Wasze pierwsze spotkanie
❤️~Włochy~
Szłaś spokojnie ulicami Wenecji w stronę domu swojego przyjaciela. Było spokojne, marcowe popołudnie. Było dosyć ciepło, jednak przez chłodny wiatr musiałaś zabrać ze sobą kurtkę. Mimo wszystko lubiłaś takie dni. Umówiłaś się z Lovino, że pójdziecie dzisiaj do salonu gier. Miałaś zamiar go ograć we wszystkim. Dosłownie. Chciałaś mu pokazać, że jesteś lepsza nawet w grach. Nie ważne co to by było. Obiecałaś sobie, że nie przegrasz.
Co do Lovino. Bardzo lubiłaś Włocha, mimo że niekiedy wydawał ci się straszną beksą. Mieliście dużo wspólnych tematów. Najwięcej z nich opierała się na jedzeniu.
Zadowolona skręciłaś w uliczkę, gdzie znajdował się dom Włocha. Spojrzałaś na wyświetlacz telefonu. Piętnaście minut przed czasem. Super! Pierwszy raz się nie spóźniłaś!
Zapukałaś wesoło do dębowych drzwi. Po chwili drzwi ci otworzył młody Włoch. Jednakże nie był to Lovino. Chłopak był bardzo do niego podobny. Największą różnicą był wielki uśmiech goszczący na twarzy nieznajomego. Szybko domyśliłaś się, że to jego brat. Lovino kilka razy ci o nim wspominał.
— Uh... dzień dobry. Jest może Lovino? — spytałaś, nie do końca wiedząc jak się zachować. Co prawda wiedziałaś, że twój przyjaciel ma brata ale nigdy nie miałaś okazji go spotkać. Nawet na ulicach go nigdy nie widywałaś. Chłopak również rzadko musiał bywać w domu, ponieważ nigdy się na niego nie natknęłaś. A teraz taka miła odmiana. Zamiast wkurzonego Lovino, wita cię w drzwiach jego weselsza wersja.
— Ve~ Nie. Braciszka jeszcze nie ma. Ale zaraz powinien wrócić. — powiedział uśmiechnięty chłopak otwierając drzwi na oścież i odsuwając się lekko. — A w tym czasie może wejdziesz i w środku na niego poczekasz, Bella? — dodał z szerokim uśmiechem, który natychmiast odwzajemniłaś. Weszłaś do domu wręczając Włochowi swoją bluzę i ściągając buty. Chwilę potem siedziałaś już w salonie na kanapie.
— Napijesz się czegoś, Bella? Kawy? Herbaty? Czy może czegoś innego? — spytał wesoło.Teraz dopiero zwróciłaś uwagę, że jego oczy były prawie zamknięte, lub całkowicie.
Pomyślałaś, że jest to spowodowane przez jego szeroki uśmiech.
— Nie dziękuję.— odmówiłaś. — A tak właściwie to jestem [t/i]. — dodałaś kiedy chłopak usiadł obok ciebie na kanapie.
— A ja jestem Feliciano. Miło cię poznać, Bella. — zaśmiałaś się cicho na jego słowa. Była to dla ciebie nowa sytuacja. Nikt nigdy cię w taki sposób nie nazywał.
— Ciebie również Feliciano. — zachichotałaś.
Chłopak wydawał ci się bardzo miły i wesoły. Całkowite przeciwieństwo Lovino.
W pewnym momencie rozmowy jaka się między wami rozwinęła, usłyszeliście jak drzwi frontowe się otwierają.
— Wróciłem, idioto! — no tak. Lovino. Wszędzie byś rozpoznała ten wredny i niemiły głos. Po chwili do salonu wkroczył nie kto inny jak Lovino.
Uśmiechnęłaś się do niego wrednie. Chłopak widocznie chciał coś powiedzieć, jednakże zrezygnował z tego.
— Cześć, braciszku. — przywitał się Feliciano. — Przyszedł do ciebie gość. — dodał patrząc na ciebie.
Posłałaś mu wesoły uśmiech po czym odwróciłaś się do starszego z braci.
— To jak, Loviś? Idziemy? — spytałaś. Chłopak kiwnął twierdząco głową.
Szybko pożegnaliście się z Feliciano, po czym oboje ruszyliście w stronę salonu gier. Po drodze myślałaś o uroczym bracie twojego przyjaciela. Zastanawiałaś się czy będziesz miała jeszcze okazję go spotkać.
Tego dnia wygrałaś wszystko.
❤️~Romano~
Przechadzałaś się ulicami Rzymu oglądając ciekawie wszystko wokół siebie. Zawsze marzyłaś aby wyjechać do tego ślicznego miasta, a teraz twoje marzenie się spełniło. Byłaś tu. W stolicy Włoch. Podziwiałaś wszystko. Najdrobniejsze szczegóły zachwycały twoją osobę swoim pięknem. Wszystko co tu widziałaś wydawało ci się piękne. Lubiłaś podziwiać takie miejsca. Twój wzrok zawsze zwracał uwagę na szczegóły. Każda rysa, każda kreska. Nic nigdy nie umknęło twojej uwadze.
