Rozdział 6 "Mała biblioteczka"
Percy
Wbiegliśmy na antresole za siostrą. Ten jej wielki uśmiech jest niepokojący. U niej to nie jest normalne. Wiem jak to brzmi, ale to tak jakby Nico cały czas się śmiał. Dziwne, nie?
Luna pociągnęła za pierwszą gałkę i weszliśmy do... W sumie nie wiem gdzie, bo w pomieszczeniu nie było w ogóle światła. Echo naszych kroków odbijało się od ścian, które znajdowały się w dużej odległości od siebie.
– Gdzie my jesteśmy? – zapytałem.
– W bibliotece. – odparła siostra, ale jej głos był daleko stąd.
– Nie bywam w takich miejscach zbyt często – przyznałem się. – ale czy nie powinno być tu, no nie wiem, ciut jaśniej?
– Tak jest fajnie! – zaśmiała się dziwnie. Zdecydowanie jest z nią coś nie tak. – No na co jeszcze czekacie? Chodźcie!
– Gdzie?
– Przed siebie!
Zrobiłem jak mówiła i wpadłem na Nica.
– Ale z was ciapy. – poczułem jak drobna dłoń chwyta moją rękę. – No chodź!
Pociągnęła nas za sobą, mrucząc pod nosem, jakie z nas niezdary. Niespodziewanie się zatrzymała i przypadkowo na nią wpadłem.
– Cii, ktoś tu jest. – powiedziała ściszonym głosem.
– Jak ty cokolwiek widzisz? – spytałem szeptem. Nagle mnie puściła i pobiegła dalej w ciemność.
– Luna, czekaj! – krzyknąłem za nią, ale nawet nie wiedziałem, czy w dobrą stronę.
– Kim jesteś? – usłyszeliśmy jej głos z bardzo daleka.
– Czekanie wreszcie się opłaciło. – rozległ się ochrypły dźwięk, nieco nosowy. – Moja wola została spełniona. Dziękuję, Hekate.
– Kim jesteś?
– Edward Jackson, twój i Percy'ego pradziadek.
Mój pradziadek? Ja mam pradziadka?
– Może odsłońmy zasłony, żeby chłopcy cokolwiek widzieli.
Skąd wie, że my tu jesteśmy? Też widzi w ciemności?
Minęło parę sekund i światło mnie oślepiło. Zasłoniłem oczy ręką i odczekałem, aż moje źrenicę się zmniejszą. Podniosłem powieki, a widok, który ujrzałem, wydawał się iluzją.
Pomieszczenie miało wielkość boiska do futbolu, a sufit był hen daleko nad naszymi głowami. Pokój dzielił się na dwie części, które zostały oddzielone paro metrowym przejściem, które z jednej strony kończyło się drzwiami (którymi prawdopodobnie weszliśmy), a z drugiej kolorowym witrażem przedstawiającym drzewo. Bardzo wysokie i długie, regały z ciemnego drewna, znajdowały się w obu częściach biblioteki, poustawiane równolegle do siebie. Zdobiło je mnóstwo śmiesznych wzorków, a na półkach było wiele książek. Obstawiam, że jest ich tu co najmniej milion.
Witraż wcześniej był zasłonięty ciemnymi zasłonami. Koło okna stały dwie kanapy i stolik kawowy, oraz zgrzybiały dziadek koło osiemdziesiątki. Nawet z takiej odległości, zauważyłem jego strasznie pomarszczoną i cienką skórę, przez którą prześwitywały żyły. Nie miał włosów, tylko błyszczącą łysinę. Twarz zdobił jedynie uśmiech, który niestety nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Facet ubrany był w ciemne spodnie, marynarkę i śmieszny, biały krawat i melonik. Wyglądał jakby został wyjęty z filmu, czy zdjęcia z lat dwudziestych. Podpierał się o białą laskę, a Luna stała zaledwie parę metrów od niego, co według mnie nie było rozsądne.
– Naprawdę jesteś moim pradziadkiem? – zapytała.
