13☾
✩✩✩
Wyłączyłam suszarkę i wyszłam z łazienki patrząc na bajzel w pokoju który po sobie zostawiłam. Mam nadzieję, że mama nie wejdzie tutaj pod moją nieobecność i nie zobaczy tego huraganu który tędy przeszedł bo inaczej znowu będzie suszyć mi głowę.
Wyciągnęłam jeszcze z szafy ramoneske i zarzuciłam ją na ramiona. Mimo zbliżającego się lata na dworze wciąż było chłodno. Spojrzałam na zegarek na ręce. 18.50. Josh pewnie zaraz będzie. Podeszłam do okna i otwierając je wyjrzałam na ulicę jednak z tego co udało mi się zauważyć jeszcze go nie było. Zamiast dźwięku jego silnika usłyszałam kłótnię dobiegającą z dołu.
Westchnęłam i zamknęłam okno siadając na brzegu łóżka i biorąc do ręki okrągłe lusterko uważnie przyjrzałam się swojemu odbiciu. Długie blond włosy opadały mi na plecy układając się w piękne grube skręty. Z tej okazji postanowiłam się nawet pomalować i chociaż nie byłam mistrzynią makijażu musiałam przyznać, że wyszło mi całkiem nieźle. Zapewne dlatego, że obejrzałam wcześniej na telefonie setki filmików instruktażowych i podpatrzyłam trochę u dziewczyn. Zwłaszcza u Taylor, która była swego rodzaju niekwestionowanym ekspertem w tym temacie. Jeszcze nigdy nie widziałam jej zaspanej, czy krótko mówiąc nie ogarniętej. Ta dziewczyna była chodzącą perfekcją i mówiąc to wcale nie przesadzałam. Westchnęłam i położyłam się na łóżku rzucając lusterko gdzieś w bok na pościel.
Moi rodzice ostatnio kłócą się coraz częściej. Momentami zaczynam się martwić o ich wspólną przyszłość. Dziewczyny mówią jednak, że takie kryzysy w małżeństwach są nieuniknione. Rodzice Taylor jednak takiego nie przetrzymali i się rozwiedli. Niemniej jednak powtarza wszystkim, że wyszło jej to na dobre. Od tamtej pory jest oczkiem w głowie jednego jak i drugiego i bez skrupułów wykorzystuje tą sytuację. Czasem zastanawiam się nawet czy tak naprawdę ją lubię?
Nie, Ja chyba po prostu zaakceptowałam jej towarzystwo i ją toleruję. Z tego co wiem Josh też nie za bardzo za nią przepada. Dlaczego wciąż ciągle się z nią kolegujemy?
Zapewne dlatego, że wciąż trwamy w tej chorej paczce toksycznych znajomych z liceum, z którymi nie mamy zbyt wiele wspólnego. Wzięłam głębszy wdech i sięgnęłam po swojego niebieskiego słonia Harolda ubranego w żółte spodenki przytulając go do siebie.
Tylko on mnie rozumie.
Te ich kłótnie mnie kiedyś wykończą.. Chyba myślą, że nie słyszę bo za każdym razem kiedy pojawiam się w pobliżu przestają i na nowo zaczynają udawać kochająca się rodzinkę rodem z amerykańskiego serialu.
Prawda była jednak taka, że życie u boku swego rodzaju artystów wcale nie jest takie proste na jakie wygląda. Moi rodzice mają dość.. Wyraziste charaktery. Cokolwiek przez to rozumiem. Raz jeszcze spojrzałam na zegarek i choć minęły dopiero dwie minuty zdecydowałam się wyjść z domu. Może i tym razem uda mi się choć na chwilę przerwać ich przegadywanki. Wydaje mi się, że nie chcieli sprawić mi tym przykrości niemniej jednak ich kłótnie odbijały się również na mnie. Słysząc ich krzyki sama stawałam się nerwowa i sfrustrowana. Nie wiedziałam kiedy tak na dobrą sprawę powinnam się odezwać, a kiedy przemilczeć temat bo kiedy ostatnio próbowałam poruszyć ten wątek przy obiedzie oboje o dziwo zgodnie nabrali wody w usta.
Wyszłam na korytarz i specjalnie trzasnęłam drzwiami. I proszę! Jak ręką ujął.
Można? Można.
Nagle na dole zrobiło się cicho.
Zeszłam więc po schodach i mijając ich w kuchni zatrzymałam się na moment w korytarzu.
