Rozdział 7 "Debatujemy nad pytaniami"
Nico
Spokojnie spałem, gdy obudziła mnie bardzo głośna muzyka. Bałem się, że moje przypuszczenia się sprawdzą i Luna coś odwaliła. Ruszyłem do jej pokoju.
Otworzyłem drzwi i ujrzałem dziewczynę jeżdżącą na wrotkach po całym pokoju, a radio darło się na cały regulator. Córka Posejdona nie wyrobiła na zakręcie i z głośnym "plask" upadła na podłogę. Ubrana była w piżamę, a włosy przybrały czekoladowy kolor.
Podszedłem do odtwarzacza, który stał obok telewizora i nacisnąłem przycisk "wyłącz". Nareszcie nastała cisza.
– Nico, co ty wyprawiasz? – zapytała nadąsana. – Jest taka fajna zabawa!
Próbowała się podnieść, ale buty z kółkami jej w tym nie pomagały.
– Luna, miałaś spać. – powiedziałem stanowczo.
– Spałam! Ale Fobetor pokazał mi wyrok śmierci na wszystkich obozowiczów, więc sen odszedł. I nie próbuj znowu mnie faszerować lekami nasennymi! – wydała rozkaz jak jakaś księżniczka.
Powoli traciłem cierpliwość. Co się z nią dzieje? Zachowuje się jak małe dziecko a w tej chwili zaczyna gadać z misiem. A jej wcześniejsza propozycja: parkur? Ona zwariowała, albo zaczyna majaczyć.
– Chodź, zrobimy fajną imprezę! I bitwę na poduszki!
Wdrapała się na stół w wrotkach. Nie umie na nich jeździć i zaraz spadnie. Czy ona nie dostrzega niebezpieczeństwa?
– Luna, idziesz spać. – próbowałem przemówić jej do rozsądku.
– No dobra, ale mnie złap!
Zeskoczyła z stołu, rąbnęła o podłogę, ale mimo to pobiegła w stronę schodów.
– Luna, zaczekaj, zaraz skręcisz sobie nogę! – krzyczałem za nią.
Dziewczyna zdjęła jedną z wrotek i rzuciła nią we mnie.
– Co ty wyprawiasz?! Zwariowałaś!?
Wbiegła na antresolę, a ja zaraz za nią. Zrzuciła na parter drugi but i skierowała się w stronę kupki pluszaków. Gdy stanąłem obok niej, zaczęła okładać mnie przytulankami. Miałem dość.
Złapałem ją za mocno za rękę i wyrwałem z niej różowego misia.
– Au, to boli. – poskarżyła się, ale z wielkim bananem na twarzy.
Pociągnąłem ją w stronę łóżka, ale ta mała zołza wyrwała mi się i podbiegła do barierki. Zaczęła przez nią przechodzić. Zachwiała się i gdybym jej w porę nie złapał, byłaby plackiem sześć metrów niżej. Spojrzała w dół i chyba otrzeźwiała.
– O bogowie... Co ja prawie zrobiłam... – na jej twarzy zamiast dziwnego uśmiechu, widać było przerażenie. – O bogowie...
Stała już bezpiecznie na antresoli, ale cały czas się trzęsła.
– Połóż się. – zaprowadziłem ją do łóżka– Tak się dzieje, jeśli nie śpisz. A oto chodzi Eris, żeby cię wykończyć.
– Gdyby nie ty... O matko... Jestem dla siebie niebezpieczeństwem.
– Spokojnie, od dzisiaj będę osobiście pilnował, byś się kładła spać.
– Dzięki. – uśmiechnęła się słabo.
– Obiecaj, że nie będziesz wychodzić z łóżka.
– Przyrzekam. Dobranoc. – ziewnęła.
Odpowiedziałem jej tym samym i wyszedłem z jej pokoju, omijając porozrzucane kartki, wrotki i pluszaki.
Już w swoim pokoju, podziwiałem widok na Wenecję. Światła rozświetlały piękne miasto. Chęć powrotu do tego miejsca się nasiliła.
