Holandia x reader

Tim de Vries był raczej osobą, która nie przejmowała się zbyt wieloma rzeczami. Często opuszczał on lekcje w szkole, był tajemniczy i małomówny w stosunku do wszystkich, a pieniądze pozyskiwał dziwnymi sposobami. Był starszy od Ciebie o dwa lata, ale znałaś go. Zresztą - znała go cała szkoła, chociaż on niespecjalnie szukał przyjaciół. Wszyscy schodzili mu z drogi i czuli, że powinni darzyć go szacunkiem. Łącznie z Tobą. Nie szukałaś żadnego kontaktu z nim, bo po co? Mogłoby to przynieść tylko problemy. Jednak pewnego dnia coś zmusiło Cię do rozmowy z nim. Tym "czymś", a raczej kimś, była Bella Maes, Twoja koleżanka z klasy, a młodsza siostra Tima.

- [imię], mogłabyś dać mojemu bratu te notatki? - spytała zmęczonym głosem dziewczyna. - Mam je od jakiegoś chłopaka z jego klasy.

- Co? Czemu ja? Nie możesz sama mu dać? - zaczęłaś bronić się.

- On chyba nie chce mnie widzieć. Chciałabym się pogodzić, ale to nie wychodzi. Nie chcę pogorszyć sytuacji - tłumaczyła.

- To może jakiś chłopak mu da? - zaproponowałaś.

Ostatnia deska ratunku.

- Spójrz wokół siebie, nikogo już nie ma w szkole, jest po lekcjach. Tylko my siedzimy w bibliotece. - Twoje nadzieje legły w gruzach. - Proszę, [imię]. Zrób to dla mnie.

Westchnęłaś ciężko i oparłaś podbródek na dłoni.

- Proszę. On wcale nie jest taki straszny i niedostępny. Poza tym, chodzi tylko o to, żebyś dała mu te notatki - nalegała nadal.

- No dobra - powiedziałaś tonem wyraźnie wyrażającym Twoje niezadowolenie. - Ale odstępujesz mi jogurt ze swojego drugiego śniadania przez dwa tygodnie.

- Spoko. - Potrząsnęła wolno głową i zaczęła zbierać swoje książki z ławki. - Co wy wszyscy się tak go boicie?

- Nie wiem - odparłaś. - Jest jakiś taki... straszny.

W odpowiedzi Belgijka tylko westchnęła i zaczęła powoli się oddalać.

- Aha, pamiętasz, że on już się wyprowadził? Znasz jego adres? - spytała tuż przed wyjściem.

- Tak, mniej więcej - odpowiedziałaś i wróciłaś do pisania wypracowania.

Po niedługim czasie skończyłaś, spakowałaś się i szybko wyszłaś ze szkoły. Sceptycznie nastawiona skierowałaś się w stronę domu chłopaka. Okazało się, że dzielnica, w której mieszka, jest dosyć nieprzyjazna i obskurna, co tylko spotęgowało Twój niepokój. W końcu przystanęłaś przed niewielkim domem i wyciągnęłaś telefon, chcąc upewnić się, czy to na pewno tu. Jednak zanim wprowadziłaś hasło, usłyszałaś czyjś głos dobiegający zza Twoich pleców. Mimo, że słyszałaś go może dwa razy w życiu, od razu wiedziałaś, do kogo należy.

- Hej - powiedział.

- Tim de Vries? - zapytałaś, chociaż byłaś pewna.

Szybko schowałaś telefon do kieszeni marynarki i odwróciłaś się.

- Ta - potwierdził i wypuścił dym z ust.

- Mam notatki. - Wyciągnęłaś przed siebie plik kartek.

- Mhm - mruknął i wziął je od Ciebie. - Po co mi to przyniosłaś? Skąd je w ogóle masz? Chyba nie chodzisz do mojej klasy, prawda?

- Nie, nie chodzę. Mam je od Belli. To ona poprosiła mnie, żebym Ci je zaniosła - wytłumaczyłaś niepewnie.

