Prusy x reader

Byłaś w tej szkole nowa. Niepewnie przemierzałaś korytarze w poszukiwaniu klasy. Spytałaś się o  jakiejś szatynki o klasę nr 17. Podziękowałaś za odpowiedź i szybkim krokiem poszłaś na 2 piętro. Zatrzymałaś się patrząc na swoją nową klasę. W tłumie wypatrzyłaś blodnynkę z włosami do ramion. Podeszłaś do niej i znalazłyście wspólny język. Kasia - bo tak miała ma imię - stwierdziła, że jesteś jedyną dziewczyną w klasie, z którą da się pogadać. Rzeczywiście, patrząc na te wszystkie dziuńki też ci się tak zdawało. Całkiem miła wychowawczyni przedstawiła cię wszystkim, a potem pozwoliła ci usiąść koło Kasi w przedostatniej ławce w środkowym rzędzie. Kolejną waszą lekcją była geografia. Wraz z głodny blondynką szłyście przez korytarz, gdy nagle ona powiedziała:

- Widzisz tych 3 typów?

- No widzę - odparłaś.

- Nie podchodź do nich, nie zaczynaj rozmowy. Po prostu ich ignoruj.

- No ale czemu? - zdziwiłaś się.

- To okropni, a na dodatek zboczeni podrywacze. Brunet to Antonio, blondyn to Francis, a ten czerwonooki to Gilbert. Gilbert to typowy Casanova, lepiej się do niego nie zbliżaj - wytłumaczyła. Po tym krótkim ostrzeżeniu ruszyłyście w stronę sali na drugim końcu korytarza. Tam stali też podrywacze.

Nagle któryś z nich zagwizdał, gdy przechodziliście obok.

- Uuuhuu, nowa - zawył blondyn.

- Ale dupcia... Mhmmm - klepnął cię w pupę czerwonooki. Emocje w tobie buzowały. Jak ja mam go ignorować, pomyślałaś. Ale gniew wziął górę. Na pięcie odwróciłaś się i na oczach całego korytarza z całej siły dałaś mu z liścia w twarz. Piekący, czerwony ślad został na jego twarzy, podczas gdy ty rzuciłaś szybko torbę, a Kasia chwyciła cię za rękę i pobiegła z tobą do toalety.

- Mój Boże - panikowała - Coś ty najlepszego zrobiła?! Wykończą cię w pierwszym dniu szkoły. Nie dadzą ci spokoju - chwyciła się za głowę, poprawiła kucyk i dodała - chociaż muszę przyznać, jaja to ty masz. Nikt nigdy się im nie przeciwstawił. A ty proszę, przychodzi nowa [twoje imię] i zaczyna się rozróba. Łuuuhuuu! - wzniosła okrzyk wyrzucając rękę do góry - No co tak stoisz jak słup soli? Zaraz dzwonek, musimy wracać. Pokażesz im, że cię to nie martwi, chodź!

Kaśka nie musiała cię długo namawiać. Akurat, gdy wyszłyście zadzwonił dzwonek. Ale oni nadal tam stali.

- No proszę, proszę - pogładził się po czerwonym policzku - Nasza ostra kocica wraca - spojrzałaś na niego zdegustowana i wbiegłaś do sali. Blondynka przez całą lekcję ekscytowała się twoim odważnym, ale też nierozsądnym rozwiązaniem.

Pani spytała się ciebie, czy możesz iść po kredę, bo skończyła się. Zgodziłaś się i ruszyłaś. Od razu przy wyjściu z klasy ktoś złapał cię za nadgarstek i przygwoździł do ściany. Nie musiałaś patrzeć, żeby wiedzieć, kto to. Czerwonooki stał przed tobą.

- Nie trzeba było tego robić. Bo ja ci tego nie odpuszczę, kochanie - pocałował twoją szyję, przez co przeszedł cię nieprzyjemny dreszcz.

- Fuu. Ty serio jesteś jakiś niewyżyty - szarpnęłaś się, ale nie puszczał, tylko tajemniczo się uśmiechnął i poluzował uścisk na tyle, żebyś mogła uciec.

Potem opowiadałaś Kasi o tym, a ona piszczała.

- Ej... Pewnie mu tym zaimponowałaś! - głosiła właśnie swoją teorię.

- Haha, chyba cię coś! Ja nawet tego nie chcę!

- Jesteś pewna? - posłała mi porozumiewawczy uśmiech poruszając brwiami.

- Tak!! - obie wybuchnęłyście śmiechem.