Coś we mnie się cieszyło, że jednak miałem rację co do planów Luny, normalna, ludzka rzecz, ale z drugiej strony mogła zrobić sobie krzywdę. Martwiłem się o nią, bałem? W sumie nie wiem.
Położyłem się do wygodnego łóżka i usnąłem lekkim snem.
Gdy boczki zaczęły mnie już boleć od przewracania się, leniwie wstałem. Zwykle w obozie należy być porannym ptaszkiem, chyba że chcemy narażać się na gniew Chejrona lub głód spowodowany spóźnianiem się na posiłki, więc cieszyłem się z każdej chwili, w której mogłem dłużej pospać.
Ale coś nie dawało mi oddać się tej błogiej czynności. Sumienie? Próbowałem usłyszeć jakąkolwiek muzykę lub inne dowody na złamanie obietnicy Luny, ale nic takiego nie dotarło do moich uszu. Mogłem być spokojny, ale jednak jakaś część mnie chciała sprawdzić co u niej.
W końcu podniosłem się z łóżka koło 8.00. Ubrałem się i wykonałem resztę porannych czynności, i ruszyłem do pokoju dziewczyny.
Gdy otworzyłem drzwi zobaczyłem ten sam nie ład co wczorajszej nocy. Wchodząc na antresolę, usłyszałem:
– Nareszcie, Nico, już się strasznie nudzę.
Luna leżała na łóżku głową w dół, a ciemne włosy "zamiatały" podłogę.
– Spałaś? -zadałem pytanie.
– Trochę. Później Fobetor pokazał mi jakiegoś złotowłosego gościa, który się ze mną całuję. To był koszmar. – uśmiechnęła się– Poczekasz na mnie, aż się ubiorę?
Pokiwałem twierdząco głową. Dziewczyna wstała z łóżka i poszła do łazienki. Wyszedłem na taras. Miał ok. 10 metrów kwadratowych. Znajdowała się tu wiklinowa kanapa, ława, w drugim kącie mały stolik i krzesło. Widok rozpościerał się na rzekę Hudson. Na ulicy był tłum aut, a chodnikiem pośpiesznie szli przechodnie. Wszystkie odgłosy były bardzo typowe dla sobotniego poranka.
Wróciłem do pomieszczenia. Kącik z przytulankami nie dawał mi spokoju. Nie dawno wykłócała się, że ma prawie piętnaście lat, a śpi z pluszakami?
Tymczasem wyszła z łazienki ubrana w jasne jeansy i niebieski T-shirt z bliżej nie określonym nadrukiem. Przypominało to rozdeptaną, białą galaretkę. Włosy rozczesywała szczotką i zaplatała w koka na czubku głowy.
– Zastanawiasz się pewnie po co są mi te misie. – wskazała głową na stertę.
– Skąd wiedziałaś?
– Nie wiem. – wzruszyła ramionami. – Czasami mam takiego doła, że siadam w tej górze, topię się w nich i tak ukryta przed światem przeklinam wszystkich po kolei oraz staram się by moje życie trochę się pokolorowało. To działa na mnie terapeutycznie. – westchnęła. – Głodna jestem. Może Hedwig już wróciła?
Sięgnęła po torebkę z szafki nocnej i ruszyliśmy do kuchni.
– Mam pytanie. – odezwała się. – Czy wczoraj spotkaliśmy w bibliotece takiego dziadka, czy tylko to sobie ubzdurałam?
– Naprawdę go spotkaliśmy. Nie pamiętasz?
– Jak przez mgłę. No dzięki za ratunek. Bogowie wiedzą, co by ze mną było, gdybyś mnie nie złapał.
Weszliśmy do kuchni i ujrzeliśmy wysoką i pulchną kobietą w czarnym koku. Opiekała tosty i podśpiewywała sobie coś pod nosem. Nagle się odwróciła i przez jej twarz przeszedł uśmiech, który zamienił się w zdziwienie, a nawet obawę.
– Witaj Lunito. – powiedziała. – Śniadanie prawie gotowe, ale kim jest ten młody człowiek? – zlustrowała mnie od stóp do głów.