- Mhm. Cóż za troskliwa siostra. Szkoda, że się tak o mnie nie troszczyła, gdy posprzeczałem się z tym przygłupim Hiszpanem tysiąca nazwisk. - Uniósł coś niepokojąco przypominające jointa do ust.

Ten przydomek nadany Hiszpanowi był tak interesujący, a zarazem głupawy, że parsknęłaś śmiechem. Natychmiast jednak zreflektowałaś się i stanęłaś prosto z poważną miną.

On tymczasem zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na twoje nieostrożne posunięcie i dalej delektował się... papierosem. Chyba można to tak nazwać.

Desperacko szukałaś czegoś, co mogłabyś powiedzieć. W końcu doznałaś olśnienia.

- To ja już może pójdę. Na razie - powiedziałaś szybko i odwróciłaś się na pięcie.

Zaczęłaś iść szybkim krokiem, ale on powiedział coś, co sprawiło, że stanęłaś jak wryta.

- Przyjdziesz jeszcze kiedyś? 

Zarumieniłaś się i kompletnie nie wiedziałaś, co powiedzieć. Spojrzałaś przez ramię i zobaczyłaś, jak wypuszcza dym z ust i patrzy się na Ciebie w nieco zadziorny sposób.

- Yyym... - wybąkałaś myśląc intensywnie, co odpowiedzieć. - Tak bez powodu, no to nie przyjdę - powiedziałaś i uśmiechnęłaś się krzywo czując nieprzyjemny ucisk w brzuchu.

- A jakbyś miała powód? - Udawał, że nie dostrzega Twojego zakłopotania.

- To będę zmuszona przyjść - zgrabnie wybrnęłaś z sytuacji.

Patrzyliście się na siebie przez kilkanaście kolejnych sekund, a potem Ty szybko pożegnałaś się i odeszłaś.

Następnego dnia siedziałaś spokojnie w klasie czekając na rozpoczęcie lekcji i rozmawiałaś z Bellą, kiedy nagle zdarzyło się coś kompletnie niespodziewanego. Przez radiowęzeł nadano komunikat, który wprawił Cię w osłupienie. 

- [imię] [nazwisko] proszona o pozostanie w sali numer czternaście. Powtarzam: [imię] [nazwisko] proszona o pozostanie w sali numer czternaście.

Zestresowałaś się. Spojrzałaś z konsternacją na kolegów z klasy, którzy wpatrywali się w Ciebie równie zdziwieni, co Ty. Założyłaś ze zdenerwowaniem kosmyk włosów za ucho i popatrzyłaś na Bellę, która tylko wzruszyła ramionami i położyła dłoń na Twoim ramieniu dodając Ci otuchy. Chwilę później rozdziawiłaś usta ze zdziwienia. 

Do klasy wszedł elegancko ubrany chłopak. Trzymał niewielki, ale prześliczny bukiet czerwonych tulipanów z białą, elegancką karteczką przypiętą do kwiatów. Położył go na Twojej ławce i wyszedł.

- Dzięki! - krzyknęłaś do niego i zmarszczyłaś brwi.

Nie zdążyłaś zrobić nic więcej, bo przyszedł kolejny uczeń i zrobił dokładnie to samo. A za nim kolejny. I kolejny. I potem jeszcze trzech. Bukiety nie zmieściły się na Twojej ławce, więc szybko przysunęli kolejną, co nawet nie wywołało protestu siedzącego tam chłopaka, który stał w szoku.

- O Boże - wyszeptała Bella patrząc na karteczki. - Lepiej to przeczytaj. A wy idźcie na swoje miejsca, nie gapcie się tutaj - powiedziała do pozostałych uczniów, którzy już zaczęli się zbierać przy bukietach.

- Ale co z moją ławką? - kolega z klasy postanowił nareszcie wyrazić swoje oburzenie.

- Zaraz - Belgijka nerwowo powiedziała, a chłopak się odsunął.