Westchnęłaś cicho rozkoszując się swoimi chwilowymi wakacjami. Nie często dostawaś urlop w pracy, przez co rzadko co wyjeżdżałaś z swojego rodzinnego państwa. Ale jak już dostałaś upragnioną wolność, korzystałaś z tego czasu na całego. Zazwyczaj właśnie wyjeżdżałaś w różne miejsca na świecie. Zależy od tego co ci się zamarzyło w danej chwili. Zawsze zwiedzałaś stolicę. Chodziłaś do najlepszych restauracji o jakich pisano w internecie. Zawsze przed wyjazdem również uczyłaś się danego języka. O dziwo bardzo szybko przyswajałaś wiedzę. W trzy miesiące potrafiłaś się nauczyć dobrzw mówić po danym języku. Jednakże kiedy go nie używałaś szybko znikał z twojej pamięci, a ty nawet nie potrafiłaś się przywitać. Dlatego też starałaś się pielęgnować swoją naukę.
— Witaj, Bella. — usłyszałaś za sobą dosyć miły głos, z mocno Włoskim akcentem. Zaskoczona szybko odwróciłaś się w stronę niewysokiego szatyna, który uśmiechał się do ciebie flirciarsko. Co jest kurwa? Pomyślałaś.
Uniosłaś zaskoczona brwi, nie do końca wiedząc jak odpowiedzieć nieznajomemu. Pierwszy raz spotkałaś się z sytuacją gdzie jakiś nieznajomy facet podbija do ciebie i zaczyna rozmowę. Takie rzeczy się nie zdarzają za często.
— Um... cześć? — wydukałaś w końcu.
Przyglądnąłaś się chłopakowi. Był on niski, ale wciąż wyższy od ciebie. Miał brązowe, niesforne włosy, z jednym odstającym loczkiem. Jego oczy były w kolorze przypominającym złoto. Na sobie miał jasno brązowy strój, a raczej mundur.
— Czy dałabyś się wyciągnąć na obiad do restauracji? — spytał. — Oczywiście na mój koszt, Bella. — dodał.
Zmarszczyłaś brwi. Jakiś facet właśnie proponował ci obiad w restauracji za friko. To na pewno jest prawdziwe życie? Pomyślałaś. Bo wygląda jak sytuacja z jakiegoś dennego romansu.
— Nie dziękuję. Śpieszę się. — powiedziałaś niepewnie, usilnie starając się wywołać na swoich ustach uśmiech. Chyba ci coś nie wyszło.
— Och... — Włoch posmutniał. Zrobiło ci się go trochę szkoda. — No trudno, Bella. Skoro się śpieszysz to nie będę cię zatrzymywał. Nie chcę ci zrobić problemów. —powiedział cicho spuszczając głowę.
Żal ci się zrobiło, jednakże to wciąż był dla ciebie obcy facet, który zaproponował ci obiad. Nie wiadomo co mógł ci zrobić.
Kiwnęłaś lekko głową, po czym odwróciłaś się i zaczęłaś zmierzać przyśpieszonym krokiem w stronę jakiejś uliczki. Kiedy już się znalazłaś poza zasięgiem wzroku Włocha odetchnęłaś głęboko. Miałaś nadzieję, że już na niego nie wpadniesz. Jednakże tak w głębi serca, miałaś nadzieję, że będziesz miała jeszcze okazję do poznania go. W sumie to wydawał ci się interesującą osobą. Mimo tego że zachował się dziwnie. Ale kto wie? Może w tych okolicach to normalne? Nigdy wcześniej nie byłaś we Włoszech, więc nie wiesz jak zachowują się tutejsi ludzie. No ale cóż. Jedno wiedziałaś na pewno. Ten dzień spędzisz w domu, z kubkiem herbaty przed telewizorem.
❤️~Hiszpania~
Chodziłaś ulicami Madrytu czując to coraz większe poddenerwowanie. Nie mogłaś uwierzyć w to, że zgubiłaś się w twoim rodzinnym mieście. Jak kurwa? Przecież to niemożliwe, na dobrą sprawę.
Westchnęłaś sflustrowana przystając i opierając się o jedną z kamiennych uliczek. Przymknęłaś oczy, zastanawiając się co masz teraz zrobić. Nie mogłaś do nikogo zadzwonić, bo twój telefon został w twoim domu na stoliku w salonie.
To miał być krótki spacer. Pomyślałaś załamana. No cóż. Jak widać spacer zmienił się w błądzeniu bez celu. Tym właśnie skutkuje wieczne siedzenie w domu i nie wychodzenie do ludzi.
— Coś się stało? — usłyszałaś obok siebie wesoły, męski głos.
Otworzyłaś swoje [kolor oczu] oczy. Obok ciebie, po prawej stronie stał wyższy od ciebie szatyn z szerokim uśmiechem.
Kojarzyłaś go skądś, jednak nie mogłaś sobie przypomnieć skąd. Ale wydawał ci się znajomy, więc musiałaś go kiedyś widzieć.
— To nic takiego. Po prostu... — zaczęłaś niepewnie, nie wiedząc czy możesz powiedzieć mu o swoim problemie. — Trochę się zgubiłam. — a chuj. Żyje się tylko raz! A on nie wyglądał groźnie.
Chłopak zaśmiał się wesoło a ty poczułaś że się rumienisz. To była jedna z tych cringowych sytuacji w twoim życiu.
— Jestem Antonio. A ty? — spytał podając ci rękę. Teraz sobie przypomniałaś skąd go znasz! Mieszkał on na tej samej ulicy co ty, a jego rodzina posiadała największą w okolicy plantacje pomidorów. Wiesz to, ponieważ twoi rodzice często od nich kupowali te czerwone warzywa.
— Jestem [t/i]. — przedstawiłaś się z lekkim uśmiechem, podając mu rękę.
Hiszpan uśmiechnął się do ciebie wesoło.