- Gdzie idziesz? – spytał tata nerwowo przemieszczając się pomiędzy blatem i zupełnie bez sensu przekładając garnki wyłożone na ręczniku do wysuszenia.
- Idę na mecz. Dzisiaj piątek – powiedziałam trochę zawiedziona tym, że nie pamiętał. Mówiłam przecież o tym wielokrotnie.
- Faktycznie.. – mruknął, a ja uniosłam brwi.
- Tato? – westchnęłam, a on spojrzał na mnie zaskoczony. – Miałeś nas podrzucić pamiętasz? – spytałam, a on aż znieruchomiał zastanawiając się nad tym co powiedziałam.
- Aa.. Faktycznie. Tak.. Coś wspominałaś – Coś wspominałam? Mówię o tym od miesiąca! On sobie chyba ze mnie jaja robi w tym momencie! To międzyszkolny finał mistrzostw piłki nożnej o tytuł najlepszej drużyny w Londynie! O tym wydarzeniu piszą we wszystkich lokalnych gazetach! Ludzie obstawiają na to nie małe sumy pieniędzy a on mówi, że coś tam wspominałam?! Życie nie kręci się tylko wokół ich durnowatych przedstawień! Odchrząknęłam jednak mówiąc aż za spokojnie – To jak będzie? Zawieziesz nas? – zaplotłam ręce na wysokości piersi, a on nerwowo przełknął ślinę odkładając miseczkę do szafki.
- Jasne. Wezmę tylko kluczyki. Przyda mi się trochę świeżego powietrza – powiedział to bardziej w stronę mamy, jednak puściłam tą uwagę mimo uszu.
- To super. Czekam na zewnątrz – mruknęłam i ewakuowałam się z kuchni wychodząc na zewnątrz.
O bramkę opierał się Josh jak zwykle mając na sobie tą niebieską sportową bluzę z godłem naszej szkoły. Na ramieniu miał sportową torbę z rzeczami na mecz i niecierpliwie przestępował z nogi na nogę.
Kiedy usłyszał dźwięk zamykanych drzwi odwrócił się w moim kierunku i odetchnął szukając jednak wzrokiem mojego ojca.
- A gdzie Jeremy? – spytał, a ja machnęłam ręką.
- Zbiera się – chyba mu ulżyło. Rozumiałam jednak jego zdenerwowanie. Musiał stawić się na najważniejszym meczu w jego karierze. Jako kapitan nie mógł pozwolić sobie na żadne spóźnienia. Zwłaszcza, że na trybunach miały zasiąść jakieś szychy. To mogło być dla niego życiową szansą nie mówiąc o presji jaką z pewnością odczuwał. Pocałowałam go w usta i wyszłam za bramkę splatając nasze palce. – Jak się masz? – spytałam, a on wziął głęboki wdech kręcąc głową.
- Stresuję się – powiedział szczerze, a ja wcale mu się nie dziwiłam.
- Wiem, że dasz z siebie wszystko jednak chciałabym żebyś zachował też w tym jakąś rozwagę Josh. Nie chcę, żeby stało Ci się coś złego – poprosiłam. Już ja go znałam. Kiedy wychodził na boisko zazwyczaj ponosiły go emocje. Mogłabym go wtedy spokojnie porównać do tego stojącego na tylnych łapach niedźwiedzia z rozwartym w krzyku pyskiem z którego wizerunkiem na bluzie właściwie nigdy się nie rozstawał.
- Wiem. – powiedział tylko i nie dokończył bo z domu wyszedł mój tata zarzucając w międzyczasie na ramiona żółtą kraciastą koszulę.
Przywitał się z Joshem przez uścisk ręki i zaprosił nas do zaparkowanego na chodniku samochodu.
Droga do szkoły minęła nam więc na poprawnych rozmowach i kulturalnych tematach na które mogliśmy rozmawiać z moim tatą. Josh spytał go jak zwykle o jego nowe role, a on rozgadał się na pół drogi. Potem on życzył mu powodzenia na meczu choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie ma pojęcia o czym mówi po czym rozstaliśmy się na szkolnym parkingu który już powoli wypełniał się samochodami.
- Będę po was z powrotem o 22 dzieciaki! – zawołał na pożegnanie, a my ruszyliśmy ku szkolnemu boisku mieszczącemu się za głównym budynkiem. Na trybunach siedziało już parę osób dlatego podeszliśmy do nich aby się z nimi przywitać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top