16☾
Do parku nie mieliśmy dlatego. Idąc przez skróty trzeba było poświęcić na to tylko jakieś 15 minut. W Londynie mieliśmy ich kilka, które w gruncie rzeczy były bardzo często uczęszczane przez mieszkańców, dlatego kiedy weszłam na główną uliczkę prowadzącą aż do pomnika powstańców uśmiechnęłam się patrząc do góry. Niebo było czyste, a Winston ciągnął mnie na szelkach. To było dla niego zupełnie nowe miejsce pełne nowych zapachów i wielu ludzi z innymi psami. Na asfaltowych ścieżkach leżało mnóstwo wielokolorowych liści, a my mijaliśmy naprawdę wiele spacerujących tędy ludźmi. W ciągu dnia działo się tutaj naprawdę wiele happeningów, z których to miejsce słynęło. Kiedy byłam mniejsza bardzo często przychodziłam tutaj z rodzicami kiedy wracaliśmy do domu z teatru. Bawiłam się wtedy na placu zabaw z innymi dzieciakami.
Kiedy doszłam w końcu pod pomnik znajdujący się na okrągłym placyku do którego dochodziły wszystkie alejki rozejrzałam się dookoła. Nie zauważyłam tutaj Leo za to moją uwagę przykuła jakaś postać leżąca niedaleko drzewa. Rozejrzałam się dookoła ale nikt oprócz mnie nie zwracał na niego uwagi.
- Przepraszam! – krzyknęłam w kierunku jakiejś pary przechodzącej niedaleko – Pomóżcie mi! Tu leży jakiś człowiek! – zawołałam sama ruszając do niego przodem.
Leżał z twarzą zwróconą ku ziemi i z tego co zauważyłam miał przemoczone ubrania.
Winston zaczął ciągnąć mnie w przeciwnym kierunku jednak nie zwróciłam na niego uwagi.
- Uspokój się! – powiedziałam surowo. Para zbliżała się szybko w moim kierunku dlatego postanowiłam odwrócić go na plecy. Obawiałam się tego, że nie żyje. Wcale nie wyglądał tak jakby oddychał. Bałam się wiedzieć co zobaczę, kiedy go odwrócę dlatego kiedy pociągnęłam go za ramię, a on przetoczył się na plecy. Siną twarz oświetliły mu latarnie, a ja krzyknęłam na całe gardło osuwając się na kolana. Mimowolnie wypuściłam smycz z ręki, a Winston zaczął biec w przeciwnym kierunku.
O Boże! Nie to nie może być prawda!
W mężczyźnie leżącym na trawie rozpoznałam Louisa. Chłopaka, który zginął w kwietniowym wypadku. Dokładnie tego, który jechał z nami autem. Poczułam jak do moich oczu napływają łzy i zaczynają spływać po moich policzkach.
Zaczęłam dotykać go po ubraniu czując pod palcami tylko zimny mokry materiał, a moje dłonie drżały. Co on tutaj robi?! Dlaczego tutaj jest?!
- Pomocy! Potrzebuję pomocy! – zaczęłam krzyczeć nie mogąc oderwać wzroku od jego pozbawionej życia zastygłej w bólu twarzy. Dlaczego on tutaj jest?!
- Hayley! – ktoś krzyknął moje imię, a chwilę później położył dłoń na moim ramieniu odciągając mnie do tyłu tak, że upadlam na pośladki.
Spojrzałam na swoje mokre dłonie kręcąc głową i płacząc. Odwróciłam się na kolana i przez chwile miałam wrażenie, że leżę pośród tej zimnej wody. Pod rękoma zamiast wody i mułu rzecznego poczułam trawę i liście. – Hayley.. – powtórzył głos i kucnął patrząc w moje oczy. Ja jednak popatrzyłam na swoje dłonie. Czułam się tak, jakbym miała go na sobie. Tak jakbym znajdowała się nad rzeką. Coś wyskoczyło na moje kolana i dopiero teraz wróciłam do rzeczywistości. Winston zaczął szczekać merdając ogonem a Leo patrzył na mnie zatroskany. Położyłam dłonie na jego ramionach płacząc i odwróciłam się do tyłu patrząc na tego mężczyznę. Nachylała się nad nim ta para, którą zawołałam.