– Tak, Lunito, ale niestety wkrótce będę musiał się...Jak wy to mówicie?..."zmywać". – puścił do mnie oko, co wyglądało... no dziwnie. – Siadajcie. -wskazał na kanapy.
Podeszliśmy do staruszka, który rozsiadł się na jednej z sof, a my w trójkę klapnęliśmy na drugiej.
– Miło mi was wszystkich poznać. – rzekł. – Wnuków i brata.
– Brata?! – przeraził się Nico.
Pradziadek w odpowiedzi zaśmiał się, ukazując odklejającą się protezę.
– Twoja mina była bezcenna. – potarł nos haftowaną chusteczką. – Tak, jestem synem Hadesa i urodziłem się podczas pierwszej wojny światowej, a w drugiej czynnie brałem udział. – wypiął pierś, jakby chwalił się niewidzialnymi orderami- Ale możecie do mnie mówić "dziadku Eddie".
Zastanawiałem się, jak czuje się Nico. Teoretycznie jest od niego góra dwadzieścia lat młodszy, ale z wyglądu to jakieś... Facet wygląda na ponad setkę!
– Opowiadajcie o misji. – zażądał.
– Skąd o niej wiesz? – nie do końca wiedziałem, czy możemy mu ufać.
Zakrztusił się własnym śmiechem.
– Przebywając tyle czasu na ziemi i mając dobry kontakt z bogami, wiele się wie. – stwierdził. – Nie mogę się spotykać z Hadesem, bo i tak ma już na pieńku z Charonem, któremu parę razy się wywinąłem – to widać. – ale Hermes często mnie odwiedza. Albo Irys. Albo Afrodyta. Znają wiele pikantnych plotek, a ja stałem się pantoflarzem, ale to przez moją żonę, Marcellę.
– Opowiesz mi o niej? – poprosiła Luna. – Piszę o niej książkę i chciałabym wiedzieć jak się poznaliście.
– To było niedaleko Rzymu, w 1941...
– Mówiłeś, ze chcesz nam pomóc w misji. – upomniał go syn Hadesa.
– Masz rację. Niestety będziesz musiała zaczekać, moja mała lilio wodna.
Na twarzy dziewczyny pojawił się grymas, jak u małego dziecka.
– Ja chcę teraz. – wstała i tupnęła nogom.
Sięgnęła po grubą książkę, która leżała na ławie i przycisnęła do piersi.
– Moja lilio, proszę zostaw to. – dziadek Eddie spoważniał.
– To opowiedz o babci!
– Nie teraz, kwiatuszku. Proszę, zostaw to. Przecież wiesz, że to niezwykle delikatne. Ta księga zawiera wiele cennych informacji...
– Trzeba jej było tu nie zostawiać.
– Moje stawy nie są zbyt młode, a bałem się jej dać Selene, bo mogłaby ją uszkodzić pazurami.
– Kto to Selene? – zadałem pytanie.
– Moja asystentka. – odparła nadąsana siostra.
– Która ma pazury?
– Czy ktoś powiedział, że jest człowiekiem. – wskazał na czubek pobliskiego regału, na którym został ułożony stos patyczków.
Zza kupki wyjrzały szare oczy, które przypominały mi Annabeth. Po chwili wzbiła się w powietrze biała sowa, by wylądować obok staruszka.
– Lunito, odłóż książkę. – kontynuował.
– Nie. – odparła z beztroskim tonem i uśmiechnęła się szelmowsko.
Poderwała się do biegu razem z lekturą.
– Zaraz ją zniszczy! – podniósł się mężczyzna, krzywiąc się z bólu. – Łapcie ją!
Popatrzyłem na faceta, a później na Lunę znikającą między regałami, aż w końcu ruszyłem za dziewczyną.
Pomimo wieloletniego stażu w dziedzinie uciekania przed potworami, miałem trudność ją dogonić. Ale na szczęście długość stawianych kroków zwyciężyła. Już miałem ją złapać, ale niespodziewanie skręciła, a ja nie przewidując takiego ruchu jej strony, nie wyhamowałem i z pełnym impetem, walnąłem o regał. Siostra odwróciła głowę, nie zaprzestając ucieczki i pokazała mi język. Nie zauważyła przed sobą ściany w pełni z książek i wpadła na nią. Kupka się przechyliła. Zdążyłem tylko krzyknąć "Uważaj!!!", gdy spadł na nią grad lektur. Moment później, czarna czupryna wydostała się z pod sterty, śmiejąc się wniebogłosy.
