4. Prima aprilis

Nastał sądny dzień dla wszystkich męskich personifikacji, które obecnie ukrywały się w schronie należącym do Alfreda. Nic nie zapowiadało apokalipsy. To był spokojny, słoneczny dzień. Zgodnie z planem wszyscy męscy reprezentanci krajów zebrali się w domu Ameryki. Chcieli spędzić jeden dzień z dala od polityki, ekonomii i wszelkich problemów. Planowali zabawić się jak kumple - napić się czegoś mocniejszego, obejrzeć mecz, napić się, pogadać o kobitkach, napić się, i tak dalej. Wszystko się posypało, gdy na zebranie wparował wściekły Vash, klnący na czym świat stoi i strzelający na oślep do wszystkiego. Wybuchła panika, nie gorsza niż wtedy, gdy podczas jednej ze światowych konferencji wszystkie dziewczyny miały okres i próbowały zabić każdego faceta w zasięgu ręki. W całym tym zamieszaniu Iwanowi jakoś udało się zdzielić Szwajcarię kranem w głowę, przez co blondyn stracił na jakiś czas przytomność. Personifikacje pod wodzą Alfreda opuściły w pośpiechu salon i schroniły się w jego prywatnym schronie.

- Ktoś ogarnia, co Vashowi odwaliło? - Prusak wydarł się na całe gardło.

- Zamknij mordę, pruska zarazo - syknął nasłuchujący pod drzwiami Feliks - Chcesz zdradzić nasze położenie?

- Spokój! - warknął Ludwig, widząc że Polska i Prusy gotowi są rzucić się sobie do gardeł. - Z tego co zrozumiałem, to Lili jest w ciąży, a Vash szuka szczęśliwego tatusia.

- Fiu! - gwizdnął Feliks - Komuś się udało poderwać Liechtenstein pod nosem Vasha? Totalnie nie wiem, czy gratulować komuś sprytu, czy współczuć takiego szwagra.

- To może wydajmy Szwajcarii tego żabojada, zamiast trząść portkami ze strachu? - Arthur uniósł drżącą rękę do ust filiżankę z herbatą, którą jakimś cudem uratował pomimo piekła, jakie szalało niedawno w salonie.

-Angleterre, sugerujesz, że to ja uwiodłem to niewinne dziecko?

- Tak, ty cholerna żabo! Właśnie to sugeruję!

- Hon hon hon! Rozczaruję cię, to nie ja. A może to ty nie potrafiłeś utrzymać rąk przy sobie?

- Co?! W przeciwieństwie do ciebie jestem dżentelmenem i szanuję kobiety!

- Panowie, spokojnie - między gotowymi do bójki narodami stanął Japonia - To nie czas i miejsce na kłótnie.

- Japonia ma racje - poparł go Ludwig - Zastanówmy się lepiej, co zrobić.

- To może niech towarzysz Ameryka pójdzie powstrzymać Szwajcarię - uśmiechnął się Iwan - Przecież zawsze powtarza, że z niego jest taki герой .

- Ha, pewnie, że jestem bohaterem! Ale to nie znaczy, że jestem samobójcą. Znajdźmy po prostu sprawcę całego zamieszania. Apeluję do waszej cywilnej odwagi... No przyznaj się któryś!

- Tak w sumie, to każdy mógł poderwać Lili - odezwał się sennie Herakles - Obstawiam, że był to Sadik.

- Czemu niby ja, ty cholerny kotomaniaku?

- Może zachciało ci się haremu, tak jak za czasów Imperium? I od Lili zacząłeś.

- Jak bym chciał harem sobie stworzyć, to Elizaveta byłaby pierwsza. - Po tych słowach w stronę Turcji poleciał polski but, trafiając go w twarz.

- Tatusia szukałbym wśród południowców - odezwał się Holandia, pykając fajkę - Hiszpania albo któryś z Włochów. Ewentualnie Portugalia.

-Powaliło cię kurna? - wrzasnął Lovino - Może i Lili jest bella ragazza, ale ten jej brat to psychol.

- A ja wam mówię, że to Feliks! - odezwał się Prusy - Zobaczcie jaki jest podobny do Vasha. Pewnie to wykorzystał i zbrzuchacił mi kuzynkę!

- Coś ty powiedział, pruska mendo? - warknął Feliks, rzucając się na Gilberta - Zabiję!

Pozostali w milczeniu przyglądali się jak Feliks dusi Prusy, którego twarz nabierała pięknego, fioletowego koloru. W końcu zrezygnowany Ludwig z pomocą Rodericha rozdzielił przeciwników.

- Bozie, to pociątek apokalipsy, aru - Chiny zaczął histeryzować - Poźabijamy się, źanim Vash to źrobi.

- Mistrzu nie panikujący - próbował pocieszyć go Hong Kong.

- Ludzie, słyszeliście to? - wydarł się Dania.

Wszyscy zamarli, gdy usłyszeli dobijanie się do drzwi i krzyki Vasha.

- Wyłaźcie sukinsyny! Wiem, że tam jesteście! Poddajcie się i wydajcie mi drania, który skrzywdził moją siostrę!

-DOITSU! - załkał Włochy i wtulił w ramiona Ludwiga.

Po chwili wrzaski umilkły, a zamiast tego rozległy się strzały. Szwajcaria najwidoczniej próbował przestrzelić zamek, który okazał się kuloodporny. Gdy wszyscy odetchnęli z ulgą, niespodziewanie rozległ się potężny huk i schron nagle przestał być bezpieczny. Drzwi wyleciały z zawiasów, a z oparów dymu wyłonił się wściekły Vash. Nikt nie spodziewał się, że blondyn ma ze sobą dynamit.