— A więc [t/i]. Może powiesz mi nazwę ulicy na jakiej mieszkasz? Może będę wiedział gdzie to i cię zaprowadzę. — powiedział a ty znowu się zarumieniłaś.
— Mieszkam na [nazwa ulicy]. Będzie miło jeśli mi pomożesz. — odparłaś niepewnie.
Uśmiech chłopaka stał się jeszcze większy, o ile to możliwe.
— Więc jesteśmy sąsiadami! — zawołał. — Dziwne. Nigdy cię wcześniej nie widziałem. — zastanowił się przez chwilę.
Potem jednak wzruszył ramionami znowu patrząc w twoje oczy.
— A więc chodźmy [t/i]! — zawołał wesoło. Ruszyliście razem w nieznaną ci stronę. Cały czas szłaś obok latynosa, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.
W końcu jednak okolica zaczęła się wydawać znajoma. Po chwili stanęliście obok twojego domu. Z uśmiechem otworzyłaś drzwi do swojego królestwa.
— Może wejdziesz? — spytałaś z uśmiechem. Chłopak jednak pokręcił głową.
Zaskoczyło cię to. Po chwili jednak uświadomiłaś sobie, że pewnie ma swoje życie.
— Może następnym razem [t/i]. — uśmiechnął się do ciebie. — Przykro mi ale muszę już iść. Czeka mnie trochę pracy. Ale możemy się kiedyś wybrać na obiad do tej restauracji niedaleko. Najlepiej w sobotę. Jeśli tobie to nie przeszkadza. — powiedział jakby na jednym wydechu. Zaśmiałaś się cicho.
— A więc w sobotę o czternastej. Może być? — zaproponowałaś. Chłopak wesoło pokiwał głową.
Po chwili jednak odbiegł by następnie zniknąć ci z pola widzenia za jedną z uliczek. Chwilę jeszcze stałaś w drzwiach. W końcu jednak weszłaś do domu ściągając po drodze buty a bluzę rzucając na fotel. Ruszyłaś do kuchni po coś do jedzenia. W sumie to zastanawiałaś się jakie będzie wasze następne spotkanie. Już nie mogłaś się doczekać soboty.
❤️~Anglia~
Siedziałaś za ladą w cukierni przyglądając się swoim wypiekom. Mimo, że wyglądały na idealne według ciebie dalej coś brakowało do tego by były idealne.
Jesteś [t/i] [t/n] i prowadzisz najlepszą cukiernie z domowymi wyrobami w całym Londynie. Skromnie możesz nawet przyznać że w całej Wielkiej Brytanii. Twoje wypieki są po prostu niebiańskie. Ludzie którzy u ciebie zamawiają niejednokrotnie wychwalają twoje wyroby. Jest to spowodowane tym, że dużą wagę poświęcasz na swoje dzieła. Dla ciebie każde ciasteczko to dzieło sztuki i chcesz by były idealne.
Podniosłaś głowę słysząc cichy dzwoneczek przy drzwiach. Twój wzrok padł na niskiego blondyna, który stał w drzwiach rozglądając się z zainteresowaniem.
Westchnęłaś cicho odsuwając na bok tacę z babeczkami i lukrem, po czym uśmiechnęłaś się w stronę gościa.
— Witam pana serdecznie. W czym mogę służyć? — spytałaś przyglądając się chłopakowi. Jego włosy były roztrzepane i nie ułożone, zielone oczy patrzyły na wszystko w pomieszczeniu. Na sobie miał jasno zielony mundur. Jednak największą uwagę przyciągnęły jego grube brwi.
Słysząc twój głos blondyn spojrzał na twoją osobę z miłym uśmiechem.
— Witam, My Lady. — powiedział a ty uniosłaś zaskoczona brwi. — Przyszedłem tutaj w związku z moim zamówieniem, które złożyłem tydzień temu. — powiedział z mocnym akcentem. Kiwnęłaś głową wstając z krzesła i podeszłaś do drzwi na zaplecze.
— Imię i nazwisko? — spytałaś jeszcze za nim zniknęłaś za drzwiami.
— Arthur Kirkland. — odpowiedział ci. Pokiwałaś lekko głową szukając odpowiedniego pakunku. Znalazłaś go po chwili. Okazało się, że blondyn zamówił u ciebie paczkę ciasteczek z różnymi obrazkami. Większość z nich przedstawiała Londyńskie ulice.
Uśmiechnęłaś się pod nosem. Naprawdę starałaś się podczas wykonywania tych łakoci. Miałaś szczerą nadzieję, że mężczyźnie posmakują. Robiłaś je prawie trzy noce. Ozdabianie naprawdę długo zajmuje. Tym bardziej jeśli robisz to ty.
Zadowolona wróciłaś do lady. Podałaś mężczyźnie papierowe opakowanie na którym było napisane dużym białym drukiem logo twojej kawiarni.
— Mam nadzieję, że panu posmakują. — powiedziałaś z uśmiechem.
Blondyn zmarszczył brwi patrząc na worek. Po chwili jednak jego wzrok padł znowu na ciebie.
— Ja również mam taką nadzieję. Oby te dobre opinię o pani dziełach okazały się trafne. Nie chcę w końcu żeby tyle pieniędzy poszło w błoto. — powiedział uprzejmie się do ciebie uśmiechając.
Zaśmiałaś się cicho.
— A tak już przy okazji. Czy mogę poznać twoje imię, My Lady? — spytał patrząc na ciebie z uśmiechem i oczami pełnymi ciekawości.
— Mam na imię [t/i]. Miło mi pana poznać. — powiedziałaś, z uśmiechem lekko się kłaniając w jego stronę.