-On się utopił! – krzyknęłam – Nikt nam nie pomógł!
- Żyje! – powiedziała kobieta, a ja poczułam jak łzy zastygają w moich oczach. – On żyje! Zack dzwoń po pogotowie – powiedziała do swojego chłopaka, a ja z pomocą Leo wstałam na nogi. Czułam jednak jak kolana się pode mną uginają. Podeszłam do jego ciała i kiedy spojrzałam raz jeszcze na jego twarz musiałam stwierdzić, że to nie ten sam mężczyzna. To wcale nie był Louis. To też jakiś młody chłopak, ale nie Louis. Jak mogłam się tak pomylić?! Popatrzyłam na Leo zaczynając płakać i po prostu się do niego przytuliłam.
- No już.. Już.. – zaczął gładzić mnie po włosach – spokojnie. Już nie płacz – poprosił wycierając moje policzki swoją ciepłą dłonią, a ja wzięłam głębszy wdech patrząc w niebo. – Wydaje mi się, że kogoś zgubiłaś – powiedział i włożył mi do ręki smycz Winstona zaciskając moje palce w mocny ucisk wokół smyczy, a ja spojrzałam pod swoje nogi patrząc na niespokojnego pieska.
Poczekaliśmy jeszcze na przyjazd karetki. Kiedy zabrała chłopaka do szpitala postanowiliśmy wrócić do domu. Nie mogłam się jednak wcale uspokoić. W drodze powrotnej opowiedziałam mu o tym co widziałam, a on oznajmił że nie stało się nic złego. Stwierdził, że to po prostu musiało mną bardzo wstrząsnąć jednak te wytłumaczenia wcale mnie nie pocieszyły. Kiedy staliśmy w przedpokoju mojego domu odpięłam Winstona ze smyczy, a Leo poklepał mnie po ramieniu.
- Dasz sobie radę? – spytał, a ja popatrzyłam mu w oczy kręcąc głową. Nie chciałam aby teraz wychodził. Nie chciałam zostać sama.
- Nie wychodź proszę.. Zostań na noc. Nie chcę być sama – poprosiłam, a Leo zamyślił się nad czymś. Popatrzył mi w oczy i widząc w nich przerażenie zagryzł policzek od środka. Widziałam, że bił się z myślami.
- W porządku. – zgodził się a mi ulżyło - Ale pójdę do siebie po jakieś rzeczy. Wrócę za niedługo. – zapewnił mnie i szybko dodał - Ale ty nie będziesz sama przez ten czas. Winston Cię przypilnuje – uśmiechnął się patrząc na psa, który siedział obok schodów uważnie nam się przyglądając.
- Jeśli tak jak w parku to chyba lepiej poradzę sobie sama. – powiedziałam myśląc o tym jak po prostu uciekł. Popatrzyłam oskarżycielsko na Winstona, a on przechylił głowę w bok przysłuchując się nam.
Leo pokręcił głową.
- Nie.. On chciał pomóc. Przybiegł do mnie chociaż byłem dopiero na ścieżce i zaczął szczekać kręcąc się dookoła tak abym zwrócił na niego uwagę i poszedł za nim po czym ruszył przodem w stronę placu. Chociaż nie wiedziałem że jest twój to od razu się domyśliłem i zorientowałem się, że coś się stało. To naprawdę mądry pies. – zdziwiłam się chociaż ku temu ostatniemu nie miałam wątpliwości. Już nie raz udowodnił mi swoją inteligencję. W głębi byłam przekonana o tym, że doskonale rozumie o czym mówimy. No dobra. Powiedzmy, że zdołał się trochę wybielić w moich oczach. Wyciągnęłam więc z kieszeni klucze podając je Leo.
- Otwórz górny zamek tym – powiedziałam wskazując klucz, a on uważnie mu się przyjrzał zaczynając się nimi bawić, tak że ich dzwonienie rozchodziło się głucho po pomieszczeniach.
– Ja pójdę w międzyczasie pod prysznic. – przestąpiłam z nogi na nogę.
