2☾

Do supermarketu dojechałam w niecałe 5 minut. Zakupy robiłam w drugie tyle za to w kolejce stałam.. 3 razy tyle. Typowo prawda?
Ściskając w dłoni plastikową siatkę z samymi "zdrowymi" rzeczami postanowiłam wrócić do domu pieszo. Miałam przecież czas. Nigdzie mi się nie spieszyło.
Moją uwagę zwróciły jednak dziewczynki ze szkolnymi plecakami, które szły kawałek przede mną. Od razu na myśl przyszły mi moje jeszcze nie tak dawne szkolne czasy.
Poczułam nawet tęsknotę za tymi dniami. Dobijało mnie to, jak czas szybko uciekał. Jak szybko dopadała mnie dorosłość. Wszyscy oczekiwali ode mnie dojrzałych decyzji, a ja od kwietnia chciałam na nowo choć na noc stać się dzieckiem.
No właśnie..
Apropo kwietniowej nocy..
Po raz kolejny wróciłam do niej myślami.
Wróciłam myślami do dnia który zmienił całe moje życie. Od którego już nic nie jest takie same.
Tamtego wieczora pojechaliśmy na imprezę pod lasem z okazji wygranego sezonu zespołu piłki nożnej, której kapitanem był Josh. Kiedy dojechaliśmy na miejsce wydawało mi się, że zebrała się tam cała szkoła. Pośrodku rozpalono wielkie ognisko i puszczono muzykę z przenośnych głośników. Niemal od razu odnaleźliśmy paczkę Josha. Była wśród nich Taylor. No wiecie.. W każdej szkole jest dziewczyna, która jest popularna z sami nawet nie wiemy jakiego powodu. I taka była Taylor. Otaczała się tylko nielicznym gronem znanych osób tworząc w ten sposób „elitę". Paczkę osób, do których wszyscy chcieli dołączyć. Przykro mi stwierdzić, ale wtedy jeszcze do niej należałam. Zapewne tylko dlatego, że byłam dziewczyną kapitana szkolnej drużyny piłki nożnej.
Około północy zaczęło padać dlatego większość towarzystwa zaczęła się rozchodzić.

Taylor była wściekła, jednak my również zdecydowaliśmy że wracamy. Przyjechaliśmy na miejsce autem Josha, a on zaoferował, że podwiezie po drodze do domu jeszcze paru kumpli z drużyny. Louisa i Marka którzy nie mieli podwózki.
Josh od zawsze kochał samochody. Nieoficjalnie jeździł już na długo przed zdaniem prawka, co gdy byliśmy młodsi bardzo nam imponowało. Na swoje pierwsze auto zarobił pracując przez wakacje w warsztacie u swojego ojca. Do dziś dokładnie pamiętam te niebieskie pluszowe kostki zawieszone przy jego wstecznym lusterku i sposób w jaki zawsze się od siebie odbijały podczas jazdy.
Pamiętam też doskonale zapach jego perfum. Przypominały morską bryzę.
Pamiętam sposób w jaki układał dłonie na kierownicy i to jaką bycie na drodze przynosiło mu frajdę. Usadziliśmy jego podpitych kolegów na tylnej kanapie i wjechaliśmy w stronę domu.
W radiu puścili jakiś rockowy kawałek i słysząc to jak głośno zaczęli śpiewać jego koledzy Josh podkręcił muzykę w radiu. Jeden z nich poklepał mnie po plecach, a ja nachyliłam się w ich kierunku po wino.
Wzięłam dość duży łyk, a alkohol rozlał się po moim ciele pozwalając mi się dodatkowo odprężyć. Dałam się ponieść chwili i śpiewając razem z nimi nachyliłam się w ich kierunku, aby przekazać im butelkę do dalszej kolejki. Josh też śpiewał.
Odwróciłam się z powrotem do przedniej szyby i...
Pamiętam jeszcze światła...
Jasne, oślepiające nas światła z naprzeciwka, a potem ten okropny hałas, wstrząs i wodę wdzierającą się do środka samochodu.