Mężczyźnie chyba wyjątkowo spodobał się ten gest ponieważ jego oczy lekko błysnęły.
— A więc Panienko [t/i]. Mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję by się spotkać. — powiedział Arthur, a ty zachichotałaś.
Po chwili jednakże mężczyzna musiał opuścić twoje słodkie królestwo. Pożegnał się z tobą całując cię lekko w dłoń, po czym zniknął za drzwiami.
Szczerze to nie wiedziałaś co o nim myśleć. Wydawał ci się taki... nienaganny. Z jednej strony ci się to podobało. Był taki jak twoje ciasteczka. Starał się być idealny. I takie podejście ci się podobało. Takich ludzi najbardziej ceniłaś. Miałaś nadzieję na powtórne spotkanie z blondynem.
❤️~Ameryka~
Weszłaś na salę kinową rozglądając się za wolnym miejscem, które będzie znajdowało się zdała od jakichkolwiek dzieci, które by cię kopały w trakcie seansu. Najbardziej na świecie nienawidziłaś takich ludzi. Po chwili jednak znalazłaś sobie miejsce obok jakiegoś blondyna. Siedzieliście prawie na samym końcu więc za tobą nie było nikogo. Zerknęłaś na osobę obok ciebie. Wysoki blondyn w okularach. Na sobie miał brązową kamizelkę i chyba mundur. Obok niego siedział trochę niższy chłopiec, również blondyn, prawdopodobnie jego brat, było między nimi trochę podobieństwa. Tamten drugi miał jednak dłuższe, bardziej pofalowane włosy z jednym odstającym kosmykiem. Oboje rozmawiali ze sobą szeptem.
Chwilę potem jednak światła zgasły. Chłopcy skupili się na filmie, więc postanowiłaś iść w ich ślady i również skupiłaś się na tych ruchomych obrazkach.
Film zleciał ci szybko. Musisz przyznać, że mimo tego że nie był on w twoich klimatach to podobała ci się akcja oraz całość oglądniętego materiału. Jak tylko wrócisz do domu musisz szybko napisach recenzje z tego dzieła.
Nie lubisz się tym chwalić, jednak prowadzisz bloga gdzie zamieszczasz głównie recenzje i nowości z świata kina. Jesteś popularna i dużo osób cię czyta.
— Hej, Hej. Zatrzymaj się! — usłyszałaś na sobą krzyk. Zainteresowana przystanęłaś i spojrzałaś za siebie. Po chwili do twojej osoby podbiegł chłopak, który siedział obok ciebie w kinie. Spojrzałaś na niego zaskoczona.
— Witam pana. Czy coś się stało? — spytałaś batrząc na niego podejrzliwie.
Blondyn odetchnął ciężko patrząc na ciebie z szerokim uśmiechem.
— Nie do końca. Mam tylko pewne pytanie. — powiedział z szerokim uśmiechem, drapiąc się po karku.
Machnęłaś zachęcająco ręką.
— A więc słucham. —powiedziałaś chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim domu i zacząć pisać.
— Wybacz, jeśli mogę się wydawać natrętny, ale czy ty przypadkiem nie jesteś [t/i] [t/n]? — spytał wesoło patrząc się w twoje tęczówki.
Zaskoczyło cię to, że cię rozpoznał. W końcu na co dzień zmieniałaś swoją fryzurę, a na blogu miałaś takie zdjęcie, że cudem byłoby powiedzieć, że ty i tamta kobieta to te same osoby. Mimo wszystko pokiwałaś głową.
— Tak. Mam na imię [t/i]. — powiedziałaś spokojnie przyglądając się Amerykaninowi.
— Uf...- chłopak westchnął. — A już myślałem, że mi się pomyliło. Brat to by mnie zamordował za taką gapę. — zaśmiał się. — Jejku! Amazing! Nie mogę uwierzyć, że w końcu cię spotkałem! — zawołał wesoło. Kilka osób na ulicy rzuciło wam rozbawione spojrzenia. Tak, tak. Ciebie też by to rozśmieszyło, gdybyś stała z boku. W końcu to normalne, że jakiś facet wydziera się do ciebie na środku ulicy.
— Tak, tak. To wspaniale. A teraz wybacz. Śpieszę się. — powiedziałaś wzdychając.
Blondyn kiwnął głową.
— Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. A tak właściwie, to jestem Alfred! — zawołał ze śmiechem.
Przewróciłaś oczami omijając chłopaka i ruszając w stronę swojego mieszkania.
To było dziwne. Bardzo dziwne. Pomyślałaś mimowolnie. Miałaś jednak cichą nadzieję na ponowne spotkanie chłopaka. Wydawał ci się naprawdę interesującą osobą. Mimo tego, że był głośny. Chciałaś go poznać. Ale teraz to najważniejszy jest twój blog. Musisz jak najszybciej wrócić do domu i zacząć pisać. W końcu takich rzeczy nie wolno odkładać na później.
❤️~Rosja~
Leżałaś na trawie rozkoszując się ciszą i spokojem, jaki ci towarzyszył. W okół ciebie rosło mnóstwo przepięknych słoneczników. Uwielbiałaś te kwiaty. Były dla ciebie niczym słońce.
Przeciągnęłaś się lekko otwierając oczy i patrząc na białe chmury, leniwie płynące po niebie. Czasem chciałabyś być chmurą. Mogłabyś leżeć i płynąć błogo przed siebie nie przejmując się tym co nastąpi następnego dnia. Niestety ludzkie życie nie jest takie proste. I ty coś o tym wiedziałaś. Twoje życie nie należało do najprostszych. No ale kto by się tym przejmował? W końcu "inny mają gorzej".
