Rozdział 13 "Zazdrość to dziwne zjawisko"

Luna

Od ostatniej zimy obozowicze bali się mnie, ponieważ stworzyłam tak duże tornado, że zniszczyłam część domków. Mark, po złamaniu nosa Sol, też nie zyskał zbyt dobrej sławy. Jedni  byli oburzeni, że walnął Wybranka, a drudzy klepali go po ramieniu i mówili "Dobrze, że ktoś wreszcie przyłożył temu idiocie. 

Chejron, widząc narastający konflikt między naszą trójką, odesłał Marka do domu, aby się spakował i pożegnał z rodziną. Aleksander, dowiedziawszy się o próbie potrącenia nas tuż przed domem chłopaka, wysłał z nim dwóch Nowomacedończyków, którzy po prawie półrocznym treningu byli niemal tak dobrzy jak zawodowi herosi. Mieli razem wrócić w czwartek, aby w piątek wszyscy wyruszyli do Obozu Jupiter. 

Na kolacji nie czułam się najlepiej. Sol przeszywał mnie spojrzeniem, wciśnięty między Zeusa i Posejdona. Siedział jednak tak, aby każdy mógł zobaczyć jego biały opatrunek, jakby ktoś jeszcze nie wiedział o jego tragedii

Jednak to nie było najgorsze. Przy stole Wielkiej Trójki nie siedziałam sama. Percy, z pochyloną nisko głową, żuł powoli naleśniki, ale nie niebieskie, jak to miał w zwyczaju. Nie patrzył na mnie, jedynie wpatrywał się tępo w przestrzeń. Mimo że podczas studiów w Nowym Rzymie podciął włosy, jego nienażelowana grzywka opadała mu na czoło. Ruchy miał powolne, nie pełne energii jak zwykle. Wydawał się być jak działająca na oparach rozładowanych baterii maszyna, która zaraz stanie. 

Nie mogłam na niego patrzeć bez wyrzutów sumienia. Czułam się winna za to, co się stało Sally. Nie zrobiłam tego specjalnie, sądziłam, że pomagam. Lecz efekt był jeden. Doprowadziłam do śmierci jego matki i jednego z bliźniaków, a osieracając drugiego. Może i nie dogadywałam się z państwem Jackson, ale w życiu nie życzyłabym żadnemu z nich śmierci. 

Bawiłam się frytką umoczoną w ketchupie. Skoro nawet fast-food nie chciały przejść mi przez gardło, musiało być już ze mną naprawdę źle. Kiedy sięgnęłam po szklankę, nagle kłujący ból pojawił się w mojej czaszce jak podczas migreny. Upuściłam naczynie, które z głośnym trzaskiem rozsypało się na kawałki. Złapałam się za skronie, zaciskając powieki. 

Przyjdź, proszę, do domku Hadesa. — Usłyszałam głos w głowie. 

Tak dawno nie słyszałam Nica, że w pierwszej chwili nie rozumiałam, co się dzieje. Głos mu się obniżył. Nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu od Walentynek, nie licząc wysłanego maila tuż po moim powrocie z Australii, żeby poinformować go, że w ogóle żyje. Minęło sporo czasu, jednak nie sądziłam, że telepatyczna rozmowa okaże się tak bolesna, jakby ciśnienie rozsadzało mi głowę, chcąc wydostać się przez napięte do granic możliwości błony bębenkowe. 

— Luna? — Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. — Wszystko dobrze? 

Carlos górował nade mną ze zmartwioną miną. Czułam na sobie wzrok wszystkich obozowiczów. I to przez głupią szklankę. 

— Jest dobrze. Nic mi nie jest. 

— Luna... 

— Tak, tak, wiem, że wy wiecie, kiedy ktokolwiek kłamie. Wiem. — Wstałam od stołu, robiąc krok nad szklanymi skorupami. — Pójdę się przejść, może przestanie boleć. 

— Nie powinnaś iść sama. 

— Idę z Miętuską. 

Miętuska, która dotychczas bawiła się z Piesiakiem w berka, dołączyła do mnie, gdy oddalałam się od pawilonu jadalnego. Tak, tak, poszłam na plażę, ale to tylko miało tak wyglądać. Kiedy znalazłam się poza spojrzeniami obozowiczów, zmieniłam kierunek i pobiegłam do domu Hadesa. 