Jej reakcja na mój widok mnie nie zdziwiła. Dużo osób w obozie się mnie boi, albo co najmniej nie chcą ze mną gadać. To nie moja wina, że urodziłem się z czarnymi włosami, ciemnymi włosami i mam taki styl. No i na dodatek jestem synem Hadesa. Gorzej chyba być nie może.
– To mój przyjaciel, Nico. – odpowiedziała Luna. – A na górze śpi jeszcze Percy. – oczy kucharki zrobiły się wielkie jak jabłka. – Mój brat. – dodała.
Zrobiło mi się ciepło nas sercu, że nazwała mnie przyjacielem. Nie ukrywam, to było miłe. Znamy się zaledwie jakieś dwa tygodnie, jednak coś nas łączy. Jeszcze nie wiem coś, ale to silne przeczucie.
– Brat? – zdziwiła się.
– Przyrodni. Syn Posejdona.
– Nie wiedziałam, że Posejdon ma więcej dzieci. Ale no cóż, dzisiejszy dzień jest pełen niespodzianek. – westchnęła. – Czyli śniadanie dla trzech osób?
Dziewczyna przytaknęła.
– Nie zjem już nic przez następny rok. – marudził Percy. – Hedwig gotuje tak codziennie? Jak to możliwe, że jesteś tak chuda? – dziwił się.
Szliśmy po schodach do biblioteki. Dopiero skończyliśmy obfite śniadanie, nawet jak na amerykańskie standardy. Kobieta zaczęła już robić obiad, a z kuchni dobiegała nas gama cudownych zapachów, mimo to byłem tak objedzony, że podzielałem zdanie syna Posejdona.
Weszliśmy do ogromnego pomieszczenia z książkami. Dzisiaj było tu jasno, ponieważ ogromnych okien nie przysłaniały ciężkie zasłony. Na ciemnej kanapie siedział staruszek, popijając herbatę i eleganckiej filiżanki.
– Witajcie. – przywitał się, odkładając na stół porcelanę. – Czujesz się już lepiej, moja lilio? – spojrzał na dziewczynę.
– Tak, wybacz dziadku, wczoraj coś mi odwaliło. – usiedliśmy na kanapie. – Wiesz na czym polega nasza misja?
Pokiwał twierdząco głową.
– Macie ciężki orzech do zgryzienia. Znalezienie czegoś, co zadowoli wszystkich bogów to wyczyn. I jeszcze musicie z nimi przeprowadzić wywiad... Najtrudniej będzie z Gromowładnym, ponieważ żadne z was nie jest jego dzieckiem. Ale od początku. Macie już pytania do wywiadu?
– Nawet o tym nie pomyśleliśmy. – stwierdziłem.
Mężczyzna pokiwał z dezaprobatą głową.
– Wy, młodzi, o niczym nie myślicie. Sądzicie, że najważniejsze jest uderzenie mieczem, a równie istotna jest taktyka.
– Moją dziewczyną jest córka Ateny. – zaprotestował Percy.
– Jej mądrość jednak się tobie nie udziela. – stwierdził oschle. – Zresztą co ma do tego twoja dziewczyna? Moją żoną była pół-nimfa i jakoś się tym nie chwalę.
– Czy mogłabym się o coś zapytać? – przerwała przyjaciółka.
– Już to zrobiłaś. – odpowiedział jak każdy mędrzec w każdej książce.
– Wiesz może kim jest Fobetor?
Nareszcie poruszyła ten temat. Musimy się w końcu dowiedzieć kim jest ten dupek i jak go pokonać.
– Podaj mi laptop, Lunito. – wskazał na komodę.
Dziewczyna podała mu urządzenie, a on zaczął coś w nim szukać. Zaskoczyło mnie to, że pomimo podeszłego wieku potrafi obsługiwać się takimi rzeczami, skoro ja mam czasem z tym problem.
Odwrócił ekran w naszą stronę. Włączona była jakaś strona internetowa, a nagłówek głosił "Fobetor".