— Privet, towarzyszko. — usłyszłaś dosyć miły głos niedaleko siebie. Podniosłaś się do pozycji siedzącej patrząc na wysokiego mężczyznę niedaleko ciebie. Uśmiechał się do ciebie miło.
— Oh... witam. Nie wiedziałam, że ktoś oprócz mnie tu jest. — przyznałaś cicho patrząc nieśmiało na chłopaka. Był on wysoki. Jego włosy były jasno beżowe a oczy fioletowe. Na sobie miał jasno brązowy płaszcz i długi szalik.
— Ty również lubisz słoneczniki, da? — spytał, jakby ignorując twoją wypowiedź. Wstałaś z ziemii podchodząc do niego i dotykając lekko płatków jednego z kwiatków.
Mimowolnie na twoich ustach pojawił się lekki uśmiech.
— Uwielbiam. Słoneczniki są przepiękne. — powiedziałaś wzdychając i zamykając oczy.
— To prawda. Są prawie tak samo piękne jak ty, towarzyszko. — powiedział spokojnie a na twoich policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Jakiś koleś właśnie ci powiedział, że jesteś piękna! Co jest??!!
— Mam na imię [t/i]. A ty? — spytałaś patrząc na o wiele wyższego od siebie chłopaka. Ile on ma wzrostu? Czemu jestem przy nim taka niska? Pomyślałaś zrozpaczona patrząc na niego z uwagą.
— Moje imię Ivan Braginsky, towarzyszko. — powiedział a ty się uśmiechnęłaś.
Już miałaś coś powiedzieć, kiedy twój telefon zadzwonił. Zaskoczona sponrzałaś na wyświetlacz gdzie pojawiło się imię twojej młodszej siostry. Westchnęłaś ciężko rozłączając się i chowając telefon spowrotem do kieszeni. Westchnęłaś cicho patrząc w fioletowe tęczówki chłopaka, który przyglądał ci się z zainteresowaniem.
— Wybacz mi, Ivan. Muszę już wracać do domu. — powiedziałaś spokojnie, w duchu jednak przeklinając swoją siostrę. No kurde! A miałaś taką idealną okazję! W końcu mogłaś zdobyć przyjaciela! I jak zwykle ktoś ci musiał przeszkodzić. Nosz japierdole! Do czego ten świat zmierza?
— Oh... — westchnął cicho. — Ale spotkamy się jeszcze kiedyś, da? — spytał przechylając lekko głowę w prawą stronę. Wydawało ci się to bardzo urocze. Ogólnie nie wydawał ci się groźny. Wyglądał jak taka cynamonowa rolka.
Jedna mimo wszystko czułaś od niego taką dziwną aurę tajemniczości, która zamiast cię odpychać, tak jak to chyba miała robić, to jeszcze bardziej ciągnęła cię do poznania mężczyzny.
— Oczywiście. A teraz muszę już iść. Do zobaczenia kiedyś. — powiedziałaś omijając chłopaka i kierując się w stronę swojego lokum. Po drodze jednak odwróciłaś się i pomachałaś w jego stronę. Chłopak natychmiast to odwzajemnił.
Uśmiechnęłaś się lekko. Ivan wydawał ci się bardzo miły i spokojny. Miałaś szczerą nadzieję na ponowne spotkanie z nim. A puki co. Musisz iść i wpierdolić swojej młodszej siostrzyczce za zniszczenie ci cudownej chwili z nowo co poznanym chłopakiem. O tak. [Imię siostry (jeśli nie masz to tadam! Już masz! Nie dziękuj!)] nie wyjdzie z tego cało.
❤️~Norwegia~
Weszłaś powoli do biblioteki rozglądając się po regałach. Uwielbiałaś tu przychodzić. Nie tylko dla książek, ale też i dla miłych ludzi, którzy tu pracowali. Lubiłaś podyskutować z innymi osobami o danych książkach. Zawsze moglaś się dowiedzieć czegoś ciekawego.
Kiedy twój wzrok spoczął na biurku dla pracowników zaskoczona na chwilę przystanęłaś. Szczerze mówiąc nigdy nie kojarzyłaś żeby jakiś facet tutaj pracował.
Ciekawe od kiedy tu jest? Spytałaś się w myślach. Może do niego zagadam? Dodałaś uśmiechając się pod nosem.
— Mogłabyś się przesunąć? — usłyszałaś za sobą dość niemiły głos. Zaskoczona odwróciłaś się do jakiegoś chłopaka który stał za tobą z książką w ręce. Teraz też zauważyłaś, że stoisz pomiędzy regałami blokując wyjście.
— Oj. Przepraszam. — powiedziałaś odskakując. Chłopak mruknął coś pod nosem omijając cię i idąc w stronę chłopca który dotąd zajmował ci myśli.
Potrząsnęłaś głową. Ruszyłaś pomiędzy półki w poszukiwaniu ciekawej książki. Po kilkunastu minutach znalazłaś coś dla siebie i wypożyczając książkę ruszyłaś w stronę swojego domu.
Całkiem miły. Pomyślałaś o chłopaku z biblioteki. Udało ci się zamienić z nim kilka słów. Okazał się całkiem sympatyczny.
Westchnęłaś cicho otwierając swoją torebkę w poszukiwaniu telefonu. Zaczęłaś przerzucać papierki w poszukiwaniu urządzenia twojego życia. Przeraziłaś się nie na żarty kiedy po piętnastu minutach dalej nie mogłaś go znaleźć.