– Luna, nic ci nie jest? – spytałem, podnosząc się z ziemi.
– Było cudownie! Chcę powtórkę!
– Może jest chora? – podsunął Nico, znajdując się niepostrzeżenie obok mnie. – Dobrze się czujesz? – zapytał, podchodząc do niej i przykładając dłoń do jej czoła.
– Jak nigdy! A wiesz, że z tych książek można zbudować schody? Albo wiem! Zjeżdżalnie! – jej oczy błyszczały od ekscytacji.
– Czy moja lilia normalnie się tak zachowuje? – przykuśtykał dziadek Eddie, patrząc podejrzliwie na dziewczynę.
– Nie, chyba coś jest nie tak. – stwierdziłem. – Może dam jej jakieś środki nasenne, żeby się uspokoiła. – zaproponowałem.
– Dobry pomysł, Percy. Cieszę się, że cię poznałem. – zmusił mnie do spojrzenia mu w oczy.
Patrząc z bliska na jego twarz, doszedłem do wniosku, że kiedyś musiał być bardzo przystojny. Miał szeroki podbródek i ciemne oczy, które jako jedyne wydawały się żywe w tej twarzy. Był barczysty, mimo że teraz to były praktycznie same kości. Los nie pożałował mu wzrostu, bo pomimo podeszłego wieku, nadal mógł spojrzeć mi prosto w oczy.
– Taa, ja też. – trochę skłamałem i spróbowałem się uśmiechnąć, lecz widząc jego minę, uznałem moją próbę za nieudaną.
Nigdy nie poznałem dziadka, bo zginął gdy mama miała pięć lat. A poznać pradziadka? Muszę się z tym przespać.
– Przyjdźcie jutro, bo nie wiem ile mam jeszcze czasu. No i jeszcze jedno! – przypomniał sobie. – Jak wyjdziecie z biblioteki, może się okazać, że jest już koło dwudziestej.
– Dwudziestej?!
– Eksperymentowałem z zaklęciami, w końcu pomogła mi Hekate, ale nie zdziwcie się.
Przytaknąłem niepewnie. Ten staruszek coraz bardziej mnie zadziwia. Nico ciągnął za rękę Lunę, która nawijała o zjeżdżalniach i schodach.
– Zróbmy to, proszę! Wiesz jaka będzie fajna zabawa!
– Myślę, że powinnaś najpierw narysować plan. – zaproponowałem. – A kartki masz pewnie w swoim pokoju, więc co ty na to by tam pójść?
– Jesteś genialny, braciszku! – zawołała w skowronkach. – Chodźmy przez okno!
– Co?! – cała trójka wydała z siebie okrzyk.
– Parkur. Tak się szybciej tam dostaniemy.
– Wiesz Luna, nie sądzę by był to dobry pomysł. – stwierdził syn Hadesa, nadal ją przytrzymując. – My nie jesteśmy zbyt doświadczeni w takich rzeczach, więc lepiej chodźmy normalnie, przez drzwi.
Dziadek Eddie i Selene odprowadzili nas do drzwi. Luna się wyrywała i chciała tworzyć książkowe konstrukcję, ale Nico powstrzymywał ją od ucieczki między regały.
Wyszliśmy z biblioteki.
– Zaprowadź ją do pokoju, a ja pójdę po leki. – zarządziłem i zszedłem po schodach na dół i przeszedłem do kuchni. Faktycznie na dworze już się ściemniało.
Poszperałem w wielu szafkach, aż natrafiłem na buteleczki z najróżniejszymi tabletkami. Chwilę zajęło mi odszyfrowanie napisów, ale w końcu wyjąłem odpowiednie pigułki. Nalałem do szklanki wody i ruszyłem do pokoju siostry.