- "Fobetor – zaczęła czytać. – W mitologii greckiej bóg sów". Znaczy "snów". – poprawiła się, mrużąc oczy. – "Był synem Hypnosa oraz batem... znaczy bratem... Morfeusza. Fobetor był pesro... perso...persofi...personifikacją – odczytała wreszcie. – nocnych komarów. Pojawiał się w złych snach... Wróć, tam było "koszmarów".
– Dziecko, ja, przy osiemdziesiątce na karku, lepiej czytam niż ty. – przewrócił oczami. – Może powinnaś nosić okulary?
– Dam radę. – uparła się. – "Pojawiał się w złych snach w postaci potwora lub jakiegokolwiek obiektu nieożywionego" – odczytała bezbłędnie. – Niewiele informacji, ale by się zgadzało. Często przyjmuje postać konia.
– Jest wyjątkowo paskudny. – potwierdził dziadek Eddie. – Zwykle odwiedza jednorazowo. Masz z nim jakiś większy problem?
– Od dwóch tygodni śnią mi się koszmary, co noc. Przez jeden z nich nawet zostałam wegetarianką.
– Czyli nie daje ci spokoju od dłuższego czasu... – zastanawiał się pocierając czoło.
– Myślę, że pracuje dla Eris.
– To by tłumaczyło, dlaczego nie chcę się odczepić.
– A czy mogę się go jakoś pozbyć?
– Obawiam się, że nie. Jest bardzo uciążliwy?
– Nie chce zasypiać, by nie widzieć tych okropnych wizji, a przez bezsenność dostaję tej przeklętej głupawki, jak wczoraj. – przyznała się. – A kiedy się ode mnie odczepi?
– Zapewne jak wykona swoje zadanie.
Zapadła cisza. Byłem nieco przygnębiony. Polubiłem Lunę i szkoda mi jej, że musi się z czymś takim zmagać.
– A wracając do misji – odezwał się mężczyzna. – Podaj mi, Percy, kartkę i ołówek.
Chłopak wstał i podał papier oraz narzędzie pisania.
– Właściwie o co mamy pytać? – zapytałem.
– Mają was nakierować na To. – tłumaczył. – A skoro to ma ich łączyć, to np. "Kto jest twoim największym wrogiem?" lub "Co cię najbardziej wkurza?", "Co lubisz robić w wolne popołudnia?" itd. Muszą być konkretne, by nie zostały zrozumiane dwuznacznie, oraz nie może być ich za dużo, bo jak będziecie pytać i pytać to tylko się wkurzą. Powinniście zbadać też ich przeszłość, by nie natrafić przypadkowo na piętę Achillesa. Radziłbym rozejrzeć się po paru książkach.
– Lista bestsellerów? – zapytała Luna z uśmiechem.
Staruszek przytaknął. Dziewczyna wstała i zniknęła pomiędzy półkami by powrócić po chwili z stosem wielkich ksiąg. Położyła je z hałasem na stole.
– To najlepsze kroniki bogów, jakie znajdziecie w tej bibliotece. – powiedziała. – Są po grecku, ale powinniście coś zrozumieć. – podała każdemu z nas ciężką księgę.
– Mamy je przeczytać CAŁE?! – przestraszył się Percy.
– Nie. – zaprzeczyła. – Przewertujcie je i zatrzymajcie się przy ciekawszych fragmentach. Selene, leć po gazetę. – zwróciła się w stronę gniazda sowy.
Usłyszeliśmy trzepot skrzydeł, a po chwili ptak wyleciał przez małe okienko.
Książka, która mi przypadła, niczym nie różniła się od pozostałych trzech. Spodziewałem się ujrzeć bogato zdobioną okładkę w jakieś złote esy-floresy, jednak się rozczarowałem. Dwie twarde deski zostały pokryte czarną skórą i nie zdobił ich żaden napis. Strony były pożółkłe od starości, a pismo bardzo pochyłe, ale czytelne.
Popatrzyłem na pozostałą trójkę. Percy zniknął za wielkim tomem, dziadek Eddie polerował okulary, a Luna niemal dotykała nosem kartki, jednak nadal mrużyła oczy. Chyba ma wadę wzroku, ale nie chce się do tego przyznać.