- Okej. W takim razie zobaczymy się za chwilę – pomachał mi wychodząc za drzwi, a kiedy je za sobą zamknął od razu przekręciłam kłódkę. Zostałam tutaj sama. Cisza w domu na nowo mnie przeraziła, a ja poczułam jak okolice żołądka na nowo mi się zaciskają. Zapaliłam więc wszystkie możliwe światła po drodze i wybiegłam na górę do swojego pokoju. Usiadłam na podłodze opierając się plecami o łóżko, a mój piesek usiadł zaraz obok mnie. Po prostu się do niego przytuliłam i kiedy poczułam jego miękkie futerko mimowolnie się popłakałam. Winston jednak dzielnie to zniósł kładąc głowę na moim ramieniu.
Nie mogłam uwierzyć w to co się dzisiaj wydarzyło. Dlaczego przydarzyło się to akurat mnie? Przed oczami na nowo stanęła mi twarz Louisa, a potem tego mężczyzny. Jak ja mogłam się w ogóle tak pomylić? Byłam przekonana, że tam leżał. Te mokre ubrania dodatkowo mnie w tym utwierdziły. Przez tak długi czas oszukiwałam siebie, że pogodziłam się z tym co się stało, a to wszystko wciąż nie pozwala mi odejść. Poczułam jak z nosa cieknie mi katar dlatego wytarłam nos rękawem i postanowiłam Winstona z powrotem na ziemię. Wstałam z ziemi i ciągnąc nosem wzięłam z łóżka sukienkę, którą wcześniej pospiesznie tutaj zostawiłam i podchodząc do szafy wzięłam z niej coś co miało mi tej nocy robić za piżamę po czym weszłam do łazienki. Rozebrałam się rzucając ubrania na podłogę i weszłam do kabiny odkręcając strumień ciepłej wody. Wylałam na dłonie mnóstwo mydła chcąc pozbyć się uczucia brudnych rąk i ciała tego mężczyzny. Tego wrażenia jakbym dotykała nimi dna rzeki i ciała Louisa.
Miałam nadzieję, że w ten sposób zmyję z siebie to wszystko co mi się przydarzyło. Potem znów wylałam na dłonie chyba pół butelki żelu tak, że jego większość spadła na kafelki i zaczęłam szorować resztę swojego ciała. Najstraszniejsze było jednak to co działo się ostatnimi czasy z moją podświadomością. Miałam wrażenie, że zachowuję się jak schizofremiczka. Te sny, teraz ta sytuacja. Co się ze mną do cholery dzieje?
Mimo wrzątku którym się polewałam wciąż trzęsłam się z zimna. Wzięłam głębszy wdech i położyłam na szybie kabiny prysznicowej. Z tego wszystkiego zakręciło mi się w głowie. Nie miałam jednak pojęcia czy to dlatego, że w łazience zrobiło się za duszno, czy to moje myśli mnie wykańczają. Czuję że potrzebuję od nich przerwy! Marzę by się od nich odciąć. Całkowicie się zresetować. Po chwili zakręciłam kurek, owinełam się ręcznikiem. Ubrałam na siebie czysta bieliznę i jedną z za dużych koszulek które nosiłam do snu wraz krótkimi spodenkami od piżamy.
Nie miałam pojęcia jak długo siedziałam pod prysznicem, ale kiedy przejechałam dłonią po zaparowanym lustrze spojrzałam na swoją żałośnie wyglądającą twarz po czym przekręciłam zamek pod klamką i wyszłam z powrotem do sypialni. Moje ciało owiał jednak nieprzyjemny chłód. Czyli jednak trochę się zagrzałam. Zauważyłam, że nad komodą w rogu pokoju pochyla się Leo oglądając to co na niej poukładałam. Kiedy mnie zauważył jednak wcale się nie speszył. Wręcz przeciwnie. Uśmiechnął się do mnie i wskazał głową na szafkę nocną.
- Nie jestem jakimś super kucharzem, ale zrobiłem kakao. Pomyślałem, że to jakoś pomoże ci się uspokoić. – poczułam się naprawdę pokrzepiająco.