Na plastyce rysując góry pogrążyłaś się w rozmyślaniach na temat swojej klasy, rzeczywiście strasznie drętwi. Na szczęście była Kaśka.

W pewnym momencie do sali wszedł wyluzowany Casanova.

- Dzień dobry - rzucił szarmancko.

- Czego, Beilshmidt? - spytała znudzona lekcją i łobuzem nauczycielka.

- Pani Kowalska prosi na chwilę niejaką [imię i nazwisko] - spojrzał się na ciebie.

- Dobrze, idź - więc co miałaś robić, poszłaś. Tak jak się spodziewałaś, chłopak okłamał panią. Zatrzymaliście się wystarczająco daleko od sali, żeby pani was nie słyszała.

- Skąd wiesz, jak się nazywam? - to pytanie pierwsze przyszło ci na myśl.

- Ej - rozłożył ręce i zrobił kółko - ta szkoła jest moja. Ze mną nie wygrasz, koteczku.

- Nie byłabym tego taka pewna - chciałaś zawrócić do klasy, lecz chłopak chwycił twoją rękę - Może łaskawie mnie puścisz? - byłaś już poirytowana jego zachowaniem.

Uśmiechnął się zawadiacko. Nachylił się i wyszeptał:

- Mmm... Ostra. Lubię takie. Nawet wolę.

- Mmm... Idiota. Nie lubię takich. Tym bardziej nie wolę - odgryzłaś się i podbiegłaś do drzwi klasy. Weszłaś do środka nie oglądając się za siebie i szybkim krokiem podążyłaś w stronę blondynki.

- Co chciał? - spytała rysując na marginesie zeszytu niewielką gwiazdkę.

- Ja... Sama nie wiem - bawiłaś się nerwowo palcami. Kaśka w zdziwieniu uniosła brew do góry - Mówił coś, że nie wygram z nim, bo rządzi tą szkołą i że lubi dziewczyny jak ja.

- Noo, nieźle - zachichotała.

- Co ja mam teraz zrobić? -mecz zanim dziewczyna ci odpowiedziała, pani uciszyła was.

Później było już spokojniej. Kasia niestety nie szła tą samą drogą do domu, więc szłaś sama.

- Heej - odezwał się ten znajomy, wkurzający głos.

- Nara.

- Ej no!!

- Co?

- Jesteś okropna.

- Więc czemu do mnie mówisz? - uśmiechnęłaś się przebiegle.

- Bo - zaczął wyliczać na palcach - Postawiłaś mi się, jesteś ładna i jesteś ostra, ale zarazem słodka.

- Aha - w rzeczywistości serce zaczęło ci mocnej bić.

- Pff... Odprowadzę cię do domu, okej?

- Rób co chcesz.

- No nie udawaj takiej niewzruszonej - uśmiechnął się.

Przeżyć jeszcze 10 minut i będę w domu - pomyślałaś.

- Nie udaję - zgromiłaś go wzrokiem.

- Ja wiem swoje. 

- Dobra, dobra.

-Jeszcze zobaczymy, czy faktycznie nic cię to nie rusza - uśmiechnął się przebiegle. 

- Niby w jaki sposób? - zdziwiłaś się. Ten gościu może mieć różne dziwne pomysły.

- To będzie słodka tajemnica. Oczywiście dopóki to się nie stanie. 

- Mam się bać?

- Nie - powiedział bez zastanowienia, a potem dodał - Znaczy... chyba nie. 

Resztę drogi pokonaliście w milczeniu. Pod twoim domem stanęłaś i nie robiąc kompletnie nic, co mogłoby zostać uznane jako przejaw zainteresowania jego osobą otworzyłaś drzwi, ale gdy chciałaś wejść do mieszkania on złapał cię za nadgarstek.

- Pamiętasz o tym, co mówiłem? Że chciałbym zobaczyć, czy faktycznie nic cię to nie obchodzi?

- Yyhh... Pamiętam...

- No więc właśnie teraz się przekonam - przyciągnął się i pocałował. Ze zdziwienia i kotłujących się w tobie uczuć nie zamknęłaś oczu i nie poruszałaś ustami. Po prostu stałaś jak słup soli.

- Hehe i co? - zaśmiał się zwycięsko nadal trzymając cię za biodra.

- Yyyyy... eee

- Haha, jaki buraczek! Wiedziałem, że coś do mnie czujesz - zbliżył twarz do twojej - I wiesz co? Ja do ciebie też - trącił twój nos swoim. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top