Chyba każdy zna mit o stworzeniu świata. "Na początku był Chaos", bla, bla, bla, Uranos i Gaja, bla, bla, bla, Kronos i Reja, bla, bla, bla, Zeus, bla, bla, bla, pokonanie Kronosa i tu dopiero zaczynają się bardziej interesujące rzeczy.
Do biblioteki wróciła Selene, niosąc w dziobie zwiniętą w rulon gazetę. Rzuciła ją Lunie i odleciała do swojego gniazda. Córka Posejdona zaczęła ją przeglądać, gdy wydała z siebie głośne "Co?!".
– Nie wierzę! – była zbulwersowana. – Jak mogła!
– Co się stało? – zapytał Percy, odkładając księgę na stół.
Pokazała nam czasopismo. Na stronie było duże zdjęcie kobiety w czarnej sukience. Była bardzo piękna. Miała blond, kręcone włosy, duże usta i oczy, mały nos i uszy. Promieniowała blaskiem, mimo że było to jedynie zdjęcie. Miała ok. 180cm wzrostu, a na rękach trzymała półroczną dziewczynkę. Była bardzo podobna do Luny. Jedyne co je różniło to wzrost i półkolista blizna na prawym policzku przyjaciółki.
– "Zmarł słynny hollywoodzki aktor, Richard Martin" – przeczytała wielki napis. – "Na jego pogrzebie zjawiła się jego malutka córeczka, Sophia Martin z jej mamą, oraz partnerką celebryty, Cornelią Jackson." Nie mówię, że ma mnie informować o każdym nowym facecie, bo kto by za tym nadążył, ale o przyrodniej siostrze fajnie by było wiedzieć!
Rzuciła gazetę na podłogę i zaczęła ją deptać.
– Uspokój się, Luna. – próbowałem przemówić jej do rozsądku.
– Ty nic nie rozumiesz! – krzyknęła. – Według ciebie powinnam się dowiadywać o siostrze z gazet, czy od niej?! Chciałabym mieć normalną matkę, a nie taką, która interesuję się tylko czy dobrze ją reprezentuję, czy nie jestem brzydka i wynikami na Zaliczeniach. Tylko to ją interesuje!
– Masz rację – powiedziałem opanowanym głosem. – ale nie wybieramy sobie rodziców i nie odpowiadamy za ich błędy...
– Ja przecież jestem wielką karą za ICH BŁĘDY!!!
Nie zbyt dobrze dobrałem słowa. Dziewczyna wzięła dwa głębokie wdechy i przybrała minę, jakby nic się nie stało.
– To na czym skończyliśmy? – zadała pytanie, kładąc gazetę na stole.
– Wszystko dobrze, Lunito? – spytał dziadek Eddie.
– Tak. – odparła i wróciła do lektury, tak jak pozostali.
Pod wieczór, już po genialnym obiedzie i kolejnych godzinach wlepiania gał w zapisane kartki, wreszcie przeszliśmy do zapisywania pytań.
– "Twoje hobby?" – zaproponował Percy. – "Twój ulubiony sport?"
Luna wszystko skrzętnie zapisywała.
– "Co lubisz robić w wolnym czasie?" – podałem kolejną propozycje. – "Ulubiony rodzaj książki?"
Po chwili mieliśmy już cały zestaw, składający się z dwudziesty pytań.
– Co o tym myślisz, dziadku? – podała mu kartkę.
– Że bazgrzesz jak kura pazurem. – odparł zimno, chociaż nie podzielałem jego zdania. – Powinniście ograniczyć się do pięciu. I dam wam jeszcze jedną podpowiedź. To raczej będzie rzeczą, przedmiotem.
– Dlaczego tak myślisz? – spytałem.
– Nie możesz im podarować żadnej ziemi, bo nie masz do niej żadnych praw. A hobby? Myślisz, że są aż tak zgodni?
Przyznałem mu racje.
– Już 19.00. – przyjaciółka popatrzyła na zegar. – Czas na kolację.
– Wyjedziemy stąd kilka kilogramów ciężsi. – marudził syn Posejdona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top