Mogło to być dwieście, no może trzysta metrów, a ja byłam tak zdyszana, jakbym przebiegła maraton. Serce biło mi jak oszalałe, a astma usiłowała mnie udusić. Kondycja wprost doskonała. Zapukałam do drzwi, ale nie słysząc w środku żadnego ruchu (może dlatego że sama robiłam straszny hałas), wparowałam ze zdenerwowaniem do środka, szybko i zamaszyście otwierając drzwi. W coś uderzyłam. 

— Nico!

Chłopak trzymał się za nos, opierając o ścianę. Jęknął cicho, dotykając kości, czy nie jest złamana. Byłby to kolejny przypadek tego samego obrażenia w ciągu zaledwie kilku godzin. Już oczami wyobraźni widziałam, jak zaczynają nazywać mnie i Marka "Parą Nosaczy".

— Aż tak wylewnego powitania się nie spodziewałem — rzekł.

— Bogowie, przepraszam... Bardzo boli? Przyniosę lód. 

— Nie, nigdzie nie idź. Nic mi nie będzie. Już nie pierwszy raz oberwałem w nos. 

Ukryta aluzja do tego, jak w zeszłe lato złamałam mu nos. Taa, zdecydowanie miałam już w tym doświadczenie. 

Z niezadowoleniem zauważyłam, że Nico znowu urósł. Miałam wrażenie, że od naszego ostatniego spotkania gwałtownie skoczył w górę. Był już chyba wzrostu Percy'ego, przez co czułam się przy nim jak kompletny krasnal. Przestał być chudym chłopakiem, a stawał się mężczyzną, co potwierdzały drobne zacięcia od maszynki na linii brody. Jego workowate wcześniej koszulki stały się mniej duże, a stara pilotka pewnie już kompletnie za mała. Jedyne, co się nie zmieniło, to czarne, przydługawe włosy oraz grzywka kompletnie zakrywająca czoło i wpadająca do ciemnych oczu. 

Przytuliłam się do niego mocno. Brakowało mi go bardzo. Odkąd dowiedzieliśmy się o darze od Hadesa, cały czas wyczuwaliśmy swoją obecność. Lecz przez sztuczki Chejrona, na czas moich podróży zostaliśmy od siebie kompletnie odcięci. Czułam pustkę, od której zdążyłam się już odzwyczaić. Dopiero teraz jego głos przedarł się przez ciemny, zakurzony kanał, zrywając po drodze pajęczyny. 

Czując jego uspokajający zapach, powracały wspomnienia, te lepsze i te gorsze. Pamiętałam, kiedy umierał na moich kolanach przez truciznę Machaona. Pamiętałam jego ramiona, gdy rozpaczała po "śmierci" Marka. Pamiętałam naszą pierwszą dłuższą rozmowę, podczas której byłam przerażona, bo sam Nico wydawał się straszny. Pamiętałam ból w jego oczach, kiedy opowiadał o śmierci Bianci tuż przed wyruszeniem po mamę do Las Vegas. 

— Tęskniłam za tobą — powiedziałam. 

— Co ja mam powiedzieć? Chejron nie chciał mi udzielić żadnych informacji na twój temat. 

Westchnęłam. Ten wyjazd z Aleksandrem okazywał się coraz gorszym błędem. 

— Przepraszam. — Odsunęłam się od niego. — Co się stało? 

Nico spojrzał na mnie z góry. 

— Ciebie też to bolało? — Przytaknęłam. — Musiałem z tobą porozmawiać, a nie chcę na razie ujawniać, że tu jestem. Nikomu nie mówiłaś, gdzie idziesz? 

— Nie. Mark pojechał do domu, a Percy się do mnie nie odzywa. 

— Dlaczego? 

Usiedliśmy na jednym z łóżek i opowiedziałam mu tę przykrą historię. Jego wzrok wydawał się lekko nieobecny, zamglony. 

— Eris może nie chodziło tylko o dołek psychiczny Percy'ego, ale również o zepsucie relacji między wami — stwierdził. 

— Zastanawiam się, czy mama maczała w tym palce. — Przygryzłam wargę, przypomniawszy sobie o swoim śnie. — Na spotkaniu całej trójki, Eris, Sam i mamy, mówiły o jakimś planie w San Francisco. 

