Prolog
Gdy Wojownik tylko otworzył drzwi od karczmy, uderzył go silny zapach alkoholu, rozejrzał się po pijalni, rycerze wyższej rangi nawet nie zwracali uwagi na newbie których nie stać na najtańszą miksturę. Dzisiaj był większy tłok niż zawsze, nie, żeby bywał tu często ale nie szkodzi tu zajść na jakiś czas po udanej misji. Z ulgą przysiadł przy ladzie, kto by pomyślał, że zbroja 9 lvl'a może być taka ciężka. Odgarną swoje blond włosy, jeszcze raz rozglądając się po lokalu. Czyżby się spóźnił?
- Cholera – mruknął pod nosem, gdyby tylko nie te przeklęte wilki na pewno dotarłby tu na czas, na dodatek zmarnował wszystkie miksturki.
- Co taki smutny, Ludwig? – po usłyszeniu znajomego głosu wojownik podniósł głowę.
Elizaveta podała trunek osobie obok, po czym oparła się o ladę i posłała blondynowi promienny uśmiech. Może wyglądała jak urocza kelnereczka ale pod tym uśmieszkiem krył się wcale nie taki przyjazny z łowca rangi 22 który jakimś cudem jest właścicielem pijalni jak ta (która na początku miała być kawiarenką no ale co zrobisz).
Wojak spojrzał w dwie strony aby sprawdzić czy nikt przypadkiem nie słyszy rozmowy.
- Wiesz kim jest jest Aqrawizahar? - szepnął jeszcze raz się rozglądając się za siebie, zastanawiając się czy dobrze wypowiedział to imię. Plotki głosiły, że to najlepszy diler mikstur i amuletów na całym serwerze. Z czego wiedział pokazuje się w tej knajpie mniej więcej po zachodzie słońca, i jeżeli mu się spodobasz MOŻE da ci 15% przeceny na małą miksturkę many.
Uśmiech z twarzy kelnerki natychmiast zniknął.
- Jesteś osiemnastą osobą dzisiaj która mnie o to pyta - pokazała palcem na stolik w samym kącie karczmy - Jest tu w środy i piątki od 18:05 do 19:30
Wojownik podziękował dziewczynie, która zaczęła burczeć coś pod nosem w stylu "ten nieudacznik" i "tylko odstrasza klientów", po czym ruszył w stronę zakapturzonej postaci.
- Proszę, usiądź - powiedział nieznajomy nie podnosząc głowy.
Mężczyzna siadając zwrócił uwagę na niedokończoną herbatę i lekko ugryziony kawałek ciastka. No tak, Elizaveta nie pozwala przebywać w restauracji bez zamówienia.
- Czego potrzebujesz? - powiedział, przez kaptur nie było widać jego twarzy, ale raczej łatwo było zgadnąć, że ma na twarzy wielki uśmieszek.
- Coś co zwiększa lub przyśpiesza punkty poziomu - odpowiedział bez wahania.
Nieznajomy zaczął leniwie grzebać w swojej torbie.
- A gdzież to się pan wybiera, że takie pilne te punkciki.
Wojownik zaniemówił, szczerze to nie miał żadnej ważnej misji. W ogóle nie miał żadnego powodu oprócz tego, że po prostu wstydził się swojego małego level'a. Szybko coś wymyślił.
- Będę walczyć z liderem Mrocznego Bractwa.
Nailed it. Mroczne Bractwo to jedna z najlepszych i z najbardziej bezlitosnych gild w tej krainie. Nie ma mowy aby ktoś kto wybiera się do nich na walkę nie był choć trochę szanowany.
- No, no, mamy tu złodupca - powiedział znudzonym tonem po czym z wielkim hukiem rzucił torbą na stół co trochę wystraszyło wojaka, i zaczął mocniej w niej grzebać. - Ale tak sam?
Faktycznie, walka z tą sektą samemu to istne samobójstwo.
- Zbieram śmiałków którzy odważą się ze mną iść w podróż i stanąć im czoła.
Zakapturzony wysypał cały ekwipunek na stół przeglądając wszystkie rupiecie.
- Czyżby? Wnioskując po twojej zbroi nawet najlepsza miksturka ci nie pomoże...
Ludwig przełknął ślinę.
- To dlatego, że jest lekka. Prawdziwą mam w domu.
- A ten miecz? Z czego pamiętam dostaje się je na jednej z pierwszych misji, a wygląda na nawet nowy. - Nieznajomy kompletnie przestał szukać potion'a, tylko patrzył się na niego z splecionymi dłońmi. - Naprawdę idziesz walczyć z bractwem?
Wojownikowi zaczęło robić się gorąco, pokiwał głową.
- A może...
O nie.
- po prostu...
On to powie.
- jesteś...
Żegnajcie przyjaciele, miło było.
- Noob-
Bęm.
Wojownikowi zajęło parę sekund aby ogarnąć sytuację. Elizaveta stała nad kulącym się dilerem z patelnią w ręku i z wzrokiem mogącym zabić.
- Ile razy mówiłam ci aby nie robić bałaganu w mojej restauracji!
- Ależ pani Hedervary, ja..
- Żadnych ale! Po za tym po co ci ten płaszcz! Jest 26 stopni! I przestań się garbić, boją się ciebie dzieci! - kelnerka mówiła to jakby to była jakaś rodzinna restauracja. - To było ostatnie ostrzeżenie! Nie będziesz nigdy więcej sprzedawać tych narkotyków w MOJEJ knajpie! Wynocha, ale już!
Elizaveta pociągnęła go do wyjścia zdejmując mu kaptur i odkrywając jego blond włosy, na co nieznajomy zawołał coś w stylu "niee moja tajemnicza osobowość". Zanim wyszedł, odwrócił się w stronę Ludwig'a.
- Żałosne, nigdy nie pokonasz Mroczne Bractwo, noob'ie - powiedział rozbawionym tonem, po czym uciekł z piskiem gdy tylko dziewczyna zagroziła mu patelnią.
Wojownik usiadł na trawie, złapał za kamień i rzucił go w stronę rzeki, ignorując groźby starego wędkarza. Po prostu musiał wyciszyć się po dzisiejszym incydencie. Nikt wcześniej nie nazwał go noobem. Nic tak bardzo nie krzywdzi honoru bojownika. Może walka nie jest stworzona dla niego, może powinien wrócić do handlu ziemniakami. Jeszcze raz wziął kamień i rzucił go z całej siły.
- Moje rybki! Noż, cholera jasna! - starzec chyba nie miał już cierpliwości - Weź się do roboty darmozjadzie! Za co ja płacę podatki! Po za tym gdzie jest twój partner?
- Partner...? - powiedział cicho - No tak! Partner!
W głowie wojaka nagle coś zaiskrzyło. Natychmiast wstał i zaczął biec w stronę miasta.
- Dziękuję! Udanych łowów!
- A chuj ci w dupę!
Przecież mógł założyć grupę, czemu wcześniej na to nie wpadł. Dwie osoby równa się dwa razy więcej expa, wystarczy znaleźć jakiegoś nieszczęśnika. Na ziemi leżała proca i wysypane kulki, Z jakieś strony słychać było damski krzyk, to musi być jakaś newbie. Znowu krzyk. W końcu, chociaż raz poczuje się silny. Bez wahania pobiegł w stronę wołania o pomoc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top