Niemcy x reader
Może to jednak nie był najlepszy pomysł...? - pomyślałaś ciągnąc na smyczach dwa duże wilczury, jednego dobermana i jakiegoś kundelka pokaźnych rozmiarów. Niby trochę pieniędzy za to jest, ale wszystkie te psy się wyrywały, każdy chciał iść gdzieś indziej.
- Proszę was... - zwróciłaś się zrezygnowana do zwierzaków. Trzymałaś smycze z całej siły, dłonie już zaczęły cię boleć. Zaczęłaś myśleć nad zawróceniem do właścicieli psów lub przynajmniej o odpoczynku na ławce. Ale chwila, przecież ty tak łatwo się nie poddajesz! - Stójcie no!!!! - krzyknęłaś ciągnąc psy do siebie. Te psy były silne jak Pudzian, przysięgasz. W pewnym momencie zaczął wiać przyjemny wiaterek. "Ahh, przynajmniej tyle!", pomyślałaś. Nawet zwierzaki wydawały się nieco zmęczone tą ciągłą bieganiną i trochę zwolniły. Wiatr delikatnie rozwiewał boki twojego płaszcza. "No tak to mi pasuje", rozkoszowałaś się. Każdy stawiany krok sprawiał ci przyjemność. Zielone listki na drzewach delikatnie powiewały, a ludzie nie spieszyli się. Dzieci nie płakały, psy nie szczekały, pszczoły nie latały co chwila koło ucha. Było bardzo miło.
Oczywiście do czasu. Do czasu, gdy ciszy tej nie przerwał kiciuś. Mały, słodki, czarny, niepozorny kiciuś. W istocie jednak był to diabelski kiciuś. Złośliwiec jakich mało... Siedział sobie na ławce spokojnie. Po czym spojrzał na dyszące psy i wydał z siebie jeden dźwięk - miau. To wystarczyło. Psy równo popatrzyły się na kota jakby ćwiczyły to od lat.
- Nie, nie, nie, nie, nie, nie, proszę - ugryzłaś się mocno w wargę że zdenerwowania. A potem poleciałaś. Psy dostały ADHD. I to nie byle jakiego! Spotęgowanego okropnie przez chęć wybiegania się. Nogi bardzo cię bolały, ale nie mogłaś puścić smyczy. Biegnąc przez cały park, w końcu się wywróciłaś zostając z 3 smyczami w ręku. Gdzie ten cholerny doberman? Cholera... Zrezygnowana oparłaś się o najbliższe drzewo. Co powiesz właścicielce? Że zgubiłaś jej psa? Schowałaś twarz w dłoniach robiąc długie i ciężkie wdechy i wydechy. Próbowałaś się uspokoić. "Dobra, trzeba wziąć się w garść i poszukać tego psa!", pomyślałaś. W tym samym momencie ktoś położył rękę na twoim ramieniu.
- Przepraszam bardzo, czy coś się stało? - spojrzałaś na blondyna o pięknych, niebieskich oczach, w których można było utonąć.
- Nie, nie - zaprzeczyłaś szybko i swoje słowa poparłaś wymuszonym uśmiechem.
- Przecież widzę - odparł i pomógł ci wstać - Jak masz na imię?
- [twoje imię].
- Ja Ludwig. Więc co się dzieje? - spytał umięśniony chłopak.
- Wyszłam na spacer z psami no i zobaczyły kota, pobiegły, ja się przewróciłam, a jeden z psów uciekł. No i tyle - podrapałaś się nerwowo w tył głowy.
- Nie martw się. Pomogę ci znaleźć tego psa. Jakiej rasy? - spytał miło uśmiechając się delikatnie.
- Doberman.
- W takim razie chodźmy - po chwili chodzenia dodał - Masz całe czerwone ręce może dasz mi te smycze?
- Dzięki - oddałaś mu je, patrząc na swoje poobcierane ręce.
- Widziałaś gdzie uciekł? - spytał.
- Nie - pokręciłaś głową.
- Hej, nie martw się. Damy sobie radę - dotknął twojego ramienia.