Usiadłam więc na łóżku po turecku i biorąc do ręki kubek z gorącym napojem napiłam się go, a przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele. Tego mi było trzeba. Jego obecność naprawdę mnie uspokoiła.
- A to? Kto? – spytał uśmiechając się nagle i odwracając w moją stronę. W rękach trzymał ramkę ze zdjęciem Josha. Ręka lekko mi zadrżała przez co kakao wylało się na pościel. Spojrzałam na nią i na nowo poczułam, że świat jest przeciwko mnie.
- A to Josh – powiedziałam przez zaciśnięte gardło. Leo zdziwił się jednak odwrócił ramkę w swoja stronę przyglądając się chłopakowi na zdjęciu. Naprawdę.. Nie mógł znaleźć na to jakiegoś lepszego momentu?
Na nowo poczułam szybsze bicie serca, a potem wzbierające się we mnie zmęczenie i żal. Udało mu się w tym momencie zburzyć całą bezpieczną bańkę, którą stworzyłam wokół siebie w łazience. Leo zwrócił uwagę na mój zapewne mizerny wyraz twarzy bo zmieszał się i odłożył zdjęcie na swoje miejsce.
Josh.. Tak bardzo chciałabym żeby tu teraz był. Żeby mnie przytulił. Ile oddałabym za to, żeby znów popatrzeć w jego oczy. Ale.. Co teraz bym w nich zobaczyła? Pustkę? Martwość? Czy jego oczy wyglądałyby jak te które przez chwilę widziałam dzisiaj?
Poczułam jak znowu zbiera mi się na wybuch, moje ramiona zaczynają drżeć, a ja mimowolnie zaczynam łkać jak dziecko. Leo patrzył na mnie w szoku, a ja nie przejmowałam się tym, że cała oblałam się wrzątkiem. Ja po prostu chcę Josha z powrotem! Nie chcę niczego więcej! Nie chcę nikogo więcej! Przez ostatni czas udało mi się przyciszyć w sobie swoje emocje, ale tak naprawdę nigdy się ich z siebie nie pozbyłam!
Zacisnęłam oczy i zaczęłam płakać na głos. Chwilę później Leo wyciągnął z moich dłoni kubek który w nich zaciskałam i usiadł obok mnie przytulając się do mnie.
Schował mnie w swoich ramionach, a ja przytuliłam się do jego piersi trzymając się kurczowo swetra który miał na sobie. Czy on też kiedyś odejdzie?
- Nie płacz. Przepraszam. – powiedział, a ja czułam jak głos mu się łamie. Zaczął wycierać z moich policzków łzy. – Nie chciałem.. Przepraszam. Mogłem tego nie dotykać.
Ja jednak nie potrafiłam się uspokoić. Płakałam jak małe dziecko. Nie chciałam żeby mnie puszczał. Nie teraz. Czy ja w ogóle wiem czego chcę?
- Ja po prostu tak strasznie tęsknię... - zaczęłam, a żal który teraz w sobie odczuwałam zaczął mimowolnie zginać mnie w pół. Odsunęłam się więc od niego zaciskając dłonie na pościeli – Ja nie umiem tak żyć! Chcę wrócić do tamtego wieczora! Dlaczego nikt nie spytał mnie o zdanie?!- powiedziałam niezrozumiale czując ogromny wyrzut w stosunku do wszystkich, a on położył dłonie na moich ramionach przyciągając mnie na nowo do swojej klatki piersiowej i głaszcząc delikatnie po włosach.
- Ćśś.. wiem.. Wszystko wiem.. – mówił, a za każdym razem kiedy mnie dotykał miałam wrażenie, jakby odejmował mi tym samym bólu, ponieważ z każdą chwilą coraz mniej płakałam powoli się uspakajając. Leo położył podbródek na mojej głowie i kiedy przestałam płakać powiedział.