— No nie... — jęknęłaś przerażona łapiąc się za głowę. Nie mogłaś teraz wrócić do biblioteki. Nie miałaś tyle czasu. Nie zdążyłabyś wrócić, przed czasem który wyznaczyła ci twoja rodzicielka. Bo jak to stwierdziła "Puki mieszkasz u mnie, żyjesz na moich zasadach."
— Ej, ty! — zaskoczona podskoczyłaś na dźwięk męskiego głosu.
Odwróciłaś się w stronę chłopaka, którego spotkałaś w bibliotece. Było ten sam chłopak, któremu przypadkowo zablokowałaś przejście pomiędzy regałami.
— T...tak? — zająknęłaś się trochę na widok zimnego wyrazu twarzy chłopaka.
Ten tylko podszedł do ciebie z wrednym uśmiechem.
— Tego szukasz? — spytał wystawiając rękę na której leżał twój telefon. Rozpoznałaś go natychmiastowo dzięki charakterystycznej rysie na szybce.
— Tak. Dziękuję. — powiedziałaś i chciałaś zabrać swoją własność, jednakże chłopak szybko cofnął rękę z wrednym uśmiechem.
— No co ty. Nie ma nic za darmo. Myślisz, że chciało mi się lecieć za tobą prze pół miasta, żeby oddać ci telefon? — spytał pośmiewniczo.
Spojrzałaś na niego jednocześnie załamana i zaskoczona.
— Nie mam pieniędzy. — powiedziałaś a chłopak wzruszył ramionami.
— A więc coś wymyśl. Od czego masz mózg? — spytał zakładając ręce na piersi i patrząc na ciebie podejrzliwie.
— Mogę cię jedynie zaprosić na kawę do restauracji. Lub sama ci coś ugotować. — westchnęłaś nie do końca wiedząc co możesz zrobić. Nie należałaś do osób bogatych.
— Hm... domowy obiad nie brzmi tak źle. — zastanowił się na głos. Uśmiechnęłaś się lekko.
— Więc może być? Podam ci adres i jutro przyjdziesz. — powiedziałaś błagalnie.
Chłopak kiwnął głową. Zadowolona wyciągnęłaś z torebki notes i długopis. Nabazgrałaś na nim swój adres i przy okazji numer telefonu. Podałaś mu ją.
Chłopak spojrzał na ciebie podejrzliwie przyjmując papierek. Po chwili wahania odzyskałaś swoją zgubę. Nie chcąc się spóźnić do własnego domu pobiegłaś w jego stronę. Po drodzę się jeszcze odwróciłaś i pomachałaś do mocno zoskoczonego chłopaka. Zastanawiałaś się jak będzie wyglądał jutrzejszy dzień.
❤️~Islandia~
Nienawidziłaś szkolnych prac grupowych już od podstawówki. Jednakże nigdy byś się nie spodziewała, że będziesz musiał je robić także w liceum. Masz już piętnaście lat. Na chuj ci takie projekty. Jeszcze fakt, że będziesz to robić z nieznajomymi ci osobami nie polepszał ci humoru.
Czemu ja? Spytałaś się w myślach czekając na swoich "wspólników" którzy znając życie i tak nic nie zrobią.
Miałaś za złe nauczycielowi, że dał cię do grupy z uczniami klasy równoległej. Jakby nie mógł cię dołączyć do już istniejącej grupy. Nie twoja wina, że doszłaś w środku roku szkolnego. No ale kurwa nie! Grupy muszą być czteroosobowe! Takie są zasady!
Byłaś wściekła.
Odwróciłaś wzrok w stronę otwierających się drzwi. Po chwili w klasie stał niewiele niższy od ciebie chłopak. Miał jasne, białe włosy i fioletowe oczy. Na sobie miał mundurek szkoły i na to narzucony beżowy sweter.
— Cześć. Ty jesteś [t/i]? — spytał cicho stojąc w drzwiach patrząc na ciebie zimnym wzrokiem. Założyłaś nogę na nogę wygodniej ustawiając się na stoliku.
— Tak. Moje imię to [t/i]. A twoje? — spytałaś niby od niechcenia. W sumie to jednak przydałoby się znać imię chłopak, z którym miałaś robić ten pseudo projekt. Jednak najbardziej cię zaskoczył fakt, że przyszedł tu sam.
— Ja jestem Emil. Jesteś ze mną w grupie. — powiedział. Spojrzałaś na niego z uwagą. Teraz zaczęło cię zastanawiać czemu jest tu sam. Przecież grupy miały być czteroosobowe. Nie dwu.
— A co z resztą grupy? — spytałaś wstając z stolika i pochodząc do chłopaka. Ten tylko wzruszył ramionami, w geście który mógł oznaczać "A chuj mnie to obchodzi?"
— Stwierdzili, że sam sobie doskonale poradzę. — powiedział. — Zresztą tak samo jak z projektem. — dodał ciszej. Podniosłaś zaskoczona brwi. Czyli jego też zostawili na lodzie z projektem?
— Czyli... — zaczęłaś niepewnie. — Projekt robimy tylko we dwoje? — spytałaś patrząc na niego spod przymróżonych powiek. Chłopak spojrzał na ciebie marszcząc brwi.
— Dwoje? — wydawał się być zaskoczony.
Westchnęłaś ciężko.
— No chyba, że tobie też nie chce się go robić. Wiesz. Równie dobrze sama mogę wszystko zrobić. — odpowiedziałaś lekceważąco.