— Jakim planie? — Zmarszczył czoło z niepokojem. 

— Nie wiem. Wspominały coś o tobie i mnie, że się rozdzielimy i upieką dwie pieczenie na jednym ogniu. Och, i jeszcze mówiły coś o Posejdonie. 

Nico obracał na palcu pierścień z czaszką, który dostał od ojca. Ten nawyk był o wiele mniej bolesny niż przygryzanie wargi. 

— San Francisco... Niedobrze. 

— O co chodzi? 

Wpatrywał się w przestrzeń. Rozważał różne możliwości i taktyki. Byłby dobrym szachistą. 

— Prawdę mówiąc, chciałem coś z tobą załatwić w Frisco w sprawie... No wiesz. 

— Asfodelowej Rebelii? — Spojrzał na mnie, jakby był zły, że wypowiedziałam tę nazwę na głos. — Właśnie, co tam w Podziemiu? 

Nico odwrócił wzrok. Zaczął bębnić palcami w metalowy stelaż łóżka, przez co powstawały głuche, dudniące odgłosy. 

— Nico, co się stało? Coś ze Stuartem? 

— Nie, Stuart ma się dobrze. Doskonale sobie radzi jako mój zastępca. 

— Więc o co chodzi? 

Westchnął odgarniając nieco z oczu włosy. 

— Podczas twoich wyjazdów sytuacja w Podziemiu znowu się pogorszyła. Eris postanowiła skupić się na tym konflikcie bardziej, przez co wysłała do pomocy Rebelii więcej swoich otumanionych żołnierzy. Jednak to nie wszystko. Dzięki magii Chaosu części dusz dała namacalne ciała. Z jednej strony łatwiej ich pokonać, ale...

— Ale mogą używać broni — dokończyłam. — Co zrobiła Rebelia? 

— Antoniusz i Kukliński posunęli się o krok dalej. Nocą wysłali mały oddział do naszego obozu i wymordowali sporą część wojska. 

Patrzyłam na niego zszokowana. Z każdym jego słowem otwierałam oczy szerzej. Mówił to ze spokojem, ale dało zobaczyć się emocje na jego twarzy. Obracał pierścień szybciej, wpatrując się w podłogę, jakby chciał przeszyć ją wzrokiem. 

— Bogowie... — Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. — I co dalej? 

— Wiedząc, że nie uda nam się szybko zdobyć nowych posiłków, zaatakowali. 

Czekałam na dalszą część historii, ale Nico jakoś się ociągał. 

— Wszystko mam z ciebie wyciągać czy sformułujesz wreszcie dłuższą wypowiedź? 

Wziął głęboki oddech. 

— Pewnie ci się to nie spodoba, ale potrzebowałem pomocy — powiedział to w taki sposób, jakby był na siebie wściekły. — Z tobą nie mogłem się w żaden sposób skontaktować. Oprócz ciebie, tylko jednej osobie ufam na tyle, aby powierzyć tajemnicę o sytuacji w Podziemiu. 

— Reynie. — Ponownie dokończyłam za niego. 

Starałam się zachować pokerową twarz, ale średnio mi to szło. Spotkałam się z Reyną tylko raz i to jako Lena, więc tak naprawdę się nie znałyśmy. Mimo to na samą myśl o niej stawałam się zazdrosna, czego moja racjonalna część mnie nie potrafiłam zrozumieć. Przecież Nico miał prawo przyjaźnić się z kim tylko chciał. Ja też nie miałam za przyjaciela tylko jego. Mimo wszystko żółkłam z zazdrości, kiedy tylko przychodził jej temat. Starałam się to ukryć, ale Nico nauczył się odczytywać moje emocje o wiele lepiej niż ja jego. 

— Wiedziałem, że tak zareagujesz. — Pokręcił głową. 

— Chciałabym ją wreszcie poznać. — Zacisnęłam wargi. — Lepiej powiedz jak wam poszło w Podziemiu. 

— Przestań mówić z taką arogancją. 

— Z arogancją? Naprawdę chcę wiedzieć, jak wam poszło. 

— Obie jesteście takie same... — Wypuścił głośno powietrze z irytacją. 

— Czyli obgadywała mnie? 

