18☾
- Dlaczego pytasz mnie o studia? – pokręciłam głową kilka godzin później. – Jest tyle rzeczy o które możesz mnie spytać, a ty wybierasz właśnie studia! dzisiaj to ja mam wątpliwości odnośnie powagi twoich pytań- załamałam ręce wchodząc do sklepu zoologicznego po jedzenie dla Winstona. Po lodowisku poprosiłam go, abyśmy podeszli na małe zakupy. Dzięki niemu całkowicie zapomniałam o wydarzeniach poprzedniego dnia. Przeszliśmy przez szklane drzwi, a od progu uderzył mnie już silny zapach karm i świergot jakiś ptaków zamkniętych w ciasnych klatkach. Leo wszedł zaraz za mną tak jak ja ogarniając wzrokiem pomieszczenie.
Przeszłam do wysokiego regału z karmą dla zwierząt przeglądając wszystkie dostępne rodzaje. Za dużo tego! Nie mogę się zdecydować!
- Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Dlaczego akurat te studia? – Leo nalegał, a ja spojrzałam na niego z lekką pretensją.
- Tłumaczyłam Ci już, że moi rodzice mają teatr i ja tym teatrem mam się za jakiś czas zająć. Naprawdę mam czasem wrażenie, że mnie nie słuchasz – pokręciłam głową wracając do czytania składu karmy, którą wzięłam do rąk. W odpowiedzi tylko się zaśmiał, a ja poczułam ciepło na karku. Wcale nie musiał odpowiadać. Sama już jakiś czas temu obawiałam dopisać sobie odpowiedź.
- Myślisz, że ta będzie dobra? – spytałam podsuwając mu do ręki karmę. Chłopak zaczął czytać, a ja podeszłam do wielkiego akwarium umieszczonego na osobnej wolno stojącej ścianie. Pływały w nim różnokolorowe rybki. Większe i mniejsze. Niektóre z nich miały piękne wielokolorowe ogony, a inne skrzące się pod światło łuski. Każda z nich była piękna na swój własny sposób. Leo stanął po drugiej stronie szyby akwarium patrząc wprost na mnie. Uśmiechnęłam się więc do niego delikatnie patrząc na przepływające przez jego sylwetkę gupiki. Wyglądało to bajecznie.
Podeszłam bliżej szkła, a Leo przyłożył swoją dłoń do akwarium obserwując mnie w ten sam sposób co wcześniej ja jego. Przed moimi oczami przepłynęła złota rybka falując swoim ogonem. Zgryzłam delikatnie dolną wargę, jednak nie zdołałam powstrzymać się od uśmiechu i wyciągnęłam dłoń przykładając ją do chłodnej powierzchni tak jak on. Nasze dłonie złączyły się więc pomiędzy dzielącej nas szyby, a pomiędzy nimi przepłynęły dwa wielokolorowe skalary.
Przez chwilę miałam nawet wrażenie jakby załaskotały nas swoimi ogonami.
Leo patrzył w moje oczy, a ja nieśmiało unosząc wzrok znad rybek odważyłam się popatrzyć w jego. Pomiędzy naszymi dłońmi tym razem przepłynął gupik o przepięknym ogonie przypominającym tęczę.
Poczuła szybsze bicie serca, dlatego przełknęłam ślinę i odwróciłam wzrok odsuwając się od akwarium. Leo odsunął swoją dłoń chwilę po mnie i również wydawał się zmieszany. Podeszłam więc do niego i przełknęłam ślinę raz jeszcze patrząc na akwarium.
- Boisz się, że idę z prądem prawda? – spytałam w końcu, a on skinął głową.
- Myślę, że te studia wcale nie są dla Ciebie i Cię nie cieszą. Boisz się wyłamać ze schematu. – nie odpowiedziałam. Po prostu przyglądałam się rybą. Do akwarium podszedł sprzedawca i stając na małej drabince nasypał do wody jedzenia. Widząc to zwróciłam uwagę na to jak wszystkie prawie w jednym momencie poderwały się do góry podpływając niemal do końca tafli, a płatki jedzenia opadły w wodzie. – Wiesz co myślę? – spytał, a ja spojrzałam na niego czekając na to co powie. – Myślę, że bardzo komfortowo żyje się właśnie w takim akwarium. – kiedy to powiedział popatrzył na mnie, a ja patrząc mu w oczy poczułam złość. Co on mógł o tym wiedzieć? – Sztuką jednak jest się z niego wyłamać i wypłynąć samotnie na własne wody prawda?
- Prawda – odpowiedziałam chociaż wcale nie chciałam tego powiedzieć. Dlaczego on miał rację?
- Wygodnie jest nie widzieć problemu Hayley. Ludzie żyją jak zombie. Każdy podąża teraz za sobą. Jeden za drugim. Jeden za drugim. Dla większości liczy się praca. Pieniądze. Udostępnienia. Zobacz jak wielką rolę odgrywają teraz te małe urządzenia. Myślą, że są wolni – prychnął – Ale tak naprawdę nie wiedzą jak bardzo są uwięzieni. Wciąż to samo.. Wciąż to samo.. Naprawdę tego chcesz? – spytał, a ja nie odpowiedziałam. Spojrzałam w lewo na ulicę. Faktycznie minęło nas wiele osób zapatrzonych w komórki.
To pytanie pozostawiłam jednak bez odpowiedzi.
Wzięłam karmę z jego ręki i podeszłam do kasy aby za nią zapłacić.
Leo przyglądał się ptaszkom zamkniętym w małych klatkach. Takie piękne a takie smutne.
Wieczorem kiedy wracaliśmy do domu spojrzałam na niego i bawiąc się dłońmi podrapałam się po głowie.
- Wiesz co.. - zaczęłam
- Co? – spytał, a ja wzięłam głębszy wdech.
- Jest jeszcze coś co nie daje mi spokoju. W takim razie skoro już poruszyłeś ten temat to chcę zakończyć tą sprawę z tymi listami i chyba nawet wiem jak.
- Naprawdę? – nieco ściszył radio, a ja kiwnęłam głową.
- Tak.. Najlepiej poszukać informacji o korzeni.
- U korzeni? – nie za bardzo rozumiał.
- Pomyślałam, że moi dziadkowie na pewno mi pomogą. Pojechałbyś tam ze mną? – miałam nadzieję, że się zgodzi.
- Jeśli ma to pomóc w rozwiązaniu tej sprawy, to jasne że tak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top