-Broń mnie jełopie! - Lovino wykorzystał Antonia w charakterze tarczy.

- Błagam nie zabijaj mnie - Feliciano wymachiwał białą flagą - Jestem prawiczkiem i zabijanie mnie to nic fajnego. Przysięgam, że nigdy z nikim nie spałem. A na pewno nie z żadną ragazza. No może parę razy z Doitsu...Ale tak to wciąż jestem prawiczkiem!

Spojrzenia wszystkich skupiły się na Niemcu. Stojący obok niego Feliks przezornie się odsunął.

- Italia, zamknij się! - warknął zarumieniony Ludwig, chwytając Włocha i zatykając mu usta dłonią.

- West, czy ja o czymś nie wiem?

- Zabiję cię ty kartoflany głąbie! - wrzasnął Romano zza pleców Hiszpanii.

-Cisza! Który z was uwiódł mi siostrę? Który ją wykorzystał? Może jeden z was? - lufa szwajcarskiego karabinu skierował się w stronę Nordyków.

- Ja mam żonę - odezwał się chłodno Berwald, kładąc dłoń na ramieniu Tino.

- Ja... ja... - jąkał się Tino. Żałował, że nie wziął ze sobą karabinu. Wtedy na pewno spacyfikowałby Szwajcarię - Nigdy nie zdradziłbym Berwalda. Kocham go!

Chcąc pokazać, że nie kłamię, odwrócił się do mężczyzny i pociągnął za koszulę, zmuszając go do nachylenia się. Następnie mocno wpił się w jego usta. Japonia natychmiast wyjął aparat i zaczął robić zdjęcia. Po kilku długich minutach Finlandia odsunął się od zaskoczonego Szwecji.

- AAA! Chłopy, dzwońta po egzorcystę! - wrzasnął Matthias, wskakując w ramiona Norwegii.

Lukas zastanawiał się, czy go aby przypadkiem nie zabić, ale doszedł do wniosku, że uśmiechający się od ucha do ucha Berwald stanowi okoliczność łagodzącą. Szwecja normalnie był przerażający, ale Szwecja uśmiechnięty... brr, to dopiero koszmar.

- Spanikowałem - wyszeptał czerwony jak pomidor Tino. Emil poklepał pocieszająco przyjaciela po plecach.

Vash skrzywił się z niesmakiem. Jego wzrok przesuwał się po kolejnych personifikacjach. Wszyscy byli podejrzani. Któryś wykorzystał naiwność Lili. Tylko kto? Wzrok Vasha spoczął na Gilbercie. Prusak nie wytrzymał napięcia i zemdlał. A może...

- Roderich! To ty, tak? - Szwajcaria wycelował karabin w stronę Austrii - Jak mogłeś?

- Vash, uspokój się. Lubię Lili, ale jest dla mnie jak siostra czy kuzynka, Nigdy bym jej nie skrzywdził - Austria jak zawsze był opanowany.

- Nie wierzę ci!

- Braciszku! - nagle pojawiła się Lili, która podbiegła do brata i wyrwała mu karabin z ręki - Nie celuj w pana Austrię!

- Co ty tu robisz? - Vash był zaskoczony obecnością siostry.

- Pan Kanada do mnie zadzwonił i powiedział mi, co tu się dzieje. Przyleciałam prywatnym samolotem jak mogłam najszybciej.

- Kto cię powiadomił? - wyrwało się Ameryce.

- Ja - Kanada nagle się pojawił obok Lili.

- AAA! Duch! - wrzasnął Alfred - A nie, to tylko mój brat.

- Ech, zawsze to samo - westchnął Matthew.

- Lili - Vash starał się zapomnieć to, co Liechtenstein powiedziała o prywatnym samolocie - Skoro już tu jesteś, to powiedz, kto jest ojcem twojego dziecka. Musi się z tobą ożenić.

- Braciszku, ale ja wcale nie jestem w ciąży. To był taki wcześniejszy żart primaaprilisowy. W ramach zakładu z panienką Monako. Ja twierdziłam, że ucieszysz się z tego, że będziesz wujkiem. Gianna natomiast stwierdziła, że zrobisz awanturę i wywołasz kolejną wojnę światową. Jak widzę przegrałam.

- Założyłaś się ?! O co? - Vash był przerażony.

- O pieniądze. Monako powiedziała, że zakład o satysfakcję to żadna zabawa - Lily wzruszyła ramionami - A właśnie, mógłbyś przesłać jej dziesięć tysięcy euro? Bo właśnie tyle jestem jej winna za wygraną.

Gdy Szwajcaria usłyszał kwotę, jaką przegrała jego ukochana siostra, pociemniało mu w oczach. Świat odpłynął, a Vash osunął się bez ducha na ziemię.

- Braciszku? Ojej! Przepraszam panie Kanado. Nie chciałabym robić kłopotów, ale mógłby mi pan pomóc z braciszkiem?

- Oczywiście, Lili - Kanada wziął na ręce nieprzytomnego Vasha - Odwiozę was na lotnisko. I nie mów mi pan. Jestem Matthew.

- Dobrze, Matthew. W ramach podziękowania zapraszam Cię na herbatę.

Wszyscy odprowadzili wzrokiem wychodzącą grupkę. Chyba nikt nie był w stanie zrozumieć tego, co się właśnie wydarzyło.

- No dobra - odezwał się Feliks - proponuję się napić.

Wszyscy zgodnie poparli propozycję Polski. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top