2. Ten wspaniały Kanada
Personifikacje czekały na rozpoczęcie konferencji. Brakowało tylko jednego państwa. Ale nikt nie śmiał komentować jego spóźnienia. Bo kto odważyłby się zadrzeć z tak potężnym państwem? Kraje czekały więc zebrawszy się w niewielkie grupki i skracały czas oczekiwania plotkowaniem i pogawędkami. Nagle rozmowy umilkły, a oczy wszystkich skierowały się na niego. Korytarzem kroczył Matthew Williams, znany też jako Kanada. Jak zwykle prowadził na smyczy Kumajiro, swojego pupila będącego potężnym niedźwiedziem polarnym.
Kanada skinieniem głowy odpowiadał na powitania. Uśmiechnął się lekko, gdy dostrzegł w tłumie Francję. Podszedł do dawnego opiekuna i przywitał go uściskiem dłoni.
- Witaj tato. Jak sytuacja u ciebie?
- Dzień dobry Matthew. Coraz lepiej, ale tylko dzięki twojej pomocy. -W głosie Francisa słychać było dumę, że jego wychowanek stał się światową potęgą, z którą trzeba było się liczyć.
- O, witaj Arturze - Matt dostrzegł stojącego obok Anglię - Nie wiesz, gdzie jest Alfred?
- Gdzieś tu był - mruknął Arthur.
- O kim mówicie? - zdziwił się Francis.
- Tato... - Williams pokręcił głową - O moim bracie Alfredzie. O Ameryce, pamiętasz?
- A, o nim - mężczyzna z trudem przypomniał sobie blondwłosego chłopaka.
Arthur spojrzał ponuro na Francisa. Dupek zawsze zapominał o jego wychowanku. Co z tego, że Ameryka to cichy, spokojny, nie wadzący nikomu chłopak? Że jest całkowitym przeciwieństwem swojego brata? Przecież, do cholery, jest takim samym państwem jak oni.
Kanada jeszcze chwilę z nimi rozmawiał, gdy zobaczył kawałek dalej coś, co mu się nie spodobało. Rosja znów straszył małego Łotwę. Chłopak trząsł się jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Matthew przeprosił przyjaciół i ruszył w stronę Iwana.
- Braginski, co ja ci mówiłem o znęcaniu się nad słabszymi? - odezwał się chłodno.
- Towarzysz Kanada! - Rosja natychmiast stanął na baczność - To tylko taka zabawa, prawda towarzyszu Łotwo?
- Zmień zabawę Braginski, albo Kumajiro pobawi się z Tobą.
Niedźwiedź Kanady, jakby potwierdzając słowa właściciela, zaryczał groźnie, odsłaniając przy tym ostre zęby. Matt zachichotał, po czym odszedł w przeciwnym kierunku.
- Jesteś żałosny bracie. - mruknęła Białoruś, z zainteresowaniem obserwując Kanadę.
Matthew skierował się w stronę sali konferencyjnej, gdyż był najwyższy czas rozpocząć zebranie. Jego uwadze nie umknęły rozmarzone spojrzenia żeńskich personifikacji stojących w jednej grupie. Dobrze wiedział, że jest obiektem ich westchnień. Posłał dziewczynom całusa, na co odpowiedziały zbiorowym westchnieniem.
- Yekaterino, podejdź tu na chwilę - skinął na personifikację Ukrainy.
- Słucham, panie Kanado?
- Moja droga, mam pomysł jak pomóc twojej gospodarce. - odpowiedział Matt, bez skrępowania wpatrując się w biust dziewczyny.
- Naprawdę? - Ukraina zarumieniła się, gdy dłoń mężczyzny wylądowała na jej biodrze.
- Tak. Moglibyśmy to omówić dziś po konferencji. W moim apartamencie. - chłopak z lubieżnym uśmiechem na ustach przyciągnął Yekaterinę do siebie, po czym skradł jej całusa.
-D-dobrze! - pisnęła Ukraina, po czym uciekła do pozostałych dziewcząt.
Williams uśmiechnął się szeroko, po czym wszedł na salę obrad. Za jego przykładem poszli pozostali.
Kanada ze znudzeniem przysłuchiwał się kolejnym wystąpieniom. Problemy z imigrantami, kulejące gospodarki co słabszych państw, wciąż to samo. Matt rozglądał się dyskretnie po sali i zastanawiał, gdzie zniknął Ameryka.Zapewne zaszył się gdzieś z książką. Matthew dziwił się czasem, że są braćmi. Fizycznie może i są w jakiś sposób podobni, ale z charakterów? Kanada jest odważny, przebojowy wszyscy go szanują, nawet Rosja się go boi. Natomiast Ameryka... jego praktycznie nikt nie zauważa, wszyscy zapominają, że istnieje w ogóle ktoś taki jak Alfred.
Przemówienie Niemiec przerwał łoskot otwieranych z impetem drzwi, a zaraz potem rozległ się huk wystrzału.Personifikacje zamarły, skuliwszy się w fotelach. Ku swojemu przerażeniu Kanada zobaczył w drzwiach uzbrojonego Alfreda. Oczy chłopaka płonęły szaleństwem.
- Braciszku, odłóż broń. - Kanada podniósł się z fotela - Dlaczego to robisz?
- Mam dość! Mam dość bycia ignorowanym i zapomnianym przez wszystkich! - warknął blondyn, kierując się w stronę Matta - Gdy cię zabiję, będą na ustach wszystkich.
Matthew kątem oka spojrzał na resztę państw. Niektórzy schowali się pod stołem, inni próbowali dyskretnie przedostać się do wyjścia. Chłopak skupił się na bracie. Doskoczył do niego i chwycił go za nadgarstek, próbując odebrać mu pistolet. Szarpali się dłuższą chwilę. W pewnym momencie Alfred popchnął Matta, który uderzył plecami o chłodną powierzchnię okna. Szyba pod wpływem silnego uderzenia rozsypała się z brzękiem na tysiące kawałków, z których część wbiła się w plecy Kanady. Mężczyzna zachwiał się tracąc oparcie i runął w dół z wysokości czterdziestego piętra. Matthew spadł na...
... drewnianą podłogę swojego pokoju. Chłopak pisnął przestraszony i zaczął wierzgać nogami, próbując uwolnić się od atakującej go kołdry. Śpiący obok łóżka Kanady Kumajiro zerwał się wystraszony hałasem. Po chwili jednak zbliżył się do swojego właściciela.
- Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć. - odezwał się cicho blondyn.
- Ty kto? - spytał Kumajiro, przekręcając głowę i wpatrując się w Matta.
- Jestem Kanada.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top