Co było potem? Nie pamiętam. Straciłam świadomość.
Ocknęłam się na chwilę dopiero wtedy gdy ktoś trzymając mnie za ramiona szeptał mi prosto do ucha.
„Wszystko będzie dobrze... Wszystko będzie dobrze... Rozumiesz? "
I choć nie pamiętam obrazu to nigdy nie zapomnę momentu w którym ta osoba trzymała mnie za ramiona. Te dłonie wydawały mi się wtedy takie kojące. Jakby uśmierzały ból, który promieniował w całym moim ciele. Choć na chwilę przyniosły mojemu ciału upragnione wytchnienie.
Pozwoliły mi na chwilę odpłynąć. Poczuć się bezpiecznie. Ten dotyk całkowicie uspokoił również drgawki, które szarpały moim ciałem pozwalając mi spokojnie leżeć.
Nie mogłam sobie jednak przypomnieć tonu głosu tej osoby. Nie mogłam jednoznacznie stwierdzić czy była to kobieta, czy mężczyzna.. Wiem tylko, że jeszcze przez jakiś czas do mnie mówiła.
„Wszystko będzie dobrze. Trzymaj się Hayley.. Musisz wytrzymać. Nie jesteś tutaj sama. I nigdy nie będziesz... Nie poddawaj się. Nie wolno Ci się poddawać. "
I prawdę mówiąc do tej pory nie wiem, kto to był. Czasem myślę.. Może to tylko wytwór mojej wyobraźni? Podobno nie było tam nikogo więcej. Przynajmniej tak mówili policjanci, gdy im to opowiedziałam. A przynajmniej nie było tam nikogo kto znałby moje imię. Podobno ledwo wyczołgałam się z wody na brzeg, bo tam mnie znaleziono leżącą na plecach. Jak tego dokonałam? Być może wtedy uroiłam sobie ten głos, dzięki któremu było mi łatwiej wydostać się z wody. A może pamiętam głos ratownika medycznego, który udzielał mi pomocy? Nie wiem.. Nie pamiętam.
Potem obudziłam się w szpitalu.
A co było potem?
Mam w pamięci jeszcze tylko drobne urywki z pogrzebu Josh'a, który zginął na miejscu zaraz po tym gdy wpadliśmy do tej przeklętej rzeki. Tak naprawdę nie była ani bardzo głęboka, ani rwąca jednak każdy z nas odniósł poważne obrażenia przez prędkość i wysokość z jakiej spadliśmy przebijając się przez barierki drewnianego mostku. Byłam wtedy tak popularna... Żyłam w tej sztucznej obłudzie. Miałam podobno tak wielu przyjaciół, ale pewnego dnia ich zabrakło.
Zabrakło ich, wtedy kiedy najbardziej ich potrzebowałam, a później nie miałam już nikogo. Zostałam sama. Wszystko odeszło. Najbardziej jednak bolała mnie utrata Josha. Miłości mojego życia. Od tej pory już nic nie było takie same. Nie potrafiłam poradzić sobie z jego śmiercią choć momentami czułam się dobrze.
Na początku zaprzeczałam sama sobie. Wdawało mi się, że to nie prawda. Chodziłam po domu jak cień. Zachowywałam się jak obłąkana. Pozbierałam jego rzeczy do pudełka i codziennie sprawdzałam czy wszystko jest na swoim miejscu.
Po jakimś czasie wyniosłam jednak pudełko na strych i pozostał tylko żal.
Przejechałam dłonią po swoim płaszczu wyobrażając sobie, że mam pod palcami materiał jego bluzy i poczułam jak zbiera mi się na gorzki płacz.
Moje wargi lekko zadrżały, a ja znów poczułam, że ogarnia mnie chaos z którym od pewnego czasu sobie nie radziłam.