Emil pokiwał przecząco głową patrząc na ciebie.
— Cóż. Prędzej bym się spodziewał, że to ja wszystko zrobię. — powiedział. — Cieszę się, że będę miał kogoś do pomocy. — dodał z lekkim uśmiechem. Odwzajemniłaś go delikatnie.
— No więc... u kogo go zrobimy? — spytałaś patrząc na niego uważnie. Ciekawiło cię co zaproponuje.
— Wiesz. Wolałbym u ciebie. Ja mam czterech braci i trochę ciężko byłoby się tam skupić. — powiedział niepewnie patrząc na twoją osobę.
Kienęłaś głową
— Mi pasuje. To kiedy? W sensie dzień i godzina. Muszę trochę ogarnąć rzeczy po przeprowadzce. — powiedziałaś wyciągając swój telefon.
— Może w tą sobotę o czternastej? — spytał a ty kiwnęłaś głową.
Po chwili podałaś mu swój telefon z lekkim uśmiechem
— Wpisz się. Żebym miała twój numer na wszelki wypadek. No i potem prześle ci adres. — powiedziałaś. Emil kiwnął głową.
Po chwili miałaś już jego numer. Wysłałaś mu swój adres. Oboje opuściliście teren szkoły. Ruszyłaś w stronę swojego domu. Musisz zacząć sprzątać. W końcu już niedługo będziesz miała pierwszego gościa w swoim nowym domu. Ale się cieszę... wyczuj ten sarkazm.
❤️~Litwa~
Siedziałaś w parku na ławce cała zalana łzami. Kolana miałaś przyciśnięte do klatki piersiowej. Ludzie przechodzący obok posyłali ci zmartwione spojrzenia, lub kompletnie cię ignorowali. No ta. Bo w końcu jesteś dorosła! Nie możesz płakać! Tym bardziej w miejscach publicznych!
Ludzie to idioci. Pomyślałaś załamana bardziej zwijając się w kulkę.
Po chwili jednak poczułaś dłoń na swoim ramieniu. Zaskoczona podniosłaś głowę na chłopca, który stał obok ciebie. Wyglądał na zmartwionego.
— Wszystko w porządku? — spytał cicho.
Zaśmiałaś się drwiąco wycierając oczy rękawem czarnej bluzy.
— No pewnie, że tak. — powiedziałaś ironicznie. — Nie widzisz, że przecież jestem wesolutka? — dostałaś a szatyn westchnął cicho.
— Czemu płaczesz? Stało się coś? — spytał jakby specjalnie ignorując twoje poprzednie słowa. Prychnęłaś lekceważąco. Nie protestowałaś jednak kiedy chłopak usiadł obok ciebie na ławce.
Siedzieliście w ciszy. Żadno z was nie miało zamiaru się odzywać. Jednakże obecność drugiego człowieka obok ciebie uspokajała powoli twoje poszarpane nerwy.
Spojrzałaś na chłopaka. Był niski, ale wyższy od ciebie. Jego włosy były ciemno brązowe, sięgające do ramion. Miał spokojny wyraz twarzy.
— [t/i]. — mruknęłaś cicho spuszczając nogi z ławki tak by siedzieć, już w normalnej pozycji.
— Ha? — szatyn wydawał się być zaskoczony twoimi nagłymi słowami. W sumie to słowem.
— Tak się nazywam. — uśmiechnęłaś się lekko. — [t/i]. — dodałaś na wypadek gdyby chłopak nie usłyszał wsześniej.
— Oh... miło cię poznać [t/i]. Ja nazywam się Tolys. — przedstawił się z lekkim uśmiechem.
— Miło mi. Może dałbyś się zaprosić na kawę? Tak w ramach podziękowania? — zaproponowałaś z cichą nadzieją, że szatyn się zgodzi.
— Podziękowania? Za co? — wydawał się zaskoczony. I słusznie. W końcu nic nie zrobił.
— Wiesz... — zaczęłaś. — Nie musiałeś tutaj siedzieć i słuchać mojego płaczu. Mogłeś sobie od razu iść, kiedy cię zignorowałam. — powiedziałaś cicho.
— To nic takiego. — zarumienił się. — Ale jeśli chodzi o kawę to z chęcią mogę iść. — dodał o ty się uśmiechnęłaś.
Poszliście do najbliższej kawiarni jaką znaleźliście. Musiałaś przyznać, że bardzo miło ci się z nim rozmawiało. Byk bardzo spokojny i wyrozumiały. Ani razu nie spytam o to czemu płakałaś. Byłaś mu za to wdzięczna.
— A jakiego rodzaju książki lubisz? — spytał popijając kawę i patrząc na ciebie z uśmiechem.
— [ulubiony gatunek]. W sumie to mogę przeczytać wszystko co mi wpadnie w łapy. Nie jestem wybredna. — powiedziałaś. W tym momencie telefon chłopaka zawibrował.
Tolys westchnął ciężko widząc imię dzwoniącego. Po chwili wahania odebrał jednak.
— Tak Feliks? — spytał. Chwila przerwy. — Jestem zajęty. — dodał spoglądając na ciebie. Żalowałaś, że nie możesz usłyszeć rozmowy. — No dobrze, ale już już przestań. — westchnął ciężko. — Tak. Zaraz będę. — znowu westchnął posyłając ci przepraszające spojrzenie. — Ta. Jasne. Papa~
— Czyli musisz już iść? — spytałaś smutno patrząc na szatyna.
