20☾

Kiedy stanęłam u szczytu schodów spojrzałam na dwoje sąsiadujących ze sobą drzwi. Już miałam nacisnąć na klamkę po lewej stronie, jednak po chwili namysłu zastukałam w drzwi po prawej.

Odpowiedział mi cichy głos Leo.
- Proszę. – nacisnęłam więc na klamkę i weszłam do jego pokoju. Chłopak siedział na łóżku czytając jakąś książkę.
- Mogę? – spytałam patrząc na mokre kosmyki jego włosów, które opadały na jego twarz lekko się kręcąc.
- Jasne – powiedział i zrobił mi miejsce obok siebie.
Usiadłam na łóżku, a on zamknął ją odkładając na podłogę. Wzięłam głębszy wdech i niepewnie dotknęłam jego ręki.
- Wiem już o wszystkim – powiedziałam, a on zaskoczony uniósł brwi.
- Naprawdę? – zdziwił się, a ja skinęłam głową i opowiedziałam mu wszystko co opowiedział mi dziadek. Kiedy skończyłam Leo uniósł wysoko brwi i westchnął. Przez chwilę milczał, ale potem popatrzył na mnie uśmiechając się ciepło.
- Zostaniesz? – spytał, a ja bez słowa położyłam się obok niego. Cieszyłam się z tego, że postanowił tego nie komentować. Musiałam przegryźć się teraz sama ze sobą.
- Myślałam, że już nie zaproponujesz. – ulżyło mi, że sam wyszedł z inicjatywą.
- Tylko nie mów nic dziadkowi – poprosił a ja zaśmiałam się mimo, że czułam się tym wszystkim przytłoczona. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, a on okrył nas kołdrą. Łóżko było jednoosobowe, przez co było nam trochę ciasno, jednak żadne z nas nie mówiło tego głośno.
- Leo? – spytałam kiedy gasił światło. W pokoju zrobiło się ciemno, a do środka wpadało tylko światło gwiazd z zewnątrz. On jednak nie odpowiedział. Ułożył się za to obok mnie, a nasze oczy znajdowały się na tej samej wysokości.
Odgarnął z mojej twarzy włosy i nieśmiało pocałował mnie w czoło. Przyglądałam mu się  całkowicie zapominając o tym co chciałam mu powiedzieć. On wziął za to głębszy wdech i zaczął bardzo nieśmiało.
- Wiem, że to co teraz powiem jest bardzo niewłaściwe ale chcę żebyś wiedziała, że zależy mi na tobie. – powiedział i oparł nasze czoła tak że stykaliśmy się nosami. – Sprawiłaś, że zacząłem czuć coś, czego czucie jest mi obce.. Do tej pory myślałem, że to.. Uczucie jest bezdomne. Przez lata tego nie rozumiałem. Dziwiłem się innym i kompletnie nie rozumiałem. – jego słowa były tak szczere.. Przepełnione bólem. Zanim jednak cokolwiek odpowiedziałam przez dłuższą chwilę myślałam.
- Wiem. – odpowiedziałam po chwili – Mi też. Mi też Zależy na tobie. Sprawiłeś, że na nowo zaczęłam wierzyć w coś, w co już dawno przestałam – wyszeptałam czując, że zaraz znowu tego dnia się rozkleję. Zamiast tego mocniej się do niego przytuliłam.
Leo nic nie odpowiedział. Słowa nie były nam już tutaj potrzebne. Czułam, że gorycz tej całej sytuacji znowu mnie przygnębia.
Nie stało się jednak nic więcej. Każde z nas czuło doskonale to, co czuło drugie. Nie potrzebowaliśmy już żadnych słów. Po prostu leżeliśmy przytuleni, a potem zasnęliśmy.
Gwiazdki
Obudziły mnie promienie słońca wpadające do pomieszczenia i jakiś huk na dole. Zerwałam się z łóżka przez co zawinięta w kołdrę zsunęłam się z niego uderzając w podłogę.
- Matko Święta Mark! No naprawdę wyjdziesz zara z tej kuchni! – z dołu było słychać krzyki babci – Co postawię na stole to przydzie Ci taki chop do kuchni i wszystko porozwala! – jęknęłam i rozejrzałam się po pokoju. Leo na łóżku też zaczął się przebudzać. Już zapomniałam jak to jest tutaj mieszkać. Kłótnie dziadków to w sumie codzienność. Leo odwrócił się w moja stronę i zdziwiony na mnie spojrzał, a ja pokręciłam głową. Lepiej by było, żeby nie pytał.
- Idę się ubrać. Spotkamy się na dole okej? – spytałam, a on mruknął coś tylko zaspany. Rzuciłam więc kołdrę z powrotem na łóżko i wyszłam do siebie. Jak się okazało pod moimi drzwiami leżał Winston. Kiedy mnie zobaczył zaczął merdać ogonem i skakać mi po nogach.
- No hej – mruknęłam i schyliłam się do niego tarmosząc go za sierść. – No dobra już, już wystarczy tej miłości. Lepiej powiedz co zmalowałeś. – zaśmiałam się, a on oblizał mnie po twarzy. Mimowolnie się skrzywiłam. Kochałam go najbardziej na świecie. Skradł moje serce w rekordowym czasie, ale to lizanie mógł sobie darować. Wolę nie wiedzieć co on wcześniej miał w tej paszczy.
Weszłam do pokoju i uchyliłam okno. Sięgnęłam do swojej torby po jakieś czyste ciuchy i spojrzałam na psa, który siedział pod drzwiami i machał ogonem.