- Wiem jakie to uczucie.. Kiedy uświadamiasz sobie jak bardzo tęsknisz kiedy w twoim życiu zdarzy się coś złego, albo czasem bardzo dobrego, a jedyną osobą której mogłaś to powiedzieć była właśnie ona.. Ale właśnie wtedy.. Właśnie wtedy pamiętaj. Bądź po prostu tym co najbardziej kochałaś w osobach które odeszły. Nie możesz zmienić przeszłości. Wiesz co. Bardzo boli mnie kiedy cierpisz. I ja też mam w swoim życiu takie momenty do których chętnie bym wrócił. A czasem widząc cierpienie moich bliskich przez decyzje jakie podjąłem zastanawiam się czy teraz po czasie nie zadecydowałbym zupełnie inaczej. Ty jednak Hayley.. Musisz pamiętać o tym, że przeszłość jest w twojej głowie, a przyszłość w rękach. Dostałaś drugą szansę i musisz ją wykorzystać najlepiej jak potrafisz. Musisz znaleźć w swoim życiu coś co będzie cię napędzać do dalszego działania. Czasem to nie będzie coś czego oczekują od ciebie inni. I to nie jest samolubne. Robiąc rzeczy dobre dla Ciebie. Teraz jesteś na rozdrożu dróg. Tylko do ciebie należy decyzja odnośnie tego w którą stronę pójdziesz. W lewo czy w prawo. Na końcu będzie wszystko dobrze, a jeśli nie jest dobrze to znaczy, że to jeszcze nie koniec. Gwiazdy nie mogą lśnić bez mroku.
Zamknęłam oczy i wzięłam głębszy wdech. Przez dłuższą chwilę milczałam. Potem jednak spytałam.
- Do księżyca i z powrotem ? – spytałam, a on zaśmiał się. Słychać było w tym ogromny żal.
- Do księżyca i z powrotem. – obiecał. Przełknęłam ślinę i kiedy się od niego odsunęłam i popatrzyłam w jego oczy prawie zaniemówiłam. Tworzyły piękną szklaną taflę i przybrały tak głęboki kolor, że nie mogłam wyjść z podziwu. Wydawały mi się bardziej intensywniejsze niż zazwyczaj.
- Twoje oczy.. – wyszeptałam dotykając opuszkami jego policzka.
- Wiem.. – odszeptał mi tylko i przyłożył swoje czoło do mojego. Zamknęłam oczy i odnalazłam jego dłonie zamykając je w mocnym uścisku.
Leo nieśmiało zbliżył swoje usta do moich, a ja mu na to pozwoliłam. Delikatnie musnął moją dolną wargę, a ja subtelnie musnęłam jego górną po czym odsunęliśmy się od siebie patrząc sobie głęboko w oczy.
A potem?
On położył dłoń na moim policzku. A ja po prostu się w nią wtuliłam zamykając powieki.
A potem położyliśmy się obok siebie.
★★★
Znów obudziłam się przed złotą bramką. Nieboskłon oświetlony był tysiącem gwiazd. Miałam na sobą tą samą zakrwawioną sukienkę co zawsze. Rozejrzałam się dookoła jednak i tym razem nie zauważyłam postaci przyglądających mi się zza ogrodzenia.
Przeszłam więc przez bramkę.
Otoczyła mnie ta sama przyjemna kwiatowa woń co zawsze, a moje ciało ogarnęło poczucie spokoju. Postanowiłam wrócić w to miejsce w lesie.
Wyszłam więc na ścieżkę i ku mojemu zdziwieniu zauważyłam, że porosły ją zarośla.
Wydawało się, jakby nie było mnie tutaj przez lata. Trawa tym razem kuła mnie pod stopami, a las wcale nie zapraszał do środka.
Chciałam zobaczyć jednak to, co ostatnio mi przerwano. Byłam ciekawa obrazów pojawiających się na wodzie.
Na gałęzi świerku przy wejściu do lasu siedział czarny kruk przyglądając mi się swoimi oczami przypominającymi puste plastikowe koraliki.
Do sadzawki prowadziła ta sama droga. Tym razem jednak coś się nie zgadzało.
Miałam wrażenie, że słyszę szepty. Mnóstwo szeptów. Nikt jednak obok mnie nie stał.
Wydawało mi się, jakby chciały odwieść mnie od pomysłu zbliżenia się do wody. Mimo wszystko ruszyłam przed siebie. To tylko sen.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top