Z zamyślenia wyrwał mnie znak po którym weszłam na swoje osiedle. Te myśli o Joshu na nowo mnie rozbiły. Kiedy przechodziłam obok domu Leo uważnie mu się przyjrzałam ciągnąc nosem. Przed jego drzwiami wciąż stało parę kartonów. Odszukałam w kieszeni klucze i przechodząc przez bramkę wsunęłam je do drzwi wejściowych. W domu o tej porze nikogo nie było dlatego rzuciłam torbę z zakupami gdzieś w przedpokoju i poszłam do kuchni aby odgrzać obiad z lodówki.
w Jesieni nie lubiłam tego, że bardzo szybko robiło się ciemno, a na polu bywało chłodno. Zawsze bardziej lubiłam wiosnę i lato. Kochałam je przede wszystkim za to, że wtedy wszystko budziło się do życia. Postanowiłam pójść do gabinetu mojego ojca dlatego wdrapałam się po wąskich schodach na górę. To pomieszczenie mieściło się zaraz obok mojej sypialni i miało w sobie niesamowity klimat. Nacisnęłam na klamkę, a kiedy drzwi nie ustąpiły nie zdziwiłam się. Tata rzadko kiedy zostawiał otwarty gabinet. Właściwie nigdy. Westchnęłam raz jeszcze naciskając klamkę jednak tak jak poprzednio nic się nie stało. Przeszłam więc do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi. W pomieszczeniu panowała już ciemność, jednak zanim cokolwiek zrobiłam znieruchomiałam. Wyjrzałam przez okno uważnie przyglądając się temu co zwróciło moją uwagę. Niepewnie zbliżyłam się do okna marszcząc brwi. Po raz pierwszy widziałam jak ktoś zapalił światło w domu naprzeciwko i z tego co mogłam śmiało stwierdzić to to, że Leo tak jak ja stał przy oknie i patrzył wprost na mnie. Do tej pory nigdy nie widziałam światła w tym starym dworku.
Chłopak uśmiechnął się i otwarł okno, więc zrobiłam to samo czując powiew nieprzyjemnego wiatru na swojej twarzy.
- Dzień dobry raz jeszcze – powiedziałam rozbawiona, a on zaśmiał się unosząc dłonie w geście obronnym.
- Wygląda na to, że mamy naprzeciwko siebie sypialnie. Nie chcę więc nic mówić, ale powinnaś chyba założyć w tym oknie jakąś zasłonę! Inaczej będę czuł się jawnie obserwowany! – zauważył rozbawiony, a ja zaśmiałam się siadając na parapecie.
- Jak idzie? – spytałam, a on westchnął.
- Prawdę mówiąc nie spodziewałem się, że to pójdzie aż tak mozolnie – jęknął, a ja wzruszyłam ramionami.
- Nie jestem dobra w pocieszaniu – uśmiechnęłam się do niego najserdeczniej jak umiałam, a on jakby się wzdrygnął. Spuścił wzrok jednak po chwili go podniósł patrząc mi prosto w oczy.
- A może chcesz mi pomóc? – spytał, a ja zmarszczyłam brwi. – Przyda się każda para rąk – dodał, a ja zawahałam się.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Jestem straszną niezdarą. – powiedziałam zgodnie z prawdą, a on wydawał się tym rozbawiony.
- Jako zapłatę mogę zaoferować Ci kubek herbaty – stwierdził, a ja zauważałam w tym świetny pretekst do ruszenia się z domu. Kusiła mnie myśl o tym, że mogłabym od środka zobaczyć to do tej pory opuszczone miejsce.
- W sumie.. – zamyśliłam się udając, że dogłębniej to analizuję – No dobrze.. – zgodziłam się, a on uśmiechnął się do mnie szeroko. – Chętnie ci pomogę.
- W takim razie czekam – zanim jednak cokolwiek zrobiłam Leo odchrząknął – Ale Hayley.. Zanim przyjdziesz to weź ze sobą herbatę. – mówiąc to zamknął okno i zniknął gdzieś we wnętrzu pokoju, a ja lekko rozchyliłam usta kręcąc głową.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top