— A czy ja coś takiego powiedziałem? Czy naprawdę tak to u was, dziewczyn, wygląda? Że jeszcze się nie znacie, a już plujecie na siebie jadem? Jeśli tak, to bardzo się cieszę, że jestem chłopakiem. 

— Och, dobrze, dobrze. — Przewróciłam oczami. — Postaram się z nią dogadać w Obozie Jupiter. Zadowolony? 

Nico nie wydawał się przekonany, ale nic już nie powiedział. 

— To jak wyglądała wasza przygoda w Podziemiu? — spytałam po raz któryś. 

— Kiedy byliśmy w Rzymie, Frank, jako rzymski pretor, mógł dowodzić legionem rzymskich duchów, które zginęły w walce. Idąc tym tropem, Hades wezwał do siebie zmarłych Rzymian, którzy byli bardziej posłuszni Reynie niż mi. 

— Pokonaliście ich? 

Pokręcił głową. 

— Udało nam się odeprzeć ich z zamku, ale duchy to niezbyt trwali wojownicy, a Hades nie miał wystarczającej siły, by dać im prawdziwe, chociażby rozkładające się ciała. Z każdym dniem jest coraz słabszy, im jego królestwo jest w gorszym stanie. 

— Można temu jakoś zaradzić?

Spuścił głowę. 

— Jak w każdej krainie, potrzebny jest pokój. Muszę obmyślić plan, który definitywnie zakończy bunt Asfodelowej Rebelii. 

— A jak sytuacja ma się w tym momencie? 

— Jeden z bardziej zasłużonych duchów dostał ciało i teraz on jest dowódcą rzymskiego oddziału, aby Reyna nie musiała cały czas przebywać w Podziemiu. Dzięki niemu żołnierze pozostają w szykach i nie pozwalają wrogom dostać się do zamku. 

Nico wydawał się być w parszywym humorze. Objęłam go, bo to mi zawsze, choć odrobinę, poprawiało humor. 

— Martwisz się czymś jeszcze, prawda? — zgadywałam. — Chodzi o Stuarta? 

Stuart był zastępcą i prawą ręką Nica. Służył Hadesowi jako jedna z przywróconych do życia dusz z Elizjum. Przez to, że chłopak zginął podczas wojny secesyjnej, miał dosyć niedzisiejsze poglądy, w tym o feminizmie. Jednak pomimo tego i wiecznie zdziwionego wyrazu twarzy, wydawał się bardzo sympatycznym młodym mężczyzną, którego lubiłam. 

I o niego nie byłam zazdrosna, mimo że spędzał z Nico o wiele więcej czasu niż Reyna. Logika Lunity. 

— Nie, z nim wszystko w porządku, już pytałaś. Chodzi o coś innego. — Znowu zaczął intensywniej obracać pierścień na placu. — Jeśli Rebelia opanuje Podziemie, Hades straci kompletnie moc i obawiam się, że ja też. Wtedy stanę się na misji bezużyteczny.

— Nie mów tak, Nico. — Przytuliłam się do niego. — Nie jedziesz za mną przecież jako fabryka zombie, tylko jako ty sam. Potrzebuję ciebie jako... jako ciebie. Wow, mój słownik jest taki bogaty. Znaczy... — Zreflektowałam się, gdyż przyszedł mi do głowy inny aspekt. — Jeśli uważasz, że lepiej zrobisz pomagając w Podziemiu, to ja to zrozumiem... 

Patrzyłam na niego w pełnym napięcia oczekiwaniu. Bardzo nie chciałam, aby przyjąć tą propozycję, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Musiał podjąć tę decyzję samodzielnie. 

Na szczęście Nico wahał się tylko krótką chwilę. Przestał męczyć swój palec oraz pierścień i spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami, które na początku mnie przerażały. 

— Miętuska niezbyt dobrze daje sobie radę w roli przyzwoitki dla ciebie i Marka — stwierdził, uśmiechając się, a Miętuska, leżąca dotychczas spokojnie na moich kolanach, teatralnie odsunęła się od chłopaka z urażoną miną. 

Odetchnęłam z ulgą. Cmoknęłam go w policzek i jeszcze raz mocno uściskałam. 

— Dziękuję, Nico. I jest jeszcze jedna drobna sprawa...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top