11. Oblężenie
- Licia!!! Ratuj mnie! - w słuchawce rozległ się przerażający krzyk Feliksa.
- Uspokój się i powiedz co się stało - westchnął Litwa. Przyzwyczajony był, że Feliks zawsze robi z igły widły, a każdą drobnostkę podnosi do rangi katastrofy kosmicznej.
- Prusak! Cała ich armia oblega mój dom! Licia, błagam cię, pomóż!
Połączenie zostało nagle przerwane. Tolys zbladł i przerażeniem wpatrywał się w milczący telefon. To brzmiało poważnie. Gilbert co prawda od dawna nie był państwem i własnej armii nie miał, ale... Może znudziła mu się, jak to nazywał, emerytura i postanowił odzyskać dawny status. A Polska stała się celem ataku. Rozmyślania przerwał mu dzwonek telefonu.
- Feliks, dlaczego... A, to ty Elizaveto. Dostałaś od Feliksa niepokojącego sms - a? Tak, kontaktował się ze mną. Krzyczał coś o pruskiej armii, ale połączenie zostało przerwane. Dobrze, przyjadę jak najszybciej do Berlina.
Pod drzwiami domu Ludwiga zebrała się spora grupa personifikacji. Martwiąca się o przyjaciela Elizaveta postawiła w stan pogotowia całą Europę oraz Amerykę. W grupie znaleźli się obok Węgier również Litwa, Ameryka, Anglia, Austria, Rosja oraz Francja.
- Ludwig, otwieraj! - Elizaveta waliła w drzwi z całej siły - Wiem, że tam jesteś!
- Co wy tu robicie? - rozległo się zza pleców całej grupy. Wszyscy odwrócili się jak na komendę i zobaczyli Niemcy, wracającego właśnie z zakupami.
- Ludwigu, gdzie jest twój brat? - zapytał rzeczowo Arthur.
- Wyjechał, coś mówił, że jedzie na sentymentalną wycieczkę po dawnych ziemiach. A co od niego chcecie?
- Istnieje podejrzenie, że zaatakował dom Feliksa i chce przejąć jego ziemie - odezwał się Tolys.
- Brednie - Ludwig pokręcił głową.
- A jak wytłumaczysz to? - Elizaveta pokazała mu wiadomość od Feliksa.
- Nie wierzę, to musi być pomyłka.
- W takim razie trzeba jechać do Polski, da? I sprawdzić co się tam dzieje.
- Ivan ma rację - wykrzyczał Alfred - Jeśli Polska jest w niebezpieczeństwo, to ja go uratuję. W końcu jestem bohaterem!
- Jadę z wami - postanowił Ludwig.
Kilka godzin później ekipa ratunkowa stała pod domem Feliksa. Żadnej armii jednak nie było. W ogóle było jakoś tak za spokojnie. Na dodatek Feliks nie reagował na ani na dzwonek, ani na pukanie. Telefonu też nie odbierał.
- Porwał go! Z pewnością go porwał i gdzieś wywiózł - denerwowała się Elizaveta.
- Pewnie do Malborka - dodał ponuro Tolys - Gilbert ma słabość do tej miejscowości.
- Mon dieu, uspokójcie się - odezwał się Francis - Spróbujmy jeszcze zajrzeć przez okno. Kto mi pomoże?
- Trochę w prawo Alfredzie. Nie, teraz odrobinę w lewo. A teraz do przodu.
- I jak? Widzisz coś? - spytał Arthur.
- Non...chwila! Chyba coś się tam poruszyło, ale pewności nie mam.
- Musimy wejść do środka - zarządził Ludwig - Ameryko, opuść Francję na dół. Wyważymy drzwi.
Niestety, polskie drzwi okazały się wyjątkowo odporne. Nawet potrójny atak największych siłaczy w grupie, czyli Ameryki, Niemiec i Rosji, nie dał pożądanego efektu.
- Panowie, odsunięcie się. Roderich, potrzymaj mi patelnię.
Węgry stanęła przed drzwiami. Obciągnęła mundur i wykonała kilka głębokich wdechów. Kilka razy delikatnie szturchnęła drzwi nogą, by po chwili mocno się zamachnąć i przykopać w nie z całej siły. Drzwi wypadły z zawiasów. Mężczyźni patrzyli na nią w osłupieniu.
- Tak to się robi, panowie. Uwaga, wchodzę!
- Mon dieu, co za kobieta. Powiedz Roderich, w łóżku też jest taka ostra?
Rozległ się głośny brzęk i po chwili Francja leżał powalony na ziemi.
- Trochę szacunku! Mówisz o mojej byłej żonie!
- WOW! Piękny cios Austrio!
- Dziękuję, Ela mnie nauczyła. A teraz chodźmy.
Pozostałe personifikacje ruszyły do wnętrza polskiego domostwa.
- Feliks! Jesteś tutaj? - wołał Litwa - Odezwij się!
- Tutaj, w kuchni!
Wszyscy pobiegli do wspomnianego pomieszczenia. Ich oczom ukazał się klęczący na kuchennym stole blondyn uzbrojony w miotłę.
- Nie! Nie wchodźcie! Pełno ich tu! Ratujcie siebie! Dla mnie już za późno!
- Польша, ty się dobrze czujesz? O kim ty mówisz?
- AAAAA!!!!! Ratunku! - rozległ się wrzask Ameryki, który w ułamku sekundy znalazł się na blacie obok Feliksa - Tam!
Spojrzenia wszystkich skierowały się w miejsce wskazywane przez Alfreda. Spod kuchennej szafki wypełzł paskudny robal, a dokładnie prusak. Po nim drugi. I trzeci. I kolejne. Wkrótce podłoga w kuchni Feliksa roiła się od armii tych owadów.
- Bloody hell, tyle zamieszania o jakieś robale?! Złaźcie obaj z tego stołu.
- A w życiu! Nie dam im się żywcem pożreć!
- Rosjo, przestań rozdeptywać te biedne istoty i ściągnij tych idiotów, bardzo cię proszę.
- Dobrze, towarzyszu Anglio - uśmiechnął się Ivan i wyniósł obu blondynów z pomieszczenia.
- Mówiłem, że mój brat jest niewinny - mruknął Ludwig - Dobra, dzwonię do firmy dezynsekcyjnej.
- Zadzwoń też na pogotowie - odparł grobowym głosem Litwa - Albo po karawan. Zależy, co zostanie z Feliksa jak z nim skończę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top