12☾
Od wyjazdu Leo minęły dwa dni, które szczerze mówiąc bardzo mi się ciągnęły. Do tej pory nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że ja naprawdę nie mam co tutaj robić. Głównie więc siedziałam przed telewizorem, lub bawiąc się z Winstonem. Tak. Pies został wraz ze mną. Zaaranżowałam mu legowisko w mojej sypialni.
Ta nieobecności rodziców wcale nie okazała się dla mnie tak fascynująca jak myślałam przed ich wyjazdem.
Zwlekłam się więc z łóżka tak jak dotychczas miałam to w nawyku około południa, zjadłam śniadanie i z nudów postanowiłam zrobić porządek na dworze. Ubrałam więc na siebie dużo za dużą bluzę i jedne z moich uniwersalnych czarnych legginsów. Dzisiejszy jesienny dzień był naprawdę piękny i aż prosiło się o to, aby spędzić go gdzieś na zewnątrz. Był to więc idealny pretekst zwłaszcza że, wszyscy sąsiedzi oprócz mnie i Leo zrobili już porządek ze swoimi ogrodami. Wzięłam więc z garażu grabie i duży foliowy worek przeznaczony na liście zakładając na ręce stare ogrodnicze rękawiczki mojej mamy. Winston wraz ze mną wyszedł na dwór zajmując się sobą w ogródku. Na naszej posesji nie było zbyt wielu drzew, jednak największa ich ilość zalegała z tego słynnego klombu. Zaczęłam więc bez pośpiechu grabić je na jedną kupkę. Miałam przed sobą długi dzień. Swoja drogą.. Na myśl od razu przyszedł mi Leo. Ciekawa jestem gdzie tak właściwie pojechał. Nie tłumaczył się, a ja też tego od niego nie oczekiwałam. Tak naprawdę to nie miałam prawa tego wymagać. Sądziłam jednak, że mimo wszystko sam coś napomknie i że nie będę musiała ciągnąć go za język bezczelnie wtykając nos w nie swoje sprawy. Tak się jednak nie stało, a ja zamiast zapytać teraz się zastanawiałam. Nagle spomiędzy grabionej przeze mnie partii liści coś wypadło. Czarne długie pióro. Pochyliłam się aby podnieść je z ziemi i przejechałam po nim opuszkami palców. Było twarde, a jego zakończenia ostre. Podniosłam je więc nieco wyżej pod światło unosząc wysoko brwi. Na pierwszy rzut oka kojarzyło mi się trochę z kruczym. Kiedy opuściłam je z powrotem niżej zauważyłam, że ktoś opierał się o moje ogrodzenie.
Podeszłam więc w stronę bramki i dopiero teraz wyraźniej dostrzegłam sylwetkę Arriego nonszalancko palącego papierosa. Wywarł na mnie takie same wrażenie jak ostatnio. Tym razem zarzucił na ramiona oversize'ową jeansową kurtkę, biały podkoszulek i potargane spodnie. Na jego szyi wsiał zaś jakiś sznurek. Nie mogłam zauważyć jednak zawieszki ponieważ wpadał pod koszulkę. Uwagę przykuwała też czerwona bandana którą przewiązał przez szyję w bardzo łobuzerski sposób. Stanęłam więc naprzeciwko niego, a on uśmiechnął się tak jak ostatnio patrząc mi w oczy.
- Mam chyba coś co może Cię zainteresować. – powiedział, a ja uniosłam wysoko brwi. Nie spodziewałam się, że przyjdzie aż tak szybko dlatego nieco zaskoczona rozejrzałam się dookoła, a następnie ściągnęłam z rąk rękawiczki. – Nie chcę jednak rozmawiać tak przez ogrodzenie – zauważył, a ja odchrząknęłam. Miał rację. Trochę niezręcznie.
- Tak. Wejdź do środka – zaproponowałam, a on zrobił to co powiedziałam wcześniej jednak rzucając papierosa na chodnik i przydeptując rozsznurowanymi wojskowymi butami niedopałek.
Poszłam przodem. Grabie rzuciłam na trawę jednak pióro, które cały czas zaciskałam w ręce wzięłam ze sobą do środka.
Weszliśmy do kuchni, a ja nastawiłam wodę na herbatę.
Zauważyłam, że Arrie od wejścia przygląda się uważnie wnętrzu domu. Zabawne. Tak jak na Leo wywierało na nim swego rodzaju wrażenie.
- Czego się dowiedziałeś? – spytałam od razu sypiąc do dwóch kubków fusy czarnej herbaty.
- Nie spytasz nawet co u mnie? – uniósł brew, a ja wzięłam głębszy wdech uśmiechając się do niego.
- Co u Ciebie? – spytałam z przekąsem, a on uśmiechnął się do mnie rzędem swoich śnieżnobiałych równych zębów.
- Lucy to przydomek artystyczny aktorki Elizabeth Labonette. Pracowała w teatrze twoich rodziców, ale zwolniła się jakieś dwa, trzy lata temu. – powiedział, a ja oparłam się o blat patrząc na niego nieco zawiedziona. Naprawdę nie pamiętałam nikogo takiego, a przecież pracowników znałam bardzo dobrze.
- Nie wiadomo dlaczego się zwolniła? Gdzie teraz jest? – pociągnęłam temat. Arrie siedział przy wyspie kuchennej uderzając palcami o blat. Pokręcił głową na boki i nieco się skrzywił.
