10. Luli luli laj

Coś ciężkiego zwaliło się na łóżko Allistora, wyrywając go ze snu. Rudzielec z trudem wygrzebał się spod ciężaru i zapalił światło. Jego oczom ukazał się totalnie pijany Arthur, jego brat i przekleństwo.

- Artie, grzecznie proszę żebyś spieprzał do siebie.

- Hiiik! - w odpowiedzi Anglia głośno czknął.

- Za jakie kurwa grzechy? - westchnął Szkocja - Arthur, rusz swój angielski tyłek i złaź z mojego łóżka!

Allistor próbował zepchnąć brata na podłogę. Bezskutecznie. Pijany Arthur, jak tylko zajął gdzieś pozycję horyzontalną, zamieniał się w głaz i żadna siła nie była w stanie go ruszyć.

- Cholera jasna, Artie! Wypierdzielaj stąd! - Allistor wciąż szturchał i szarpał brata, próbując zmusić go do zmiany legowiska.

- Ale szemu me siarpieś? Gupi Fearie, nie bedem się theraz bawił - Arthur machnął ręką, trafiając przy tym brata twarz.

Allistor westchnął, masując obolały nos. Nie było szans, żeby Anglia wrócił do siebie. Szkocja mógłby go teoretycznie zanieść do łóżka, ale nie miał na to ochoty. Dziwnym trafem Arthur po pijaku znacznie przybierał na wadze. Przespanie się na kanapie odpadało, ponieważ ta lekko się popsuła podczas braterskich przepychanek. Chyba, że przenocuje w pokoju Arthura. Rudzielec wygrzebał się z posłania, omijając truchło Anglii i ruszył do pokoju brata. Pod drzwiami zaczął kląć, dając upust emocjom. Ten głupek zamknął pokój na klucz, który, znając talent Arthura, zapewne zgubił po pijaku. Ślusarz się ucieszy. W końcu rzadko kto co roku zmuszony jest wzywać fachowca, żeby wymieniał zamki w jednych i tych samych drzwiach. Niech przeklęty będzie czwarty lipca. Zrezygnowany rudzielec wrócił do siebie. Arthur zdążył się się rozwalić na całym posłaniu. Allistor westchnął. Skoro już musi spać w jednym łóżku z Arthurem, to będzie musiał go rozebrać. Naprawdę, świetna zabawa.

- Przestań wierzgać, zarazo jedna - mruknął Szkocja, próbując zdjąć bratu buty.

- Uuu, aleś thy beźposirednia, ślićnotko - wymruczał Anglia, chwytając zdejmującego mu koszulę Allistora za tyłek.

- Weź te łapy albo cię zwiążę - warknął Szkocja.

- Hi hi, ostra jeśteś! Lubie tjakie!

- Boże, niech się okaże, że on jest adoptowany - jęknął Allistor zdejmując Arthurowi spodnie - Współpracuj, Angolu cholerny!

W końcu udało mu się pozbawić Arthura ubrania, a nawet przesunąć brata na jedną stronę łóżka, zyskując choć minimum powierzchni dla siebie. Z westchnieniem ulgi rudzielec zgasił światło, położył się i przykrył kołdrą po sam czubek głowy. Ledwo zamknął oczy, jak coś, a raczej ktoś się do niego przytulił, o ile przytuleniem można nazwać oplecenie czyjegoś ciała ramionami i nogami na podobieństwo ośmiornicy.

- Arthur, czego ty jeszcze do cholery chcesz? - jęknął zrezygnowany Szkocja.

- Aliś! Mogę spać z Tobą? Plosię, baldzo plosię! Boję się samemu spać!

Allistor mimowolnie uśmiechnął się z rozczuleniem. Aliś... to zdrobnienie przypomniało mu dawne czasy, gdy Arthur był jeszcze małym brzdącem, nie mogącym wypowiedzieć poprawnie imienia starszego brata. Mały Anglia, gdy tylko przyśnił mu się koszmar albo zdarzyło mu się zmoczyć łóżko, przychodził zapłakany do Allistora ściskając w rączkach drewnianego konika i prosił, żeby ten pozwolił mu spać w swoim łóżku. A Szkocja zawsze był czuły na łzy najmłodszego brata i nigdy mu nie odmawiał. Mimo, że Artiemu zdarzało się również zmoczyć w łóżku brata. I choć Allistor nigdy by się do tego nie przyznał, to tęsknił za starymi, dobrymi czasami, gdy był wzorem dla Arthura i nie skakali sobie do gardeł z byle powodu. Jednak mimo wiecznych kłótni, wciąż kochał brata i gotów był wszystko dla niego poświęcić.

- No dobrze Artie, możesz ze mną spać - Allistor pogłaskał brata po włosach.

- Aliś, a zaśpiewasz mi coś?

- Tylko jeśli po tym grzecznie zaśniesz.

- Obiecuję.

Alistor zaczął cicho śpiewać:

As I was walking all alane,
I heard twa corbies making a mane;
The tane unto the t'other say,
'Where sall we gang and dine to-day?'

'In behint yon auld fail dyke,
I wot there lies a new slain knight;
And naebody kens that he lies there,
But his hawk, his hound, and lady fair.

'His hound is to the hunting gane,
His hawk to fetch the wild-fowl hame,
His lady's ta'en another mate,
So we may mak our dinner sweet.

'Ye'll sit on his white hause-bane,
And I'll pike out his bonny blue een;
Wi ae lock o his gowden hair
We'll, theek our nest when it grows bare.

'Mony a one for him makes mane,
But nane sall ken where he is gane;
Oer his white banes, when they we bare,
The wind sall blaw for evermair.'

Gdy wybrzmiały ostatnie słowa ballady Allistor zorientował się, że jego brat już śpi. Chłopak przytulił Arthura i po chwili już zasnął.

Przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych. Słońce złośliwie świeciło Arthurowi w twarz, a pod czaszką orkiestra dęta grała "Lot Walkirii" Wagnera. Blondyn z trudem uniósł powieki. Widok jaki zobaczył sprawił, że zerwał się z łóżka z wielkim wrzaskiem.

- CO TY ROBISZ W MOIM ŁÓŻKU?!

- Nie krzycz kretynie, to po pierwsze - ziewnął Szkocja, przecierając oczy - A po drugie to moje łóżko. Sam żeś mi do niego wlazł.

- Co?! Nie... nie... to nie możliwe. Nie mogliśmy... Wykorzystałeś mnie, mimo że jestem twoim bratem?! - W oczach Anglii zalśniły łzy.

- Arthur, masz zdecydowanie zbyt wysokie mniemanie o sobie, jeśli myślisz, że zainteresowałby mnie twój kościsty tyłek - Szkocja uśmiechnął się kpiącą - Do twojej wiadomości. Urżnąłeś się jak świnia i wlazłeś mi do łóżka. Pamiętasz jak byłeś dzieckiem? Często przychodziłeś do mnie bo miałeś koszmary i jakoś wtedy nie przeszkadzało ci spanie ze mną w jednym łóżku. Na plus dodam, że przynajmniej teraz nie sikasz mi do wyrka jak za dawnych czasów.

- RAZ MI SIĘ ZDARZYŁO, A TY MI TO BĘDZIESZ JUŻ ZAWSZE WYPOMINAŁ?!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top