- O rany. No i co ja teraz zrobię? - Pokręciłaś głową i nerwowo zakryłaś usta dłonią.

Co Cię tak zdenerwowało? 

To, że karteczki czytane od lewej do prawej układały się w zdanie:

"Pod moim domem o siedemnastej - Tim de Vries"

Opadłaś na krzesło i oparłaś głowę na dłoni.

- Cholera - wymamrotałaś.

Blondyn właśnie dał Ci powód.

Wróciłaś do domu z Bellą, która pomogła Ci zanieść bukiety. Na szczęście rodziców jeszcze nie było, więc uniknęłaś dodatkowych pytań. Weszłyście do Twojego pokoju i powkładałyście kwiaty do wazonów, które położyłyście na podłodze. Po skończonej pracy ciężko opadłaś na łóżko. Bella usiadła koło Ciebie i objęła Cię ramieniem.

- Co zamierzasz teraz zrobić? Za czterdzieści minut siedemnasta.

- Nie wiem, nie mam pojęcia - położyłaś głowę na ramieniu przyjaciółki. - Chyba nie pójdę...

- Wiesz... - westchnęła dziewczyna. - A może warto pójść? 

- Co? - wymamrotałaś.

- On wcale nie jest taki zły. Jakby był, to nie wymyśliłby tej akcji z tulipanami. Przecież to takie romantyczne! - westchnęła.

- No niby tak - przyznałaś jej rację.

- Poza tym, to mam nadzieję, że mogłabyś go zmienić - powiedziała z zakłopotaniem. - Bo widzisz, on opuszcza lekcje, pali zielsko i zawsze jest taki chłodny w stosunku do wszystkich. Prawdę mówiąc, to pierwszy raz okazał swoje uczucia jakoś tak... - zamilkła szukając odpowiedniego słowa. - Jakoś tak bardziej.

- Tylko nasuwa się pytanie. Czy jego da się zmienić? 

- A czy Ty chcesz go zmienić? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Bella.

No właśnie. Broniłaś się przed tym wszystkimi siłami, ale coś ciągnęło Cię do Tima. Nie chciałaś tego. Wolałabyś bezkonfliktowego chłopaka. Zresztą, Twoi rodzice również. 

- Dobra - podniosłaś się po paru minutach. 

- Idziesz? - spytała z nadzieją dziewczyna.

- Idę - stwierdziłaś z determinacją i zapałem. 

- Za pół godziny siedemnasta, czyli mamy jakieś piętnaście minut na doprowadzenie Cię do "randkowego" stanu. Kolejne piętnaście minut na dotarcie do celu. - Oderwała wzrok od zegarka i wstała. - Przynieś Twoją kosmetyczkę, a ja wybiorę jakieś ciuchy. Byle szybko! 

- Jasne, pani kapitan! - Wstałaś i pobiegłaś do łazienki.

Pięć minut na wybranie stosownego ubrania. Przynajmniej makijaż miałaś odpowiedni. Bella nałożyła delikatny różowy cień na Twoje powieki, zrobiła idealne kreski i nałożyła bezbarwny błyszczyk.

- Co powiesz na to? - spytała nerwowo unosząc sukienkę. 

- Nie! Pomyśli, że się dla niego stroję! 

- A nie stroisz?

- Nie! - krzyknęłaś. 

- Dobra. Mam pomysł. 

Koleżanka podbiegła do szafy i wyciągnęła zwykłe dżinsy i dopasowane body w szarym kolorze.

- Tylko się nie spoć, bo będą plamy - ostrzegła.

- No przecież to jasne, że się spocę! W jaki sposób mam to kontrolować? - chodziłaś tam i z powrotem zdenerwowana. 

- Kurde, potrzeba coś dopasowanego na górę. Masz kurtkę dżinsową? - spytała.

- Nie. - Potrząsnęłaś nerwowo głową.

- To masz moją. - Zdjęła kurtkę i rzuciła w Ciebie. - No już, leć się przebrać!