- Wiadomo. Ale wiem też, że ta informacja może nie być Ci do końca na rękę – westchnął, a mięsień na moim policzku lekko zadrżał. Czyżby to była jakaś grubsza sprawa?
- Chcę wiedzieć. Powiedz wszystko co wiesz – poprosiłam, a w tym momencie czajnik elektryczny się wyłączył. To charakterystyczne pstryknięcie całkowicie wybiło mnie z tematu. Spojrzałam na niego zniecierpliwiona i nalałam więc wrzątku do kubków i położyłam go przed nim podsuwając też ku niemu cukierniczkę i łyżeczkę.
- Lucy wyjechała do Francji i wyszła za mąż za jakiegoś arystokratę. Zaszła w ciążę, jednak niektórzy mówią o tym, że wcale nie we Francji a jeszcze tutaj w Anglii. Nikogo nie dziwiło jednak jej zwolnienie. – usiadłam na przeciwko niego przy wyspie kuchennej czując lekkie drżenie dłoni - Podobno była skonfliktowana z twoją matką. Nikt jednak nie wiedział o co tak naprawdę chodzi. Z czasem zaczęła tracić rolę w przedstawieniach. Teoretycznie miała podpisaną umowę w teatrze, ale praktycznie wcale jej tam nie było. Rzadko kiedy tam bywała.
W odpowiedzi skinęłam głową. Arrie trochę bardziej rozjaśnił mi w głowie.
Powoli ta cała sprawa zaczynała mi się układać w małe części układanki.
Rodzice w tym czasie przechodzili jakiś mały kryzys w związku. Teraz chyba niestety domyślałam się dlaczego. A raczej przez kogo.
Na tą chwilę nie mogłam jednak powiedzieć zbyt wiele i przez chwilę sama zdziwiłam się jak łatwo osądziłam swojego ojca uznając go za winnego całej tej sytuacji. Ta sprawa nie wydaje się jednak aż tak oczywista. Arrie nie powiedział mi przecież wprost, że ludzie podejrzewali ich romans.
- Rozumiem. – odpowiedziałam tylko uśmiechając się do niego ciepło – Czy jest coś jeszcze? Ludzie mówili coś konkretnego? – zaczęłam mieszać łyżeczką w herbacie pomimo tego, że wcale jej nie posłodziłam.
- Nie. Na tą chwilę wiem tylko tyle jednak spróbuję się jeszcze czegoś dowiedzieć. – zapewnił mnie, a ja skinęłam głową. Arrie myślał chyba w podobny sposób co ja. Teraz milczał. Chyba chciał dać mi czas, żebym jakoś to w sobie wszystko w środku przetworzyła. W sumie wolałam nie pytać go o to skąd to wszystko wie. Teraz wiem, że niewiedza w pewnych przypadkach jest błogosławieństwem.
- Dziękuję – mówiąc to byłam względem niego całkowicie szczera, a on w odpowiedzi schylił tylko lekko głowę. Zdziwił mnie nieco jego niecodzienny gest, jednak postanowiłam go nie komentować. – Mogę się jakoś odwdzięczyć ? – spytałam. Wiedziałam, że dzisiaj nie ma nic za darmo, a on zaśmiał się patrząc na mnie rozbawiony. Nie wiedziałam czy to przez moje słowa, czy przez to co sobie wymyślił w ramach rekompensaty.
- Po prostu przyjdź na premierę w sobotę – zaskoczył mnie. Myślałam, że poda jakąś bardziej wygórowaną cenę. A on? Po prostu zaprosił mnie na swoje przedstawienie.
- O której? – przechyliłam głowę i odkładając łyżeczkę na spodeczek wzięłam do ręki ucho kubka podnosząc go do swoich ust.
- O 19 – Arrie też wziął łyk z kubka, jednak on objął go dłońmi. Mimowolnie wytrzeszczyłam oczy mając wrażenie, że zaraz spłonie i moja ręka.
- Poparzysz się – ostrzegłam go, a on zaskoczony spojrzał na kubek który trzymał w rękach i śmiejąc się odłożył go z powrotem na blat.
- Szkło jest na tyle grube, że tylko lekko grzało moje dłonie, ale jeśli wolisz – wzruszył ramionami i chwycił za ucho w ten sam sposób co ja po czym uśmiechając się napił się rozglądając po wnętrzu kuchni.
- O czym będzie to przedstawienie? – spytałam, a na jego twarzy pojawił się cień dumy.
- O Alladynie – wcale mnie nie zaskoczył. W głębi duszy spodziewałam się, że może zostać obsadzony w tego typu roli.
- Pewnie grasz główną rolę? – uniosłam brew, a on westchnął.
- Chyba nie jesteś zaskoczona – słusznie zauważył, a ja musiałam przyznać mu rację. Zdecydowanie go przypominał. Jestem pewna, że można by obsadzić go w tej roli nawet z ulicy bazując na samym wyglądzie i nie dbając o to, że jest aktorem. Z drugiej strony jego pewność siebie naprawdę była zaskakująca. A momentami aż za bardzo się z nią obnosił. Puściłam tą uwagę między uszy i tylko pokręciłam głową myślami odchodząc na chwilę gdzie indziej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top