- Dzięki - uśmiechnęłaś się. Chłopak był bardzo miły i opiekuńczy, sprawiał wrażenie inteligentnego, a na dodatek był przystojny. Starałaś się nie palnąć czegoś głupiego kiedy wypatrywaliście dobermana. Po mniej więcej godzinie chciałaś już się poddać i myślałaś nad tym, co powiesz właścicielce psa. "Zgubiłam pani psa". "Doberman zaginął". "Maluszek przepadł jak kamień w głowę". Nic nie pasowało. I tak ten pies wabi się Maluszek.
Jaki mały!
Ale zostawmy ten temat. Z zamyśleń wyrwał cię czyiś dotyk. Ale nie byle kogo. Spojrzałaś na Ludwiga, który przyłożył palec do ust, a następnie wskazał nim na psa, który nerwowo chodził po trawie. Szeptem umówiliście się, żebyś podeszła do psa, bo już cię zna. Skradając się najciszej jak mogłaś dotarłaś w końcu do psa. Kucnęłaś parę kroków od niego i wyciągnęłaś rękę, do której po chwili zawahania podszedł. Pogłaskałaś pieska, jednak on coś zobaczył i pobiegł w tamtym kierunku - czyli za ciebie. Skoczył na niebieskookiego, który ledwo utrzymał się na nogach. Widząc twoją zdziwioną minę postanowił ci coś wyjaśnić.
- Moje psy często się z nim bawią - odpowiedział lakonicznie.
- Masz psy? - niespodzianka!
- Tak. Wabią się Aster, Blackie i Berlitz.
- Jakie rasy?
- Labrador, doberman i owczarek niemiecki.
- To super, bardzo lubię psy.
- Bo wiesz... Jeśli chcesz, to mogłabyś kiedyś przyjść do mnie... pobawić się z moimi psami... - zarumienił się składając ci nieskładnie tę propozycję.
- Jasne, bardzo chętnie przyjdę - odpowiedziałaś ze szczerym uśmiechem, na co on się ucieszył.
- Pasowałoby ci jutro o 16:45? - spytał, po czym dodał - Mieszkam [randomowy adres].
- Jasne, będę. Dzięki za pomoc i do zobaczenia jutro! - pomachałaś, przypięłaś dobermana do smyczy i szybko poszłaś, aby punktualnie oddać psy właścicielom.
***
Ubrałaś się w szare spodnie i niebieską koszulę oraz trampki. Włosów nie spinałaś. Spakowałaś do niewielkiej czarnej torebki najpotrzebniejsze rzeczy. Twoja mama przed wyjściem spytała czy cię podrzucić, lecz odmówiłaś i poszłaś na piechotę. Przez całą drogę skubałaś pasek torebki, a w twojej głowie pojawiały się dziwne myśli. "Co jeśli mnie wystawi?", "A może wcale tam nie mieszka?", "Albo chce się ponabijać z kolegami z jakieś naiwnej dziewczyny?". Jednak gdy przypominałaś sobie te spokojne, błękitne oczy lub to delikatne, opiekuńcze zachowanie uspokajałaś się. Poza tym chyba nie knułby tego nikczemnego planu od pierwszej sekundy, gdy się z tobą przywitał, prawda?
Spokojnie, [twoje imię]. Nie będzie tak źle. Uśmiechnij się!
Już trochę bardziej pewna siebie ruszyłaś na podaną ulicę. Zadzwoniłaś do drzwi, a po 3 sekundach twojego zwątpienia w to, czy dobrze robisz otworzył ci chłopak.
- Hej , zapraszam - otworzył szerzej drzwi.
- Cześć - odpowiedziałaś nieśmiało.
Przeszliście do salonu, gdzie podbiegły do was zwierzaki. Najpierw były trochę nieufne, jednak po chwili radośnie podbiegły do ciebie. Głaskałaś je i uśmiechałaś się do nich. Ludwig stał i się wam przypatrywał. W pewnym momencie uradowane psiaki skoczyły na ciebie, a ty zachwiałaś się i upadłaś. Chłopak próbował pomóc ci wstać, jednak zwierzaki w trójkę na niego skoczyły i upadł z rękami po obu stronach twojej twarzy.
- Trochę niezręcznie, co? - uśmiechnął się.
- No trochę - roześmiałaś się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top