— Na to wygląda. Przepraszam [t/i]. Może kiedy indziej się spotkamy? — zaproponował. Kiwnęłaś wesoło głową. Zabrałaś paragon i na jego odwrocie zapisałaś ciąg cyferek. Podałaś mu papierek.
— Jak będziesz miał czas to zadzwoń. — uśmiechnęłaś się.
Pożegnaliście się z brunetem, po czym każdy z was poszedł w swoją stronę. Ty do swojego domu a on do niejakiego Feliksa. Nie mogłaś się doczekać żeby spotkać się z nim powtórnie. Polubiłaś chłopaka.
❤️~Polska~
Warszawa jest pięknym miastem. Ale najlepsze co tu jest to... festyny. Uwielbiasz te kolorowe imprezy pełne jedzenia, zabaw i wielu gier. Przechadzałaś się właśnie pomiędzy straganami z jedzeniem. W lewej ręce miałaś paczkę paluszków. W prawej natomiast telefon. Patrzyłaś się na niego mając jednak ciągły skrawek spojrzenia na tym co się dzieje przed tobą. Szłaś spokojnie omijając ludzi wokół ciebie. Jednych ty omijałaś, inny sami ci schodzili z drogi. Jednakże jednej osoby nie zdążyłaś wyminąć, gdyż wbiegła ona na ciebie dosłownie znikąd. Wydawało ci się, że wybiegła z ściany. Przynajmniej tak to wyglądało z twojej perspektywy. A nie zapominajmy, że część uwagi miałaś skupionej na telefonie. Zaskoczona upadłaś na zimną i trochę brudną ziemię. Twoje paluszki się rozsypały a telefon wypadł ci z ręki i leżał teraz niewiadomo gdzie. Zaskoczona spojrzałaś na blondyna, który był powodem twojego wypadku.
— Jejku! Totalnie cię przepraszam. Nie zauważyłem cię. — zawołał pomagając ci wstać. Odnalazłaś wzrokiem swój telefon podnosząc go. Spojrzałaś na rozwaloną paczkę paluszków. Tyle dobrych paluszków, których już nie mogłaś zjeść. I to przez tego długowłosego blondyna, który stał teraz przed tobą i patrzył się na ciebie błagalnie.
— Nic się nie stało. To wypadek. — powiedziałaś spokojnie. W środku jednak byłaś wściekła. Teraz będziesz musiała iść i kupić sobie nową paczkę. Nosz kurwa! Jesteś na to zbyt leniwa!
Zanim zdążyłaś zrobić cokolwiek blondyn wepchnął coś w twoje ręce. Ledwo co to utrzymałaś przez telefon w twojej dłoni.
— Generalnie to weź je sobie. Tak na przeprosiny. — powiedział szybko. Zaskoczona spojrzałaś na trzymaną przez ciebie paczkę... paluszków.
Zmarszczyłaś brwi. Nieznajomy chłopak właśnie dał ci paluszki. Kurwa paluszki!
— Dziękuję, eee... — spojrzałaś na niego niepewnie. Nie wiedziałaś jak ma na imię nieznajomy.
Blondyn spojrzał na ciebie tymi swoimi zielonymi oczętami. Po chwili zrozumiał o co ci chodzi. Podrapał się po karku trochę zawstydzony.
— Feliks. — przedstawił się. — Feliks Łukasiewicz. — dodał z lekkim uśmiechem, który natychmiastowo odwzajemniłaś. Dał ci paluszki. Nie jest taki zły. Już go lubisz.
— Miło mi. Ja jestem [t/i] [t/n]. — powiedziałaś wystawiając w twoją stronę rękę którą natychmiast uścisnął. Miał bardzo delikatne i chłodnawe ręce.
— Totalnie chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać, ale tak generalnie to trochę się śpieszę. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. — powiedział z szerokim uśmiechem.
Kiwnęłaś głową. Trochę bawił cię jego sposób wymowy. Był taki wyluzowany i jednocześnie oryginalny. Mimo wszystko było po nim słychać, że jest Polakiem.
— Kto wie? Świat jest mały. Jest jakieś prawdopodobieństwo, że cię jeszcze kiedyś spotkam. — powiedziałaś z śmiechem. Blondyn również się zaśmiał. Spojrzeliście na siebie z uśmiechami. Już nie widziałaś w nim swojego wroga, który zamordował ci paluszki. Teraz był on w twoich oczach spoko chłopakiem, który oddał ci swoją paczkę, tego niebiańskiego, polskiego żarcia.
— A więc. Do zobaczenia [zdrobnienie twojego imienia]. — zawołał wesoło odbiegając swoją stronę. Patrzyłaś za nim puki nie zniknął ci z oczu.
Pokręciłaś głową z niedowierzaniem. Po chwili jednak znowu chodziłaś spokojnie pomiędzy straganami w poszukiwaniu czegoś fajnego. W między czasie zajadałaś się paluszkami i myślałaś o Feliksie. Mówiąc szczerze to chciałabyś go jeszcze raz spotkać. Wydawał ci się ciekawą osobą.
💜💜💜💜💜💜💜💜
5000 słów
Na każdą postać jest przypisane 500 słów i ani słówka więcej. Możecie policzyć. Oddam swoje paluszki jeśli się mylę!
W każdym razie mam nadzieję, że się podoba. W sumie pisanie tego, razem z poprawkami zajęło mi cztery godziny.
A tak z innej beczki. Dzisiaj 16 lutego!!
Wszystkiego najlepszego Liciu!
Niech ci wiedzie w życiu i żeby Rosja się w końcu od ciebie odwalił!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top