się nie starzeje.. Musisz uważać. Nie zbliżaj się do nich. – poczułam jak zaciska dłonie na moich nadgarstkach i w tym samym momencie wstałam z kanapy wyrywając się z jej uścisku.
- Musze iść – powiedziałam tylko ucinając.
- Zaczekaj! – zawołała, ale ja nie słuchając jej odwróciłam się na pięcie ruszając w stronę drzwi. Wypadłam z jej domu jak poparzona nie chcąc wracać do siebie. Pobiegłam w stronę Centrum nie chcąc myśleć o tym wszystkim co składało mi się w całość. Przed chwilą Arrie. Teraz ona. Nie to nie może być prawda...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top