- Dzięki! - powiedziałaś i wybiegłaś z pokoju.

Wbiegłaś do łazienki i szybko założyłaś strój. Gdy wróciłaś do pokoju, Bella cały czas komplementowała Twój wygląd. Spięłaś włosy w kucyk i wraz z przyjaciółką wyszłaś. W połowie drogi rozdzieliłyście się i resztę trasy pokonałaś sama. Stanęłaś przed drzwiami i szybko zerknęłaś na telefon. Za minutę siedemnasta. Jest dobrze. Zapukałaś do drzwi i już po sekundzie otworzył Ci blondyn.

- Cześć, Tim. - Zacisnęłaś dłoń na pasku torebki.

- Hej, [imię]. Myślałem, że nie przyjdziesz. - Na jego twarzy wyraźnie można było zauważyć ulgę.

Uśmiechnęłaś się i poprawiłaś kucyk.

- Proszę, wejdź. - Otworzył drzwi szerzej.

Niepewnie weszłaś do środka. Zdjęłaś trampki, chociaż chłopak mówił, że nie musisz tego robić. Następnie zaprosił Cię do swojego pokoju. Weszłaś do środka i rozglądnęłaś się dookoła. Pokój był skromny, ale czysty i schludny. 

- O rany, króliczek - wypsnęło Ci się.

Przy ścianie pokoju, w dużej klatce siedział nieduży, biały i uroczy królik. Szczerze mówiąc, nigdy byś się tego nie spodziewała. Ten pozornie groźny, niedostępny, tajemniczy chłopak ma w domu króliczka.

- Tak. Jest słodki, prawda? - Usiadł na kanapie i gestem zaprosił Cię do siebie.

Usiadłaś koło niego i uśmiechnęłaś się niepewnie.

- Tak, nawet bardzo.

- Ty bardziej. - Popatrzył się na Ciebie. - Przepraszam, zabrzmiało banalnie - zreflektował się.

- Nie, nie. - Potrząsnęłaś szybko głową. - Dzięki. - Zwiesiłaś głowę nieśmiało.

- Spójrz na mnie - powiedział delikatnie.

Powoli podniosłaś głowę i spojrzałaś mu w oczy. Ton jego głosu kompletnie nie pasował do wyrazu twarzy. Nadal miał zaciśnięte usta i zmarszczone brwi.

- Chyba zacznę od jutra chodzić do szkoły - oznajmił.

- To dobrze - wymamrotałaś niezdarnie.

Uśmiechnął się lekko, co było dosyć nadzwyczajnym widokiem.

- Będę częściej Cię widzieć.

- W szkole powinieneś raczej się uczyć - zachichotałaś. - Ale dzięki.

To niesamowite i zaskakujące, ale zaczynałaś czuć się przy nim swobodnie.

- No tak, trochę zalegam z materiałem. Ale nadrobię to jak najszybciej, obiecuję. - Zmarszczył brwi i zacisnął usta.

- Dzięki za tulipany - powiedziałaś. - Bardzo mi się podobały. Skąd wiedziałeś, że to moje ulubione kwiaty?

- Naprawdę? Twoje ulubione? - Zaskoczył się. - Nie wiedziałem. Po prostu wybrałem te, które ja lubię najbardziej. 

- Czyli mamy taki sam gust. - Uśmiechnęłaś się.

- Dobry gust. - Pokiwał głową.

Przez następne kilkadziesiąt sekund siedzieliście w ciszy i zaczęłaś się trochę stresować, ale chłopak na całe szczęście wznowił rozmowę.

- Wiesz, jeśli tak bardzo je lubisz, to możesz dostać je znowu - powiedział tajemniczo. - Wystarczy, że pójdziesz ze mną jutro do restauracji. 

- Oh... - Zarumieniłaś się.

- To jak? - Popatrzył się na Ciebie i przechylił głowę.

- Chętnie przyjdę. - Popatrzyłaś się mu w oczy. - Dla tulipanów, rzecz jasna.