- O nie, nie. – zaśmiałam się i pokręciłam karcąco palcem wskazującym. Podeszłam do drzwi, a on posłusznie opuścił pokój.
Kiedy usiadłam na łóżku przebierając się, na nowo przypomniałam sobie wczorajszy wieczór. Nie mogłam uwierzyć w to, że mój ojciec naprawdę to zrobił. I że, mam ciotkę. Czasem mi się wydaje, że moje życie to trudne sprawy, ukryta prawda i to wszystko naraz wzięte. Do tej pory takie sprawy wydawały mi się bardzo odległe. Nigdy nie pomyślałabym, że to coś przydarzy się właśnie mnie. Związałam włosy w koka i biorąc kosmetyczkę zeszłam do łazienki, aby się trochę pomalować. Zejście na dół nie należało jednak do najprzyjemniejszych zejść w moim życiu. Musiałam na nowo zmierzyć się z dziadkami. Ja wiem, że to nie ich wina, ale mimo wszystko jakoś inaczej na to wszystko patrzy mi się teraz, z tej perspektywy.
Leo siedział już na dole i pocieszał moją babcię, która chodziła po kuchni wyjątkowo przygnębiona.
- Co się stało? – spytałam, a babcia aż jęknęła.
- Daj spokój. Ten stary piernik naprawdę mnie kiedyś wykończy – mówiąc to usiadła przy wyspie kuchennej. – Wyobraź sobie, że położyłam tą brytfannę o tutaj. W tym miejscu. – powiedziała stukając palcem po kancie blatu. – Odwróciłam się tylko po cukier puder. Tylko po cukier puder.. – powtórzyła – i nagle łup! Ja się odwracam.. Patrzę się.. I co widzę?! Dziadka!- zawiesiła głos, a ja zdezorientowana usiadłam a przeciwko niej
- No widzisz dziadka i co? – spytałam, a ona zacisnęła zęby. Jej policzek lekko zadrżał.
- No i widzę dziadka, ale nie widzę szarlotki. – uniosła wzrok i patrząc na mnie powiedziała załamana – Znaczy no była. Ale na podłodze. A ja się tak starałam..
- Oj babciu.. – zaśmiałam się – Nie przejmuj się.. Przecież wiem, że się starałaś. Kupimy jakieś ciasto w sklepie. – pocieszyłam ją, a ona pociągnęła nosem kiwając głową.
- Tak.. W sklepie.. Kupimy ciasto w sklepie.. – snuła pod nosem wychodząc z kuchni, a ja spojrzałam na Leo. Chłopak tak jak ja bezgłośnie się zaśmiał kręcąc głową.
- A gdzie dziadek w takim razie? – spytałam rozglądając się.
- Najprawdopodobniej się ultonił – powiedział śmiejąc się – Może rąbie drewno. – wzruszył ramionami, a ja wcale mu się nie dziwiłam. Sama uciekłabym gdzie pieprz rośnie. Wzięłam z talerza jedną z kanapek, którą zrobiła babcia i podeszłam do kuchenki, żeby wstawić wodę na herbatę.
- Jakie plany na dziś? – spytał, a ja zdziwiłam się.
- No jak to co. Będziemy się byczyć. Możemy iść na spacer. Cokolwiek – taka wizja dzisiejszego dnia bardzo mi się podobała.
- Jasne. – zgodził się
Do południ nie robiliśmy właściwie nic ciekawego. Siedzieliśmy z moimi dziadkami i graliśmy w eurobusines. Pomijając fakt, że dziadek jak zwykle pokłócił się z babcią (tym razem o to, że babcia nie chciała odsprzedać dziadkowi Beneluxu)
To popołudniu zdecydowaliśmy przejść się na spacer razem z Leo i Winstonem do sklepu po jakieś ciasto. Ubrałam się więc cieplej, ponieważ jesienna pogoda nas nie rozpieszczała i wyszliśmy kierując się do Centrum miasteczka. Prawdę mówiąc to nie były jakieś kilometry. Co najwyżej 15 minut spacerkiem.
Szłam z Leo pod rękę, a Winston biegł obok nas.
- Spędzałam tutaj wakacje jako dziecko – powiedziałam, a on uśmiechnął się.
- Podoba mi się to miejsce – przyznał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Nie ma tutaj nic szczególnego.
- Więc twoi dziadkowie dojeżdżali do Londynu? Nie rozumiem.. Skoro tam mieli teatr – chłopak wydawał się widocznie zaciekawiony
- Nie do końca.. Ten dom ciągle mieli w posiadaniu, ale mieli też tą posiadłość gdzie teraz mieszkam ja z rodzicami. Potem babcia wróciła z mamą z powrotem do Canvey, a dziadek wracał do domu na weekendy. Przynajmniej tak mówili. Teraz już sama nie wiem co jest prawdą. – Powiedziałam szczerze, a on chcąc mnie pocieszyć poklepał mnie po dłoni
- Szukanie siebie nigdy nie jest łatwe – zaśmiałam się na jego słowa i patrząc przed siebie westchnęłam.
- Pytanie czy ja w ogóle kiedykolwiek siebie znajdę..
- Myślę, że tak ale nie wiem do końca czy akurat na tych studiach.
- To znaczy? – pociągnęłam temat.
- To znaczy, że widzę że to Cię nie pociąga. Nie cieszysz się z tego wcale. Inni skakaliby ze szczęścia, a ty robisz to chyba dla swoich rodziców.
- Masz rację – powiedziałam.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top