Nico ganiał za dziewczyną po całym pomieszczeniu i próbował nakłonić ją do spania. Wyglądało to jak dziecinna zabawa. Luna wdrapała się na stół, a następnie z niego skoczyła i pobiegła w moją stronę.
– Weź to. – pokazałem jej tabletki.
– Po co?
– To taka jakby ambrozja. – kłamałem na poczekaniu. – Doda ci więcej siły, żebyś mogła spokojnie planować zjeżdżalnie.
Połknęła pigułki i popiła wodą.
– A ty chyba jeszcze nie widziałeś mojego pokoju. – powiedziała.
Napotkałem spojrzenie Nica, mówiące "Uważaj co teraz powiesz".
– W sumie to nie. – odpowiedziałem.
– Oprowadzę was! – złapała nas za ręce i pociągnęła do pierwszych drzwi. Weszliśmy do pokoju, w którym były jedynie szafy. – To garderoba, a tu jest przejście do magazynu z beczkami. – nie miałem zielonego pojęci o czym mówi. – Tu – zaprowadziła nas do kolejnego pomieszczenia z wielkimi oknami i drążkami. – jest sala do ćwiczeń. Gdy nie chcę mi się iść do sali gimnastycznej, ćwiczę tutaj. Tam jest taras z którego widać panoramę Nowego Jorku, a na piętrze widok na rzekę Hudson. Na górę!
Po chwili byliśmy na antresoli, a siostra uchyliła nam kolejne drzwi.
– To jest łazienka. – pokazał pomieszczenie, w którym królowały białe płytki.
Dziewczyna nareszcie zaczęła ziewać. Zaczęła przymykać powieki, ale walczyła z sennością.
– Chyba jesteś śpiąca. – stwierdziłem, a siostra zdecydowanie zaprzeczyła. – Może powinnaś się już położyć...
– Może narysujemy portret Fobetora? – zaproponowała, a kolana się pod nią ugięły.
– Zostawmy to na jutro. – podtrzymałem dziewczynę przed upadkiem.
Zaprowadziłem ją do łóżka, a następnie przykryłem kołdrą. Niemal od razu zamknęła powieki, a już prawie w krainie Hypnosa, dodała:
– Zgaś światło, proszę.
Podszedłem do włącznika i wykonałem prośbę. Lampy zgasły, a na suficie pojawiło się tysiące gwiazd, które wyglądały na prawdziwe. Gdy popatrzyło się w górę, można było mieć wrażenie, że stoi się pod gołym niebem.
– Ładnie to wygląda. – przyznałem.
– Cii. – uciszył mnie syn Hadesa i wskazał na śpiąca Lunę.
Wyszliśmy z pokoju najciszej jak potrafiliśmy.
– Według mnie za łatwo poszło. Coś kombinuje.
– Śpi, więc nie mamy się o co martwić.
Na zewnątrz było już ciemno. Oczywiście to miasto nigdy nie śpi, a teraz rozbłyskiwały światła samochodów i innych budynków.
– Dobranoc. – usłyszałem głos Nica, którego sylwetka zniknęła za jednymi z drzwi.
Podszedłem do kolejnych wrót i wszedłem do swojego pokoju. Wykąpałem się, przebrałem w piżamę i oparłem o framugę okna, które wychodziło na morze.
Ciekawe co u Annabeth. Gdy rano z nią gadałem, powiedziała, że ma dużo na głowie. Pewnie ona będzie mózgiem misji. Ogarnąć piętnastu nastolatków? To trudne. Tęsknie za tymi przygodami, na które jeździliśmy tylko z córką Ateny i Groverem. Obowiązki wtedy rozkładały się w miarę po równo, a teraz ja jestem najstarszy i odpowiedzialny za młodszą dwójkę. Za miesiąc będę już dorosły. Prawnie. A co jeśli nadal nie jestem dojrzały i zachowuję się jak dzieciak?
Powinienem przestać tyle myśleć. Dam sobie radę i żadnemu z nas nic się nie stanie.
Położyłem się do łóżka i usnąłem przy szumie fal.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top