- Nie dla mnie? - Wyglądał na zasmuconego.

- Tylko, jeśli zaczniesz uczyć się i chodzić do szkoły - przedstawiłaś swoje warunki.

- Dla Ciebie wszystko. - Położył swoją dłoń na Twojej dłoni.

Zaczęłaś się stresować. Raczej nie chodziłaś na randki z chłopakami, a Tim był dwa lata starszy, przystojny, wysoki i postawny. Na dodatek ta aura tajemniczości dodawała mu uroku.

- Wiesz... jedna rzecz mnie ciekawi. - Przysunęłaś się do niego trochę bliżej. - Zawsze jesteś taki małomówny. A teraz... - urwałaś.

- To dosyć dziwne, bo mało się znamy, ale przy Tobie czuję się komfortowo - odpowiedział.

Spędziliście razem jeszcze około półtorej godziny. Cały czas rozmawialiście, a Holender nawet uśmiechnął się parę razy. W końcu musiałaś już iść i chłopak odprowadził Cię pod drzwi Twojego domu, żeby mieć pewność, że trafisz bezpiecznie.

- Dzięki, że przyszłaś.

- Nie ma sprawy - uśmiechnęłaś się. - To do zobaczenia jutro. W szkole.

- Tak, w szkole. - Kiwnął głową. - Do zobaczenia.

Zrobiłaś krok w stronę drzwi domu i weszłaś na schodek. Jednak cały czas walczyłaś z ochotą zrobienia czegoś, co bardzo chciałaś zrobić, ale się tego bałaś. Wzięłaś głęboki oddech i odwróciłaś się na pięcie. Tim nadal stał w miejscu i patrzył się na Ciebie. Musiałaś wyglądać trochę dziwnie z wydętymi policzkami i dłońmi zaciśniętymi w pięści, bo blondyn otworzył nieco usta ze zdziwienia. Podeszłaś do niego, nogi miałaś jak z waty. Bez patrzenia mu w oczy przytuliłaś go mocno. 

- Oh. - Usłyszałaś Holendra.

"O rany. Pewnie zrobiłam coś nie tak." - pomyślałaś.

Oderwałaś się od niego i chciałaś się cofnąć, ale on nagle z powrotem przyciągnął Cię do siebie. Objął Cię w nieco sztywny sposób, ale już chwilę później pochylił się i położył swoje czoło na Twoim ramieniu. Staliście tak przez parę kolejnych minut, aż w końcu chłopak wyszeptał pożegnanie do Twojego ucha i wyprostował się. 

- Muszę podziękować Belli - stwierdził.

- Za co? - spytałaś zdejmując z niego swoje ręce.

- Za to, że Cię poznałem. Gdyby nie te głupie notatki... - parsknął śmiechem.

Ty również zaczęłaś się śmiać. 

Po raz któryś z kolei zdjęłaś pokerową maskę z twarzy Tima. 

- A może przestanę chodzić do szkoły, żebyś znowu mi je przyniosła? - zaczął się zastanawiać.

- Nawet o tym nie myśl! - Pogroziłaś mu palcem i zmarszczyłaś groźnie brwi.

- Kiedy się złościsz, wyglądasz jak mój królik - stwierdził.

- Dzięki - odpowiedziałaś niepewnie. - To do jutra. - Pomachałaś mu i weszłaś do domu.

Nigdy byś nie przypuszczała, że tak potoczy się ten dzień, który zapowiadał się jak każdy. A już kompletnie niepoważne było to, że zgodziłaś się zanieść notatki Timowi z powodu głupiego jogurtu.

Ale cóż, życie szykuje dla nas wiele niespodzianek.



♡━━━━━━━━━━━━━━━♡

Hej!

Lepiej późno niż wcale, prawda?

@MyDadLoveMex3 @Mx_Mintcake - to dla was, zamówiłyście 3 lata temu XD 


♡━━━━━━━━━━━━━━━♡



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top