23☾
Gdy otworzyłam oczy pierwsze co poczułam to okropny ból głowy. Dopiero teraz zauważyłam, że pochylały się nade mną trzy osoby. Jakaś starsza kobieta z kraciastą chustką na głowie, mężczyzna w podobnym wieku co ona i Leo.
Leo, Leo, Leo...
- Może lepiej będzie, jeśli trochę poleżysz.. – powiedziała staruszka przykładając mi coś zimnego do czoła. Ja jednak mimo wszystko starałam się podnieść. Kobieta jednak skutecznie przytrzymała mnie za ramiona.
- Boże.. Co ty tutaj robisz? Nic Ci nie jest? Co z tymi ludźmi? Proszę.. Nie, ja chcę usiąść naprawę.. – Wyciągnęłam w jego stronę dłonie, a on pomógł mi wstać przytrzymując na mojej głowie ręczniczek. - Nic Ci nie jest ? - spytałam czując jak moje oczy robią się szklane pod wpływem łez. – Ja myślałam, że oni Cię zabili- powiedziałam na jednym wdechu i ściągając ręcznik przytuliłam się mocno do jego klatki piersiowej zaczynając płakać.
- Biedaczka, musiała mocno uderzyć się w głowę. – powiedział mężczyzna zatroskany - Może lepiej będzie jak wezwiemy pogotowie?- spytał, a w pokoju zapadła cisza. Nie zwracałam na nich uwagi. Teraz liczył się tylko Leo, który głaszcząc mnie po plecach pokiwał głową.
- Myślę, że to dobry pomysł. – powiedział, a ja odsuwając się od niego pokręciłam głową.
- Nie potrzebuję pogotowia. Musimy zadzwonić po policję. A co będzie jeśli oni po nas przyjdą? – pytałam rozglądając się po pokoju. Naprawdę nie czułam się tutaj bezpiecznie. On tylko pokręcił głową wycierając moje policzki.–Oni chcieli nas zabić. – powiedziałam uparcie patrząc na to starsze małżeństwo.
Dziadek spojrzał na swoją żonę nieco przerażony, a ja dopiero teraz to sobie uświadomiłam. – a gdzie Winston? Gdzie mój pies? – mówiąc to wstałam z kanapy.
- Spokojnie, w kuchni.. Daliśmy mu coś do jedzenia – uspokoił mnie mężczyzna.
- Hayley – zaczął Leo – O czym ty mówisz? – kiedy to powiedział obróciłam się do niego patrząc na niego jak na wariata - Dojechaliśmy do mostu w Pinkletole. Wyszliśmy z auta, żeby popatrzyć na rzekę bo zaczęła się śnieżyca, ale wtedy się poślizgnęłaś i uderzyłaś głową w maskę samochodu. Straciłaś przytomność. Próbowałem Cię obudzić, ale nie otwierałaś oczu. W twoim telefonie nie było też zasięgu więc wsadziłem Cię do auta i pojechałem do najbliższego domu dlatego jesteśmy tutaj.. Bałem się, że coś Ci się stało. Potrzebowałem pomocy, a oni mi pomogli. Budziłaś się co jakiś czas mówiąc coś o jakiś mężczyznach, a teraz kompletnie nie rozumiem o co ci chodzi. – mówił to z takim spokojem, że aż zaśmiałam się panicznie.
- Nie kłam.. Dlaczego kłamiesz. Przecież nas napadli, zniszczyli Ci samochód.. - chłopak zmarszczył brwi, a dziadek uspakajająco uniósł dłoń do Leo wychodząc z pokoju. Słyszałam niewyraźnie jak wzywa pogotowie, ale prawdę mówiąc miałam to w nosie. Nie zrobią ze mnie szalonej! Przecież wiem co widziałam! Przecież to do cholery było prawdziwe! Ta kobieta na nowo przyłożyła mi ręcznik do głowy sadzając mnie siłą na fotelu.
- Jacy mężczyźni ? – spytał ponownie tak spokojnie, aż się we mnie zagotowało.
- Ci, którzy nas napadli. – powtórzyłam uparcie, a on westchnął.
- Hayley.. Nie było tam nikogo oprócz nas - zapewnił mnie kręcąc głową. – Zaczynam się o ciebie martwić. – rozejrzałam się dookoła czując nagły przypływ rozpaczy.
- Ale przecież uciekałam. Biegłam przez pola, ktoś mnie gonił. Chciałam wezwać pomoc... Wiem co się stało Leo. Arrie tam był!– zapierałam się, a on kręcąc głową wstał z kanapy i okrył mnie swoją kurtką.
- Musiało Ci się cos przyśnić gdy zemdlałaś, nie było Cię z nami dość długo.
- Co ? - spytałam tracąc wiarę. Nie zrobią ze mnie wariatki. Ja.. Naprawdę pamiętam o robiłam.. Ale z każdą chwilą traciłam w siebie wiarę.
- Naprawdę. Nie było tam nikogo oprócz nas. – mówił to tak przekonująco, że teraz już sama zaczynałam mieć wątpliwości.
- A twoje auto ? - spytałam, a on westchnął. Przecież zniszczyli mu auto. Nie może zaprzeczyć!
- Jest tylko małe wgięcie na masce z przodu, bo mocno przywaliłaś. Naprawdę bałem się, że umarłaś..
- Nie oszukasz mnie. Wiem co się stało. – oparłam się o jego klatkę piersiową zamykając oczy. Naprawdę byłam zmęczona. Chciało mi się spać.
- To był tylko sen. Odpoczywaj - poprosił gładząc moje policzki, a z oddali usłyszeliśmy wycie syren.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top